Najpierw po jednej tabletce na dzień przez pięc dni. tj. od 5-9 dnia cyklu, a później po dwie na dzień w tych samych dniach cyklu. Miałam OWUL i pęcherzyki, ale ciąży niestety brak. Jak
wczoraj stracilam psa Westa... mialam isc z nim na spacer, niestety wybiegl tak szybko, ze nie zdazylam go złapac. usłyszał psa sasiada, ktory byl po drugiej stronie ulicy... widzialam zaklopotanie mego psiaka jak zobaczyl, ze nie moze sie juz wycofac... staralam sie mu pomoc, ale zmarl o 14:14. 2 minuty i odszedl... bardzo go kochałam i kocham, nie moge sie pozbierac po stracie tak wspanialego psa, wesolego, upartego... kochany pełny zycia mlody piesek... byl moim najlepszym przyjacielem...
Trzeba przyznać: ma rację. Po pierwsze, ma pełne prawo do tego, aby wyglądać, jak chce. Jej sprawa. Po drugie, kilkanaście dni temu przeżywała trzecią rocznicę śmierci ukochanego męża i brata. Z pewnością nie były to dla niej łatwe dni. Być może do tej pory nie uporała się z żałobą po stracie najbliższych. Nic nam do tego.
Wczoraj odeszła moja prawie 17 letnia kotka. Nie mogę przestać płakać i obwiniać się za to. Jeszcze tydzień temu była zdrowa a teraz jej nie ma.... Wczoraj 29 listopada musiałem zgodzić się na uśpienie mojej kochanej kotki Maszy była ze mną 5 lat i 4 miesiące :( Nie wiem jak sobie poradzić po jej stracie. zmarła moja kochana kotka Karmelka płaczę, płaczę choć leczyłam, obwiniam się miała 11 lat, wszędzie ją widzę że zaraz przyjdzie do mnie. Była bardzo mądra, budziła nas, uwielbiała swoje podwórko, parapety pilnowała ogródka jak piesek, miała śliczny pyszczek bardzo ją kochaliśmy, syn też bardzo przeżywa, bo mamy też pieska który tez wymaga leczenia mogłabym pisać i pisać jaka była cudowna wyjątkowa - piszę i ciągle płaczę pa kochani trzymajcie się mocno bądżmy razem całuję wszystkich którzy tak kochają Magdalena 17 grudnia 2019 16 grudnia 2019 r. po 7 latach pożegnaliśmy kota Leona. Nie umiem się z tym pogodzić tak bardzo za nim tęskni. Emilia Nowak 29 grudnia 2019 27 grudnia musiałam uśpić mojego kochanego króliczka. Miał 8 lat. Nie mogę się z tym pogodzic, jeszcze 2 dni temu było wszystko dobrze, a teraz już go nie ma mija m-c od śmierci mojej koteczki ciągle tęsknię i płaczę czuję ze ona jest wsród nas tak bym chciała się z nią pobawić i pogonić na ogrodzie uwielbiała jak rzucałam jej orzechy które spadały z drzewa traktowała je jak piłeczki mieliśmy jeszcze inne zabawy które uwielbiała bardzo lubiła jak szczotkowałam delikatnie jej śliczne futerko wszystkim się podobała. Kupiłam jej śliczny kocyk ale go już nie zobaczyła. Wczoraj uspiona moją najkochansza kotke dla mnie najwazniejsza i dalej mi z tym trudno dlatego postanowilam sie z tym wybilo jej 18 albo 19 bardzo stara lecz nie z tego powodu ją juz chora,miala chore nogi,najprawdopodobniej miala jakiegos trudem chodzila,ciagle sie juz jej bardzo brzydka slina,nie polykala nawet mi jej szkoda,bardzo chcialam zeby caly czas na swiecie to jest nie chcialam jej dluzej meczyc bardzo bardzo cierpiala,codziennie zalatwiala sie po katach od pewnego chory pecherz,byla juz cala ja kochalam,kocham ja dalej,przykro mi ze jej jiz nigdy nie bedzie,nie wyobrazam sobie bez niej najlepszym kotem pod bardzo mi smutno ze jej nie ma bo byla ja ogromnie i bede ja pamietac do konca mojego zycia Płaczę czytając bo przeżywam to samo. Mój Rudzik nie chciał jeść. Męczyliśmy go kroplówkami po których było coraz gorzej. Badania krwi wykazały chorobę nerek-70% uszkodzenia. Lekarz zasugerował uśpienie. Jak to? Kochane stworzenie uśpić? Kot ufał nam bezgranicznie, rozmawiał z nami. Tak, rozmawiał bo to był cudowny mądry kot. I te mądre oczy, nie zapomnę. Mogłam go trzymać w ramionach do końca życia. Nie wiem co się stało że go uśpiliśmy. Ale już nie było szans na życie tylko mękę. Chował się po kątach, chwiał się na nogach i nie przyjmował pokarmu kilka dni, wypluwał gdy dawałam mnie to że go uśpiłam. Jeszcze miał przytomne spojrzenie, dobry słuch. Nie wiem czy to jest humanitarne jak to lekarz powiedział? Już nic nie wiem. Danusiu uważam że musiałaś podjąć taką decyzję dobrze postąpiłaś przynajmniej Twój Rudzik nie cierpi i Ty też jest za tęczowym mostem i jest mu tam dobrze i na pewno zabrał Twoja miłość i dobroć. Tak ja też musiałam moją Karmelkę uśpic r. o godz w nocy razem z synem jechaliśmy bo umierała ale lekarz powiedział że stan jest agonalny. Też leczyłam kroplówkami i zastrzykami 2 m-ce. Jak odchodziła bo serduszko przestawało bić razem płakaliśmy i mówiłam jak ją kochamy i że była u nas. Płaczę i płaczę bo wszedzie ją widzę też miała śliczny pyszczek i była taka mądrulka. Mogłabym pisać i pisać jaka była cudowna. Może Twój Rudzik i Karmelka razem się bawią oraz inne kotki. pozdrawiam Przez takie ciężkie przeżycia nie chcę już żadnego kotka. Chciał na rączki, mogłam go nosić i przytulać aż do końca, bo już był śmiertelnie chory. A tego nie zrobiłam. Teraz cały czas analizuję co się stało. Jak otępiała szybko pojechałam by go uśpić. Mojego przyjaciela. A wiem że tego nie chciał. Nawet myślenie mi się wyłączyło. Wiedziałam, że jest źle. Miałczał bo kroplówki były męczarnią. Nie zapomnę jego ostatniego spojrzenia. Wcale mi nie przeszło. Jest strasznie ciężko na duszy. moja Karmelka też nie chciała umierać, też tak jak Ty wiedziałam że jest żle, ale nie chciałam żeby cierpiała też teraz nachodzą mnie różne myśli. Do końca mojego życia zapamiętam ten obraz mojego kociątka mojej kochanej i mądrej Karmelki. Myślę że też tak ją kochałaś że bałaś sie cierpienia. Po przeczytaniu Twojego pisma na blogu Twój Rudzik był bardzo chory. Nie męcz i nie zadręczaj się. pozdrawiam Dzięki za wspierające słowa. Chyba jesteś psychologiem, bo trochę podziałało. Widocznie jesteś bardziej dojrzała emocjonalnie. Przeżyłaś to samo co ja i wiemy jak to jest. Dzięki. Życzę wszystkiego najlepszego. 4stycznia 2020 r musiałam uśpić swojego kochanego 17-letniego pudełka. Był ślepy głuchy niedołezny przewracał się. Chciałam aby umarł śmiercią naturalną ale nie mogłam patrzeć na jego cierpienie. Tęsknię za nim bardzo kupiłam go jak miał 2 miesiące był że mną zawsze! Dziewczyny rozumie Wasze cierpienie bo sama cierpię, ja traktowałam moją Karmelkę jak członka rodziny, jak wracałam z pracy tylko wchodząc do mieszkania wołałam mamusia przyszła. Ona to uwielbiała miziała i chodziła wkoło nóg dopóki jej nie wypuściłam na jej ogródek. Opisujcie swoje zabawy ze swoimi zwierzątkami napewno będziecie się lepiej czuć wyrażając w ten sposób co z nimi przeżyliście i jakie były cudowne - pozdrawiam Jedno jest pewne nie zmienimy porządku tego świata! Nie wrócimy naszym zwierzaków życia! Miały przy nas cudowne życie! Były kochane, noszone na rękach, przytulne, głaskane, całowanie, pieszczone, nie zaznały bólu, głodu, zimna! Wierzymy że gdzieś tam mają swoje niebo, z którego na nas patrzą! Chcieliśmy, aby nie cierpiał więc nie płaczmy niech nie patrzą na nieszczęśliwych właścicieli! Wiemy jacy potrafią być ludzie okrutni dla zwierząt, ile potrafią zadać cierpienia zwierzętom, ile jest przepełnionych schronisk dla zwierząt. Myślimy, aby innym zwierzaków dać trochę ciepła i miłości. Postarajmy się nie płakać! Pomyślmy o tych żyjących, które czekają na nas w schroniskach! Pozdrawiam! pisze przez łzy bo czytam co piszecie i ja tez wczoraj pożegnałam Dode. miała prawie 16 lat. padła wątroba. tak z dnia na dzień. przestala jesc, wymiotowala. dawalosmy kroplowki. strzykawka jedzenie do buzi. ale wczoraj juz nie mialam serca patrzeć tego przerażenia w oczach gdy po raz kolejny chcialam podac jej jakis plyn. ona po prostu juz nie chciala jesc. bo byla w bólu. wiedziała ze juz jest jej koniec. pożółkły jej oczy dziąsła. wiec zostala tylko śmierć głodowa i cierpienie. ostatkiem sil poszłyśmy na krotki spacer. wrocila polozyla sie na kanapie gdzie zawsze lezy, weterynarz juz był gotowy. wiec przytulilysmy sie do niej. podziekowalysmy jej za wszystkie lata i powiedzialysmy ze moze isc juz spac i ze ja kochamy i ze dziekujemy. lekarz podał zastrzyk. byla taka spokojna zero strachu. nawet nie wiem kiedy umarla. chwila moment. bardzo to trudne ale miala chyba godną śmierć. nawet gdy moj ojciec umarł nie było mi tak źle jak teraz. bardzo ciężko. nie wiem jak żyć. bardzo bardzo ja kocham. dziękuję Dodi, że byłaś pisze przez łzy bo czytam co piszecie i ja tez wczoraj pożegnałam Dode. miała prawie 16 lat. padła wątroba. tak z dnia na dzień. przestala jesc, wymiotowala. dawalosmy kroplowki. strzykawka jedzenie do buzi. ale wczoraj juz nie mialam serca patrzeć tego przerażenia w oczach gdy po raz kolejny chcialam podac jej jakis plyn. ona po prostu juz nie chciala jesc. bo byla w bólu. wiedziała ze juz jest jej koniec. pożółkły jej oczy dziąsła. wiec zostala tylko śmierć głodowa i cierpienie. ostatkiem sil poszłyśmy na krotki spacer. wrocila polozyla sie na kanapie gdzie zawsze lezy, weterynarz juz był gotowy. wiec przytulilysmy sie do niej. podziekowalysmy jej za wszystkie lata i powiedzialysmy ze moze isc juz spac i ze ja kochamy i ze dziekujemy. lekarz podał zastrzyk. byla taka spokojna zero strachu. nawet nie wiem kiedy umarla. chwila moment. bardzo to trudne ale miala chyba godną śmierć. nawet gdy moj ojciec umarł nie było mi tak źle jak teraz. bardzo ciężko. nie wiem jak żyć. bardzo bardzo ja kocham. dziękuję Dodi, że byłaś Wczoraj pożegnałam moją ukochaną koteczkę. Była ze mną 14 lat- dzień w dzień, każdego wieczoru, każdego poranka. Nie mogę przestać płakać ani o niej myśleć. Wszystko mi ja przypomina. Tak bardzo za nią tęsknię... Wczoraj pożegnałam moją ukochaną koteczkę. Była ze mną 14 lat- dzień w dzień, każdego wieczoru, każdego poranka. Nie mogę przestać płakać ani o niej myśleć. Wszystko mi ja przypomina. Tak bardzo za nią tęsknię... Tak dobrze znam te uczucia, o ktorych piszecie... W lipcu uspilam moja umierajaca kotke... Byla juz tak slaba, ze umarlaby pewno w ciagu kilku godzin ale gdy przyszedl weterynarz, uciekla za lozko...nie chciala umierac... I tak jak Danuta zastanawiam sie czy to na pewno jest humanitarna smierc? Czy to nie jest morderstwo? Kocham moja kotke, do dzis za nia placze i mam nadzieje, ze mi wybaczy, i ze sie kiedys spotkamy. Nie myśl Sylwio,że jest to morderstwo mi też było ciężko zdecydować na uśpienie mojej Karmelki ale nasze kotki były bardzo chore i słabe i dlatego tak właśnie musiałyśmy zdecydować by nie cierpiały Kocham bardzo moją Karmelkę i bardzo bardzo tęsknię tak jak Ty, płaczę i wspominam przytulam te miejsca gdzie lubiła leżeć i tak jak Ty wierzę że wybiegnie na spotkanie ze mną. pozdrawiam Was wszystkie które tak kochają i przeżywają jak ja Droga Sylwiu uspiłas swojego pupila po konsultacji z weterynarze. Napewno nie było to morderstwo. Nie dodawaj sobie dodatkowego bólu. Ja też uspiłam pieska bo był stary chory cierpiący bez szans na poprawę. Uspiłam nie zabiłam Droga Sylwiu uspiłas swojego pupila po konsultacji z weterynarze. Napewno nie było to morderstwo. Nie dodawaj sobie dodatkowego bólu. Ja też uspiłam pieska bo był stary chory cierpiący bez szans na poprawę. Uspiłam nie zabiłam Miesiąc temu odeszła moja najukochańsza sunia, Balbinka, miała prawie 12 lat. Była częścią mnie. Częścią mojego ciała i duszy. Gdy ją bolało, bolało też mnie. Kochałyśmy się taką gorliwą miłością, tak łapczywie pragnęła być blisko mnie, być wśród ludzi, uczestniczyć w życiu, ona chciała żyć z całych sił, chciała kochac do utraty tchu, tak łapczywie, do granic możliwości, jak by wiedziała, że to kiedyś minie. Miała tak gorące serce... tyle energii z wewnątrz, z tego małego serduszka, że nawet gdy powolnie umierała, ciężko było to zauważyć. Mimo złego samopoczucia, biła z niej chęć życia, merdala ogonem, chwytała za swoją ulubioną zabawkę, cieszyła się wydając okrzyki radości na widok ludzi... Ludzi kochała nade wszystko. Ona nauczyła mnie kochać. To mój największy nauczyciel życia, nauczyciel miłości. Mój Przyjaciel. Od serca i dla serca. Prawdziwy do szpiku kości, szczery, czysty jak łza. Jedyne na co liczę, to to że ona gdzieś jest, że nie dzieje jej się tam krzywda, bo nie mogę przybiec jej na ratunek. Mam nadzieje że jest szczęśliwa i spokojna i że jeszcze się spotkamy. Balbinka żyje w moim sercu, do końca świata, i po, na wieczność. Mijają 3 miesiące odkąd pożegnałam się z moim ukochanym kotkiem.... Dalej się nie potrafię pozbierać i czuję taką okropną pustkę... To był mój jedyny przyjaciel..... :((((( wczoraj odeszła nasza ukochana 15 letnia Niunia kochaliśmy ją a ona nas, była prawdziwym przyjacielem i członkiem rodziny. Musieliśmy podjąć trudną decyzje o jej odejściu ponieważ z dnia na dzień była bardzo chora, słaba i smutny miała pyszczek nie można było jej rozweselić. Nie miała szans na poprawę. Bardzo okazywała radość jak ktoś przychodził ze znajomych których znała. Tak jak pisze Magda o swojej Balbince taka była nasza Niunia. Mamy nadzieję że jest szczęśliwa i spokojna i bawi się z Karmelką, która odeszła r. Żyją w naszych sercach Dzien dobry wszystkim, Wczoraj odszedl moj najukochanszy Kocurek na swiecie mial 17lat:(( byl dla mnie wszystkim, calym moim swiatem, moja jedyna prawdziwa Miloscia. Jak bez niego mam zyc :(((((( Byl jeszcze taki pelen zycia ale mial okrutnego tumora i bardzo cierpial, zdaniem lekarza. Wczoraj musialam go uspic bo nie chcialam zeby tak mocno cierpial, nie wiem tylko czy on tego chcial czy wolal cierpiec i byc przy mnie? Nigdy sie juz nie dowiem Nie potrafie zyc bez niego, byl taki wspanialy kochany grzeczny i byl zawsze przy mnie na dobre i zle. Teraz, kiedy miesiac temu wyprowadzil sie moj dorosly Syn i nie ma juz mojego ukochanego Kitti naprawde nie wiem jak dalej zyc z ta ogromna beznadziejna pustka. Mialam tylko jego. Mam nadzieje ze jest szczesliwy i ze juz go nic nie boli i ze moze teraz biegac z innymi kociakami w kocim Niebie. Moj najukochanszy zwierzulek. Tak okrutnie tesknie i tak bardzo boli ze juz go nie ma. Pozdrawiam Dzien dobry wszystkim, Wczoraj odszedl moj najukochanszy Kocurek na swiecie mial 17lat:(( byl dla mnie wszystkim, calym moim swiatem, moja jedyna prawdziwa Miloscia. Jak bez niego mam zyc :(((((( Byl jeszcze taki pelen zycia ale mial okrutnego tumora i bardzo cierpial, zdaniem lekarza. Wczoraj musialam go uspic bo nie chcialam zeby tak mocno cierpial, nie wiem tylko czy on tego chcial czy wolal cierpiec i byc przy mnie? Nigdy sie juz nie dowiem Nie potrafie zyc bez niego, byl taki wspanialy kochany grzeczny i byl zawsze przy mnie na dobre i zle. Teraz, kiedy miesiac temu wyprowadzil sie moj dorosly Syn i nie ma juz mojego ukochanego Kitti naprawde nie wiem jak dalej zyc z ta ogromna beznadziejna pustka. Mialam tylko jego. Mam nadzieje ze jest szczesliwy i ze juz go nic nie boli i ze moze teraz biegac z innymi kociakami w kocim Niebie. Moj najukochanszy zwierzulek. Tak okrutnie tesknie i tak bardzo boli ze juz go nie ma. Pozdrawiam Łączę się w bólu ze wszystkimi,którzy cierpią,tęsknią i nie mogą zapomnieć o zwierzęcym najlepszym przyjacielu. To niesamowite,że żyjac wśród ludzi najlepszymi przyjaciółmi są jednak napisałam do córki:nie ma już naszej chomisi,zasnęła po 4 sekundach od zastrzyku,moja najlepsza choć wielu w okół ;to tylko mała chomisia skradła już trzecia odeszła,bo chomiki żyją krótko i myślałam ,że kolejny raz nie będzie bolał,ale niestety tak nie i pustka . Tak szybko guz rośnie,w ciągu miesiąca powiększył się 10krotnie. Już nie mogła łapką sięgać do pyszczka,żeby jeść,bo taka dzielna,kochana,pomimo choroby nie zmieniła nic w swoich zwyczajach,myła się ,bawiła,sprzątała domek,nie poddawała się do końca. Nie mogla się drapać lewą łapką,to przewracała się na bok i pocierała o miłości co dała mi przez dwa lata i radości -za to dziekuję Stwórcy,że cudowne dzieła stwórcze przybliżają nas do Niego,bo Bóg jest Miłością. Bardzo trudno podjać decyzję o uśpieniu-ta odpowiedzialność za przerwanie życia jest niezmiernie trudna i emocjonalnie gdy widzimy,że już nic nie pomoże,to patrzeć na cierpienie się nie Bogu,że są tacy ludzie,którzy ucinają cietpienia i pozwalają humanitarnie odejsć naszym pupilom. Bardzo mi pomaga świadomość,że wszystkie zwierzęta są Darem od odróżnieniu od człowieka nie mają planów na życie,nie mają marzeń i potrzeb duchowych i świadomosci istnienia Stwórcy. Są w całości zaprogramowane przez Boga dlatego są doskonałe i potrafią doskonale okazywać miłość,przyjaźń,przywiązanie,radość i wiele innych doskonałych dla nas lekcją i cennym przykładem jak kochać . A człowiek jest niedoskonały,ale to on ma nadzieję życia wiecznego,zwierzątka nie-idą do prochu-tak uczy Biblia. Wielki,Mądry Boże dziękuję Ci za tę piękną lekcję Miłości-okraszoną łzami,ale to też jest cenne doświadczenie-uczy pokory i przybliża mnie do Ciebie. Dla Was wszystkich Kochani-cierpiących i kochających dalej życzę,żeby każdy dzień był lżejszy i radośniejszy i jeszcze wielu małym przyjaciołom możemy dać swój dach i swoje się odwdzięczą czystą miłoscią;której w tym świecie jest ciągły deficyt. Trzymajcie się bardzo cenni-potraficie kochać . Miłość nigdy nie zawodzi. Wczoraj 16 lutego 2020 roku straciłam najlepszego przyjaciela, mojego psiaka Dropsa. Nic nie wskazywało na jego chorobę, wystarczyły 4 dni walki o jego życie, mie udało się, a ja patrząc na jego cierpienie, patrząc w jego kochane orzechowe oczy musiałam podjąć najgorszą w życiu decyzję o uśpieniu. Byłam z nim do końca, serce mi pękło, ale wierzę że teraz jest szczęśliwy i nic go nie boli. Nie zostawiłam Go, wróciliśmy razem, jest niedaleko w ogrodzie tam gdzie zawsze lubił być. Kocham Cię Dropsiu i tak bardzo tęsknię. Oliwia Strojek 24 lutego 2020 Jutro usypiam mojego 10 letniego psiego towarzysza z powodu męczącej go choroby. Spędzam w tym momencie z nim ostatnią wspólną noc. Płacze od kilku dni co noc, a rodzina unika problemu i udaje, że niezbyt są tym przejęci. Ja jednak boje się o to jak będę funkcjonować w szczególności, że jestem bardzo wrażliwa. Nie wiem czy będę w stanie chodzić do szkoły, a tato planuje już zakup następnego psa. Nie rozumiem jak tak szybko się z tym oswoił... W nocy z 25 na 26 umarł mój przyjaciel - królik Kicek. Widziałam wszystko co się z nim działo, a po tym po prostu leżałam obok niego i głaskałam jego główkę. Teraz wszędzie gdziekolwiek nie pójdę widzę go, nadal nie dociera do mnie, ze już go nie ma. Nie potrafię żyć bez niego i już nie wiem co ze sobą zrobić 10 miesięcy temu straciłam mojego jedynego przyjaciela króliczka Fado,był ze mną 8,5 roku i dał mi tyle ciepła i dobroci co nie dał żaden go do ostatniej chwili bo chorował na nerki ale lekarz powiedział że nie można mu już pomóc,że cierpi i zgodziłam się na zastrzyk śmierci a dziś czuję się jak morderczyni i wiem na sto procent że będę się tak czuć do końca dni była najgorsza decyzja w moim życiu które jest teraz jedną wielką udręką z powodu bólu,tęsknoty i wyrzutów sumienia że tak ma żadnego czasu co goi rany,z każdym dniem jest coraz gorzej bo nie mogę cofnąć czasu i tego że nie dałam mu odejść naturalnie,to mnie trzeba za to uśpić Simi była ze mną tylko 5 miesięcy. Nie potrafię zrozumieć, jak funkcjonowałam wcześniej- bez niej. Studenckie życie w Krk i czekanie na moment, gdy można będzie w końcu zaopiekować się taką małą istotką. Wiem, że to dla większości ludzi dziwne, jednak... Od tych 4 lat to było moje marzenie. Chciałam, abyśmy przeżyły te kolejne 20 lat razem. Może chciałam za mocno? Może nie zasłużyłam. Simi, moja koteczka odeszła przez niewydolność nerek. Jednak nadal czuję, że w pokoju, kuchni i łazience. Robi to, co zawsze. Jest ale jej nie ma. Koteczko, bardzo, bardzo Cię kocham, byłaś idealna, piękna, nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego stworzonka. Chcę Ci powiedzieć Simono, że pozwalam Ci odejść, choć to tak trudne. Odejdź lecz proszę, wróć kiedys, jeśli tylko możesz. Alina Nazwalska 7 marca 2020 Wczoraj 6 marca musieliśmy uspać naszą ukochaną Amstaffke Bes. 18 czerwca skończyłaby 14 lat. Chorowała od maja tamtego roku na niewydolność nerek. Nie wiem czy kiedykolwiek się z tym pogodzę. Zawsze będzie w moim sercu. I nigdy nie zastąpię ją żadnym pieskiem. Mam nadzieję że ból po jej stracie kiedyś się zmniejszy. To jest niewyobrażalny ból i pustka którą nie da się wypełnić trzeba żyć dalej i opowiadać o niej wszystkim jakim była psotnikiem w młodości i kochanym pieskiem przez całe swoje ją jak skończyła parę miesięcy była wielkości stopy. Kochała ludzi. Na widok każdego się cieszyła. Bardzo jej nam brakuje. Alina Nazwalska 7 marca 2020 Wczoraj 6 marca musieliśmy uspać naszą ukochaną Amstaffke Bes. 18 czerwca skończyłaby 14 lat. Chorowała od maja tamtego roku na niewydolność nerek. Nie wiem czy kiedykolwiek się z tym pogodzę. Zawsze będzie w moim sercu. I nigdy nie zastąpię ją żadnym pieskiem. Mam nadzieję że ból po jej stracie kiedyś się zmniejszy. To jest niewyobrażalny ból i pustka którą nie da się wypełnić trzeba żyć dalej i opowiadać o niej wszystkim jakim była psotnikiem w młodości i kochanym pieskiem przez całe swoje ją jak skończyła parę miesięcy była wielkości stopy. Kochała ludzi. Na widok każdego się cieszyła. Bardzo jej nam brakuje. Wszystkim Wam współczuję. Ja też przeżywam ogromną stratę mojej najlepszej przyjaciółki ukochanej Misi, którą dwa tygodnie temu pożegnałam, podejmując bardzo trudną decyzję, nie mogłam patrzeć jak cierpi, powikłania po operacji . Wybacz mi, pozostaniesz w moim sercu na zawsze i mam ogromną nadzieję że się spotkamy . Dałaś mi tyle wspaniałych chwil w moim życiu a przede wszystkim okazywałaś tyle miłości , radości i wdzięczności za to, że podarowałam Ci dom ,ale to ja Ci dziękuję . Wczoraj 7 marca odeszła nasza kochana kotka Nelusia. Naszej rodzinie jest z tym bardzo ciężko. Kochaliśmy ją jak rodzoną Kochani, którzy tutaj piszecie wiecie o co chodzi. Czujemy z żoną i córką dokładnie to samo co Wy. Przytulam Was wszystkich Kochani cierpiąc razem z Wami. 20 marca odeszła moja ukochana sunia nie umiem się z tym pogodzić chorowała od maja do ostatniej chwilì wierzyłam że z tego wyjdzie walczyła dzielnie do końca niestety choroba była silniejsza musiałam jej ulżyć w cierpieniu to było straszne przeżycie 20 marca odeszła moja ukochana sunia nie umiem się z tym pogodzić od maja zaczęła chorować tak dzielnie walczyła niestety choroba była silniejsza musiałam jej ulżyć w cierpieniu to było straszne przeżycie teraz niewim jak bez niej żyć nic nie ma sensu 28 marca wczoraj odeszła nasza ukochana króliczka 8 na serduszko i bez Niej z Nią do się spotkamy. Po tygodniu walki zgodziłam się na eutanazję mojego najlepszego przyjaciela na świecie. Niestety nie dało się nic więcej zrobić. Jaskier zachorował nagle i choroba tak bardzo postępowała, że w ostatnim dniu zapadł w śpiączkę (poziom cukru poza skala). Nie wiem co zrobiłam źle... Może gdybym wcześniej zauważyła, że coś jest nie tak. Raz zsiusiał się na łóżko, mogłam wtedy zabrać go od razu do weterynarza. Później w tygodniu poprzedzającym zachorowaniem zsiusiał się na łóżko trzy razy. Pojechaliśmy do weterynarza ale to już było za późno, żadne tabletki żadne zastrzyki i kroplówki nie pomogły. Nie wiem jak mam teraz żyć. Jaskier miał półtora roku o przez ten czas stał się moim kocim dzieckiem. Wczoraj patrzyłam na jego małe rude kocie ciałko. Tak bardzo mi brakuje tego malucha. To był kot idealny, przylepa chodząca wszędzie za mną, urwis którego kochałam jak członka rodziny. Kładł się spać w legowisku przy moim łóżku, zawsze siedział czas tam gdzie ja. Mamy jeszcze koteczke ale ona chadza własnymi ścieżkami i jest kochana e to Jaskier był moim przyjacielem. Widzę że dużo tu osób z podobnym przeżyciami, nie wszyscy rozumieją ile bolu niesie stara ukochanego zwierzaka. Nie ma słów które potrafią wyrazić moj smutek. Paulina Paulina 8 kwietnia 2020 Hej musiałam zgodzić się na uśpienie mojej kochanej Kitki miała 3 lata.. Nie była chora miała wypadek mieszkamy na wsi niedaleko szosy.. Pierwszy raz wypadkowi uległa temu kiedy musieliśmy podjąć decyzję o amputacji łapki tylnej... Nie wiem czy mogłam coś więcej zrobić. Był to kot wychodzący bardzo żywy wszędzie było jej pełno nie było mowy o tym żeby przestała wychodzić na dwór.. Mimo 3 łap radziła sobie świetnie jakby była zupełnie sprawna. Miała charakterek nie raz pogoniła nawet psa sąsiadów kiedy przychodził na nasz ogród.. Drugi raz w poniedziałek kiedy rano zaczęła miauczeć domagać sie pod drzwiami wyjścia.. Wypuściłam ją nawet nie pomyślałam że coś takiego się stanie.. Po pół godzinie leżała zwinięta w kłębek przy chodniku. Tato przyniósł ja do domu bardzo leciała krew i mocz.. Szybko pojechaliśmy do weterynarza ale pani po zbadaniu jej probowala ja posadzić ale Kitka była jakby bezwładna z tyłu. Przednie łapki miała silne jeszcze się wyrywała chciała uciec pewnie umrzeć w spokoju i samotności.. Dostała w tylek i tylna łapkę.. Pani doktor zrobiła jeszcze usg był pęknięty pęcherz i kwiak.. Zasugerowała uśpienie ponieważ jak stwierdziła kot o dwóch łapkach nie da rady funkcjonować.. Będzie się męczył. A więc wyraziłam zgodę na uśpienie byłam cały czas koło niej. Dostała dwa zastrzyki bo pierwszy jej nie uspokoił nie wyciszył probowala jeszcze uciekać.. Po drugim się uspokoiła pani doktor położyła ją na kocyku naszym i tak leżała kiedy już lek działał podała następny środek który miał ja uśpić. Myślałam że serce mi pęknie i chyba rzeczywiście tak się stało.. Nie mogę przeżyć tej straty nie mogę się z tym pogodzić nie mogę w to uwierzyć. Byłyśmy tak ze sobą związane. Kochałyśmy się bardzo i to ja podpisałam wyrok śmierci mam ogromne poczucie winy. Nie chcę mi się żyć przez to wszystko. Leżę na jej posłaniu na kocu który tak lubiła choć zawsze później kładła się obok mnie na łóżku koło twarzy i dotykała mnie swoim mokrym noskiem, domagając się głasków i rozdając buziaki.. Jak mam żyć? Nie mogę przestać o niej myśleć. Rozglądam się za nią wszędzie ja widzę.. Co mam począć? Proszę niech ktoś się odezwie.. Wczoraj zdechła moja krolisia, miała 10tyg,od półtora tyg ja leczyłam, w poniedziałek dostała antybiotyk, a we wtorek wieczorem już jej nie było. Pewnie była za młoda i za słaba, ale mimo wszystko nie radzę sobie że tak krótko żyła i może była że mną tylko miesiąc ale nigdy nie zżyłam się z żadnym zwierzęciem tak jak z nią...:( Królicza mama 10 kwietnia 2020 7 kwietnia straciłam moją letnią królisię. Byla moja najlepsza przyjaciolka... i dzieckiem. Tak bardzo za nia tesknie... byla dla mnie kims wiecej, niz tylko krolikiem. Tak bardzo za nia tesknie i za tym jej kudlatym pyszczkiem, ktory zawsze prosil o glaskanie.. tak mi ciezko jest sie z tym pogodzic, ale walczylam o nia do konca... ale mimo szystko caly czas sie obwiniam, ze moglam jej pomoc jeszcze bardziej, bo zyla tylko roku... albo az ze wzgledu na jej choroby. Nie wiem, jak sie z tego pozbieram, bo jest mi bardzo ciezko i nie potrafie normalnie funkcjonowac... Mama Yody 15 kwietnia 2020 Na ryneczku bułgarskiego miasteczka widzę kociaka, wielkości dłoni. Macha złamanym kiedyś i zrośniętym ogonkiem. Pyszczek jak rexa, tylko kociak z sierścią, czarny, Ogromne zielone oczy patrzą na mnie . I już wiem, co zrobię...Oglądam, dziewczynka. jeszcze rzut oka wokół...nie widać matki, nie widać nikogo zainteresowanego nią, za to wokół sporo bezpańskich psów. Bułgaria. zrobię...schylam się, głaskam, co za niezwykłe, miękkie futerko, w życiu takiego nie dotykałam, kociak do otwartej torebki, bo taksówkarze marudni ,jedziemy do domu. Wieczorem krwawa biegunka, całodobowy weterynarz 30 km, jedziemy. Zarobaczona, zastrzyki, karma, jest świetnie. był kulką energii, byłam dla niej jak mama i nazywałam ją córeczką, chodziła za mną krok w krok, spała przy klatce piersiowej, gdy tylko otwarłam rano oczy - skąd wiedziała ? zaczynała mnie całować...rozmawiała. Wypuszczałam, ruch samochodowy żaden, z tyłu za naszym zamkniętym komplekscem ogromna łąka, w ogóle to już nie miasto. Koty żyją tu długo i spokojnie, dokarmiane przez nas. trzymała się bliziutko domu a w ogóle najbardziej lubiła mieć mnie w zasięgu wzroku. 2020. Wypuszczam ją na dwór, chce , żebym z nią została, ale mam pilną pracę . OK. 19 00 schodzę po nią po raz pierwszy , nie przychodzi na wołanie, dziwne, ale już się zdarzało. o 21 00, to już niepokojące. O północy wpadam w panikę. Następnego dnia ogłoszenia w necie, rozlepianie plakatów, Bułgarzy skonsternowani, chyba tu nie ma zwyczaju szukania zagubionych zwierząt. Ja już wiem że stało się coś złego. We wtorek wczesnym popołudniem zgłasza się para sąsiadów, widzieli z okna, co się stało. Yoda poszła w kierunku, w którym rzadko na posesję innego sąsiada. potężny pit bull akurat, jak nigdy, był spuszczony z łańcucha. Wszystko trwało ze dwie sekundy A ja bym nigdy nie pomyślała, że w ogóle zbliży się do miejsca, w którym ogromny pies szalał nieraz za ogrodzeniem. Nie wierzę, chociaż wiem. Nie wierzę,że to się stało. Nie wiedziałam, że człowiek ma w sobie tyle łez. Jak ja będę żyć ? Jak ja żyłam bez Ciebie ? Yoda, wracaj, jeśli możesz. Wracaj szybko, bo dla mnie to też skończy się chorobą. Moja córeczka. Moja dziewczynka, moje cudo, które potrafiło zniwelować każdą ludzką podłość. Kocham Cię. zawsze będę Ciebie kochać i nigdy sobie nie wybaczę, że zostałaś wtedy sama, ale nasze dwa ośrodkowe koty mają już 15 i 10 lat. myślałam, że jesteś bezpieczna. Wracaj , bo łzy mi ciekną bezustannie. Wciąć Ciebie kocham... Mama Yody 15 kwietnia 2020 I wiecie, zastanawiam się, czy eutanazja to dobre rozwiązanie. CZy ludzi poddajemy eutanazji, żeby nie cierpili ? te zwierzaki uciekają, chcą żyć do końca.. Nigdy więcej nie chcę stawać przed decyzją o uśpieniu kota. Nie ulżyłam sobie i nie jestem pewna czy kotu. Cały czas cierpię i mam wyrzuty sumienia. Kot chciał żyć mimo, że był chory. Za wcześnie się stało. Patrzał mi w oczy długo jakby mówił- co ty robisz? Duszę się gdy o tym myślę. Mojego przyjaciela tak potraktowałam. Lekarz mówił że to humanitarne. Nigdy w życiu jeśli zwierzę jeszcze przytomnie siedzi, patrzy i nie pokazuje wielkiego cierpienia. Nie przeszło mi. To było cztery miesiące temu. Mojego Rudzika nie ma a ja nadal cierpię. No cóż. Stało się. Nie chcę na razie zwierząt. Rudziku dał mi lekcję życia. mama yody 20 kwietnia 2020 a ja sobie nigdy nie wybaczę, że zrezygnowałam ze swojej świętej w Polsce zasady - kot wychodzi tylko na smyczy, pod opieką i nadzorem. gdy pomyślę, jak umierała...jak walczylismy o jej zycie...też na razie nie chcę kota. ani psa, ani niczego. Była tak pełna radości zycia , tak obejmowała mnie łapkami za ? chyba przynajmniej części z nich chodzi po prostu o pieniądze. I tyle..... 2 dni temu musiałam podjąć najbardziej bolesną decyzję mojego życia .. mój 13-letni psinka Laki odszedł ... rok temu wykryto u niego nowotwór trzustki ... przez jakiś czas było dobrze, leki, glukoza, mleko kondensowane na podniesienie cukru . Od jakichś 4 miesięcy jego stan zaczął się pogarszać, miał ataki po 3/4x dziennie ,musieliśmy szybko interweniować i dawać coś na podniesienie cukru .. jeść nie chciał nic ..trochę brał , ale z mojej ręki , z miski nie zjadł chociaż nigdy nie było z tym problemu .. miał atak padaczki , z którym sobie poradziliśmy, ale po zaistniałej sytuacji pojechaliśmy do naszego weterynarza, któremu dziękuje z całego serca, że przez ten cały rok nam pomagał w tej ciężkiej walce .. Laki miał taki zaniżony poziom cukru, że nie było na niego skali, lekarz się dziwił, że on jeszcze żyje. Byłam przy nim do ostatniego bicia serca, był tak kochanym pieskiem, że nie potrafię tego opisać słowami. Myślę, że każda/y z was rozumiecie co to znaczy ten ból bo przeżywacie to samo. Jest mi strasznie źle, nie potrafię zaakceptować tego, że gdy go wołam na spacer nikt nie przybiega, gdy wstaję rano nikt mnie nie wita radosnym merdaniem ogonka, nikt nie szczeka, moja kotka strasznie rozpacza ... przychodzi do mnie i placze razem ze mną .. śpi przy moim łóżku na posłaniu mojego Lakusia .. nie wiem jak mam sobie poradzić z tą stratą, ja tak kocham zwierzęta, w szczególności psy a mojego kochanego rudzielca najbardziej na świecie ..... czy ktoś może podzielić się ze mną tym jak sobie radzi w tym ciężkim czasie ? Minęły zaledwie 2 dni a mi się świat zawalił ... Zaginal 2-letni odchowany piesek - niewielki kundelek, bol nie do zniesienia, nie wiem czy zyje, czy nie, czy spotkalo go cos zlego, poszukiwania bez rezultatu, wymknal sie z domu na spacerek ijuz nie wrocil, nie wiem jak sobie z tym radzic, zwlaszcza gdy wracam do domu, zawsze wital, a teraz cisza, moja mama nie pamieta pieska (taka starosc) nawet nie moge z nia porozmzwiac o tym Paomcy!! Z Esek Natalia! - jesteś tam? br. odszedł mój prawie 13-letni labrador. 6 lat temu stwierdzono u niego złośliwą postać raka. Daliśmy radę jeszcze 6 dodatkowych lat ... Jestem osobą samotną, cała moja rodzina już nie żyje, a on był wszystkim, co miałam. Wiem, co czujesz - najgorsza jest pustka. Ponieważ ja nie mam z kim porozmawiać i żeby nie zwariować czytam fora z wypowiedziami ludzi, których też spotkała ta tragedia (tak trafiłam tutaj) i oglądam na You Tube różne porady "jak sobie poradzić po stracie". Nie wszystkie co prawda mi pasują, ale z niektórych można już coś wyłuskać dla siebie. Jeśli znasz angielski będzie Ci łatwiej - jest dużo więcej informacji i profesjonalistów, i zwykłych ludzi, którzy przez to przeszli. Mnie osobiście pomagają wykłady mnichów buddyjskich o śmierci i stracie, ale nie wiem, czy te klimaty Ci pasują. Żałoba jest procesem, który - jak go zrozumiesz - pozwoli Ci na zrozumienie tego, co się dzieje z Tobą teraz. Chodzenie po domu i płakanie pogorszy wszystko - ja się skupiłam właśnie na czytaniu o tym. To odwraca moją uwagę od pustego domu i myślenia. Z tego co napisałaś wynika, że - tak jak i ja - spotkałaś mądrego lekarza, który przedłużył życie Lakusiowi. Z tego co przeczytałam do tej pory nie każdy miał tyle szczęścia ... Jeśli przeczytasz to co napisałam tutaj, daj znać - napiszę więcej. Ja w piątek 24 kwietnia pożegnałam mojego kochanego kocurka Puszka. W maju skończyłby 4 lata. Miał problem z wypróżnianiem, zatkaną piaskiem cewkę moczową. Pojechałam z nim na zabieg cewnikowania. Kotek nie wybudził się z narkozy. Cały czas nie mogę się pogodzić z jego odejściem, zarzucam sobie, że mogłam zrobić coś więcej, szybciej zauważyć, że coś z nim jest nie pomyślę, że jeszcze wiele lat moglibyśmy być razem, to łzy same mi płyną. Ewa, dziękuję Ci za te ciepłe słowa .. widzę, że jesteśmy w podobnej sytuacji .. powoli zaczyna do mnie docierać to co się wydarzyło.. zaczynam rozumieć to, że moja psinka przestała cierpieć i jest już za tęczowym mostem, bawi się z innymi psiakami i nic go już nie boli, ale to tak bardzo bolesne przeżycie .. wczoraj z kolei dowiedziałam się, że pies mojej babci - Grafi, z którym Laki się wychowywał (jest rok starszy od mojego) ma raka szczęki .. zanik mięśni .. i lekarz prosi aby przemyśleć uśpienie pieska ... nie dość, że muszę dźwignąć ten ból po stracie mojego ukochanego przyjaciela to jeszcze będę musiała pomóc mojej babci .. to wszystko jest takie ciężkie. Życie jest tak krótkie .. tak mało zdążyłam się nacieszyć moim psiakiem i w mgnieniu oka wszystko prysnęło jak mydlana bańka. Ewa, a powiedz mi proszę .. rozważasz adopcję kolejnego przyjaciela? Ja szczerze powiem, że zastanawiałam się nad tym, ale boję się, że nowemu pieskowi nie dam czystej karty tylko będę go porównywała do Lakiego .. + poza tym nie wiem ile będę potrzebowała czasu i kiedy będę na to gotowa. Daj znać jak przeczytasz ! Natalia, okropnie mi przykro, że Grafi ma też nowotwór i musicie znowu zmierzyć się z tą sytuacją. Nawet nie próbuję domyślać się, jak się czujecie .... Ja na Twoim miejscu najpierw przeczytałabym wszystko, co jest dostępne na ten temat (i postępowania z Babcią, i dalszych kroków w sprawie Grafiego, żebyś czuła, że zrobiłaś absolutnie wszystko, co możliwe) oraz porozmawiała z maksymalnie dużą liczbą osób, do których masz zaufanie. Znasz swoją Babcię i musisz sama ocenić, czy wymaga pomocy. Jeśli tak - to poproś o taką pomoc specjalistę, psychologa, terapeutę, itp. Telefonicznie też ją można uzyskać. Lekarz mojego labradora, który stwierdził to ohydne choróbsko a ja się rozpadłam na kawałki, powiedział mi, że płacz nic nie zmieni (jeśli już to tylko na gorsze) i że powinnam potraktować to ZADANIOWO. Z perspektywy czasu (a było to 6 lat temu) oceniam, że to właśnie dało mi siłę, żeby walczyć i przetrwać (6 lat daliśmy radę, co z taką diagnozą, jest - według naszego onkologa - chyba światowym rekordem). Miałam zadanie do wykonania: nie płakać, a działać. Skoro pomogło to mnie, to może takie podejście pomogłoby i Tobie. Pamiętaj, że teraz to Ty musisz być silna … dla Babci. Na swoje uczucia będziesz miała jeszcze czas … Wiem, że takie egzystencjalne sytuacje są ciężkie i zrozumieją je tylko ci, którzy przez to przeszli sami. Wstyd się przyznać, ale ja nie cierpiałam tak po stracie moich bliskich, jak po stracie mojego mądrego i dobrego labradora. Nie, nie chcę mieć już żadnego psa, bo takim jestem typem człowieka, no i mam już swoje lata, a nie chcę, żeby jakikolwiek pies przechodził przez to przez co przechodził np. Hatchiko (jeśli nie znasz tej historii, to film jest w necie). Osobiście nie jestem też zwolennikiem teorii "klin klinem", ale to są decyzje indywidualne i każdy sam czuje najlepiej, czy i kiedy jest gotowy na kolejnego psiaka. To się po prostu CZUJE, Natalia. Wstaniesz któregoś dnia i będziesz TO wiedziała. W życiu nie warto robić nic na siłę - daj sobie czas. Serce Ci powie samo … Ewa .. moja babcia traktuje Grafiego jak swoje najukochańsze dziecko i rozpieszcza go przez 14 lat jak tylko może .. więc wiem jak bardzo będzie cierpiała. Wydaję mi się, że ja tu nie będę w stanie zbyt wiele pomóc i faktycznie będzie potrzebny jakiś psycholog .. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, że trwałaś w tej paskudnej chorobie razem ze swoim psiakiem przez 6 lat, że byłaś na tyle silna ! Naprawdę podziwiam. U mnie od diagnozy minął rok .. chociaż i tak jak wspominałam chyba wcześniej lekarz dawał mu maksymalnie 2 miesiące życia. Ja wiem, zdaję sobie sprawę, że nie można płakać bo to tylko pogarsza sprawę, ale nie można też hamować uczuć .. nie można ich tłumić w sobie, czasem trzeba swoje wypłakać, ja na przykład nie raz nie jestem w stanie zatrzymać swoich łez, jestem bardzo wrażliwą osobą na krzywdę ludzi a przede wszystkim zwierząt .. gdybym mogła uratowałabym wszystkie zwierzaki, które chodzą po tej ziemi a są w niebezpieczeństwie ! To przykre .. że odchodzą tak szybko, są nam tak bardzo oddane, wierne i tak mocno bije od nich miłość .. Muszę być teraz silna dla babci i dziadka. Babcia rozpadnie się na kawałki a dziadek chyba jeszcze gorzej . To jego oczko w głowie.. no nic trzeba być dobrej myśli, chociaż jestem bardziej realistką , ale no niestety trzeba zmierzyć się z tą okropną rzeczywistością. Hatchiko? Oczywiście, że znam ! świetny film, ukazuje jak bardzo pies jest oddany człowiekowi i jak bezgranicznie go kocha. Jeżeli chodzi o teorię "klin klinem" też raczej nie jestem jej zwolenniczką , ale trzeba spojrzeć na to z tej strony, że życia mojemu kochanemu Lakusiowi nie zwrócę a jest tyle psiaków w schroniskach i może warto za jakiś czas pokazać chodź jednej małej istotce, że człowiek nie jest wcale taki zły i dać małemu nową szansę na dom pełen miłości, której wcześniej nigdy nie zaznał.. Natalia, tak się domyślałam, że Grafi dla Babci to oczko w głowie. Tym bardziej więc trzeba się o nich (i Dziadka też) zatroszczyć psychicznie. Ja na Twoim miejscu skontaktowałabym się szybko z terapeutą i porozmawiała, jak im możesz pomóc … a może już teraz - jak jeszcze Grafi jest z nimi - pomogłoby wzięcie jakieś jakiegoś nowego psiaka? Wiem, że sporo ludzi tak robi (zwłaszcza w rodzinach, w których są dzieci) - jeszcze przed pożegnaniem pierwszego biorą szybko kolejnego, żeby strata tego pierwszego nie była dla nich tak bolesna. Wtedy nie ma w domu tej potwornej pustki, a myśli i uwaga są skupione na nowym łobuziaku. To może być jakieś rozwiązanie. Zastanów się nad tym i pogadaj o tym z Rodzicami, terapeutą - zobaczysz co Ci powiedzą. Dla mnie byłoby to logicznie i rozsądne z punktu widzenia ich psychiki. Płakać? - jak najbardziej tak! …. ale nie w obecności Babci ani Dziadka. Ja bym starała się unikać sytuacji, w których widzą Twoje łzy, bo one im na pewno nie pomogą … Wysyłam Ci dużo dobrej energii!!!! Natalia, jeszcze jedno: uzasadnieniem wzięcia nowego psiaka - jak Grafi jest jeszcze z nimi - byłoby to, że taki psiak przeniósłby w swoisty sposób (w umyśle Babci i Dziadka) obecność Grafiego, byłby niejako przedłużeniem jego obecności i może tak byłoby im łatwiej? Ale pomyśl i pogadaj o tym z kimś, bo może to mogłoby pomóc .. Ewa ! Myślę, że to nie było by głupie rozwiązanie ! Porozmawiam z kim tylko będę mogła na ten temat .. myślę, że to faktycznie by im pomogło łagodniej przejść stratę . Tym bardziej, że oni są sami, na emeryturze więc dla nich Grafi i działka to jedyne rozrywki jakie mają i wszystko co mają aby umilić im na starość czas.. Płakać w ich obecności nie będę, staram się być silna ! Dzięki Ewa za pomoc ! Tobie również przesyłam dużo pozytywnej energii !!! Natalia, gdybyś zdecydowała się na to rozwiązanie, to takiego nowego psiaka możesz wprowadzić do domu Babci i Dziadka tzw. sposobem, żeby nie zorientowali się o co naprawdę chodzi, np. powiedzieć im, że to chyba zrządzenie losu :), ale akurat teraz znalazłaś go albo dostałaś od kogoś. Chodzi o to, żeby uwierzyli, że taki nowy psiak nie na żadnego związku z Grafim, a jak uwierzą, że zesłał go los, to myślę, że powinno być im (i Tobie) łatwiej. Już i tak wystarczająco ciężko Ci ... A Grafi będzie miał jeszcze kolegę (albo koleżankę). Trzymam za Was wszystkich kciuki!! Ewa, to dobra rada , na prawdę dziękuje Ci :) !!! chyba tak zrobię .. dam znać jak będzie po wszystkim jak się potoczyło życie ! Będę czekać, a moja intuicja mówi mi, że dasz radę. Osobom, które doświadczyły tej tragedii i które siłą rzeczy czytają naszą korespondencję, przesyłam energię spokoju. Ja również musiałam zdecydować się na uśpienie mojej Mufinki. Miała ok. 14 lat, była z nami 11, wzięliśmy ją ze schroniska, po przejściach. Dała nam tyle radości. Półtora roku temu przeszła ostre zapalenie trzustki - cudem przeżyła i później dobrze się trzymała. W lutym grom z jasnego nieba - rak z przerzutami. W marcu zaczęła mieć poważne kłopoty z chodzeniem. Zastrzyki, tabletki, smarowanie. Nic nie pomagało. W nocy nie spałam razem z nią, robiłam wszystko, żeby jej ulżyć, ale mało co pomagało. W nocy z niedzieli na poniedziałek zaczęła się dziwnie zachowywać w nocy, ciągle się prężyła, rano jeszcze trochę chodziła, a potem z godziny na godzinę było coraz gorzej. Czołgała się w kółko po podłodze, śliniła, nie mogła wstać, miała drgawki, jak się napiła, to piszczała, po południu zaczęła przeraźliwie skowyczeć. Pojechaliśmy do weta. Miała atak padaczki. Prawdopodobnie miała już przeżuty do centralnego układu nerwowego i to było przyczyną problemów z chodzeniem a nie zwyrodnienia. Zdecydowałam się wtedy na uśpienie, bo gdybym zabrała ją wtedy do domu, to nie wiem, czy dałabym radę zdecydować się na to drugi raz, a ceną byłoby jej coraz większe cierpienie. Tak mówi mi rozum. A serce wyje z bólu, pyta, i ma wyrzuty sumienia i tęskni tak, że aż dech zapiera. Łączę się z wszystkimi, którzy też to przeżywają. Maria z tomasz Gocłowski, znajdź kontakt w internecie. Mnie pomogł odzyskać zaginionego kota. 17 kwietnia odszedł nasz ukochany Kaktuś. Miał zaledwie 6 lat. 1 go kwietnia mamy jeszcze filmik jak biega za miotełką... Tydzień później zauważyliśmy, że za szybko oddycha Zaczęliśmy leczenie. Stwierdzono płyn w opłucnej ... Tego dnia wróciliśmy od weterynarza , dostał tabletki następnego dnia chciałam go skonsultować z innym lekarzem weterynarii... Nie doczekał do rana... Wieczorem nastąpiło pogorszenie...Zabraliśmy go do całodobowej kliniki...Zmarł mi na rękach.. Reanimowałam go.. Wcześniej oglądałam film jak to robić... Jednak na próżno... Dojechaliśmy za późno...Może gdybym wcześniej zmieniła lekarza ??? Nie mogę..Minął prawie miesiąc a ja co dziennie płaczę..Gdy się budzę myślę a może to był tylko sen, może to się nie wydarzyło... Mnie nie zdechł kot, dla mnie to zmarło moje kocie dziecko... Mąż przeżywa to inaczej. On chce zapomnieć i nie chce o tym mówić. Powiedział mi wprost, że nie chce o tym słyszeć. W dzień jakoś się trzymam - w nocy nie muszę... Bardzo mi go brakuje. Mojego kochanego Kaktusia - sfinksa z ogromnymi niebieskimi oczami...Nie mogę uwierzyć, że go nie ma... Musiałam go zostawić w lecznicy - mąż nie chciał go zakopać w jakimś miejscu..Miejscu, które mogłabym odwiedzać...Może i jemu byłoby zbyt ciężko..Do tego obowiązywała kwarantanna i zakaz wstępu do lasów..O cmentarzu dla zwierząt dowiedziałam się za późno...Ech... Joasiu, bardzo, bardzo Ci współczuję. Mój labrador odszedł 24 kwietnia i też nie mogę sobie z tym poradzić, ale mam pewne przemyślenia. Posłuchaj: 1. najgorsze co możesz robić w takiej sytuacji to obwiniać się .. bo za co? że czegoś nie wiedziałaś? a skąd wiesz czy inny lekarz by pomógł? A skąd wiesz co by było "gdyby" ...? takie obwinianie się jest ślepą uliczką, która prowadzi donikąd. Jak każdy tutaj, wiem jak się czujesz i jak jest ciężko - spróbuj porozmawiać z sobą tak jakbyś rozmawiała o tym ze swoim najlepszym jedynym przyjacielem. Pomyśl: co byś Ty takiemu przyjacielowi powiedziała gdyby jego spotkała taka tragedia? 2. mężowi wybacz, że nie chce o tym rozmawiać - każdy przeżywa żałobę na swój sposób: jeden musi się wygadać, inny - zamyka się. 3. skoro nie udało Ci się pochować Kaktusia, ja na Twoim miejscu zebrałabym Jego zabawki w jedno miejsce i zrobiła z nich "miejsce pamięci". To skupi Twoje myśli właśnie na tym miejscu należącym "tylko do Kaktusia". Ja swojemu Aniołkowi takie miejsce w domu zrobiłam ... może i Tobie jakoś by to pomogło ... ... gdzieś przeczytałam, że "nasi futrzani przyjaciele nie umierają, tylko zasypiają w naszych sercach". Trzymaj się. Dziś jest trzeci dzień jak odszedł mój ukochany 18letni york.. Boli tak straszne jakby przejechał mi cholg po piersiach.. Ciągle płaczę nie jem i leżę w łóżku.. Czuję się jakbym straciła sens do życia poznym wieczorem odszedl nagle po 7 latach nasz ukochany Kotus Guguś, moj Koci Synek, jeszcze chwile przed smiercia zachowywal sie normalnie, jadl, bawil sie przytulal nagle uslyszalam huk i zobaczylam Go lezacego za sofa w stanie agonalnym ,,przelewal "sue przez rece, probowalam robic masaz serca ale doslownie w kilka minut odszedl poznym wieczorem odszedl nagle po 7 latach nasz ukochany Kotus Guguś, moj Koci Synek, jeszcze chwile przed smiercia zachowywal sie normalnie, jadl, bawil sie przytulal nagle uslyszalam huk i zobaczylam Go lezacego za sofa w stanie agonalnym ,,przelewal "sue przez rece, probowalam robic masaz serca ale doslownie w kilka minut odszedl Płaczę wodospadem łez po przeczytaniu wszystkich komentarzy. Moja Spanielka, z którą jestem już od 15 lat, która towarzyszyła mi przez większość dzieciństwa jest już naprawdę wiekowa. Dostaje dużo leków, ma chore serce i wątrobę. Trzyma się dobrze, oprócz tego czasem potrafi zrobić siusiu w kojcu. Lubi spacery, ma apetyt, szczeka i gania listonosza, wyjada jedzenie kotom... ale widzę jak bardzo się postarzała... jak matowieje, jak siwieje, czuję już nawet ten charakterystyczny zapach starutkiego psiaka... jej utrata to dla mnie najgorsza rzecz, o której mogę pomyśleć. Wiem, jeszcze jest ze mną, ale nie mogę (już teraz) żyć z myślą, ze jej nie będzie, ze nie będę chodzić z nią na spacery, że nie będzie szczekała i biegała po ogródku... Rozpaczam jak dziecko... nie chcę jej tracić. Jest dla mnie wszystkim- dzieciństwem, dorastaniem, przyjacielem, towarzyszem, uśmiechem, łzami szczęścia, sensem, myślą, sercem i miłością. Nie wiem, co będzie gdy naprawdę odejdzie. Zawłaszcza, że jestem ultrawrażliwa i podatna na epizody depresyjne.....chciałabym żebyśmy zawsze mogły być razem. Już teraz myśle, ze gdy będę dorosła to na pewno będę miała taką Spanielkę... tylko czy zaakceptuję fakt, że ona nigdy nie będzie tą, za którą będę tęsknić? Nie daje rady... 15 maja uśpiliśmy naszą kochaną kicię. W lany poniedziałek nagle "zatkała się" i nie mogła załatwić. Próbowała wszędzie, zaczęła biegać po domu, wpadła w panikę. Pojechaliśmy do weterynarza i okazało się, po wykonaniu usg, że niestety ma guza w pęcherzu, który wypełnia go prawie w 3/4. Pod narkozą, przez brzuszek miała ściągany mocz. Okazało się, że to kisiel z krwią. Weterynarz dawał jej zapewne wtedy kilkanaście godzin.. Następnego dnia rano, gdyby znów nie mogła się załatwić miałaby ponownie zabieg. Całe szczęście załatwiła się sama, ale na kolejnej wizycie okazało się, że zajęta jest również nerka.. Niestety nie można było nic więcej zrobić, tylko opieka paliatywna. Nasz 15 letni kotek przez kolejne 5 tygodni był bardzo dzielny. Po trzech tygodniach bardzo spuchnęła, kolejna narkoza i ściąganie moczu przez brzuszek strzykawką, niestety nerki poszły całkowicie prawie... Po drugim zabiegu przestała jeść, mimo, że na pewno chciała, z dnia na dzień robiła się coraz słabsza i coraz mniej piła. Pojawiły się objawy mocznicy.. Również chciała żyć. Było widać, że miała nadzieję, że może wstanie rano i wreszcie dobrze się poczuje, i w końcu będzie jak dawniej... W pewnym momencie ból był chyba straszny, widać było ogromny niepokój, dwie noce z rzędu siedziała pod stołem na dywanie i patrzyła przed siebie. Wtedy podjęliśmy decyzję... Przeżycie ogromne, jechaliśmy i płakaliśmy...Z jednej strony żałujemy, zastanawiamy się czy wszystko zrobiliśmy co było można, z drugiej na pewno cierpiała strasznie... Bardzo jej brakuje.... Najgorsze jest to, że nie wiemy czy można było uniknąć tego, że pojawił się guz... 22 maja 2020 roku musieliśmy podjąć najtrudniejszą decyzję - uśpienie naszej ukochanej 15-letniej Oliwci. Choroba nowotworowa "nadziąślak" zaatakował i nie dał nam żadnych szans, w 30 dni odbierał z niej radość życia, ostatni tydzień bardzo cierpiała mimo podawanych zastrzyków przeciwbólowych, przestała jeść i pić, zrobiliśmy wszystko co było możliwe nie patrząc na koszty leczenia. Ale niestety nic nie mogliśmy więcej zrobić, właśnie dlatego że tak bardzo ją kochaliśmy, nie chcieliśmy przedłużać jej cierpienia. Dała nam tyle miłości, była wyjątkowa i cudowna. I będzie zawsze z nami w sercach i wspomnieniach, nie wyobrażam sobie już nigdy nikogo zamiast niej. Była miłością mojego życia, moją córeczką, serce pękło mi na pół i nie wiem jak bez niej będę dalej żyć, wszędzie ją widzę w domu i ogrodzie, ale jedno wiem - już nie cierpi, usnęła tak spokojnie i nic ją już nie boli. A dom taki pusty.... Oliwciu dziękuję Ci za wszystkie wspólne chwile i miłość, którą odwzajemniałaś. Tęsknię za Tobą. Po przeczytaniu wszystkich komentarzy wiem że ból związany ze stratą swojego małego przyjaciela jest czymś normalnym nie do opisania.... Moja kochana Kiki odeszła w sobotę 23 maja,ktoś ją potrącił przed samym naszym domem,najdzuwniejsze jest to ze ten zwyrodnialec zabral jej obroze z Adresowka,po co mu bula?nie odzyla Kontynuacja o moim kocim dziecku Kiki... Jak mogles draniu zatrzymać się zdjac obroże i nie zadzwonić do mnie był nr telefonu i Adres. Zrobiłeś to pod samym domem! Zastanawia nas fakt po co komuś obroza? Dla zatarcia śladów czy może zabral ja dla swojego pupila? Ludzie są wredni... Jest mi bardzo ciężko się pozbierać. Najgorsze że prawie nikt mnie nie rozumie że dla mnie była moim małym kocim dzieckiem. Nie wiem jak sobie poradzę z jej strata. Kiki Byłaś dla mnie spełnieniem najskrytszych marzeń przyszłaś do nas w sylwestra I przez te prawie pół roku zmieniłaś całe nasze życie. W życiu nie miałam takiego mądrego,kochanego kotka. Zasypialas na klatce piersiowej z nami przed nas swoim kochanym niskiej. Dziekowalas nam że Cię wzięliśmy... Kocham Cię i zawsze będę.. cały czas myślę mam nadzieję że wróci. Czuje jej obecność. Mój mąż podpowiada że trzeba wziąść nowego kota żeby zakryć mój ból serca,tylko ja nie wiem czy jestem wgl gotowa na taki krok? Zawsze może taka sama sytuacja się pojawić.. I jak ja znów to zniose Żegnaj przyjacielu 25 maja 2020 Berni, mój najlepszy przyjaciel.. Dziękuję Ci piesku za wspaniałe 18 lat. 25 mają 2020 Uśpienie kota jest obciążeniem psychicznym, które pozostaje do końca życia. Zależy jeszcze w którym momencie podejmujemy taką decyzję. I jak do tego podchodzimy. Ja tylko żałuję że nie okazałam bożemu stworzeniu miłości, mimo że czuł co się dzieje, patrzył mi długo prosto w oczy i miałczał, bez skrupułów (w tamtym momencie) to zrobiłam. To był mądry kot,który rozmawiał ze mną. I nie wiem czy stało się to w odpowiednim momencie, czy nie za wcześnie. Chciał żyć. Nawet dla kilku dni życia, kilku głaskań i uczuć ludzkich warto bardzo dokładnie przemyśleć ten ostatni zastrzyk. Zrobić wszystko dla stworzenia (przyjaciela) nim podejmie się ostateczną decyzję. Właśnie dwa dni temu odeszła na stole operacyjnym moja 2-letnia Rudzia. Mimo tego, że mamy jeszcze kilka kotów ,nie mogę dojść do siebie po jej cała rodzina. Rudzia urodziła się z niewykształconą lewa,przednią łapką,takim tylko małym odrostem. Żyła energicznie ,podobnie jak zdrowe drzewa,ciągle w biegu. Była jednak największą moją pupilą,najkochańszą. Cztery dni przed śmiercią potrącił ją w rowie kiedy wjeżdżałam z pracy na podwórko. Woziliśmy ja do weterynarza zastrzyki wykazał znaczne uszkodzenie miednicy. Po obejrzeniu przez ortopedę zdecydowaliśmy się ją ratować. Operacja miała kosztować ok. 1500 zł,ale to w tym momencie nie było ważne. Najważniejsze,że doktor podejmie to ryzyko z uwagi na jej już wcześniejsze kalectwo. Po podaniu głupiego jasia kocinka odeszła ,do dziś nie wiemy co było przyczyną. Ja sobie z tym wszystkim nie na urlopie,który wzięłam przed operacją,aby się nią opiekować. To jest najsmutniejszy urlop,jaki w życiu te wyrzuty jej pomoc, a jak ją urządziłam. Może mogłam czekać,aż miednica się sama zrośnie. Tylko,że bardzo mnie widok moich innych kotów, chciałabym tulić tylko Rudzię. Serce wszystkim w podobnej sytuacji, aby się szybko pogodzili z tym co się stało. Sobie wiem ,że Rudzię będę miała w sercu do końca życia. Jest mi ciężko więc też dopiszę swoją historię. Zostawiłam moje 2 szczurki na 3 dni, jak często mi się zdarzało... Wróciłam i znalazłam moja ukochana szczurzyce martwa, druga siedziała obok w kącie... Nie wiem co się stało, czuję się winna, gdy wyjmowałam moją ukochaną martwą szczurzycę jej noga była zaklinowana między prętami, nie wiem czy zmarła przez to, czy stało się coś innego... Nie mogę spać, ciągle płacze, obwiniam sie i nie wiem co robic... Nie mam nawet jak sprawdzić co zaszło, nawet nie mogłam jej godziwie pochować... Biorę leki na uspokojenie ale nic nie dają... Ten blog stal mi sie ostatnio bliski przez moja kotke Rudzie,ktora odeszla tydzien temu. Amelio wiem jak trudno kogos pocieszyc w takiej sytuacji. Mysle,ze Twoje ukochane zwierzatko,z powodu utkniecia i braku mozliwosci uwolnienia,musialo sie braku pokarmu chyba w tak krotkim czasie by sie to nie stalo. Wspolczuje Ci,znam taki bol i te cholerne wyrzuty sumienia. Musisz pogodzic sie z tym,ale nie wstrzymuj lez,wyplacz sie ile za moja kotka placze kilka razy o niej mysle,jak ogladam jej w pracy o niej mysle. Twoja sytuacja to nauczka dla nas wszystkich,aby nie zostawiac zbyt dlugo zwierzat samych. Zostala Ci druga to skup sie na niej. Choc dla mnie nie pomaga obecnosc moich pozostalych brak mi tej ,ktora stracilam. I mnie również spotkało to straszne przeżycie. 1 czerwca musiałam uśpić swojego najukochańszego Nerusia. Po rocznej walce z chorobą nerek nie miał siły dalej walczyć. 12 lat z nim to był najwspanialszy okres w moim życiu. Teraz pozostała pustka i kochany przyjacielu. Ewo, dziękuję Ci za słowa wsparcia..Przykro mi z powodu Twojej straty..Labki to najukochańsze psy... Ech..Wszyscy mamy tu naszą "ścianę płaczu"... Dobrze, że jest to miejsce..To bardzo ważne wiedzieć, że nie jesteśmy same...Mija drugi miesiąc..Nie ryczę już co dzień, najgorszy ból Przysycha, jednak czas wcale nie leczy ran...Pozwala jedynie żyć dalej z bliznami...Racjonalne podejście do życia i tłumaczenie sobie czegokolwiek jest mało skuteczne niestety... Tu działają emocje..One są niezależne od rozumowego pojmowania rzeczy... Jednak zgadzam się z Tobą, że trzeba próbować jakoś sobie ten bezmiar nieszczęścia oswoić, poukładać i pogodzić się z tym..Bo i tak nic nie jesteśmy w stanie zmienić... Czasem w życiu -po czasie żałujemy złych decyzji...Jest to jeszcze większym błędem, niż podejmowanie nietrafnych rozwiązań. Nikt przecież nie jest idiotą i nie chce źle.. Tak więc jeśli nawet zdarzyło nam się we życiu podjąć zła decyzję to po jakimś czasie nie możemy sobie robić wyrzutów... To już kiedyś sobie "wytłumaczyłam" , ale wtedy to była zupełnie inna sytuacja. Jednak zasada jest uniwersalna. Nie rób sobie wyrzutów za podjęcie decyzji. Zwłaszcza jeśli podejmując ją masz przekonanie, że postępujesz słusznie...Bardzo współczuję wszystkim, którzy musieli podjąć decyzję o ostatnim zastrzyku...Pamiętajcie jednak, że kierowaliście się dobrem zwierzęcia.. Oszczędziliście mu cierpienia... Małgorzta @ 9 czerwca 2020 Dwa dni temu w niedzielę ok mój Sasza, Promyczek i Słoneczko mojego życia w nagły i okrutny sposób odszedł.. chorował ale walczyliśmy i parę dni wcześniej kolejne udane usg potwierdziło że wszystko się ustabilizowało. Był silny, szczekał głośno i bawił się a przede wszystkim tak mocno wszystkich kochał. To maltańczyk, mały piesek o bardzo wielkiej osobowości, miał mnóstwo przeróżnych pieszczotliwych imion ostatnio Prezes, bo rządził nami ale zawsze z miłością i wielkim wdziękiem. Nie wiem dlaczego umarł, poszedł spać jako zdrowy pies a rano postępujący niedowład, pisk z bólu, sztywniejące łapunie, szybka wizyta u weterynarza(stan jest bardzo ciężki..prawdopodobnie ucisk na rdzeń..) i okrutna śmierć na moich oczach. Nie wzięlam go na ręcę, żeby nie uszkodzic mu kręgosłupa, lekarz ostrzegał.. biedny umierał sam.. nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie wybaczę sobie, że nie doceniałam jak jestem szczęśliwa gdy On po prostu był, zawsze blisko, przytulony, czekający i pilnujący mnie.. Jak moj syn, gdy był malutki tak i Sasza zawsze dreptał za mną od pierwszych dni i piszczał, żeby go zabrać nawet do łazienki albo pomóc mu wejść na schody jak nie dawał rady i na początku i na końcu, jak już bał się ze względu na zaćmę.. Miałby 14 lat i chciałam Go zabrać nad morze, kochał plaże i spacery tam, zawsze z prawdziwym uśmiechem i wielkim z radości oczkami..ganiał wolny i szczęśliwy po pustej plaży Nie jest mi to już dane i nie che mi się żyć, nie umiem wyrazić jak złamała mnie Jego niespodziewana śmierć. To nie tak miało być.. Mam tysiące zdjęć i filmików i rozdzierają mi serce. Jeszcze nie wierzę, nie chcę zaakceptować aż przychodzi moment kiedy czuję jakbym miała wbity nóż, który się przekręca. I znowu szloch, nie tylko mój, cały Jego „Komplet”, czyli bliscy cierpią i płaczą, boję się o zdrowie mojego 93 letniego ojca, dla którego Sasza był wielką radością i motywacją żeby przyjechać i opiekować się nim jak byłam w pracy. Poustawiane miseczki i leki na łyżeczkach do podania, wszysyko zorganizowane, prawdziwa całodobowa opieka, która dał efekty i pomogła Saszy wyjść z niebezpieczeństwa. Weterynarze już mieli mnie dość za pytania, na które nie zawsze umieli odpowiedzieć i sugerowali że jestem naodpiekuńcza. Trudno, jesłi maiło to pomóc Saszy to niech sobie myślą co chcą, konsultacje u znanych specjalistów w Warszawie podróże, czytanie publikacji, opinii i czujność nonstop. Nasze życie było przeorganizowane pod Niego, ale warto było. Mój syn jest zrozpaczony i obwinia się, że wyjechał dzień przed Jego śmiercią, wracał 700 km jak szalony na wieść co się dzieje.. Wszędzie Jego zabawki, miski, ubranka, leki, zapasy jedzenia.. Czuję się już taka zbędna, Jemu byłam bardzo potrzebna, ze względu na choroby przewodu pokarmowego miał swoją dietę, bardzo częste posiłki i różne leki, tylko ja się tym zajmowałam. Miałam po co żyć, robiłam coś sensownego i wartościowego, dbałam o moje Szczęscie a On kochał mnie całym swoim serduszkiem.. Teraz jest tylko pustka i ból. Podobno wszystko się dzieje po coś.. nie rozumiem, nie przyjmuję że jest Mu lepiej tam gdzie jest, najlepiej Mu było ze swoimi bliskimi i na spacerach, na które tak chętnie wyjeżdżal nad pobliskie jeziora. Czytam o komunikowaniu się ze zmarłymi o mistycyzmie odejścia i chiałabym w to wierzyć ale też silny głos w środku mówi mi, że to fizjologia, biochemia, splot nieszczęśliwych okoliczności, które być może teoretycznie można było przewidzieć i usunąć, ale nie zostały usunięte i zawiodłam moje Szczęcie na całej linii, a on tylko chciał być z nami.. Dwa dni temu po ataku padaczki mąż w porozumieniu z weterynarzem uśpił naszego 10letniego psiaka. Od ostatnich tygodni nasz piesek bardzo podupadł na zdrowiu, nie chcial sie załatwiać na dworze, po wyjściu ciągnął do domu, mial niedoczynność tarczycy, problem z prostatą, bolaly go stawy, kulał na łapki, nie cieszyl się, jego ogon byl zwinięty po same jajka i do tego te ataki padaczki. Dostałam go od chlopaka, obecnie męża na 19 urodziny i nie umiem udźwignąć tej straty :( świat stracił na barwie. Czujemy sie okropnie winni, moze moglismy przedłużać jego życie lekami, przy czym weterynarz powiedział ze nie gwarantuje ze pomogą i ze lat mu nie wrócimy, ale może jednak :( okropnie za nim tęsknimy, nasz przyjaciel, członek rodziny, nasze niesforne,charakterne psisko. Zrobiłabym wszystko zeby go przytulić i okazać jak bardzo go kocham, ale czasu nie cofne chociaż bardzo bym chciała. Odpoczywaj przyjacielu i wróć do mnie kiedyś. Ja musiałam pożegnac się z pięknym i mądrym kotem. Był młodziutki nie całe 3 lata. Od wizyty od weterynarza zmarł w ciągu 3 godzin. Odszedł na moich rękach. Obraz nie do zniesienia. Chciałam go jeszcze ratować. Był moim największym przyjacielem. Ból i tęsknota nie do opisania. Każdy mi mówi, że wszystko zrobiłam co mogłam. Ale ja się obwiniam, że mogłam więcej. Mam złość do lekarzy, że widzieli jego stan mnie wypuścili. Domagałam się kroplówki. Nie chcieli dać bo za wcześnie. Mam do nich złość że narazili go na bolesną biopsję, która go dobiła. Biedny z tego wszystkiego posikal mi się w transporterze. Co przed wizytą odwiedził jeszcze na własnych siłach kuwetę. Mam złość do siebie, że im na to pozwoliłam. Ale badania miały dać odpowiedź co robić z leczeniem. Ból i niemoc. Juz ponad miesiac jak nie ma Gugusia a ja nie radze sobie z jeszcze koteczke, jest cudowna ale to On Gugus byl moim Ukochanym moze przez to ze przezylismy razem wiele chwil, byl przy mnie a ja przy Nim zawsze nawet do porodu bylo mi ciezkp sie z nimi 2 dnie przed smiercia gdy karmilam na kolanach coreczke tulil sie do jej nozek i raczek a mnie polizal po twarzy Wiem ze mnie kochal a ja Jego, teraz zycie juz nie jest takie samo...tak tesknie, snie o Nim, chcialabym by choc na chwilke wrocil...zrobilam sie bardziej nerwowa, czesto placze, byl moim Synkiem, byl przy mnie gdy poronilam, gdy walczylismy o ciaze potem gdy cieszylismy sie z kolejnych miesiecy ciazy, tulil sie do brzucha a gdy widzial ze spie bez ruchu to miauczal i probowal mnie obudzic tak jakby sprawdzal czy tesknie, wiele bym dala by moc pocalowac go jeszcze raz w glowke... Juz ponad miesiac jak nie ma Gugusia a ja nie radze sobie z jeszcze koteczke, jest cudowna ale to On Gugus byl moim Ukochanym moze przez to ze przezylismy razem wiele chwil, byl przy mnie a ja przy Nim zawsze nawet do porodu bylo mi ciezkp sie z nimi 2 dnie przed smiercia gdy karmilam na kolanach coreczke tulil sie do jej nozek i raczek a mnie polizal po twarzy Wiem ze mnie kochal a ja Jego, teraz zycie juz nie jest takie samo...tak tesknie, snie o Nim, chcialabym by choc na chwilke wrocil...zrobilam sie bardziej nerwowa, czesto placze, byl moim Synkiem, byl przy mnie gdy poronilam, gdy walczylismy o ciaze potem gdy cieszylismy sie z kolejnych miesiecy ciazy, tulil sie do brzucha a gdy widzial ze spie bez ruchu to miauczal i probowal mnie obudzic tak jakby sprawdzal czy tesknie, wiele bym dala by moc pocalowac go jeszcze raz w glowke... Uśpiłam dzisiaj moja kotkę Tosię 15 lat była ze mną. Kochałam ją strasznie, ból po stracie jest nie do opisania. Ta pustka w domu Mama Yody 27 czerwca 2020 Yodusiu, to już dwa i pół miesiąca, a jest tylko gorzej. Dopiero yeraz dociera do mnie ogrom straty. Już naprawdę nigdy Ciebie nie zobaczę. Już naptawdę nigdy nie będziesz z głośnym krzykiem dobijać się do kabiny prysznicowej. Już nigdy nie przybiegniesz na dźwięk otwieranej lodówki. Miałam niejedno zwierzę i każde przed Tobą odeszło ze starości..dlaczego w Twoim przypadku los był tak okrutny ?Tęsknota jest nie do zniesienia. Uspilismy w środę naszego "synka" kotka przygarniętego ze schroniska. To pierwszy zwierzak w naszym domu. Nauczył nas miłości do zwierzat, tolerancji i opiekowania się żywą istotą. Bardzo się wszyscy stracie płakały i dzieci i dorośli. I nadal dczuwamy ogromny żal i pustkę. Katarzyna filmanowicz 8 lipca 2020 W poniedziałek musiałam uśpić mojego 16 letniego przyjaciela Maksia kochałam go bardzo. Jest mi ciężko i źle dusi mnie żal że może źle zrobilam choć widziałam że bardzo cierpiał. Jest to straszne bo to ja musiałam z nim jechać niewiem czy poradzę sobie z tym cały czas myślę o nim. Czy mogłam jeszcze coś zrobić by jeszcze mieć przy sobie ukochaną mordkę. Katarzyna filmanowicz 8 lipca 2020 Ból po stracie mojego skarba Maksia nie do zniesienia. Katarzyna filmanowicz 8 lipca 2020 W poniedziałek musiałam uśpić mojego 16 letniego przyjaciela Maksia kochałam go bardzo. Jest mi ciężko i źle dusi mnie żal że może źle zrobilam choć widziałam że bardzo cierpiał. Jest to straszne bo to ja musiałam z nim jechać niewiem czy poradzę sobie z tym cały czas myślę o nim. Czy mogłam jeszcze coś zrobić by jeszcze mieć przy sobie ukochaną mordkę. Yodusiu, dzisiaj dikładnie trzy miesiąe. Czas niczego nie leczy, czas uświadamia tylko ogrom straty. W szędzie Ciebie widzę i wszystko mi Ciebie prztpomina. Wszystko. Po stracie bliskich tsk nie cierpiałm , jak po stracie Ciebie. Bo oni jednak zawsze, nawet bez intencji potrafili dotknąć urazić...Wybacz mi, jesli potrafisz, bo ja sobie niewybaczę nigdy.. Wczoraj musiałam podjąć decyzję o eutanazji moich dwóch były razem i razem miał 15 lat, nie widział, nie słyszał i ostatnio zachorował na nowotwór przewodu pokarmowego a Lunka 5 letni berneńczyk miała chłoniaka który od 2 dni powodował jak się zasnęły w swoim ogrodzie,na naszych i mi bardzo ciężko, ciągle płaczę ,nie mogę się pogodzić z ich śmiercią. Wczoraj jakiś bydlak zabił mojego największego przyjaciela ,ukochanego synka - kotka Bandziora. Wychowałam go odkąd miał tydzień. Jeszcze nie widział na oczka, matka albo go porzuciła albo zginela. Karmiłam butelka , wszystkiego uczylam. Byłam dla niego mamą, a on moim synkiem . Rozumieliśmy się bez słów. Nigdy nie widzialłam tak madrego , czulego i kochającego go nadal nad życie i on także mnie kochał. Okazywał to na każdym kroku, zawsze byl ze mna , a ja z nim , wiata jak wracalam z pracy i z radości biegal w kółko , skakal mi na nogi . Byl jak czlowiek . A nawet milion razy lepszy .Nie umiem żyć bez niego. Nie potrafię odnaleźć się w tym bólu i niemocy . Nie wiem co ja poczne bez niego. Zycie stalo sie bez sensu . Inni ignorują mój ból, mąż na mnie krzyczy , że płacze po kocie jak wariatka i mam się ogarnąć- nigdy nie miał serca do zwierząt . Tak bardzo go za to nie lubię ! Nie potrafię się pogodzić że strata mojego Bandziusia , ta potwornie cierpię i tęsknię. Dopiero co to tuliłam a teraz leży biedny w zimnej ziemi . Moje ukochane maleństwo. Miał tylko 2 lata . Kocham Cię Bandzius nad życie, błagam wróć do mnie . Nie umiem bez Ciebie funkcjonować. Ja też kilka dni temu straciłem moją córeczkę trikolorkę Zuzię. Była kochana,gadala,wskakiwała na plecy... Starałem się kontrolować Jej wychodzenie,ale nadwieczorem wymknęła się przez na chwilę otwarte drzwi balkonowe. Szukałem wieczorem,chodziłem na pobliską ulicę-nie było jej tam,co trochę mnie uspokoiło. Ale na noc nie wróciła,a kiedy rano o 4 wstałem,stwierdzilem,że przejadę się autem i poszukam. Kiedy dojechałem do drogi i zobaczyłem ciałko,to aż mi się niedobrze zrobiło. Zabrałem Maleństwo i pochowałem. I jestem przekonany,że jakiś śmieć zrobił to specjalnie,bo kotka leżała na krawędzi drogi przejechana,jakby specjalnie ktoś skręcił,żeby zahaczyć. Do tego jest tam ograniczenie do 40,więc jadąc zgodnie z przepisami można spokojnie wyhamować. Ból przeplata się z nicością,niedowierzaniem i złością. I mam nadzieję,że karma dopadnie śmiecia,który to zrobił. Będę kierował karmiczne myśli w twoim kierunku bandyto i zwyrodnialcu. I mam nadzieję,że kiedyś z Zuzią i poprzednią kotką Gosią się spotkamy w lepszym świecie. dzisiaj odeszła od nas kotka.. niestety jedynym wyjściem było uśpienie :( straszny ból, rozpacz rodziny, wszyscy płaczą..była z nami ponad 16 lat. Trudne chwile przed nami, ale jedyne co pociesza to że już się nie męczy, nie czuje bólu, nie ma cierpienia które tak bardzo było widoczne w oczkach ... kiedyś, jak już wszyscy będziemy w domu Pana wierzę że spotkam swojego przyjaciela, że podejdzie i mruknie jak zawsze to robiła na dzień dobry albo jak przychodziła do mojego pokoju ... była cudnym kotem.. Kocham Cię malutka, ciesz się życiem u Boga, czekaj tam na nas, spotkamy się jeszcze i nie jedną kuleczkę Ci jeszcze rzucę do zabawy ... Magda Kosiba 29 lipca 2020 24lipca,odszedl moj kochany ptaszek zachorowal do konca mialam nadzieje ,ze mu pomoge,ze zdarzy sie cud,ze rano mi zaspiewa,zawrzeszczy I da buziaka ,bo zawsze mi nie pokonal choroby I ,ze chyba cierpial ,nie moglam patrzec jak ciezko oddychal I do konca juz taki slaby otwieral dziubek aby mi poczucie winy ,ze moze ja przynoszac mu robaczki czyms go placze,czuje taka pustke,zal I cisze,ze juz nigdy nie uslysze jego spiewu! Wczoraj musiałam podjąć dezycje o uśpieniu mojej 12-letniej kotki. Guz z przerzutami Żadnych szans. Czuję się strasznie jak wyrocznia. 26 lipca umarla moja najukochansza koteczka Zuziunia. Miala 17 lat 7 miesiecy i 7 chora walczylysmy od marca jak lwice. Ratowalam Ja jak moglam nosilam glaskalam przytulalam zeby tylko miala komfort w tych ostatnich tygodniach. Byla moim oczkiem w glowie moim skarbem moja kotkowa coronia. Kocham Ja bardzo jak teraz zyc. Umarla na rekach mojej corki Oli. Nie potrafie zyc bez mojego Aniolka. 26 lipca umarla moja najukochansza koteczka Zuziunia. Miala 17 lat 7 miesiecy i 7 chora walczylysmy od marca jak lwice. Ratowalam Ja jak moglam nosilam glaskalam przytulalam zeby tylko miala komfort w tych ostatnich tygodniach. Byla moim oczkiem w glowie moim skarbem moja kotkowa coronia. Kocham Ja bardzo jak teraz zyc. Umarla na rekach mojej corki Oli. Nie potrafie zyc bez mojego Aniolka. Moja Zuziunia odeszla 26 lipca na rekach mojej corciu. Szok nie umiem bez Niej zyc Basia korcz 4 sierpnia 2020 Dzisiaj mija trzy tygodnie od śmierci mojego kochanego Tofika ból nadal rozrywa serce Wszystkie Państwa komentarze rozrywają mi serducho! O moją Kochana Zuzię spanielke walczyłam prawie 4 lata. Zdiagnozowana marskość wątroby, guz na śledzionie. Po drodze babeszjoza. Walczyłyśmy obie. Codzienne leki, syropki, specjalna karma. Biegała, szczekała, cieszyła się życiem. Kolejna badania co raz gorsze, lekarz mówi - tydzień dwa, może miesiąc. Rozważać eutanazję. Zuzia nie spała w nocy, wciskała główkę w ściany, we wszystkie kąty, wymioty, niekontrolowane oddawanie moczu, kału. Była taka słaba. Na spacer po schodach znosiłam ją na rekach. Leżałam z nia, masowalam ten chory brzuszek. Po pewnym czasie już mnie nie zauważała, pogłębiła się encyfalopatia wątrobowa. Brat zaproponował że weźmie ją do siebie na kilka dni. Karmił smakołykami. Iskierka w oczach które już widziałam gasły na chwilę się zapaliła. I odeszła, zasnęła, zamknęła oczy. Sama, gdy wszyscy byli w pracy. Lekarz stwierdził zgon, poddaliśmy ją kremacji a mi został pamiątkowy odcisk łapki.. ;(( Nie potrafię sobie poradzić, znów popadam w depresję, która myślałam że już nie wróci. Zawiodłam Zuze, nie byłam przy niej gdy odchodziła, była sama. Mój Aniołek. Mimo że jestem tylko człowiekiem i puszczały mi nerwy, zrobiłabym dla Ciebie wszystko i tak długo jak trzeba by było. Ale już za późno. Już nie wyczesze tych długich uszek, nie będziemy spać wtulone, już nie wyjdziemy na spacer z pileczka. Umarlas razem z częścią mnie. Przepraszam Zuzia. Kocham Cię! Wszystkie Państwa komentarze rozrywają mi serducho! O moją Kochana Zuzię spanielke walczyłam prawie 4 lata. Zdiagnozowana marskość wątroby, guz na śledzionie. Po drodze babeszjoza. Walczyłyśmy obie. Codzienne leki, syropki, specjalna karma. Biegała, szczekała, cieszyła się życiem. Kolejna badania co raz gorsze, lekarz mówi - tydzień dwa, może miesiąc. Rozważać eutanazję. Zuzia nie spała w nocy, wciskała główkę w ściany, we wszystkie kąty, wymioty, niekontrolowane oddawanie moczu, kału. Była taka słaba. Na spacer po schodach znosiłam ją na rekach. Leżałam z nia, masowalam ten chory brzuszek. Po pewnym czasie już mnie nie zauważała, pogłębiła się encyfalopatia wątrobowa. Brat zaproponował że weźmie ją do siebie na kilka dni. Karmił smakołykami. Iskierka w oczach które już widziałam gasły na chwilę się zapaliła. I odeszła, zasnęła, zamknęła oczy 31 lipca. Sama, gdy wszyscy byli w pracy. Lekarz stwierdził zgon, poddaliśmy ją kremacji a mi został pamiątkowy odcisk łapki.. ;(( Nie potrafię sobie poradzić, znów popadam w depresję, która myślałam że już nie wróci. Zawiodłam Zuze, nie byłam przy niej gdy odchodziła, była sama. Mój Aniołek. Mimo że jestem tylko człowiekiem i puszczały mi nerwy, zrobiłabym dla Ciebie wszystko i tak długo jak trzeba by było. Ale już za późno. Już nie wyczesze tych długich uszek, nie będziemy spać wtulone, już nie wyjdziemy na spacer z pileczka. Umarlas razem z częścią mnie. Przepraszam Zuzia. Kocham Cię! Ile mial lat Twoj koteczek Moj Aniolek byl starutki ale co i tak mi bardzo ciezko Bylyamy bardzo zzyte ze soba . Moja Zuziunia byla taka sliczna i madra nie umiem zyc bez Niej Asiu k jak ja Ciebie rozumiem ja moja kruszyne mialam ponad 17 lat tak bardzo bylysmy zwiazane ze soba . Jak zyc bez Niej nic nie ma sensu byla moja corcia . Wyje cale d ie i noce bol nie do zniesienia. A moj maz tez nie rozumie tego bo to tylko kot a on jes dla mnie dupkiem. Moj koteczek mija Zuziunia byla dla mnie calym swiatem kocham Ja bardzo bardzo bardzo A co teraz nie wiem Widze ze jest nas duzo co tak bardzo kocha swoje jak teraz zyc kochani bez Nich. Ja sobie nie radze kompletnie jestem w zal smutek pustka co po Naszych skarbach. Placze caly czas nic mi sie nie chce jak dalej zyc Niech mnie ktos pocieszy ze kiedys bedzie lepiej Niech mnie ktos pocieszy ze kiedys bedzie lepiej Niech mnie ktos pocieszy ze kiedys bedzie lepiej Niech ktos mi powie ze bedzie lepiej bo inaczej oszaleje. Nie potrafie zyc bez mojego Skarba. Na zawsze pozostanie w Twoim sercu! Z czasem będzie lepiej - potrzeba tego czasu. Trzymaj się mocno! Karolina 13 sierpnia 2020 Magdas - mój piesek też miał 17 lat i to były jedne z gorszych chwil w moim życiu :( Najlepszy przyjaciel. Nigdy go nie zapomnę!! Rozumiem co teraz przeżywasz. Z czasem będzie lepiej - zobaczysz!! Ściskam i trzymaj się dzielnie! Dziekuje za dobre slowa. Narazie jest okropnie trzeci tydzien bez Zuziuni masakra jak ja tesknie bardzo. Jestem stara baba a placze jak dziecko. Mam jeszcze kotka Tosie tez ja kocham ma 13 lat. Ale Zuziunia byla moim oczkiem w glowie. Wiem ze trzeba przezycz przeplakac ale jest bardzo ciezka. Ale ciesze sie tez ze sa ludzie co traktuja zwierzeta z sercem u jak czlonkow rodziny. Magdas Trzymaj się cieplutko! Olu dziekuje bardzo. Obcy ludzie czasami bardziej pomoga niz rodzina czy znajomi. Bo przeciez to tylko kot a dla mnie to az kot moje dziecko kotkowe. Trzeba je kochac zeby zrozumiec Karolinko a kiedy Twoj piesek umarl. 17 lat to kawal czasu ze zwierzaczkiem a jednak malo i zlecialo tak szybko. Wiem ze to duzo na kotka czy pieska a jednak strasznie aie z tym pogodzic prawda Ja wczoraj straciłam mojego kochanego pieska Dyzia, musieliśmy Go uśpić nie mogę sobie wybaczyć że w pore nie dostrzegłam nic krótko z nami był miał tylko 9 lat, tęsknię za Tobą mój kochany i jedyny piesku ,przyjacielu, moja radość życia. Wczoraj dowiedziałam się że moja zaledwie 2 miesięczną kotka Nelly, którą miałam tylko półtorej tygodnia zmarła. Nie wiadomo co się stało. Podobno miała FIP. Była u nas krótko ale bardzo się zżyłam. Od wczoraj nie jem i śpię do późna. Siedzę tylko w pokoju i wcale nie sprzątam. Moje życie jakby straciło sens. Siedzę tylko i oglądam płacząc zdjęcia Nelly których było tak niewiele. Wczoraj dowiedziałam się że moja zaledwie 2 miesięczną kotka Nelly, którą miałam tylko półtorej tygodnia zmarła. Nie wiadomo co się stało. Podobno miała FIP. Była u nas krótko ale bardzo się zżyłam. Od wczoraj nie jem i śpię do późna. Siedzę tylko w pokoju i wcale nie sprzątam. Moje życie jakby straciło sens. Siedzę tylko i oglądam płacząc zdjęcia Nelly których było tak niewiele. Gosiu, trzymaj się dzielnie! :( Na zawsze zostanie w Twojej pamięci i sercu! Wiem co czujesz teraz. Dzis minely trzy tygodnie od smierci mojego Skarba a ja jestem wrakiem czlowieka. Nie daje rady zyc bez mojej ukochanej Zuzi. Co bedzie dalej nie wiem. Karolina 16 sierpnia 2020 Magdas mój piesek umarł 4 lata temu. Na początku czułam się dokładnie tak samo jak Ty. Uwierz, że z czasem będzie lepiej - i tak będzie na pewno!!!! Mój piesek na zawsze zostanie moim przyjacielem, który gdzieś tam czuwa. Twój kotek również. Ściskam Cię - zobaczysz, że będzie lepiej. Dziekuje Karolka za odpowiedz i dobre slowa. Cale zycie mialam zwierzaczki i pieski tez. Pozegnalam Ich wiele ale Zuzia byla a raczej jest i zawsze bedzie moim Skarbem najwazniejszym. Kocham Ja bardzo i nigdy nie przestane kochac. Dziekuje Karolka za odpowiedz i dobre slowa. Cale zycie mialam zwierzaczki i pieski tez. Pozegnalam Ich wiele ale Zuzia byla a raczej jest i zawsze bedzie moim Skarbem najwazniejszym. Kocham Ja bardzo i nigdy nie przestane kochac. Cztery dni bez Ciebie mój kochany piesku A ja płaczę za Tobą i nie wiem kiedy pogodze się z twoją stratą, smutno ,cicho,ból i tęsknota za Tobą czy kiedyś znajdę ukojenie Marzenko jak ja Ciebie rozumiem i Wszystkich ktorzy tu sa. Laczy nas milosc do naszych Skarbow i okropny bol po Ich stracie . jak zyc nie wiem ale troche mi pomaga to forum. Wspierajmy sie nawzajem bo tak jest troche latwiej . Ile lat mial Twoj pieseczek. Ja tez placze caly czas. Trzy tygodnie minely a bol jest coraz wiekszy. A tesknota ogromna wydaje mi sie ze nie widzialam Zuzi sobie wyplaczmy jak trzeba to krzyczmy. A bol zostanie do konca naszego zycia. Moze bedzie slabszy ale bedzie. A doczytalam Marzenko 9 lat mial Twoj piesek. Jeszcze mogl pozyc. Moja koteczka miala 17 lat i 7 miesiecy a i tak bol sie z Toba w bolu Tak piszę tu i czytam to daje mi ulgę nie mogę pojąć kiedy to się stało, kiedy tak naprawdę zachorował, taki był radosny pełen życia witał się z nami .spał w pokoju brakuje mi odgłosu pazurków kiedy chodził po podłodze Mama Yody 17 sierpnia 2020 Kochana Yodusiu, zbliża się dnia, którego Ciebie znalazłam i w którym zawitałaś do naszego domu. To miało być wielkie, radosne święto, a będzie wielka rozpacz, bo Ciebie już nie ma. A w domu i w otoczeniu wszystko, wszystko przypomina o Tobie. Tylko w domu pustka i cisza są wciąż nie do wytrzymania, a słowo "nigdy" nabrało nowego znaczenia. Nigdy nie dotknę Twojego mięciutkiego futerka, nigdy nie przywitasz mnie w drzwiach, nigdy już Ciebie po prostu nie zobaczę. Znienawidziłam soboty, każda jest tortura, bo w sobotę odeszłaś. Nienawidzę piątków, bo to był ostatni wspólny dzień, torturują mnie wspomnienia naszego ostatniego dnia, ostatniego wieczoru, wtulona we mnie oglądałaś film dla kotków na youtube, tak bardzo to lubiłaś, tak żywo reagowałaś...Te dwa ostatnie dni będę mieć we wspomnieniach na zawsze. Kocham Cię. zawsze będę Ciebie kochać, do ostatniego dnia życia, do ostatniego oddechu. Magdas, tak , Tobie będzie lepiej, Twoja kotka dożyła pięknego wieku, a ja mam poczucie winy, że przyczyniłam się do śmierci mojej.. Yoda...nie chcę bez Ciebie żyć, bliscy nieraz zawodzili, Ty nigdy.. NIE CHCĘ BEZ CIEBIE ŻYĆ.. Jest bardzo ciezko nie daje rady. Wszystko przypomina mi Zuziunie. A dzis mam dola strasznego co ludzie co nie przejmuja sie zwierzetami i wiecie co w tej chwili im tego zazdroszcze. Mi peklo serce wraz ze smiercia Zuzi. Cześć wszystkim, nie sądziłam że kiedyś będę miała potrzebę podzielenia się swoją tragedia na forum. A na pewno nie ze tak szybko... mój piesek miał 17 lat, chore nerki, anemia, dzięki kroplówkom nerki pięknie się poprawiły ale anemia tak pogłębiła ze w każdej chwili czekała go bolesna smierć, już ciężko oddychał co chwile sprawdzaliśmy czy żyje więc zdecydowaliśmy się na uśpienie :( z tą myślą oswajaliśmy się już jakiś czas wiec łatwiej było poukładać wszystko w głowie. Prawdziwym ciosem jednak jest nagła smierć najukochańszego kota pod słońcem który po wizycie kontrolnej u weta zaczął dziwnie się zachowywać, leży dyszy później głośno płakał, pojechaliśmy szybko do weta ale nie udało się mimo reanimacji, albo wstrząs anafilaktyczny albo zator. Niemniej jednak obwiniam się ze można było temu zapobiec, szybciej zareagować... był zdrowym 8letnim kotem, nigdy nie chorował, ostatnio jedynie troche kaszlał - leczony na zapalenie tchawicy, na kontroli pani go obejrzała i gardło piękne wszystko piękne a po pół godzinie kota już ze mną nie było... ogromny cios nie mogę tego pojąć i sobie z tym poradzić, obwiniam się, nie mogę funkcjonować w nowej rzeczywistości bez niego. Był moim jedynym najlepszym przyjacielem, wszystko robiliśmy razem a teraz zostałam sama, odszedł 3 dni wcześniej niż mój piesek, dwójka przyjaciół na raz, nie mogę się z tym pogodzić, dlaczego mnie to spotkało Cześć wszystkim, nie sądziłam że kiedyś będę miała potrzebę podzielenia się swoją tragedia na forum. A na pewno nie ze tak szybko... mój piesek miał 17 lat, chore nerki, anemia, dzięki kroplówkom nerki pięknie się poprawiły ale anemia tak pogłębiła ze w każdej chwili czekała go bolesna smierć, już ciężko oddychał co chwile sprawdzaliśmy czy żyje więc zdecydowaliśmy się na uśpienie :( z tą myślą oswajaliśmy się już jakiś czas wiec łatwiej było poukładać wszystko w głowie. Prawdziwym ciosem jednak jest nagła smierć najukochańszego kota pod słońcem który po wizycie kontrolnej u weta zaczął dziwnie się zachowywać, leży dyszy później głośno płakał, pojechaliśmy szybko do weta ale nie udało się mimo reanimacji, albo wstrząs anafilaktyczny albo zator. Niemniej jednak obwiniam się ze można było temu zapobiec, szybciej zareagować... był zdrowym 8letnim kotem, nigdy nie chorował, ostatnio jedynie troche kaszlał - leczony na zapalenie tchawicy, na kontroli pani go obejrzała i gardło piękne wszystko piękne a po pół godzinie kota już ze mną nie było... ogromny cios nie mogę tego pojąć i sobie z tym poradzić, obwiniam się, nie mogę funkcjonować w nowej rzeczywistości bez niego. Był moim jedynym najlepszym przyjacielem, wszystko robiliśmy razem a teraz zostałam sama, odszedł 3 dni wcześniej niż mój piesek, dwójka przyjaciół na raz, nie mogę się z tym pogodzić, dlaczego mnie to spotkało JM wspolczuje Ci bardzo ja nie moge sie pozbierac po mojej Zuziuni a Ty cierpisz podwojnie. Czasem mysle ze lepiej nie miec zwierzat i nie cierpiec po stracie. Ale ja jakos nie umiem ich nie miec. Trzymaj sie kochana. Pustka ogromna prawda. Moze miala chore serduszko jak kaslal. Moze wode w plucach. Kotki ukrywaja dlugo choroby. Ale byl za mlody zeby odejsc. Moja Kruszynka byla starutka ale co brakuje Jej Ja najbardziej na swiecie zawsze bede Kochani jak sobie radzicie bo ja kiepsko nie daje rady naprawde Karolina 20 sierpnia 2020 Dziewczyny przekazuję Wam dużoooo siły i pozytywnych myśli! Magdas u mnie tez bez zmian. Minęło 10 dni od odejścia mojego ukochanego kociego przyjaciela i 6 dni od odejścia pieseczka. Sunia była już stara i schorowana przez co łatwiej zrozumieć i pogodzić się ze strata. Kotek miał zaledwie 8 lat, był zdrowy, jego problemy z oddechem to zapalenie tchawicy - na kontroli informacja ze wszystko ładnie wyzdrowiało, po czym nagle umarł. Nie mogę tego zrozumieć i pogodzić sie ze strata. Od 8 lat dzień i noc był przy mnie, wtulony, najlepszy przyjaciel. Dlaczego tak szybko odszedł. Zawsze mu powtarzałam ze musi żyć jak najdłużej, a tu taki cios. Nie mogę jeść, normalnie funkcjonować, nie daje rady JM wspolczuje ale wiesz jak sie ma zwierzatko 17 lat i pol roku to jest tak niesamowita wiez nie umiem sobie poradzic Zuzia to moje dziecko corcia zawsze byla ze mna spala ze mna ogladala tv rozmawialam z nia byla na spwcjalnych warunkach w domu. Byla bardzo chora juz sparalizowana nie widziala ale nie cierpiala fizycznie lezala sobie na lozeczku mojej corki jadla zupki dla dzieci. Byla w pieluszkach na podkladach i w sliniaczkach. I uwiez byla szczesliwa mruczala machala ogonkiem mij skarb kochany. Przyzwyczaila mnie i corke do tego ze odchodzi. I wiesz co sa takie pozegnania na ktore nigdy nie jestesmy moja Zuziunie i jest mi ciezko. Calym sercem jestem z Toba bo naprawde wiem co czujesz. Placzmy bo trzeba wyplakac ten bol. Ja mam jeszcze kotka w domu ale ma tez juz 13 lat wiec tez juz starsza pani z niej. Ale Ona nigdy nie zaspapi mi mojego Skarba. JM wspolczuje Ci bardzo bardzo mocno. Dwa zwierzaczki ukochane w jednym czasie stracic szok. Trzymaj sie i mysl o nas tu wszystkich bo my tez cierpimy i choc dobrym slowem mozemy sobie pomoc Krzysiek 23 sierpnia 2020 Pozostaje tylko silny ból i drążenie rozpaczy w im wszystko najlepsze co mogliśmy drugiej stronie czekają na nas nasi przyjaciele .Kiedyś z nimi się na nas nasze kotki,pieski,ptaszki............do zobaczenia. Mama Yody 26 sierpnia 2020 Krzysiek, mam nadzieję, że jest tak jak mówisz...bo jaki inaczej byłby sens tego, że wystarczy mgnienie oka, jeden moment i znika ktoś, przed kim były jeszcze lata życia w kochającym domu, aświat kogoś innego zmienia się na zawsze...kocha, Yodusiu.. Krzysiek do Mama Yody 26 sierpnia 2020 Jedynym ukojeniem bólu duszy jest wiara w to że nasi Przyjaciele czekają na nas po drugiej nam innego miłość kiedyś trzeba zapłacić i to jest nasza to dalej płaczę.......... Dzisiaj miesiac od smierci mojej Zuzi a ja no coz nie mam narazie na nic Za nikim tak nie tesknilam Zuziuniu. Jest mi tak bardzo zle tak bardzo tesknie za moim kotkiem kochanym Ja sobie naprawde nie radze Mama Yody do Magdas 27 sierpnia 2020 Ja też nie i nie wiem jak się to skończy, czuje się tak bardzo winna i tak strasznie tęsknię, po ludziach tak nie rozpaczałam jak po niej.. Kochani, trzeba dać sobie czas na przeżycie straty. Tęsknota pozostaje na zawsze, ale czas na pewno pomoże. Dużo siły dla Was! Wspaniali z Was ludzie, którzy mają w sobie tyle empatii i miłości do zwierząt. Mija miesiac jak odszedl moj najlepszy przyjaciel 6 letni airedale,swietnie wyszkolony obronca i stroz. Niestety w duzej mierze przyczynil sie do tego weterynarz-do ktorego poszedlem po raz pierwszy ze wzgledu na oferowane w czasie pandemii sterylne warunki przyjecia psow . Leczyl psa na zapalenie pecherza, a przeoczyl,ze byla to niewydolnosc nerek spowodowana mocznica. Nie zrobil potrzebnych badan na mocznik i kreatynine ,nie zwrocil uwagi na inne sygnaly przy ktorych powinno zapalic sie mu czerwone wrocilem do kliniki weterynaryjnej w ktorej zwykle kontrolowalem psa zrobiono mu badania i okazalo sie ma ze poziom mocznika i kreatyniny ma b. wysoki, USG pokazalo, ze maw 90 procentach zniszsczone nerki. To byl wyrok odszedl w ciagu 10 dni. Chcialem wystapic na droge sadowa ,ale zrezygnowalem ze wzgleduna pandemie i obawe jak zniose posowne ponowne przezywanie tej tragedii. To byl cios po ktorym dzi nie potrafie sie posniesc , chociaz przezywalem juz odejscia moich psow , ale bly to 12 i 14 letni seniorzy Mija miesiac jak odszedl moj najlepszy przyjaciel 6 letni airedale,swietnie wyszkolony obronca i stroz. Niestety w duzej mierze przyczynil sie do tego weterynarz-do ktorego poszedlem po raz pierwszy ze wzgledu na oferowane w czasie pandemii sterylne warunki przyjecia psow . Leczyl psa na zapalenie pecherza, a przeoczyl,ze byla to niewydolnosc nerek spowodowana mocznica. Nie zrobil potrzebnych badan na mocznik i kreatynine ,nie zwrocil uwagi na inne sygnaly przy ktorych powinno zapalic sie mu czerwone wrocilem do kliniki weterynaryjnej w ktorej zwykle kontrolowalem psa zrobiono mu badania i okazalo sie ma ze poziom mocznika i kreatyniny ma b. wysoki, USG pokazalo, ze maw 90 procentach zniszsczone nerki. To byl wyrok odszedl w ciagu 10 dni. Chcialem wystapic na droge sadowa ,ale zrezygnowalem ze wzgleduna pandemie i obawe jak zniose posowne ponowne przezywanie tej tragedii. To byl cios po ktorym dzi nie potrafie sie posniesc , chociaz przezywalem juz odejscia moich psow , ale bly to 12 i 14 letni seniorzy Muszę się wygadać bo nie potrafię się pozbierać. Mieszkam w miescie ale od marca do konca sierpnia mieszkalam na wsi u rodziny. Urodzily mi sie tam male kotki z ktorymi jestem strasznie zwiazana, oprocz tego byly tam juz 3 starsze. Wczoraj dowiedzialam sie ze jednego ktory byl z nami od 7 lat przejechal samochod, caly dzien przeryczalam i nie moglam sie uspokoic. Z kolei dzisiaj jak juz bylo troche lepiej dowiedzialam sie ze odebrali mi moja małą kotkę z ktora bylam bardzo mocna zwizana, poniewaz uratowalam jej zycie. Kiedy sie urodzila, bylam w ciezkim stanie, ale to dzieki mojej wytrwalosci i walce udalo sie ja uratowac i przezyla. Kocham ja tak mocno a teraz dowiedzialam sie ze zabrali ja inni ludzie i nawet nie moglam sie pozegnac Straciłam przed wczoraj swojego króliczka, ciągle płacze, nie mogę się pogodzić... Mam ochotę krzyczeć... Ja to tej pory nie moge. Zreszta dopiero 6 tygodni minelo od smierci mojego Aniolka. Ale ja nigdy sie nie pozbieram dla mnie to ogromna strata. Nie umiem zyc bez mojej Zuziuni. Dlaczego to takie trudne co. Niejedna smierc juz przezylam ale moja Zuzia to moj Skarb najwiekszy. Magdalena 12 września 2020 11 odesz mój kot Bestia...musiałam zadecydować o jego uśpieniu...pamiętam jego wzrok który mówił -Zabierz mnie ja dam radę-zabrali go po podaniu zastrzyku...3 razy unikał śmierci mając chore nerki i nowotwór w przedniej łapce...po amputacji dobrze sobie radził, ale dostał katarku i musiał brać antybiotyk i...poddał się..nie jadł nic...mam żal, bo miał tylko 6 lat..nie poddawał się, a ja nawet modliłam się o cud...nie ma cudów...Mieszkanie należało do niego...wszędzie go widzę i wszędzie był...jak żyć dalej...na nic nie mam siły i nic nie jestem w stanie robić...jutro może przejdę się na cmentarz i zapalę znicz...może to pomoże...Zarzucam sobie że wszystkiego nie zrobiłam ...może jakby miał jakiś bodziec-kiedyś miałam papugę i znią dyskutował...może powinnam kupić ptaka...może to moja wina..nie zdążyłam.... .2020 odszedl kotek byl z nami 16 i pol urlopy..Byl bardzo madry , drugi dzien kotka w domu przed oczami pozegnanie w na wiem czy zdecydujemy sie na boli.,byl dla dziecko Moja kochana Zuziunia tez byla persikiem biszkoptowym zyla dlugo jak ma persa ale bol ogromny wczorej minelo 7 tygodni jak umarla a ja jestem zalamana. Nie radze sobie kompletnie. Zyla 17 lat i 7 miesiecy byla syaruszka juz ale strata okropna. Byla taka madra i sliczna. Moja coruchna. Julia Urbaniak 18 września 2020 Wczoraj uśpiła mojego najwspanialszego i jedynego pieska który miał 15 lat. Wychowywałam się z nim od 6 roku życia. Ciężko się pozbierać, cały czas płacz i ból. Wchodzę do domu i pusto... nie widzę jak się cieszy. Zawsze chodził za mną krok w krok aż potykałam się o niego.( czasem mnie to denerwowało), ale teraz chciałbym żeby jeszcze chodził tak za mną. Zawsze lubił się przytulać i wspólnie leżeć. Wiem, że uśpienie go było dla niego dobre bo ostatnie dwa dni bardzo się męczył, lecz ja teraz też się mecze nie mając już go. Był najwspanialszy i najukochańszy na świcie Julia Urbaniak 18 września 2020 Wczoraj uśpiła mojego najwspanialszego i jedynego pieska który miał 15 lat. Wychowywałam się z nim od 6 roku życia. Ciężko się pozbierać, cały czas płacz i ból. Wchodzę do domu i pusto... nie widzę jak się cieszy. Zawsze chodził za mną krok w krok aż potykałam się o niego.( czasem mnie to denerwowało), ale teraz chciałbym żeby jeszcze chodził tak za mną. Zawsze lubił się przytulać i wspólnie leżeć. Wiem, że uśpienie go było dla niego dobre bo ostatnie dwa dni bardzo się męczył, lecz ja teraz też się mecze nie mając już go. Był najwspanialszy i najukochańszy na świcie 19 wrzesień 2020 rok chyba najgorszy odkąd pamiętam straciłam przyjaciela mojego niuniusia, nic nie wskazywało że odejdzie tak nagle. Mój piesek dopiero miał 9 lat FADO amstaf. Najukochanszy, słodki radosny, pocieszjacy a teraz już go nie ból, strata, pustka i cisza. Moje serce jest rozerwane na kawałki łzy Ja sobie nie radze ze smiercia Zuziuni. Co robic jak zyc dalej nie wiem. Codziennie jest gorzej. Tak bardzo tesknie Aniolku za Toba 20 wrzesień 2020 Wczoraj odszedł mój największy przyjaciel - kot Kaprys. Był ze mną prawie 17 lat. Nie wiem czy umiem bez niego żyć. Nie wiem czy dam radę, tak bardzo boli... mam wrażenie że pęknie mi serce. Wierzę. Ja rozpadłam się na kawałki i nie umiem się pozbierać. Jakaś część mnie umarła razem z nim. Nie wierzę że już nigdy do mnie nie przyjdzie, nie spojrzy na mnie tymi wielkimi oczami, nie położy się obok. Ciągle go szukam wzrokiem ale nic z tego... Kasiu przeczytaj moje wpisy od poczatku sa od 26 lipca ja nie wiem jak zyc prawie 2 misiace a ja czuje sie ciraz gorzej. Tak bardzo tesknie za Zuzia Czytałam, wszystkie. Bardzo Ci współczuje. Wiem co czujesz. Ten ból jest nie do zniesienia. Nie wiem jak to będzie, jak mam funkcjonować. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas. Ciagle czytam Wasze wpisy, czytam i płaczę - w jakiś sposób mi pomaga. Nie wiem, może dlatego że wtedy nie czuję się taka samotna w tym co czuję. Wszyscy mówią że to tylko kot, zwierzę, ale to nie prawda. To był mój towarzysz w radości i smutku. Kocie Kaprysie, na zawsze będziesz w moim sercu i głowie. Dziękuję Ci że wybrałeś mnie i żyłeś ze mną tyle lat. Kocham Cię i zawsze będę. Wam wszystkim dziękuję za miłość do zwierząt. Za traktowanie ich jak równych nam, bo kim jesteśmy żeby mówić: „to tylko kot, pies, chomik”.... Mi tez pomaga to forum bo milo jest ze jest tylu ludzi dla ktorych to nie pies nie kot tyko najkochansza istotka na ziemi. Mi tez jest atrasznie zle. Mam kacik ze zdjeciem Zuziuni pali sie tam lampeczka i zawsze sa swieze kwiaty. To tez mi poniekad pomaga. Kasiu trzymaj sie i napisz za jakis czas czy u Ciebie lepiej. Trzymajcie sie Wszyscy kochani Ja musiałam uśpić swoją kochaną kotkę, bo nie było dla niej ratunku... nie obwiniam się o to, że ją uśpiłam, wiem że zrobiłam dobrze, cierpiała i chciałam zrobić wszystko, by jej ulżyć w tym bólu... ciekawe jest to, że w tamtym czasie w listopadzie robiłam jej kompleksowe, prewencyjne badania na wszystkie ważniejsze narządy typu wątroba, nerki, trzustka i było ok... w styczniu, tuż po nowym roku kocina zachorowała właśnie na trzustkę, nie pomogło kilkumiesięczne leczenie, wydanie grubych pieniędzy na testy, leki, wizyty...podjęłam decyzję, ale takiego bólu nie czułam nawet wtedy,kiedy umierał ktoś z mojej rodziny... trzy lata wcześniej musiałam uśpić też swojego pierwszego kocura, przeżyłam to naprawdę strasznie... trzymałam go na rękach godzinę, nim pochowałam pod drzewem pod którym lubił sobie leżeć... między jednym a drugim uśpieniem, zaginęła też moja najukochańsza ze wszystkich kotów kotka, choć zrobiłam wszystko co mogłam zrobić, nie odnalazłam jej... a wszystko to miało miejsce po kolei 5,6 i 7 lat temu a kotki były z jednego miotu... można powiedzieć, że jestem weteranką strat tych kochanych stworzeń i że powinnam się z tym uporać...a jednak nie, nie jest to takie łatwe... mam filmiki pożegnalne o każdym z moich kotów i kiedy je oglądam nie mogę zahamować płynących łez, znajomi którym pokazywałam te filmy też wszyscy mieli łzy w oczach... długo trzeba czekać, by ochłonąć po stracie naszych małych towarzyszy, może się też tak stać, że nie ochłoniemy nigdy i ból duszy będzie nam towarzyszył już zawsze.... a jednak jestem zwolenniczką by bić klin klinem, trochę to pomaga... po uśpieniu mojej kotki w kwietniu 2015, w lipcu miałam już nowego malucha, który był mocno podobny z wyglądu do mojej zaginionej kotki i absorbował moją uwagę na tyle, że pozwolił przetrwać ten najgorszy okres... mam tego dziabąga do tej pory i choć jest dość chorowitym kotem z uwagi na struwity, nie myślę że i z nim przyjdzie mi się kiedyś rozstać... generalnie wolę zwierzęta od ludzi, ale człowieka który cierpi po śmierci swojego zwierzaka/ów zawsze darzyć będę dużym szacunkiem,empatią i współczuciem... pozdrawiam Was wszystkich i przesyłam wirtualne uściski dla Was. ...dawno się tak nie spłakałam, czytając Wasze komentarze. Ja musiałam uśpić swoją kochaną kotkę, bo nie było dla niej ratunku... nie obwiniam się o to, że ją uśpiłam, wiem że zrobiłam dobrze, cierpiała i chciałam zrobić wszystko, by jej ulżyć w tym bólu... ciekawe jest to, że w tamtym czasie w listopadzie robiłam jej kompleksowe, prewencyjne badania na wszystkie ważniejsze narządy typu wątroba, nerki, trzustka i było ok... w styczniu, tuż po nowym roku kocina zachorowała właśnie na trzustkę, nie pomogło kilkumiesięczne leczenie, wydanie grubych pieniędzy na testy, leki, wizyty...podjęłam decyzję, ale takiego bólu nie czułam nawet wtedy,kiedy umierał ktoś z mojej rodziny... trzy lata wcześniej musiałam uśpić też swojego pierwszego kocura, przeżyłam to naprawdę strasznie... trzymałam go na rękach godzinę, nim pochowałam pod drzewem pod którym lubił sobie leżeć... między jednym a drugim uśpieniem, zaginęła też moja najukochańsza ze wszystkich kotów kotka, choć zrobiłam wszystko co mogłam zrobić, nie odnalazłam jej... a wszystko to miało miejsce po kolei 5,6 i 7 lat temu a kotki były z jednego miotu... można powiedzieć, że jestem weteranką strat tych kochanych stworzeń i że powinnam się z tym uporać...a jednak nie, nie jest to takie łatwe... mam filmiki pożegnalne o każdym z moich kotów i kiedy je oglądam nie mogę zahamować płynących łez, znajomi którym pokazywałam te filmy też wszyscy mieli łzy w oczach... długo trzeba czekać, by ochłonąć po stracie naszych małych towarzyszy, może się też tak stać, że nie ochłoniemy nigdy i ból duszy będzie nam towarzyszył już zawsze.... a jednak jestem zwolenniczką by bić klin klinem, trochę to pomaga... po uśpieniu mojej kotki w kwietniu 2015, w lipcu miałam już nowego malucha, który był mocno podobny z wyglądu do mojej zaginionej kotki i absorbował moją uwagę na tyle, że pozwolił przetrwać ten najgorszy okres... mam tego dziabąga do tej pory i choć jest dość chorowitym kotem z uwagi na struwity, nie myślę że i z nim przyjdzie mi się kiedyś rozstać... generalnie wolę zwierzęta od ludzi, ale człowieka który cierpi po śmierci swojego zwierzaka/ów zawsze darzyć będę dużym szacunkiem,empatią i współczuciem... pozdrawiam Was wszystkich i przesyłam wirtualne uściski dla Was. ...dawno się tak nie spłakałam, czytając Wasze komentarze. Czytam wasze wpisy i płacze bo czuje że mnie tez to czeka Czytam wasze wpisy i płacze bo czuje że mnie tez to czeka Dziś straciłam moją 12 letnią , najsubtelniejsza ,rozkoszna i rozumna kotka kochana kicia do końca moich dni w moim cie kitusiu nadal. Trzymajcie się dzielnie, choć wiem że ból rozrywa serce. Magdalena M. 23 września 2020 Płakałam strasznie czytajac Was od poczatku do konca. Padały słowa, ktore ja sama tez wczoraj i dzis krzyczalam/mowilam. Poczucie winy, niemiznosc cofniecia czasu, uczucie jakby czołg przejechał mi klatke piersiowa. Ciagle placze, nie mam motywacji do niczego. Nie tak mial wygladac ten 1wszy tydzien jesieni... Stracilam 2 dni temu mojego cudownego AŻ kota Chino. Boze co to byl za kot. Wielki, gadatliwy, kosmaty rudzielec. Mialam go od malenkosci. W tym roku 6 lat. Zyjemy przy lesie z wielkim ogrodem i nigdy poza ten ogrod nie wychodzil. Az do 2 dni temu. A mialam dziene przeczucia od paru tygodni i dni. Nie sluchalam. Szereg dzienych zdarzen tuz przed i po. Kot zaginal, zawsze wracal co godzine maksymalnie sie meldowal w domu. Straz miejska powiedziala, ze taki wlasnie rudy kot zostal potracony daleko od naszego domu, na skrzyzowaniu w srodku dnia. Posprzatali i gdzies oddali na spalenie....spalili moje kocie dziecko jak śmieci. Nawet nie mam pewnosci czy to On. Ludzie sie zglaszaja, jezdze ogladac rude koty po okolicy, nawet nie wiedzialam, ze tyle ich jest. Wszystkie podobne wiec taki straznik miejski to mogl sie ale fakt faktem Chino nie wrocil...Nie mam pewnosci jednak, ale gdzies gleboko czuje ze juz go nie ma. Byl dla mnie jak dziecko. Wymarzony od wielu lat, idealny taki jaki chcialam. Trafil przypadkiem jako bezdimny kociak. Totalnie przeznaczenie. Mam jeszcze 2 koty. 17 letnia kotke i 3 miesieczna od tygodnia u nas 3łapa koteczke. Tylko one jakos mnie trzymaja. Jako tako. Ale dramat jest straszny. Mam ataki histerii kilka razy na dobe. Nie radze sobie totalnie. Za nikim tak nie rozpaczalam jak za tym rudym malym synem. Czy to kiedys sie uspokoi? Czy ten bol jakos zelży? Nie umiem funkcjonowac w tej rzeczywistosci. Nie jem. Mam koszmary. Nie chce nikogo widziec. Sciskam Was wszystkich mocno, dziekuje ze podzieliliscie sie tubWaszymi historiami, na chwile bylo mi lżej. Dzisiaj pozwoliłam odejść mojej kochanej 10 dni walczyliśmy o mi tak bardzo pożegnanie przytuliłam ją i poprosiłam żeby czekała na mnie za tęczowym PRZYJACIELU. Wlasnie umarla mi druga koteczka ukochana Tosia nagle. Dwa rowne miesiace po mojej Zuziuni. Szok Dzis peklo mi serce po raz drugi. Kochani jak ja mam sie teraz uporac z tym wszystkim z ta ogromna strata dwa miesiace temu 26 lipca maja ukochana Zuziunia a dzisiaj 26 wrzesnia moja absolutnie nie wskazywalo na to ze umrze. Od razu jak zobaczylam ze cos jest nie tak pojechalam do weterynarza zastrzyki leki kroplowki i niestety. Wrocilysmy do domu i za 30-40 minut umarla. Szok niedowierzanie zal smutek rozpacz. To byly moje coreczki nie wiem jak sie pozbieram naprawde nie wiem. JM jak ja Ciebie rozumiem. Dzisiaj mija tydzień od śmierci Kaprysa. Nie mogę się pozbierać. W dzień jeszcze „jakoś” daję radę, ale poranki i wieczory to koszmar. Był wielkim prawie 7 kg kocurem. Spokojnym, czasem dostojnym, a innym razem 16-letnim staruszkiem który popycha łapką piłeczkę dziecka, czy biega za gumkami do włosów wystrzelonymi z palca. Tęsknię za ciężarem ciałka leżącego w zgięciu moich nóg, za widokiem mordki w oknie kiedy wracałam do domu. Nawet za budzeniem o 4 rano bo stwierdził że jest głodny. Nie wiem co zrobić żeby było lżej, mam milion myśli w głowie, od takich że już nigdy bo nie przeżyję kolejnego razu, do takich, żeby jak najszybciej pojechać do schroniska i niejako w hołdzie dać kolejnemu kotu najlepsze życie jakie potrafię. Sama nie wiem.... Tęsknię bardzo mój Kocie Kaprysie, Magdas. Nie umiem wyrazić jak bardzo mi przykro. Wiem, że nie ma takich słów które mogłyby Cię pocieszyć/ulżyć. Mogę tylko zapewnić, że sercem jestem z Tobą. Dzieki Kasiu. Dlaczego to zycie jest czasem tak okrutne co. Dzisiaj ledwo poszlam do pracy. Nie wiem jak sie pozbierac moje Aniolki kochane w domu taka pustka. Tosienka to moj persik niebieski najukochanszy labuziak. Moja dziewczynka miala prawie 13 lat chcialabym choc jeszcze jeden jedyny rok byc. I tak wczesnie po Zuzi rowne 2 miesiace. Moje kochane persiczki Zuzia biszkoptowa a Tosia niebieska. Zawsze bede je kochac moje dzieki za wsparcie pozdrawiam i caluje. Magdas, co się stało z koteczka Tosią, ze tak nagle odeszła ? Ile miała lat? :(((( może tęskniła za Zuzinką, a teraz już są razem... Bardzo Ci współczuje, wiem jak to jest stracić przyjaciół w ciągu tygodnia w moim przypadku, najpierw 8letni kocurek a 4 dni później 17 letnia sunia... JZ Nic jej nie bylo zadnych oznak choroby. Nagle dostala bezwladu i chyba paralizu tak jak Zuzia ale Zuzia jeszcze zyla 5 mieaiecy a Tosia umarla. Niewirze w co sie stalo jesrem zalamana. Serce kardiomiopatia tak jak Zuzia ale nie zdiagnozowana. Sama smierc wygladala u Nich tak szoku w sobote jak zyc bez moich splaszczonych noskow. A dawno to sie stalo. Tez przezylas strasznie prawda JZ jak sobie z tym poradzilas powiedz mi prosze pomoz mi bo ja nie wiem dwa moje skarby jak sie pozbierac. A Twoj kocurek chorowal 8 lat to przeciez jeszcze nie stary bo piesek 17 to juz sedziwy wiek jak moja Zuziulka 17 lat i 7 miesiecy na persa to duzo. A Tosia maglaby pozyc jeszcze ze 2 lata chociaz. Tak mi ich brakuje tyle lat a teraz pustka. JZ jak sobie poradzilas dawno to bylo. Tez Cie spotkalo nieszczescie jak mnie. Magdas 1 października 2020 Teraz sie polapalam to Ty pisalas wczesniej o swoim piesku i kotku poplakalam sue tak Ci wspolczulam ze 2 swoje ukochane zwierzatka pozegnalas. Ja jeszcze mialam Tosienke i nic absolutnie nie zapowiadali takiej tragedi Magdas 1 października 2020 Ale u Twojego kotka cos jednak sie stalo a u Tosi nic. Pisalas ze mial zapalenie krtani a ja mysle ze to bylo od serduszka. Skoro tak nagle a mial pewnie kaszel to serce. Moje na serduszka umarly. Zuziunia ze starosci a Tosienka tez pewnie serduszko zachorowalo. Jak zyc nie wiem naprawde nie wiem Boguś 1 października 2020 Dziś odeszła moja Kochana Koteczka nazwana "Szczęściara" bo raz wyszła z opresji. Tym razem Bóg chciał inaczej . Spotkamy się w Niebie. Miałaś tylko 2 latka. Wszędzie było Cię pełno. Została pustka, tęsknota ,żal . Jak mam żyć teraz bez Ciebie. Pamięć o Tobie zachowam do końca moich dni. . . . . . . Zostały w domu dwie Twoje 2-letnie rówieśniczki i kotek też rówieśnik 2-latek . Całą czwórkę zabiedzoną przygarnąłem od jednej osoby, dałem wam dom i odwzajemnioną miłość. Zostawiłaś Kochana Koteczko jeszcze dwie starsze koleżanki : 3-latkę i 6-latkę . Jeszcze wczoraj było Was sześcioro . Jesteś Kochana Koteczko teraz w Niebie i dbaj o pozostałe 5 kotków i o mnie. Serce mi bije jak oszalałe z tęsknoty za Tobą . . . . . Mam żal do siebie ,że odeszłaś w lecznicy, a miałem Cię wziąć na noc do Twojego mieszkanka, przygotowałem ciepłe posłanko, ale zawierzyłem lekarce , podpisałem jakić dokument ( dlatego , że już nie żyłaś ?) i zostałaś u obcych , mieli Cię doglądać, Może kiedy podpisywałem ten dokument to już nie żyłaś . Z dala tylko widziałem , że leżałaś na czymś twardym, a ja Cię nie dotknąłem i nie sprawdziłem. Mam wyrzuty sumienia , że nie zabrałem Cię i nie nacieszyłem się Tobą. Miała byś miłość moją i pozostałej piątki kotków , a Ty byś nas obdarowała Swoją miłością . Odeszła byś wśród naszej miłości w ciepłym posłanku, a nie w samotności u obcych, którzy zostawili Cię samą i poszli spać, nawet lekarka nie potrafiła powiedzieć godziny odejścia. Myślę , że gdybym Cię zabrał to byś przeżyła, bo miłość czyni cuda. Nie wiem co oni z Tobą wyprawiali nocą bo po co podpisywałem jakiś dokument , a może wtedy już nie żyłaś . . . . . Wniosek: brać kotki na noc do domu , a w lecznicy być przy kotku przy każdej czynności i nie nabierać się na piękne słowa , że kotek będzie pod tzw. "fachową opieką " bo to jest ściema . . . . . Rano gdy Cię przyszedłem odwiedzić w lecznicy to była inna lekarka , która sucho zakomunikowała o Twoim odejściu. To chyba jest metoda, że jedna jest dziś ,a jutro już inna, która nic nie wie i tylko spytała czy do utylizacji ,czy wezmę z sobą. Obrzydłiwość . Wziąłem Cię kochana koteczko , więcej Cię nie skrzywdzą. Byłaś kochana koteczko sztywna czyli odeszłaś wiele godzin wcześniej . Nigdy już się nie dowiem, czy wczoraj jak na Ciebie, spojrzałem to jeszcze żyłaś, mam duże wątpliwości , czy chcieli Ci pomóc czy tylko wyłudzić na maksa pieniądze. Nie tylko ja to zauważam ,że . . . . . lekarzy z powołania to już nie ma , są teraz biznesmeny . Najważniejsza czynność w tym zawodzie to teraz siąść przed komputerem i zaśpiewać tak jak mnie 450 zł za nie wyleczoną Kochaną Koteczkę. Po co starać się wyleczyć, jeśli za niewyleczenie są te same pieniądze . Niestety płacimy za czynności , za błędne leczenie konowały nie odpowiadają .Powinniśmy płacić za wyleczenie , wtedy by się starali i najlepsi by zostali w tym zawodzie. . . . . . A reszta konowałów by poszła z torbami . . . . . Jeszcze Cię Kochana Koteczko wygłaskałem i wycałowałem, zrobiłem zdjęcia, patrzyłaś na mnie jak zwykle z zachwytem i zaufaniem chcąc wskoczyć mi na kolanka, albo wyżej na ramiona, bo lubiałaś spacerować na moich ramionach przytulając się do szyi. . . . . Kocham Cię Kochana Koteczko tak jak Ty Nas Kochasz, spotkamy się w Niebie i już nigdy nie rozstaniemy . Boguś 1 października 2020 Dziś odeszła moja Kochana Koteczka nazwana "Szczęściara" bo raz wyszła z opresji. Tym razem Bóg chciał inaczej . Spotkamy się w Niebie. Miałaś tylko 2 latka. Wszędzie było Cię pełno. Została pustka, tęsknota ,żal . Jak mam żyć teraz bez Ciebie. Pamięć o Tobie zachowam do końca moich dni. . . . . . . Zostały w domu dwie Twoje 2-letnie rówieśniczki i kotek też rówieśnik 2-latek . Całą czwórkę zabiedzoną przygarnąłem od jednej osoby, dałem wam dom i odwzajemnioną miłość. Zostawiłaś Kochana Koteczko jeszcze dwie starsze koleżanki : 3-latkę i 6-latkę . Jeszcze wczoraj było Was sześcioro . Jesteś Kochana Koteczko teraz w Niebie i dbaj o pozostałe 5 kotków i o mnie. Serce mi bije jak oszalałe z tęsknoty za Tobą . . . . . Mam żal do siebie ,że odeszłaś w lecznicy, a miałem Cię wziąć na noc do Twojego mieszkanka, przygotowałem ciepłe posłanko, ale zawierzyłem lekarce , podpisałem jakić dokument ( dlatego , że już nie żyłaś ?) i zostałaś u obcych , mieli Cię doglądać, Może kiedy podpisywałem ten dokument to już nie żyłaś . Z dala tylko widziałem , że leżałaś na czymś twardym, a ja Cię nie dotknąłem i nie sprawdziłem. Mam wyrzuty sumienia , że nie zabrałem Cię i nie nacieszyłem się Tobą. Miała byś miłość moją i pozostałej piątki kotków , a Ty byś nas obdarowała Swoją miłością . Odeszła byś wśród naszej miłości w ciepłym posłanku, a nie w samotności u obcych, którzy zostawili Cię samą i poszli spać, nawet lekarka nie potrafiła powiedzieć godziny odejścia. Myślę , że gdybym Cię zabrał to byś przeżyła, bo miłość czyni cuda. Nie wiem co oni z Tobą wyprawiali nocą bo po co podpisywałem jakiś dokument , a może wtedy już nie żyłaś . . . . . Wniosek: brać kotki na noc do domu , a w lecznicy być przy kotku przy każdej czynności i nie nabierać się na piękne słowa , że kotek będzie pod tzw. "fachową opieką " bo to jest ściema . . . . . Rano gdy Cię przyszedłem odwiedzić w lecznicy to była inna lekarka , która sucho zakomunikowała o Twoim odejściu. To chyba jest metoda, że jedna jest dziś ,a jutro już inna, która nic nie wie i tylko spytała czy do utylizacji ,czy wezmę z sobą. Obrzydłiwość . Wziąłem Cię kochana koteczko , więcej Cię nie skrzywdzą. Byłaś kochana koteczko sztywna czyli odeszłaś wiele godzin wcześniej . Nigdy już się nie dowiem, czy wczoraj jak na Ciebie, spojrzałem to jeszcze żyłaś, mam duże wątpliwości , czy chcieli Ci pomóc czy tylko wyłudzić na maksa pieniądze. Nie tylko ja to zauważam ,że . . . . . lekarzy z powołania to już nie ma , są teraz biznesmeny . Najważniejsza czynność w tym zawodzie to teraz siąść przed komputerem i zaśpiewać tak jak mnie 450 zł za nie wyleczoną Kochaną Koteczkę. Po co starać się wyleczyć, jeśli za niewyleczenie są te same pieniądze . Niestety płacimy za czynności , za błędne leczenie konowały nie odpowiadają .Powinniśmy płacić za wyleczenie , wtedy by się starali i najlepsi by zostali w tym zawodzie. . . . . . A reszta konowałów by poszła z torbami . . . . . Jeszcze Cię Kochana Koteczko wygłaskałem i wycałowałem, zrobiłem zdjęcia, patrzyłaś na mnie jak zwykle z zachwytem i zaufaniem chcąc wskoczyć mi na kolanka, albo wyżej na ramiona, bo lubiałaś spacerować na moich ramionach przytulając się do szyi. . . . . Kocham Cię Kochana Koteczko tak jak Ty Nas Kochasz, spotkamy się w Niebie i już nigdy nie rozstaniemy . Magdas, tak to właśnie moja historia tylko pisałam chyba pod innym nikiem i teraz jak Ci pisałam to zapomniałam ze miałam inny... ale to właśnie ja. Piesek to prawda, długo i godnie sobie pożył 17 lat u nas, znaleziony nad morzem...na koniec siadły nerki i anemia. I powoli godzę się ze strata, tęsknie tak samo ale jest troszkę lepiej bo miała tez godna smierc bez bólu. Ale kotka nie mogę przeżyć, miał dopiero 8 lat, nigdy nie chorował i to stało się tak nagle jeszcze po wizycie u weta.... przez co nachodziły mnie myśli ze weterynarze to zło ze zabrali mi kocurka, ale wiem ze to nieprawda, chcieli mu pomoc ale się nie udało. Tak jak piszesz tez teraz myśle ze mogło to być coś z sercem... dlatego tak nagle i szybko umarł, zła diagnoza i przede wszystkim jak widać za późno... miał sporadyczny kaszel wiec to mogło być właśnie serce. Tej śmierci nie mogę przeżyć bo to była moja bratnia kocia dusza, jego brak jest okropny, brakuje mi tchu, od 2 mc płacze codziennie w nocy, nie mogę w to uwierzyć i nawet nie mam futerka do przytulenia, dwa zwierzaki w ciągu tygodnia z czego jeden dorodny zdrowy jak się wydawało kocurek, miał żyć jeszcze drugie tyle albo i dłużej, pragnęłam tego z całego serca, oddałabym wszystko żeby tu ze mną był. Po prostu był. I nie wiem jak odpowiedzieć ci na pytanie jak sobie poradziłam, bo sobie nie radzę... ból jest taki sam, jedynie codziennie uczę się powoli z nim żyć i oswajam się z myślą ze już naprawdę do mnie nie wrócą, co jest najgorsze na ziemi. Straty kocurka nie mogę przeżyć bo było to nagłe i niespodziewane, rozumiesz wracam od weta z kotkiem, na wizycie usłyszałam ze wszystko pięknie zaleczone ja zadowolona a godzinę później mój świat się zawalił bezpowrotnie, nikomu nie życzę takiego doświadczenia. Myślałam o wizycie u psychoterapeuty ale jeszcze się nie zdecydowałam, próbuje sama przez to przejść, choć jest ciężko i nigdy się z tym nie pogodzę, jedynie dalej będę żyć. Ale pamiętać będę zawsze, pozostały mi wspomnienia i zdjęcia. Nawet się z nim nie pożegnałam co dobija jeszcze bardziej. Kocurek zawsze był typem leniwca nie chciał się bawić może to był znak ze coś nie tak z serduszkiem, gdybym tylko wiedziała to wszystko co wiem teraz... wydają mi się ze moglam zmienić kolej rzeczy ale to chyba złudne wrażenie :((((( łącze się w bólu bo naprawdę wiem co przezywasz, ja jestem w takim stanie od 2 mc Magdas 2 października 2020 Kochana jezeli mial kardiomipatie tak jak moja Zuziunia to tez by umarl za jakis czas bo to smiertelne. Ale Zuzka moja dostala to ze starosci. Byla zdiagnozowana miala echo sreca rozne badania i byla leczona . Po zatorze lezala sparalizowana ale byla po 3 miesiacach zaczela chodzic wiec mialam nadzieje ze dozyje 18 ale niestety kolejne zatory mu ja zabraly. Bylam przygotowana na Jej smierc pozegnalam sie z Nia. Umarla w domku na rekach mojej corki. Ale przezycie straszne. A Tosienka to szok totalny ale smierc miala taka sama. Wiec to serduszko bo kotki czesto maja chore serce ale my o tym nie wiemy bo ukrywja chorobe. Caluje Cie mocno Magdas 2 października 2020 Kardiomiopatia przerostowa tak nazywa sie ta wstretna choroba ktora zabiera nam nasze kotki. Niektore nagle tak jak moja Tosienke a niektore leza biedne sparalizowane jak moja Zuziunka. Moja Zuziunia byla pod opieka kardiologa. JZ poczytaj o tym ja juz wyczytalam chyba wszystko. Nie ma ratunku dla kotkow z ta choroba. Ja mialam to szczescie w tym nieszczesciu ze moja Zuzia zachorowala ze starosci i byla ze mna szok chociaz tez jak juz pisalam byla starsza lat na persa to tez bardzo trudno to przezyc. Twoj kotek byl jeszcze mlody mogl jednak nie mozemy zrobic. Ja placze caly czas prawie oczy mam spuchniete ledwo wstaje do bardzo nie lubie mojego domu bez moich Skarbow. Tez mysle o psychologu. Grzegorz 3 października 2020 Piszę to by po prostu było mi lżej. Parę godzin temu pożegnałem moją towarzyszke od dziecka, miała 17lat. Od kiedy pamiętam opowiadałem jej wszystkie ważne wydarzenia w moim życiu, bawiłem się z nią i chodziłem na spacery. Ostatnio dostała paraliżu tylnych łapek i z weterynarzem robiliśmy co się dało by postawic ją na nogi. Rano jak wstałem zobaczyłem że moja kora zaczęła chodzi, przez parę godzin było dobrze, a później zaczął wracać paraliż. Gdy moją przyjaciółkę zaniosłem do weterynarza to powiedział że to że dostała silne dawki w zastrzykach. Postanowiłem żeby ją uśpić by skrócić jej cierpienie. Ciężka decyzję musiałem podjąć, lepsze to niż patrzenie jak cierpi. Tęsknię za moją przyjaciółka i czuje straszną pustkę, jak by ktoś zabrał cząstkę samego Mnie.. Dziękuję ze ktoś to przeczyta. Krzysiek 3 października 2020 Kochajmy Nasze Zwierzęta tak szybko odchodzą. Beata 6 października 2020 7 lipca odszedł mój ukochany kocurek Tiguś. ocalił mi życie po śmierci mojej najdroższej Mamusi. Mijają trzy miesiące, a ja nie potrafię żyć. Tiguś był ostatnią żywą istotką w mim życiu. Znalazłam go w krzakach 1 . tego samego roku odeszła moja Mama. Był wyjątkowy. Odszedł w klinice, nie było mnie przy nim. Był kotkiem domowym, nie wiem co zrobiłam źle. Walczyłam o niego do końca, pewnie coś spaprałam. Boże jak boli...Tydzień temu przywiozłam małego kociaka, nie potrafię go pokochać. Wyleczyłam go z choroby i dbam tak jak o Tigusia, ale płaczę i chce go oddać. Nie chce mi się żyć. Beata 6 października 2020 Tigusia znalazłam 1 sierpnia 2008 roku, a maluch urodził się 1 sierpnia 2020r. 1 sierpnia zawsze obchodziłam urodziny Tigusia, tego roku mojego Kocurka zabrakło, czy to znak? impala1533 6 października 2020 Piątego pażdziernika uśpiłam moją osiemnastoletnią kotkę Lisię. Jestem zrozpaczona. Chorowała, wiem, że już była wiekowa, miała straszne problemy z trawieniem i coraz większe z poruszaniem się, zdałam sobie sprawę, że nie nastąpi poprawa. Teraz zastanawiam się, czy ten pierwszy zastrzyk rzeczywiście sprawił jej oszołomienie, że przestała cierpieć. Chciałam jej sprawić koniec cierpienia, ale mam wyrzuty sumienia. Tęsknię za nią bardzo, była moją kocią przyjaciółką. Beata 7 października 2020 Bardzo współczuje wszystkim, dobrze wiem jak strasznie boli całe ciało, serce, nawet myśli po stracie... Dzisiaj mijają trzy miesiące bez mojego kochanego kocurka Tigusia, 7 lipca 2020 roku odszedł, zostawił mnie zupełnie samą. Zawsze prosiłam go żeby mnie nie nigdy nie zostawił, jednak mnie nie posłuchał... mam wrażenie, że z dnia na dzień boli coraz bardziej i tęsknie mocniej. Magdas 7 października 2020 Kochani jak sobie radzicie. Ja jestem w rozsypce. Stracilam dwa moje Skarby. W domu tak strasznie smutno i zle. Beata 8 października 2020 Cześć kochana. Łączę z Tobą w bólu. U mnie też kompletne załamanie. Nie potrafię żyć bez Tigusia. Był ze mną w najgorszym czasie mojego życia. Nie mam już nikogo. Trzymaj się, wiem,że to durne gadanie... Magdas 8 października 2020 Moze i durne ale pomaga. Bo nie jestesmy same w cierpieniu tez lacze sie w bolu z Toba i ze wszystkimi. Ja naprawde wiem co to znaczy. Tak bardzo kocham moje dziewczynki. Narazie nie wiem jak zyc ale mam nadzieje ze bedzie lepiej. Zamowilam sobie malenka dziewczynke perska jest sliczna. Mysle ze mi pomoze. Bede ja miala za 2 tygodnie moja Stefcie. Kolejna corcie do kochania ale moje skarby beda zawsze najwazniejsze. Tyle lat do czegos zobowiazuje. Caluje Cie Beatka i Wszystkich. Odzywajmy sie nieraz by sobie pomagac Magdas 8 października 2020 Beatko wiem tez co znaczy smierc ukochanej Mamy. Moja nie zyje juz prawie 21 lat. Mialam male dzieci jak Mama mi zmarla i miala tylko 58 lat. Tata umarl rowne 3 lata po Mamie. Po smierci Taty kupilam Zuzinka bardzo mi pomagala moja koteczka kochana. A teraz bol okropny Magdas 8 października 2020 Beatko nie oddawaj koteczka On Ci pomoze. Ja bede miala malenstwo niedlugo. Dziewczynke perska Stefcie. Juz Ja bardzo kocham. Ona nie bedzie Zuzia ani Tosia ale tez bedzie moim Sloneczkiem. I Ty tez tak zrob. Zycia naszym Koteczkom nic i nikt nie zwroci a te inne kotki tez zasluguja na nasz dom i milosc. Karolina 8 października 2020 Wiem jak to boli dnia 5 10 2020 musiałam uspac swojego kotka... Lis roszarpal mu przednia łapkę pojechałam jak najszybciej do weterynarza ale stwierdził że mimo operacji nie przeżyje to było najgorsze co mogłam usłyszeć zaczęłam płakać o dzieciach nie wspomnę nie zapomnę twarzy córki bo jadąc z nim do lekarza wierzyła ze wróci nawet bez łapki wszyscy już już się pogodziliśmy że będziemy mieć go z 3 łapkami tak się nie stało.. Na moich oczach musieli go uspac nie zapomnę tego do dziś mam wrażenie że wskakuje przez okno i prosto kładzie się kolomnie na łóżku córka płaczę codziennie mimo że mamy jeszcze jednego kotka nie wiem ale mimo to każdy jest inny oczywiście nasz czarnulek był całkowicie inny lubił strasznie się przytulać a dziś mogę tylko przez okno patrzeć na ogród gdzie jest zakopany i wspominać go i codziennie się modlę żeby z moim kolejnym kociakem nie było tego sameg codziennie jest brany do domu na noc mimo że strasznie miauczy żeby wyjść ale mam nadzieję że z czasem mu przejdzie.... Mama Yody 11 października 2020 Magdas, naprawdę łączę się w bólu, wiem, co czujesz. Dziś mija dokładnie pół roku od śmierci mojej Yodusi. Karolimko, ona została zabita przez psa w biały dzień, w miejscu, gdzie inne koty późnej starości. Więc wychodzenie w dzień to żadna gwarancja. Nie mogłam jej nawet pochować, bo ten bandyta, właścicil psa zabrał jej ciałko. I nawet nie przyszedł powiedzieć, co się stało... Wcale nie jest mi lepiej. A tu jeszcze do opowiedzenia historia odejście dwóch tutejszych psów...pęknie mi serce, to pewne,,, Ech, zaczął się trzeci miesiąc bez moich przyjaciół (pisałam o nich wyżej piesek 17 letni i kotek zaledwie 8 letni, który odszedł nagle po wizycie u weta bez diagnozy poważnej choroby, zagrażającej życiu... leczony na zapalenie tchawicy, gdzie prawdopodobnie był to problem z sercem - stad taka nagła niespodziewana smierć...co boli stokroć bardziej...) Nadal nie mogę uwierzyć, normalnie funkcjonować. Mój świat się zawalił, nie boje się używać tego określenia. Choć mam 24 lata, to czuje jakby moje życie w pewnym stopniu zatrzymało się/ skończyło wraz z ich odejściem. Cały pogląd na świat się zmienił. Nie jest różowo, wesoło i kolorowo tak jak widziałam zanim odeszli. Byłam pełna motywacji, optymizmu, chęci do działania, a teraz nie mogę zwlec się z łóżka... przygarnęłam szczeniaka z wiejskiej stodoły, jest troche weselej w domu, ale to uświadomiło mi ze choćbym oddała wszystko co mam to nie przywrócę im życia, nie zmienię biegu wydarzeń, nie cofnę czasu i nic już nie będzie takie samo. Mój piesek odszedł ze starości wiec łatwiej mi patrzeć na młodego pełnego życia psiaka. Nie boli aż tak bardzo, ale mimo wszystko boli. Bardzo brakuje mi kota bo to za nim tęsknie jak szalona ale bałam się przygarnąć małego kota bo tak samo widziałabym ze to nie mój Grubcio, z drugiej strony to właśnie w nowym kociaku mogę znaleźć cząstkę mojego Grubcia, a nie w psiaku. Boje się ze podjęłam zbyt szybko decyzje o adopcji psiaka. Nie żałuje tej decyzji ale myślałam ze będzie to większa ulga gdy nowy psiak będzie w domu, a tymczasem jeszcze bardziej tęsknie za kotem bo piesek dwóch miejsc nie zapełni...chyba oszaleje Arek 14 października 2020 mój ukochany przyjaciel piesek Reksio,o godz 7 rano zostal potracony przez samochod zyl jeszcze 50 min, umarl w drodze do kliniki na kolanach mojej mamy, mial zaledwie 3 tego poranka jak sie przebudzilem i Reksio lezal na fotelu obok wziolem go na rece mocno przytulilem i dluzej niz zawsze wyglaskiwalem ucalowalem tak jak bym mial jakies przeczucie czy cos takiego a on radosny wybiegl za mna na podworko, potracil go samochod 10 min pozniej. Reksio byl czarnym kundelkiem byl u mnie od moim najlepszym przyjacielem w tych dobrych i w tych zlych chwilach, najwierniejszym ,spal co noc przy moim lozku a nad ranem dotykal mnie noskiem zeby go wpuscic pod kolderke,uwielbial biegac jezdzic samochodem gonic za motorkiem jak jezdzilem po polach czy lesie,zawsze jak gdzies pojechalem to klad sie przy oknie balkonowym obserwowal przez nie i czekal az wroce byl niespotykanie lagodnym pieskiem wrecz bojazliwym bardzo bal sie burzy i petard ,mimo ze mam ponad 30 lat plakalem jak dziecko,strasznie mi go zal okropnie za nim tesknie byl bardzo do mnie przywiazany a ja do moge sobie darowac ze go nie upilnowalem. Pochowalem go w ogrodku codziennie do niego zagladam tak bardzo mi go brakuje.... mam nadzieje ze mu jest tam dobrze i wierze ze sie kiedys spotkamy i znowu go mocno przytule. Zegnaj Reksiu najukochanszy moj piesku i do zobaczenia ganiaj tam za teczowym mostem i czekaj na mnie cierpliwie az uslyszysz pewnego dnia jak co ranek od 3 lat slowa hej Reksiu Beata 16 października 2020 Trzymaj się Arku. Wiem jak boli strata futrzanego przyjaciela. Mój kocurek Tiguś odszedł 3 miesiące temu w klinice, w Poznaniu. Walczyłam o niego,po śmierci mojej mamy mieliśmy tylko siebie. Jest ze mną, ale na dnia przed pracą idę się przywitać, przed snem przykucam nad grobem i mówię do go kochała po wieczność. Łączę się z Tobą w bólu. Gośka 25 października 2020 Witajcie , bardzo wam wszystkim współczuję. Naprawdę bardzo Moj Max miał 13 lat nie zdążył uciec przed autem listonoszki, chciałabym się tylko pogrzać w słońcu , potrąciła go na mojej posesji i odjechała . Ciągle to sobie wyobrażam i strasznie boli . Byłam z nim u weterynarza i miał żyć bo miał połamana miednicę, ale umarł po 4 godzinach. Byłam z nim do końca , bałam się mu przerywać umierania, ale chciałam zeby czuł ze jestem . Wycałowany po śmierci przezemnie i przez wnuki , nawet syn płakał który ma już prawie 30 lat . Pochowałam go w specjalnym miejscu, gdzie leży 7 letni Dżeki zabity przez psa sąsiada,który to ukrył go ,a ja szukałam go przez dwa tygodnie. Nie umiem sobie poradzić ze stratą Maxa bardziej niż ze stratą Dżekiego. Chciała bym krzyczeć ale nie wypada, ledwo żyję , depresja wróciła, wszystko jest bez sensu . Ciągle płaczę, myślę, obwiniam siebie , przeklinam czwartek 22 października, przeklinam listonoszkę , która zamiast wyrazić skruchę groziła mi policją , bo napisałam na fb że zabiła go pani listonoszka, ale mam to gdzieś. Chcę żeby przestało boleć, on był moim sensem życia. Dorota 27 października 2020 godzinie przestało bić serduszko mojego Szczęścia Lakusia. Odszedł za wcześnie, bo w wieku 10 lat i 4 miesięcy. Mój labrador amerykański. Tak Go nazywaliśmy. Bo był mixem czarnego labradora. Był moim promyczkiem. Był moim największym szczęściem. Miziakiem i obrońcą wszystkiego, co się rusza. Nawet nie dał muchy zabić. Kochał piłeczki tenisowe i swojego piszczącego kurczaka, z którym witał mnie w progu, no i moje spodnie dresowe, którymi uwielbiał trzepać, jak je złapał. Mój Prezesik kochany, prosiaczek, bo niestety zjadał wszystko. Miał problemy z jelitami ale jakoś udawało mi się je zaleczać. Niestety, po operacji usunięcia tłuszczaka wystąpiły komplikacje. W drugiej dobie po operacji zaczął, biedak, wymiotować. Poszliśmy do lecznicy. Tam, ze względu na wcześniejsze problemy z jelitami, dostał kroplówkę. Pomagało doraźnie. Na te kroplówki chodziliśmy codziennie. Lakuś był jednak coraz słabszy. W środę w nocy, zwiniętego w koc, bo nie mógł chodzić, zawieźliśmy do szpitala. Stan był już zły. Pani Doktor nie dała nadziei ale zapewniła, że będą walczyć. Walczyli. Codziennie do niego przychodziliśmy. Nawet nastąpiła leciutka poprawa. Do niedzieli rano. Rano serduszko mojego Lakusia przestało bić. Nie pomogła reanimacja. A jeszcze w sobotę zjadł troszkę i się napił. Do dzisiaj ryczę. Widziałam go w sobotę. Głaskałam. Ale nie sądziłam, że to będą nasze ostatnie wspólne chwile. Mam też wyrzuty, że zaprowadziłam Go na tę operację. Może powinnam to odłożyć.....ale z drugiej strony usunięty tłuszczak był taki duży, że wykrzywiał już łapkę.....Boże, nie spodziewałam się, że stracę mojego przyjaciela w 10 dni....Pustka, cisza i ogromny żal..... Gośka 30 października 2020 Dorotko bardzo współczuję, nasze pupile zawsze odchodzą za wcześnie ,a człowiek nigdy nie jest na to gotowy . Wczoraj minął tydzień jak Max odszedł , a ja ciągle płaczę jak nikt nie widzi, schudłam 6 kg, codziennie go odwiedzam , codziennie o nim myślę. Myslałam żeby wziąć nowego psa , ale chyba już nie dam rady , bo pożegnania są najgorsze . Pozdrawiam Znalazłam moją kotkę na ulicy miała wtedy ok. 2 miesiące. Miesiąc po znalezieniu była już wysterylizowana i zaczęłam ją wypuszczać, bo chciałam żeby była kotem wychodzącym. Teraz tego żałuję. Co wieczór wracała, i na noc przychodziła do domu, a rano znowu ją wypuszczałam. Czasem wracała po 2 dniach, ale najdłużej nie było jej 4 dni. czyli równe pół roku od znalezienia wyszła z domu tak jak zawsze i do teraz nie wróciła... Nie wiem czy coś ją potrąciło, czy się przestraszyła jakiegoś psa i uciekła i nie mogła wrócić czy jeszcze coś innego... Chyba wolałabym już wiedzieć że umarła, niż ciągle przegrzebywać wszystkie ogłoszenia od maja o znalezieniu kota... mija rok odkąd ją znalazłam i pół roku odkąd jej z nami nie ma... Jeszcze mam odrobinę nadzieji że jednak wróci. Może wróci tak jak przyszła... Mam nadzieję. :( Dziś mija 3 dzień od straty mojego Maluszka. Moj piesek - Molly miala zaledwie 2 latka i 8 miesiecy. Byla nieprawdopodobnie kochana, mądra, mega energiczna (zawsze wszedzie bylo jej pelno), taka piekna i tyle szczęścia wnosila w życie ludzi, zwłaszcza w moje. Teraz pozostała po niej tylko pustka i niewyobrażalny ból. Była ze mną zawsze, codziennie (W łóżku ze mną, do rodziny ze mną, do znajomych ze mną i po lasach, po górach, nad jeziorami, uwielbiala morze i kopać na plaży). Jeszcze mogła byc ze mna przez kilkanaście lat, jeszcze tyle w zyciu mogla doświadczyć, tyle poznać, tyle ludzi pokochać i otrzymac od nich to samo... A juz jej nie ma i nigdy nie będzie. Jeszcze tydzień temu, tak niedawno... gdybym tylko wiedziała, mogłaby tu jeszcze być. Jeszcze w piątek rano biegała za ptakami, a w poniedziałek sama wyraziłam zgodę na eutanazję. Czuje niewyobrażalny żal, że ostatnimi dniami poswiecalam jej tak mało uwagi, gdzie właśnie wtedy potrzebowała mnie najbardziej, tak bardzo cierpiała, a ja nie miałam zielonego pojęcia o tym co się z nią dzieje... Rezonans magnetyczny wykazal autoimmunologiczne zapalenie mózgu i opon mózgowych, ogromne uszkodzenia w mózgu, pniu, rdzeniu kregowym i przedłużonym, brak oddechu po narkozie, bezskuteczna walka o przywrócenie jej tchu, a później najtrudniejsza decyzja - żeby ukrocic jej męki. Nie potrafię poradzić sobie z jej odejściem, tak bardzo mi jej brakuje. Nie wiem co mam robić. Nie potrafię o niej rozmawiać, bo głos mi się łamie, zalewam się łzami... Była ze mną tylko 2,5 roku, a dała mi więcej niż niektórzy ludzie przez całe moje życie. Obwiniam siebie, że to ja dałam jej za mało, że mogłam więcej, że czasami się na nią zloscilam, że czasem podniosłam głos... W piątek jest jej pogrzeb. Co mam zrobić? Jak się pogodzić? To wszystko jest takie ciężkie i przykre. Dalej szukam jej wzrokiem, dalej mam wrażenie jakby gdzieś była. Brakuje mi jej głosu, jej mokrego noska, tych pięknych niewinnych oczek, ciągle merdajacego ogonka, tego jaka była szczęśliwa i pełna życia... Była taka młoda, taka mała. Tak chciałabym ja jeszcze zobaczyć... :( Ja ja tesknie za moimi kotkami Dzis umarl tragicznie moj ukochany koteczek Simba. 10 listopada mialby 6 miesiecy. Sasiad z ulicy jechal jak debil i przejechal go, uderzyl mu w glowe, przed domem sie to stalo... Ja wyje jak dzik za moim Simba, kotkiem, ktory uwielbial ludzi, nie bal sie psow, potrafil mizianiem o policzek, brode czy reke obudzic, ktory potrafil zasnac z czlowiekiem. Chodzil za moja pies, sledzil ja, chowal sie, robil uniki... Nie moge tej straty ogromnej przebolec... Uwielbial sie wtulac, jak go wziac i polozyc na ramie czy szyje to tak sie przytulal. Charakter mial cudowny, taki dostojny, nigdy sie nie wpychal, czekal na swoja kolej, szukal kontaktu z czlowiekiem, patrzyl prosto w oczy, byl piekny, przystojny, futro mial mieciutkie, bo jego mama wygladala jak kot lesny miala takie pregi grube i kice na uszkach jak wiewiorka, on tez to mial i te futro....cud nie do opisabia, dwukolorowy nosek, piekne wyraziste zielono-lekko rozowe oczy, miekkosc futra po ojcu pol Persie i mial takie jakby o hraniacze na przednich kolanach takie pregowane na bualych futerkowych nogach. Wszyscy za nim wyjemy, corka mowi, ze bedzie miec zalobe, ja dzis placze juz 12 godzine, idczuwam bol serca,jakby mi ktos czastke mnie zniszczyl na zawsze. Ten kotek byl znami tylko niecale 6 miesiecy ale charakterem swoim skradl nasze serxa na zawsze. Takie koty zdarzaja sie bardzi rzadko, nam sie taki przytafil,alebol po jego stracie jest nie do wytrzymania. Simba, to imie oddawalo calego Ciebie: pieknego, madrego, dostojnego, cudowbego, kochanego i jedynego kota-przyjaciela. Mam 45 lat ale chyba nigdy w zyciu tak nie rozpaczalam. Tak kochac mozna, ale takiej straty trudno jest sobie wyobrazic. Szczerze, to mam tylko jedno marzenie, nie chce bez Ciebie zyz. Kocham. Tęsknię. Boze Moj, pomoz mi z tym bolem! Blagam...! Mam jeszcze Twojego brata, i dwie kochane siostry, najbardziej do Ciebie podobne, ale to Ty patrzyles w oczy najdluzej i to Ty zachowywales sie jak pies chodzac za nami i przychodzac na kazde wolanie. Kazdy Cie pokochal, kazdemu skradles serce. I tak juz pozostanie. Bez Ciebie kawalek naszego serca umarlo. Nawet nie wiedzialam, ze mozna tak kochac Kota. Zaluje, ze jakos nie zatrzymalam go w domu, na pewno by zostal, on rozumial czlowieka, ale bylo cieplo i wiedzialam, ze chcial wyjsc na dwor na spacer. Serce peka, bo Simba byl duzym ale jednoczesnie bardzo mlodym kotkiem, mial przed Simba cale zycie. Imie wyrabe przez corke Sare, ona zawsze wybierala dla zwierzatek te najpiekniejsze. Simba, kocham Cie z calego serca, duszy i rozumu. Mam nadzieje, ze kiedys bedziemy razem. Boze, daj sile, bo moj rozum tego bolu nie pojmuje. Simba, jeszcze raz, kocham Cie i moje dzieci tez. Spoczywal w spokoju. Na zawsze w Naszych sercach... Mama Yody 8 listopada 2020 Zuziu, a dlaczego tak bardzo Tobie zależało na tym, aby Twoja kotka była kotem wychodzącym ? Wiesz, ile rzeczy mogło ją spotkać ? Samochód, pies mogł ją zabić , nie tylko wystraszyć, mogła zjeść trutkę i umireała w męczarniach, mogła wpaścw ręce psychola ale grupki psycholi..nie rozumiem ludzi. Mama Yody 8 listopada 2020 Kto był kiedyś na bułgarskiej prowincji, teń wie, jak to wygląda. Setki błąkających się bezdomnych psów, czasem nawet karmionych, ale patrzących oczyma pełnymi czasem rozpaczy, czasem tylko beznadziei. W złych miejscach trute, przejeżdżane. W pobliżu naszego kompleksu dla cudzoziemców, w ogrodzie opuszczonego domu znalazły sobie schronienie, wątpliwe, dwa takie nieszczęścia. Chico był pinczerem austriackim, rasa bardzo popularna na Bałkanach, Luna, z wybitym jednym okiem była jeszcze większa. Kiedyś czyjaś, miała na sobie bardzo starą było bardzo wątpliwe, bo dom zamknięty, ot, kawałek dachu, ściana chroniąca od jednej faktycznie szczekał na ludzi gdy był akurat u siebie, Luna, skóra i kości, była tak przerażona, że do jedzenia podchodziła gdy się odeszło spory natomiast..po pierwszym karmieniu przestał szczekać, po trzecim pokochał mnie bez pamięci, z wzajemnością. Przewraxał się na grzbiet nadstawiając brzuszek do głaskania, Chodził za mną po całym mieście, siadając przed miejscem, gdzie akurat byłam i czekał. Głaskany, tulił się z oddaniem patrząc w do budynku, gdzie mieszkam, kładł się i patrzył w moje okna. Chico, NIE MOGŁAM Ciebie zabrać, wybacz. Na początku grudnia 2019r. zorientowałam się, że obydwa psy się ich człowiek, sąsiad, którego Chico witał machaniem ogona i radosnymi podskokami. Zdrajca, śmieć. Czy zgłoszono was do urzędu gminy jako agresywne psy i zostałyście uśpione ? Czy może otrute, popularny tutaj sposób ? Wycierpiałyście tyle, a chciałyście tylko mieć dom i swojego o was pamiętać i kochać was do końca życia. A tamtemmu śmieciowi posyłam życzenia szybkiej, bolesnej karmy. Niech uderzy szybko. To już dwa tygodnie jak mój świat stał się pusty, beznadziejny i czarno biały. Nic nie cieszy. Jak bardzo mi brakuje tego czarnego nochala kradnącego moje skarpetki. Jak bardzo mi brakuje wieczornych pochrapywań spod łóżka. I poszczekiwań na idącego daleko listonosza. Lakusiu, tak bardzo bym chciała jeszcze chociaż raz Cię zobaczyć. Dowiedzieć się, czy jest Ci tam dobrze. Móc się pożegnać i prosić o wybaczenie za moje błędy wobec Ciebie. Odszedłeś tak nieoczekiwanie, bo ja, chociaż byłeś bardzo chory po operacji, miałam jednak cichutką nadzieję, że powolutku dojdziesz do siebie a ja będę się opiekować Tobą najlepiej, jak potrafię. Niestety, nie udało się. Myślę sobie, że może jednak szczęśliwy biegasz po tęczowych łąkach i bawisz się z innymi pieskami i że nic Cię już nie boli. Taką mam nadzieję. Ps. Gosiu, Ja także po cichutku płaczę, jak nikt nie widzi, choć minęły już dwa tygodnie i jeden dzień. Pozdrawiam Cię. 5 dni temu musiałam pozwolić odejść mojej przyjaciółce i córeczce - prawie 13 letnie yorczce żadnych objawów, w czwartek załamanie, okazało się że wątroba cała w guzach. Jestem załamana. Dwa dni nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Nie jadłam, nie spałam, nie wstawałam z kanapy. Od wczoraj jest ze mną malutka, roczna sunia. Zaadoptowana z fundacji. Czuję się przy niej lepiej, ale nie potrafię jej jeszcze pokochać tak, jak kochalam Gajke. Czy to się zmieni? Ona jest tak we mnie wpatrzona, chodzi za mną krok w krok i czuje się bezpieczna. Wiem, że żałoba minie, ale jest ciezko. Chciałabym mieć swoją Gajke przy sobie. Chciałabym pokochać nowa sunie....staram się. Krzysiek 10 listopada 2020 Dzisaj 2020 godz 15/40 trudna decyzja ,która odkladalem pół roku moj kochany kundelek *** sparalizowalo go a byl z nami 19 lat żegnaj Dżeki Ewelina Palacz 12 listopada 2020 Nie wiem od czego zacząć, miałam psa mieszańca (york i sznaucer) wabił się Fredi i był strasznie kochanym pieskiem przed wczoraj minął rok od kiedy pierwszy raz pojawił się w domu, i w tym samym dniu ( wpadł pod samochód. Do tej pory słyszę jego pisk to była chwila moment. Niech ktoś mi powie jak się z tego otrząsnąć ? Weronika 13 listopada 2020 Wczoraj musiałam uśpić mojego kochanego Kitka...przegraliśmy z przewlekłą niewydolnością nerek...jest mi tak ciężko, był ze mną 12 lat od maleńkości...wraz ze swoim odejściem Kitek zabrał cząstke mnie...:( W piątek 13 ego w ten pechowy dzień odszedł na zawsze mój ukochany kot Zdzisław. Był z nami dwa i pół roku...zabił go samochód pod domem. Spał z nami jadł z nami. Całą ciążę spał na moim brzuchu a potem bronił maleństwa. Moja córka skończy zaraz dwa latka wychowywali się razem...cały czas go wola. Nie potrafię sobie z tym poradzic...nie wiem jak to znieść. Ta tęsknota to patrzenie w okno. Czuję bezsens W piątek 13 ego w ten pechowy dzień odszedł na zawsze mój ukochany kot Zdzisław. Był z nami dwa i pół roku...zabił go samochód pod domem. Spał z nami jadł z nami. Całą ciążę spał na moim brzuchu a potem bronił maleństwa. Moja córka skończy zaraz dwa latka wychowywali się razem...cały czas go wola. Nie potrafię sobie z tym poradzic...nie wiem jak to znieść. Ta tęsknota to patrzenie w okno. Czuję bezsens A jak mam żyć z tym, wczoraj sama potrąciłam mojego pieseczka umarł na miejscu wszystko miał całe ale dostał wewnętrznego krwotoku nie płakałam ale wyłam parę godzin jak mam żyć? Dzisiaj o odeszła moja ukochana kotka po prawie 13 latach życia. Towarzyszy mi smutek i tęsknota. Zegnaj kochany koteczku. Ja straciłam dwa moje mi ciężka. Dziś jest 4 miesiące od śmierci Zuziuni a dwa od Tosienki. Jest mi bardzo ciężko i smutno. Mam maleństwo koteczka Stefcie. Jest cudowna śmieszna i kochana. Wniosła do domu dużo radości ale ból za moimi kotkami nigdy nie to też persik jak moja Zuziunka i Tosienka. Współczuję wszystkim, strasznie smutne historie ja wczoraj straciłam króliczka 6 letniego pupil całego domu był jak piesek chodził za ludźmi,odszedl szybko tsk już miało być, ciężko z tym żyć wszędzie ma się go w oczach musimy żyć tylko tym że zrobiliśmy wszystko aby to zwiwrzatko które mieliśmy przeżyło jak najlepszy czas bo przecież mógł go kupić ktoś inny i może już dawno by odszedł, to że dajemy im te wspaniałe życie powinno pomóc nam po ich odejściu i tak róbmy mając zwierzęta w domu. Pozdrawiam Masz rację Aniu ja też tak mówię choc żal smutek i ból okropny. Ale wiem że moje koteczki miały ze mną cudowne życie. Dałam im wszystko co dobre. I też mówiłam do corki że może u kogoś innego nie miały by tak dobrze. A być może by już nie zyly. Zrobiłam dla nich wszystko włącznie z zapewnieniem opieki przeczytała moje wpisy to będziesz wiedziała o czym pisze. Całuje mocno wszystkich co kochają zwierzęta ale mądrze. 30 listopada 2020 musiałam podjąć najgorsza decyzję w moim zyciu. Uśpienie przyjaciela to jak zabicie samej siebie. Miał tylko 11 lat i nic nie wskazywalo,że odejdzie. Na szczepieniach obowiązkowych weterynarz zasugerował żeby zrobić test na cushinga. Od paru dni pies trochę więcej pił i sikał. Po wykonanym teście odbierając go od lekarza mój kochany Łobuz nie chciał jeść nawet swojego ulubionego przysmaka a parę godzin później zaczął wymiotować. Od razu z rana kolejna wizyta u lekarza. Podał leki na wymioty i kazał obserwować. Niestety nie ustąpiły i potrzebna była kolejna wizyta. Badania USG i do dziś pamiętam nogi się pode mną ugięły: diagnoza ostre zapalenie trzustki. Mój synus został przewieziony do calodobowej kliniki gdzie lekarz stwierdził że ma 50% szans że przeżyje. Pojawiła się nadzieja która niestety szybko umarła. W ciągu dwóch dni stan pogorszył się nie reagował na leki i stan agonalny. Nie byłam przy uśpieniu umierał przy obcych mu ludziach i nie mogę sobie wybaczyć że go zostawiłam. On zawsze był przy mnie. Mam wyrzuty sumienia że zawiozłam go do kliniki wiedząc jak bardzo nie lubi obcych miejsc. Może stwierdził że go zostawiłam i nie walczyl. Codziennie przyjeżdżałam do niego w odwiedziny uśmiechałam się glasklalam i prosiłam by walczyl. Raz tylko westchnął jakby się uspokoił i zero reakcji nic leżał nie mając siły jesc pić podnieść się. Wizyty były krótkie bo bałam się że go mecze a teraz nie mogę sobie wybaczyć że nie poświęciłam mu więcej czasu. Z radosnego psa w ciągu kilku dni stał się smutnym cieniem. Wiem że nie zrobiłam wszystkiego co mogłam i gdyby zauważyła wcześniej że coś jest nie tak pewnie by żył a ja z miłości do niego nie chciałam tego widzieć. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Zostałam sama. Nie chce żyć. Dora Trzymaj się mocno i bądź dzielna! Twój przyjaciel na pewno wiedzial, że byl dla Ciebie najwazniejszy. Zrobilas bardzo duzo a Twoj piesek mial cudowne zycie z toba. Trzymaj sie! Marta dziękuję za słowa wsparcia. Jutro jadę do schroniska przekazać rzeczy po moim serduchu i pomoc tym którym jeszcze mogę. Łobuz został pochowany z innymi psiakami by nie czuł się sam a w jego urodziny i śmierć obiecałam mu że będę jeździła do schroniska z datkami i pomoca. Przynajmniej w ten sposób przeproszę że nie byłam przy moim serduchu gdy mnie potrzebował. Nie ma dnia żebym nie myślała o moim serduchu. Analizuje co źle zrobiłam a poczucie winy jest coraz większe. Wiem że to moja wina, że nie żyje. We wrześniu 2019 roku weterynarz zasugerował już by zrobić test na cushinga bo ma brzuszek duzy. Nie był bombka ale brzuszek wystawał mu troche. No i w wynikach wyszedł wtedy poziom acth 370 reszta w normie. Fakt lubił jeść ale miał tak od urodzenia. Otwierałam lodówkę on już był przy mnie. I żadnych objawów. Nic. Ani łysienia ani czestomoczu, pił normalne ilości wody takie jak zawsze. chętnie się bawil. Jak tylko zauważyłam że dużo pije i sika udałam się do weterynarz. I nie mogę uwierzyć że w ciągu paru dni straciłam najlepszego przyjaciela. A najgorsze że to moja wina. Tak jak pisałam wcześniej tak go kochałam że wygląda na to że wyparlam chorobę. Zamiast go chronić to go zabiłam. Z tym nie da się żyć. 6 grudnia 2020 straciłam najcenniejsze co miałam-moją 8-letnią suczkę Roxi. Została potrącona przez jakiegoś idiotę, który bardzo szybko plama krwi... Była ze mną pół życia, zawsze wesoła, zabawna, kiedy byłam smutna kładła się obok, a kiedy płakałam zlizywała łzy. Nigdy jej nie zapomnę, była najważniejszą istotą w moim życiu i zawsze będzie w moim serduszku. Mam nadzieję, że tam gdzie jesteś jest ci dobrze psinka, a człowiekowi, który to jej zrobił życzę aby karma jak najszybciej wróciła, nawet się nie zatrzymał aby zobaczyć co zrobił, czemu jechał tak szybko, gdyby jechał te durne 40 km/h jak jest na ograniczeniu,możliwe,że moja psinka dalej by była obok mnie... Roxi kocham cię i bardzo tęsknię za tobą... Nie daje już rady. To jest trudniejsze ode mnie. Mój synek mi ufał a ja go zawiodłam. Nie zasługuje by żyć. Kochana Doro! Zrobiłaś wszystko co było w Twojej mocy i Twój piesek miał z Tobą najcudowniejsze życie jakie tylko mógł mieć - jestem przekonana, że to doceniał i czuł! Trzymaj się dzielnie. Wiem z doświadczenia, że czas ukoi ból. Na zawsze będziesz go mieć w swoim sercu. Trzymaj się!! Dora musisz byc silna! Bardzo dobrze to rozumiem bo tez musialam podjac taka decyzje. To prawda ze czas leczy rany a nasza milosc do pupila na zawsze pozostanie z nami. Najwazniejsza jest nasza pamiec i tesknota. Potrzeba czasu Dziękuję za słowa wsparcia. To niesamowite że tyle zrozumienia potraficie dać. Tylko ja czuję się jak w potrzasku. Wszystko psuje i nie mam siły naprawdę. Chciałabym być tak silna jak Wy. Widok umierającego psiaka, kruszyny mojej mnie zabija. Zawsze byłam mega wrażliwa ale śmierć mojego skarba to chyba za dużo. zmuszam się do jedzenia czegokolwiek, w nocy mam koszmary. Ciągle płacze. Niszczę siebie na własne życzenie. Przepraszam że smece. Nikt z mojego otoczenia nie wie co ja czuję i mnie nie rozumie. Doskonale Cie rozumiem bo tez jestem mega wrazliwa i czulam sie dokladnie tak samo jak Ty (naprawde). Musisz uwierzyc, ze codziennie bol bedzie mniejszy i uwierz, ze z czasem bedzie lepiej. A pamiec o psiaku pozostanie na zawsze w sercu. Pamietaj -jestes silna Dora. Trzeba przejsc ten najgorszy czas i potem bedzie z dnia na dzien lepiej. Ja straciłam moje skarby w tak krótkim czasie. Moje ukochane koteczki. Jest bardzo ciężko. Ale z dnia na dzień tłumacze sobie że wszystkich nas to czeka. Mi daje siłę moja malStefJest cudowna a pamięć o Zuziuni i Tosiuni nigdy nie minie. Były są i będą zawsze najważniejsze. Trzymaj się Dora! Ja straciłam mojego Kaprysa, który był ze mną prawie 17 lat, ponad dwa miesiące temu. Pękło mi serce i rozsypałam się na kawałki. Teraz jest lepiej, ale tęsknię bardzo. Codziennie o nim myślę i dalej kocham. Moim zdaniem czas nie leczy tej rany ale codziennie uczę się tej nowej rzeczywistości bez Niego. Niejako w hołdzie jego pamięci postanowiłam, że wezmę kolejnego bezdomniaka i dam mu najlepsze życie jakie potrafię. I mam, malutką bidulę. Poznajemy się. Jest inaczej, ale mi to pomaga. Bądźcie silni. Okazało się że mój skarb już wcześniej miał w badaniach widoczna chora trzustkę i gdybym poszła do innego lekarza szybciej pewnie by żył. No i kolejny raz udowadniam sobie że zawiodłam . Ja moja intuicja. Wiedziałam, ze coś jest nie tak a jedyne co zrobiłam to latanie do weta który nic z tym nie robił tylko podawał lek przeciwwymiotny. W tej chorobie każdy dzień się liczy a ja jak ta idiotka czekałam chyba na cud. Odjęła mi mozg kiedy skarb zachorował. Mój kochany Springer Spaniel Guster odszedł we śnie. Miał 16 lat. Serce mi krwawi. Przeczytałem Tęczowy Most i wierzę, że kiedyś się spotkamy i zawsze będziemy razem. Czeka tam na mnie już trzech moich największych przejacieli. Łajka, Lajla i Guster. Do zobaczenia. Mój kochany Springer Spaniel Guster odszedł we śnie. Miał 16 lat. Serce mi krwawi. Przeczytałem Tęczowy Most i wierzę, że kiedyś się spotkamy i zawsze będziemy razem. Czeka tam na mnie już trzech moich największych przejacieli. Łajka, Lajla i Guster. Do zobaczenia. W piątek 13 listopada 2020 musiałam uspać mojego 10 letniego króliczka Scoobiego . Miał raka jamy ustnej . Ciężko walczyłam za każdym razem gdy coś się działo. Był dla mnie wszystkim . Bardzo cierpię z powodu ze już go ze mną nie ma i nie będzie . Za każdym razem gdy się budzę , patrze w stronę gdzie była klatka . Za każdym razem gdy otwieram okno to w głowie myśle ze muszę zamknąć żeby on się nie przeziębił . Gdy siedze w domu to myśle ze muszę mu jedzenie do strzykawek zrobić . Minął ponad miesiąc a jestem dalej w ogromnym cierpieniu i bólu . Ale wierzę w to że ułożyłam mu w cierpieniu i teraz jest szczęśliwy .. Bardzo mu dziękuje za wspaniałe 10 lat ze mną :( 8 grudnia pożegnałam się z moją ukochaną sunią pitbulla. Nie przechodzi, jest ciężko. Dobijają mnie wyrzuty sumienia, że mogłam poświęcać Jej więcej czasu na codzień, być bardziej wylewna... ja miesiac temu musialam uspac moja 11-letnia sunie do dzis nie umiem sobie tego wybaczyc ze ja uspalam ale sunia chorowala dziennie mysle o niej tesknie od niedawna mam nowego ale jakos nie ciesze sie z niego on jest kochany ale nie umiem go tak mocno pokochac jak moja sunie Zbliżają się święta,które dla mnie będą zupełnie inne. Bez Łobuza którego trzeba było pilnować, by nic nie ukradł ze stołu. Bez choinki,która zawsze skarb trącał ogonkiem. Bez uśmiechniętego ryjka który pchał się by usiąść między ludźmi ze swoim kocykiem. Zawsze gdy goście przychodzili biegł szybko do drzwi ciekawy kto to machając szczęśliwie ogonkiem. Chcialabym żeby te święta już minęły szybko. I nowy rok również. Czas nie leczy bólu ani nie zmniejsza go. Nic już nie będzie takie same. Wszystkim którzy stracili najlepszego przyjaciela życzę dużo siły i wytrwałości. Minnie, malutka koteczka długowłosa, odebrana interwencyjnie w wieku 2 lat, przeżyła u mnie kolejne dwa, a dziś musiałam podjąć najtrudniejsza decyzję, wiem, że już nie było szans żeby wyzdrowiala, ale tak ciężko się żegna...dwa miesiące wcześniej udało jej się pokonać ostre zapalenie nerek, nawrotu już nie, dom taki pusty ...już nie cierpi Miniuszku. Agnieszka 29 grudnia 2020 zginął mój kocurek, mój jedyny powód do życia. Od tamtego czasu nie funkcjonuję normalnie. Ja po śmierci moich kotków też nie potrafię żyć normalnie. Jest mi okropnie źle nie jestem już sobą. Życie jest takie szare do niczego. Nic już nie będzie takie samo. Żyłam też tylko dla nich bo one jedne mnie nigdy nie skrzywdziły. Nie wiem czy kiedykolwiek się pozbieram. Wczoraj mój Chomiczek odszedł na moich oczach. Czuję się fatalnie psychicznie. Najgorsza jest świadomość, że kilka godzin przed śmiercią bardzo cierpiał. Jak bardzo ciężko jest po śmierci ukochanych zwierzaczkow. Czy powie mi ktoś jak sobie radzić. Magdas może fakt że nie jesteś sama Tobie pomoże. Ja miesiąc temu straciłam mojego skarba i codziennie płacze i tęsknię. Arkadiusz 29 grudnia 2020 Mój świat zawalił się 26 listopada 2020r. Kochany Igorek (cocer spaniel) miał 15 lat, cztery miesiące i 12 dni. Przetrwał ze mną najgorszy okres w życiu, kiedy odeszło troje moich bliskich. W ciągu pół roku miałem trzy pogrzeby. Piszę, że przetrwał, bo tuż przed śmiercią moich najbliższych, sam zachorował na niewydolność nerek. Już wtedy udało się odratować niemal cudem i wierzę, że była to Boża Opatrzność! Nie poradziłbym sobie w zupełnie pustym domu. Przez trzy lata miał specjalne wlewy (ringera), brał mnóstwo leków i był na specjalnej diecie. Serce coraz słabsze a w miarę czasu pojawiły się jeszcze miolkonie (rodzaj padaczki). Pomimo wszystko trwaliśmy tak przez kolejne, trzy, piękna lata. W ostatnim roku już nie słyszał, ale potrafił zrozumieć polecenia na migi. Na każde siku i spacer znosiłem go na rękach...I przyszła anemia a ja niepotrzebnie zmieniłem weterynarza...Poprzestawiał leki i naszpikował go różnymi lekami. W ostatniej chwili dostał padaczki, której nie dało się zatrzymać inaczej jak tylko usypiając go jak do operacji. To była padaczka gromadna. Po takim ataku nie odzyskałby już świadomości. Atak trwał prawie godzinę. I wtedy przyszła myśl o eutanazji... Boże jakie to było straszne... Została mi smycz, szelki i kubraczek...Nie jestem w stanie wchodzić do swojego mieszkania. Każda próba kończy się płaczem i uczuciem, które można porównać do tego, jakby mi ktoś wyrwał kawałek serca. Myślę, że tam w jego trumience jest pochowana jakaś część mnie samego. Zostały kosmyki sierści, które zbierałem już od dawna...Zostały fotki, które robiłem myśląc o tym momencie. Bo musicie wiedzieć, że bałem się tego dnia kiedy Igor miał zaledwie 8 lat. To skutek traumatycznych wydarzeń z dzieciństwa. Nigdy w życiu nie pojechałem na urlop dłużej niż tydzień, bo tęskniłem za nim...Łzy ciekły mi już w samolocie...A teraz po prostu go nie ma. Serce pęknięte na tysiąc kawałków! PS. Brałem relanium, ale chyba bez skutku. To trzeba przepłakać. Najbardziej pomaga mi modlitwa. Pozdrawiam wszystkich z wyrazami współczucia. Arkadiusz Jurek Arkadiusz 29 grudnia 2020 Mój świat zawalił się 26 listopada 2020r. Kochany Igorek (cocer spaniel) miał 15 lat, cztery miesiące i 12 dni. Przetrwał ze mną najgorszy okres w życiu, kiedy odeszło troje moich bliskich. W ciągu pół roku miałem trzy pogrzeby. Piszę, że przetrwał, bo tuż przed śmiercią moich najbliższych, sam zachorował na niewydolność nerek. Już wtedy udało się odratować niemal cudem i wierzę, że była to Boża Opatrzność! Nie poradziłbym sobie w zupełnie pustym domu. Przez trzy lata miał specjalne wlewy (ringera), brał mnóstwo leków i był na specjalnej diecie. Serce coraz słabsze a w miarę czasu pojawiły się jeszcze miolkonie (rodzaj padaczki). Pomimo wszystko trwaliśmy tak przez kolejne, trzy, piękna lata. W ostatnim roku już nie słyszał, ale potrafił zrozumieć polecenia na migi. Na każde siku i spacer znosiłem go na rękach...I przyszła anemia a ja niepotrzebnie zmieniłem weterynarza...Poprzestawiał leki i naszpikował go różnymi lekami. W ostatniej chwili dostał padaczki, której nie dało się zatrzymać inaczej jak tylko usypiając go jak do operacji. To była padaczka gromadna. Po takim ataku nie odzyskałby już świadomości. Atak trwał prawie godzinę. I wtedy przyszła myśl o eutanazji... Boże jakie to było straszne... Została mi smycz, szelki i kubraczek...Nie jestem w stanie wchodzić do swojego mieszkania. Każda próba kończy się płaczem i uczuciem, które można porównać do tego, jakby mi ktoś wyrwał kawałek serca. Myślę, że tam w jego trumience jest pochowana jakaś część mnie samego. Zostały kosmyki sierści, które zbierałem już od dawna...Zostały fotki, które robiłem myśląc o tym momencie. Bo musicie wiedzieć, że bałem się tego dnia kiedy Igor miał zaledwie 8 lat. To skutek traumatycznych wydarzeń z dzieciństwa. Nigdy w życiu nie pojechałem na urlop dłużej niż tydzień, bo tęskniłem za nim...Łzy ciekły mi już w samolocie...A teraz po prostu go nie ma. Serce pęknięte na tysiąc kawałków! PS. Brałem relanium, ale chyba bez skutku. To trzeba przepłakać. Najbardziej pomaga mi modlitwa. Pozdrawiam wszystkich z wyrazami współczucia. Arkadiusz Jurek Agnieszka 29 grudnia 2020 26 grudnia musiałam podjąć najtrudniejszą decyzje, skrócić cierpienie Gacka, leki, kroplówki już nie w domu, w moich ramionach niby wiem że zrobiłam dobrze ale został ogromny ból i pustka, do zobaczenia przyjacielu♥️na zawsze w moim sercu! Magdas myślę tak samo jak Ty że już nigdy nie będzie tak samo. Moj Sesuniu, skarb największy, moja psinka, też był moim sensem życia, moja oaza, moim lekiem na smutki. Zawsze był przy mnie. Teraz gdy nie ma Łobuza nie umiem zyc. Budzę się płacze, jadę do pracy płacze, wracam do pustego domu ryczę. I tak codziennie. Nie umiem sobie znaleźć miejsca, nic mnie nie cieszy. Zmuszam się do wyjścia do pracy bo muszę. Wszystko mi go przypomina, każdy skrawek mojego mieszkania, auto, którym wspólnie jeździliśmy na wakacje, miejsce przed blokiem gdzie razem spacerowaliśmy, dosłownie wszystko. Nie ma dnia bym nie czuła wyrzutów sumienia, bezsilności, tęsknoty, smutku, żalu że straciłam mojego skarba. Zawsze cieszył się dobrym zdrowiem- tak myślałam. Aż nagle choroba zabrała mi go w ciągu kilku dni. Też codziennie sobie zadaje pytanie jak żyć. I wiem jedno że nigdy nie przestanę plakac i tęsknić za moim skarbem. Nigdy nie zapomnę o nim. W końcu nauczę się myśleć o nim bez bólu tylko trzeba na to dużo czasu, cierpliwosci. I choć nigdy nie będzie już takie samo to życie to nie tracę nadziei że będzie poprostu dobre. Nie tak szczęśliwe jak z psinka ale spokojne. Dajmy sobie czas. Wiem Dors że nie jestem sama dlatego tu jestem bo jest mi lżej po prostu. Ale i tak ciężko bo straciłam moje dziewczynki w tak krótkim czasie. Mam teraz malutka Stefcie też persika pisałam już o niej. Jest kochana śliczna i cudowna ale mój ból za Zuziunka i Tosienka nie minie nigdy. Pozdrawiam wszystkich. Mam wrazenie, że ostatnio ból jaki czuje po stracie Łobuza jest silniejszy. Nachodzą mnie myśli czy gdybym wiedziała że tak będe tęsknić po jego stracie zdecydowałabym się na posiadanie pieska. I wiem na pewno nie żałuję. I nigdy nie będę, niezależnie jak długo będę czuła się źle to każda sekunda która spędziłam z moim sesuniem była czymś niedocenionym i wyjątkowym wartym bólu, który teraz czuję. Nawet gdybym do końca życia miała tęsknić płakac. Nikt nie dał mi tyle szczęścia i radości co mój skarb. I nigdy już nie da. Gdybym mogła go przeprosic za to, że nie byłam przy nim gdy umierał może było by mi łatwiej. Gdybym wierzyla, że jeszcze się spotkamy też. Od pierwszego dnia kiedy umarł czeka na niego przysmak i za każdym razem kiedy się budzę mam nadzieję że jakimś cudem zniknie, że Sesuniu po niego przyjdzie i da mi znać że u niego wszystko ok. Ale tak się nie dzieje. Chyba już wariuje. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia a ja powoli ja tracę i dochodzi do mnie fakt że go nie ma i nie wróci. Wiele błędów popełniłam w życiu i jakoś sie z nich podnosiłam ale śmierć Łobuza czując że przeze mnie tak się stało jest czymś zbyt tragicznym by sobie z tym poradzić. Ja już nie umiem żyć. Dora trzymaj się mocno! Pamiętaj, że jesteś silna. Bardzo dobrze Cię rozumiem i uwierz, że z czasem będzie lepiej. Asia dziękuję za słowa wsparcia. Nauczymy się żyć z bólem po stracie. Nauczymy się żyć na nowo. Ale tęsknić będziemy zawsze. Ja nie mogę się pogodzić chodź teraz będzie pół roku od śmierci Zuziuni i cztery od śmierci Tosiuni 26 stycznia. Płacze i tęsknię. Dobrze że ma Stefcie. Ona mi bardzo pomaga. Ja pogodziłam się ze śmiercią Łobuza. Ale nigdy sobie nie wybaczę, że zostawiłam go w klinice samego. Wiedziałam że boi się obcych miejsc. Nie raz jak żył miałam okazję się przekonać jak reaguje na takie sytuacje - piskiem ciągnięciem do wyjścia. Chciałam by miał całodobowa opiekę by mogli go monitorowac, by w każdej sytuacji mogli mu od razu pomoc lekarze. Teraz wiem że to najgorsza decyzja w moim był chory ale jak go oddawałam miał 50% szans a już na drugi dzień lekarz stwierdził że musiałby się zdarzyć cud żeby wyszedł z tego. Łobuz pomyślał że go oddalam i się poddał nie chciał żyć wsrod obcych ludzi. I gdybym nie była tchórzem i zadbala o niego tak jak powinnam, przede wszystkim być przy nim to by walczył. Przyjeżdżałam do niego codziennie ale na krótko a dlaczego? Wtedy myślałam że tak jest dobrze bo go nie mecze. A teraz wiem że tęsknił płakał a mnie nie było przy nim. On zawsze był a ja kiedy raz w życiu potrzebował mojego zapachu i obecności przez mój egoizm i głupotę po prostu go zostawiłam. I z tą myślą nie daje sobie rady. Nie umiem sobie wybaczyć. Wtedy nie docierało do mnie że może umrzeć że te chwile które spędzam z nim w klinice to ostatnie. Że już nigdy go nie przytulę. Nie umiem z tym żyć. Nie daje rady. Zasypiam z nadzieją że mi się przyśni ale tak się nie dzieje. Budzę się codziennie z nadzieja, że jego przysmak zniknie (w miejscu gdzie lubił odpoczywać położyłam) ale tak się nie dzieje. Wstaje płacze kładę się spać płacze. Zazdroszczę ludziom którzy dali radę i nauczyli się żyć od nowa, ja wiem że nie dam rady- nie umiem. Tęsknię i wiem że odszedł i go już nic nie boli. Ale z tym że umierał sam nie wybaczę sobie nigdy. Wiedząc że miłość czyni cuda zostawiłam go. Z tym nie da się żyć. arkadiusz 8 stycznia 2021 Utracilem swoja kotke po 15 latach ciezko chorowala byla moim naj przyjacielem cierpie i tesknie musialem przeprowadzic eutanazje bo zrezygnowalem ze swych uczuc by ograniczyc jej cierpienie minely dopiero 2 dni jej przyjaciel kocur szuka jej wszedzie i tez teskni a ja ???wziolem malutka kotke w adopcje i tez nazwalem ja Pipi mysle ze damy rade by pamiec nie zaginela i z czasem bedzie ok !!moze to glupie ale kochalem swego przyjaciela i cierpie ale jest juz jej dobrze spi spokojnie na zawsze w sercu pozostanie !! Dziewczyny,przezywam to wrzesnia 20roku uspilismy ukochanego w wyrzuty sumienia i tez rozmyslam czy aby ta eutanazja jest slusznym to nie jest tak ze jednak jest pewna presja otoczenia ze to dla dobra poprostu nie potrafimy zapewnic calodobowej opieki,czy to faktycznie ulga dla nich czy moze dla nas,a potem zyc sie nie da z tym poczuciem wiele mysli,wiem ze on lezal i nic juz nie mogl,ale jestem pewna ze mial swiadomosc uwieziony w swoim go tęsknie. Sciskam wszystkich ktorzy przezywaja załobe po przyjacielu i męczą sie z roznymi nadzieje ze kiedys sie spotkamy z nimi. Cokolwiek zrobilibysmy dla naszych przyjaciol czuje że i tak byśmy się winili że za mało. To jest miara ogromnej i bezwarunkowej miłości. I co boli niemiłosiernie to bezsilność wobec śmierci i strata, patrzenie na bol największego skarba. Mowi się że tonący brzytwy się chwyta. Gdy chorował mój skarb modliłam się o niego mimo że jestem osobą niewierząca. Próbowałam wszystkiego ale niestety. Noszę go w swoim sercu w myślach tule i czuje jego zapach ( uwielbiałam jego słodki zapach i mięciutka sierść i tuląc się do niego często odwzajemniał kładąc głowę na moim ramieniu). Moze fizycznie nigdy już nie poczuje go to myślami jest ze mną. I zawsze będzie i ja również. I nic nie jest w stanie mi zabrać moich wspomnieć i sprawić że zapomnę. Zawsze w sercu będziemy razem. Jest bardzo ciężko ja nie potrafię się pozbierać. Codziennie myślę placze i tęsknię za Zuzia i Tosia. Stracilam ja obie prawie naraz. I codziennie się pytam dlaczego. Jak to boli a dom już nie ten sam Agnieszka 13 stycznia 2021 Wczoraj odszedł nasz kochany chomiczek Franio Dziś w nocy pożegnałam mojego kota - nasza relacja to nie była typowa "miłość", bo każde z nas zaznaczało swoją przestrzeń, kot nie był pieszczochem, ale "udzielał" zgody na to, by go pogłaskać i okazać sympatię. Bardzo cierpiał przed śmiercią i robiłam co mogłam, aby mu ulżyć...jednak czy nie dało się więcej? Nie wiem. Wiem, że już mi go brakuje i, że będę bardzo tęsknić... Urica ile lat miał Twój kotek. Chorował pewnie a na co. Ciężko Ci będzie mi jest do tej pory. Dzisiaj w nocy straciłem przyjaciela. To był mój najwierniejszy przyjaciel. Byliśmy razem 15 lat. Nie mogę się pogodzić ze stratą mojego pieska. Był członkiem mojej rodziny. Zawsze będę o nim pamiętał W piątek 15 stycznia odszedł mój ukochany kot, mój mały syneczek. Nie potrafię przestać płakać, tak bardzo za nim tęsknię. Honorata 17 stycznia 2021 Dziś zmarł mój mały aniołek, moja miłość, nie mohe się przebolec żeby nawet podać jego imię. Mial poważny obrzęk płuc i lekarka powiedziała że jest szansa jeśli go zostawimy u nich w szpitalu w klatce tlenowej, ale mi nie wolno tam wejść, a że zabranie go do domu to znęcanie się nad zwierzęciem, więc zostawiłam go tam, by jak się okazuje umarł, w samotności, dezorientacji gdzie jest mama? Stresie nowego miejsca i obcych ludzi. Czuję się obrzydliwie, mam ogromne wyrzuty sumienia, że nie byłam przy nim jak odchodzil, nie mogłam go pocałować, pogłaskać. W tej chwili to mam ochotę umrzeć, bo to tak bardzo boli. Jak ja mam z tym brzenieniem na mojej duszy żyć? Chyba nigdy już nie będę miała psa bo nie dam rady drugi raz czecos takiego przejsc... Kocham Cie Myszeczko moja i mam nadzieje ze jeszcze się spotkamy Wczoraj pożegnaliśmy naszego ukochanego Gabusia ,był naszym towarzyszem życia prawie przez 16 i tęskonota nie do ci piesku ,jesteś i będziesz w naszych sercach bo w domu pozostała czarna dziura......i łzy. Spotkamy się za tęczowym mostem. Na zawsze będziesz w naszych sercach! Niestety jutro ja muszę podjąć tą trudną decyzję mam termin o 18:30 aby pożegnać moje Kochaną Jamniczkę ajsze nie je od trzech dni nie piję a jak już coś wypije to wymiotuję chodzi po kątach w nocy i w dzień płacze przewraca się na nóżki na bok też próbowałam kroplówkami zastrzykami dało jej to dodatkowo pięć miesięcy życia jak na nią patrzy to płacze że nie mogę jej pomóc byłam przy jej narodzinach I chce być z nią do końca nie mogę się z tym pogodzić co muszę zrobić nigdy nie miałam takiej sytuacji że będę musiała uśpić mojego kochanego pieska bo ona w tym momencie 17 lat i cztery miesiące nigdy nie miałam dzieci ona je zastąpiła nie wiem jak Sobie z tym poradzę tym bardziej że ten dzień już nadchodzi jutro bardzo wam wszystkim współczuję wiem co przeżywacie pozdrawiam was serdecznie Ja nie potrafiłam podjąć tej decyzji. Czekałam aż Zuziunka odejdzie sama. Byłam z Nią 24 godziny na dobę. Akurat było zdalne nauczanie i maglam być z Nią na zmianę a to ja a to moja córciu kotkowa była ze mną 17 lat i 5 miesięcy. Teraz będzie pół roku od śmierci a ja nie potrafię żyć bez Niej i bez Tosi. Pisałam wcześniej o tym co mnie spotkało. Jestem już nie ta osoba co kiedyś. Bez moich kotków nie potrafię cieszyć się życiem. Basiu trzymaj się współczuję Ci bardzo że musisz podjąć taką decyzję. Będzie Ci ciężko. Beatko do Ciebie pisałam pomyliłam się i napisałam Basiu. Trzymaj się kochana. Dziękuje magdas jest po było i jest mi ciężko nie miałam wyjścia przeciągnęłam to do 2o dziękuje za wsparcie jest czas aby powspominać ile radości mi dała moja mała ajszunia zawsze będzie w moim sercu To już trzy miesiące jak nie ma Lakusia. Moje myśli są z Nim zawsze..... To nieprawda, że czas leczy rany....Kocham Cię mój Maleńki...Wierzę, że się kiedyś spotkamy.... Nie leczy tylko przyzwyczaja do bóle. 26 stycznia będzie pół roku od śmierci Zuzi i 4 miesiące od śmierci Tosi. I jest mi bardzo ciężko. Trzymajcie się kochani. Kocham moje koteczki bardzo i zawsze będę do końca mojego życia. Całuski dla Was. Witam wszystkie osoby, które straciły swoich przyjaciół i członków swojej zwierzęcej czytam smutne historie Waszych zwierzaków jest mi szalenie,szalenie tu bólu i w takiej samej sytuacji jak każdy z nas dni temu pochowaliśmy z mężem naszą albo aż albo tylko 9 dni. Teraz już nie płaczę,teraz jest mi po prostu smutno i odczuwam kotka miała 10 lat i była zdrowa. Nic nie wskazywało na to że jej życie tak nagle się ją kiedy miała około lat, a żyła z nami sumie więc niedługo,10 letnia kotka powinna pożyć jeżeli dla Wielu z Was piszę trochę bez emocji ale wylałam już morze łez i po raz pierwszy od jej śmierci patrzę na całą tą sytuację trochę bardziej na wiem jak to robię, szczególnie,że czuję się po części odpowiedzialna za śmierć naszej kotka miała fetysz na punkcie nitek i Świętami miałam robótkę do dopatrzyłam torby w której trzymam przybory i nici i w nocy z 24 na 25 go nasza kotka ukradła pasek obgryzała go z nici przez noc i co obgryzała to pojechaliśmy z mężem do w służbie 14 godzinne dyżury przez całe mało tylko doszło do nas,że kot czuje się źle zaczęła się jej gehenna z się ,że kot zjadł dużo nici,która opuściła po części żołądek i niestety weszła w jelita. Operacja byłaby kontrowersyjnym krokiem, prawdopodobnie zakończonym śmiercią naszej starał się jak mógł,my 3 tygodnie poprawy a potem nagle pogorszenie. Nie mogła jeść,chociaż była bardzo głodna, schudła,nie mogła się było kolejnej wizycie u weterynarza pani doktor powiedziała ,że nie ma szans na uratowanie Łatki i podjęliśmy decyzję uśpienia naszej futrzanej chcieliśmy by cierpiała proces był dla nas bardzo bolesny się męczyła,mam nadzieję i myślę że zrozumiała dlaczego nie kontynuujemy kiedy to piszę to znowu pochowaliśmy biedactwo w ogrodzie...i nadszedł szalenie smutny tydzień numer i smutek,ale też próba zracjonalizowania tego co się po prostu to stron w internecie weszłam trochę zadziwiona ,że jest niewiele stron w języku polskim gdzie można poruszyć temat śmierci futrzaka i spotkać się ze za granicą od 20 lat i stron anglojęzycznych jest bardzo popłakać, dostać porady,jest dużo pomocy w kwestiach radzenia sobie z obwinianiem za śmierć nadal czuję się winna,ale dzięki słowom wsparcia i otuchy walczy my się z negatywnymi emocjami ludzi płacze,nie radzi sobie i wyrzuca sobie że czegoś nie zrobili,albo właśnie że coś zrobili i przez to nasz kochany przyjaciel nie bardzo smutne gdy to się kochani, że nasze zwierzaki są nam wdzięczne za wszystko co dla nich teraz na nas ze swojego "raju" i nie myślą o tym że coś spieprzyliśmy,pamiętają miłość i dobro którego dzięki nam myślą o tym,że może powinniśmy byli wydać więcej na weterynarza,albo że może powinniśmy nie wypuścić ich na dwór tego dnia gdy zginęły pod ciepło i nasz przyjaźń,opieka...to to co pamiętają i są nam za to futrzani przyjaciele żyją chwilą i nie myśleli ani o przyszłosci ,ani o przeszłości gdy byli z się chwila a dzięki nam te chwile były dla nich najwspanialsze.. Wierzę,że gdyby mogły znowu by nas wybrały i wierzę,że znowu je też nadzieję,że wszyscy tak jak tu płaczemy w końcu znowu odnajdziemy futrzaną z nas nie wierzą ,że czas leczy rany,ale to nie jest silni i pozbieramy futrzaki nie chcą nas widzieć w łzach i nas widzieć nam tego życzę. Witam wszystkie osoby, które straciły swoich przyjaciół i członków swojej zwierzęcej czytam smutne historie Waszych zwierzaków jest mi szalenie,szalenie tu bólu i w takiej samej sytuacji jak każdy z nas dni temu pochowaliśmy z mężem naszą albo aż albo tylko 9 dni. Teraz już nie płaczę,teraz jest mi po prostu smutno i odczuwam kotka miała 10 lat i była zdrowa. Nic nie wskazywało na to że jej życie tak nagle się ją kiedy miała około lat, a żyła z nami sumie więc niedługo,10 letnia kotka powinna pożyć jeżeli dla Wielu z Was piszę trochę bez emocji ale wylałam już morze łez i po raz pierwszy od jej śmierci patrzę na całą tą sytuację trochę bardziej na wiem jak to robię, szczególnie,że czuję się po części odpowiedzialna za śmierć naszej kotka miała fetysz na punkcie nitek i Świętami miałam robótkę do dopatrzyłam torby w której trzymam przybory i nici i w nocy z 24 na 25 go nasza kotka ukradła pasek obgryzała go z nici przez noc i co obgryzała to pojechaliśmy z mężem do w służbie 14 godzinne dyżury przez całe mało tylko doszło do nas,że kot czuje się źle zaczęła się jej gehenna z się ,że kot zjadł dużo nici,która opuściła po części żołądek i niestety weszła w jelita. Operacja byłaby kontrowersyjnym krokiem, prawdopodobnie zakończonym śmiercią naszej starał się jak mógł,my 3 tygodnie poprawy a potem nagle pogorszenie. Nie mogła jeść,chociaż była bardzo głodna, schudła,nie mogła się było kolejnej wizycie u weterynarza pani doktor powiedziała ,że nie ma szans na uratowanie Łatki i podjęliśmy decyzję uśpienia naszej futrzanej chcieliśmy by cierpiała proces był dla nas bardzo bolesny się męczyła,mam nadzieję i myślę że zrozumiała dlaczego nie kontynuujemy kiedy to piszę to znowu pochowaliśmy biedactwo w ogrodzie...i nadszedł szalenie smutny tydzień numer i smutek,ale też próba zracjonalizowania tego co się po prostu to stron w internecie weszłam trochę zadziwiona ,że jest niewiele stron w języku polskim gdzie można poruszyć temat śmierci futrzaka i spotkać się ze za granicą od 20 lat i stron anglojęzycznych jest bardzo popłakać, dostać porady,jest dużo pomocy w kwestiach radzenia sobie z obwinianiem za śmierć nadal czuję się winna,ale dzięki słowom wsparcia i otuchy walczy my się z negatywnymi emocjami ludzi płacze,nie radzi sobie i wyrzuca sobie że czegoś nie zrobili,albo właśnie że coś zrobili i przez to nasz kochany przyjaciel nie bardzo smutne gdy to się kochani, że nasze zwierzaki są nam wdzięczne za wszystko co dla nich teraz na nas ze swojego "raju" i nie myślą o tym że coś spieprzyliśmy,pamiętają miłość i dobro którego dzięki nam myślą o tym,że może powinniśmy byli wydać więcej na weterynarza,albo że może powinniśmy nie wypuścić ich na dwór tego dnia gdy zginęły pod ciepło i nasz przyjaźń,opieka...to to co pamiętają i są nam za to futrzani przyjaciele żyją chwilą i nie myśleli ani o przyszłosci ,ani o przeszłości gdy byli z się chwila a dzięki nam te chwile były dla nich najwspanialsze.. Wierzę,że gdyby mogły znowu by nas wybrały i wierzę,że znowu je też nadzieję,że wszyscy tak jak tu płaczemy w końcu znowu odnajdziemy futrzaną z nas nie wierzą ,że czas leczy rany,ale to nie jest silni i pozbieramy futrzaki nie chcą nas widzieć w łzach i nas widzieć nam tego życzę. Grazyna Pietrzak 4 lutego 2021 1 lutego 2021 o 12 10pm odszadl Seba .byl pieknym kocurkiem .Mial 10 lat w niedziele wieczorem zle sie poczul pojechalismy do weterynarza .Okazalo sie ze musi miec opreacje .Nawet nie zrobili mu badan jak ze stresu serduszko przestalo mu bic .Nigdy nie pogodze sie z tym .Zostaly jeszcze dwa kotki 12 Letni Ginger I 7 Letni Pitus .Caly czas placze serce boli krwawi .A I kotki leza smutne wyszedl I juz nie wrocil około godziny 2 .00 w nocy odszedł mój skarb piesek Snajperek miał 12 lat . Została mi jeszcze Princesa ma 11 lat razem się wychowały ale ból jest tak ogromny ze serce czuje mi pęka Mam jego kocy na którym leżał w ostatni dzień i nie chce go wyprać bo czuje ze wtedy wszytko po nim stracę W dzień przed śmiercią tuliłem go do siebie i czułam to maleńki serduszko jak biło teraz tule jego kocyk i mam wrażenie ze choć trochę realności mi po nim zostało ,coś co mogę dotknąć i poczuć Chyba wariuje bo mam uczucie ze odeszło moje dziecko mimo ze to pies Piewszy raz serce mi pękło z bólu bo wiem ze go już nie dotknę Drugi piesek jest tez cudowny i jest ze mną daje mnóstwo radości ale ona chyba sama go szuka i czeka aż się zjawi bo wszędzie gdzie on był wacha ale na jego legowisko nie idzie na ogrodzie tez szuka jego zapachu, pod drzwiami czeka jakby miał wrzucić Niewiem ile czasu to potrwa spale ten ból jest ogromny i nie wiem jak sobie z nim poradzi bo wiecznie płacze i nie wiem ile jeszcze dam radę ponieś Życzę wszystkim ulgi na sercu może i ja kiedyś ją otrzymam bo może tym bólem zatrzymuje go na ziemi i nie może odejść do miejsca gdzie będzie szczęśliwy z innymi zwierzętami KOCHAM CIĘ MOJA KRUSZYNKO ❤️❤️❤️ Aleksander 12 lutego 2021 Tydzień temu odszedł mój przyjaciel Roki który był ze mną od 10 lat. Przygarnąłem go ze schroniska i znalazł nowy dom. Był moim przyjacielem który wniósł wiele do mojego życia, był ze mną w wielu ważnych momentach, dorastałem z nim i poznawałem z nim świat bo trafił do mnie jak miałem zaledwie 8 lat. Miałem wrażenie że jest on ze mną od zawsze i na zawsze zostanie, nie mogłem się pogodzić z myślą że go zabraknie nawet gdy zaczął chorować. Niestety nie ma go już z nami i pozostała niesamowita pustka, bardzo ciężko mi się z tym pogodzić ale wiem że czas leczy rany dlatego życzę sobie jak zarówno wam którzy pewnie przechodzicie przez to co ja, dużo wytrwałości i pamiętajcie że może naszych przyjaciół już z nami nie ma, ale są one w lepszym miejscu i będą na nas czekać:) Smutek po stracie pupila, członka rodziny i przyjaciela jest dla mnie taki sam jak po śmierci bliskiej osoby, Roki zostanie w mojej pamięć do końca mojego życia i bede wspominał jego obecność i czas który mieliśmy okazje spędzić razem. Trzymajcie się, pamiętajcie o swoich przyjaciołach i bądźmy pozytywnej myśli ze jeszcze się z nimi spotkamy. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytających i przesyłam dużo ciepła:) Bardzo współczuje Grażynko miałam trzy jamniki,najpierw zostały dwa później jeden a 23 stycznia musiałam oddać w ręce aniołka moja kochana Ajszunie,co noc rozlewam łzy ,aby wypełnić moją pustkę w sercu odbieram malutka Ajszunie w marcu ,wiem że jest za szybko ale mam nadzieje że bóg zesłał mi ją drugi raz ,najgorsza jest jednak ta myśl o tym ze musiałam ja dać usp. pozdrawiam was Weź pieseczka ja wzięłam kotka miesiąc po śmierci mojej Tosiuni i trzy po śmierci mojej Zuziuni. Wniosła tyle radości do domu. Codziennie płacze za moimi kotkami ale teraz mam Stefcie. Dzięki niej chce mi się wracać z pracy do domu. Grażyna Turzyńska 19 lutego 2021 Witam, może ktoś będzie mi w stanie pomóc wyjaśnić co zrobiłam jestem po uśpieniu kotki 12 letniej Opiszę krótko historię. Ponieważ zauważyłam że kuleje od jakiegoś czasu wybrałam się z nią do weterynarza. Kulała od kilku miesięcy, poza tym jadła tak jak dotąd nic jej nie dolegało. Lekarz , zresztą ja także nie potrafiłam stwierdzić na którą łapkę kuleje. Prosił o zrobienie rtg u zaprzyjażnionego weterynarza gdyż sam takowym nie dysponował. Trochę się zdziwiłam, że lekarz wykonujący rtg nie pytając o zgodę a tylko o wagę kota (6,7 kg) zrobił jej zastrzyk podobno to "głupi jaś". Zaznaczam, że kotek był bardzo grzeczny i żaden zastrzyk uspakajający nie był potrzebny. Tym bardziej, że nie zadziałał w przeciągu 10 min, które dał weterynarz. Ja wraz z mężem kotka trzymaliśmy w odpowiedniej poz. aby wykonał zdjęcie. Stwierdzono stany zwyrodnieniowe kręgosłupa. Przed opuszczeniem gabinetu zrobił szybko następny zastrzyk. Gdy spytałam co to, odpowiedział, że antidotum na ten pierwszy zastrzyk. Po powrocie do domu ( około godz. 18) kotek był smutny i cały czas spał. Akcja zaczęła się w nocy. Kotek cały czas wymiotował śliną, pianą, flegmą. Nic już nie jadł następnego dnia. Po południu poszłam z nim do mojego weterynarza, tego który skierował nas na rtg. Zrobił kotu badanie krwi i dał jakiś zastrzyk. Na drugi dzień poszłam z kotkiem po odbiór wyników. Kotek cały czas smutny, słaby i nic nie jedzący. Okazało się, że ma podwyższoną kreatyninę i mocznik. Kreatynina była 400 a mocznik 26. Był to początek końca mojego kotka. Dodam, że działo się to na początku grudnia. Kotek dostawał kroplówki. Najpierw dożylnie. Była seria 7 kroplówek. Zaczął odrobinę jeść. Chodziłam tylko na zastrzyki przez kolejne dni. Po paru dniach znowu przestał jeść i znowu seria kroplówek dożylnych, nawet w Święta Bożego Narodzenia. Pobudziło to trochę kotka do jedzenia ale nieznacznych ilości. Zaznaczam, że cały czas pił i siusiał dość dużo. Kolejne badania krwi po kroplówkach kreatynina 175 mocznik 15. Czyli tylko nieznacznie ponad normę. Kot jednak w dalszym ciągu smutny, apatyczny i nic nie jedzący. Zaczęły się kroplówki podskórne, które na początku trochę pomagały i pobudzały do jedzenia. Było około 10 wlewów podskórnych i zastrzyki. Wyniki kolejnych badań kreatynina 168 mocznik i wątrobowe były w porządku. Lekarz sugerował, że wyniki są zadawalające ale kotek był słaby i nie widziałam żadnej poprawy a wręcz przeciwnie doszło jeszcze moczenie się. Nie panował nad tym. Weterynarz w dniu zrobił kolejne badanie które pokazało kreatynina 225 a mocznik 26. Powiedział, że szkoda męczyć kota i lepiej go uspać. Ponieważ mam zaufanie do tego lekarza i widziałam stan kotka, któremu już wszystko było obojętne, oboje z mężem zdecydowaliśmy, że tak. Kotek został uśpiony w dniu spawa jest świeża. Moje serce krwawi nie mogę sobie z tym poradzić, że poszłam z kotkiem utykającym na nóżkę a po 2 miesiącach z martwym. Proszę o radę, wiem, że to już nic nie zmieni, ale czy gdzieś na jakimś etapie nie został popełniony błąd. Czy przed podaniem "głupiego jasia" nie trzeba było sprawdzić przy pomocy badania krwi jaki jest stan kotka. Proszę o poradę gdzie tkwił błąd co było nie tak. Mam w domu jeszcze jednego kotka 14 letniego i nie chciałabym już aby powielić błędy. GT Grażyna Turzyńska 19 lutego 2021 Witam, może ktoś będzie mi w stanie pomóc wyjaśnić co zrobiłam nie tak, jestem po uśpieniu kotki 12 letniej Opiszę krótko historię. Ponieważ zauważyłam że kuleje od jakiegoś czasu wybrałam się z nią do weterynarza. Kulała od kilku miesięcy, poza tym jadła tak jak dotąd nic jej nie dolegało. Lekarz , zresztą ja także nie potrafiłam stwierdzić na którą łapkę kuleje. Prosił o zrobienie rtg u zaprzyjażnionego weterynarza gdyż sam takowym nie dysponował. Trochę się zdziwiłam, że lekarz wykonujący rtg nie pytając o zgodę a tylko o wagę kota (6,7 kg) zrobił jej zastrzyk podobno to "głupi jaś". Zaznaczam, że kotek był bardzo grzeczny i żaden zastrzyk uspakajający nie był potrzebny. Tym bardziej, że nie zadziałał w przeciągu 10 min, które dał weterynarz. Ja wraz z mężem kotka trzymaliśmy w odpowiedniej poz. aby wykonał zdjęcie. Stwierdzono stany zwyrodnieniowe kręgosłupa. Przed opuszczeniem gabinetu zrobił szybko następny zastrzyk. Gdy spytałam co to, odpowiedział, że antidotum na ten pierwszy zastrzyk. Po powrocie do domu ( około godz. 18) kotek był smutny i cały czas spał. Akcja zaczęła się w nocy. Kotek cały czas wymiotował śliną, pianą, flegmą. Nic już nie jadł następnego dnia. Po południu poszłam z nim do mojego weterynarza, tego który skierował nas na rtg. Zrobił kotu badanie krwi i dał jakiś zastrzyk. Na drugi dzień poszłam z kotkiem po odbiór wyników. Kotek cały czas smutny, słaby i nic nie jedzący. Okazało się, że ma podwyższoną kreatyninę i mocznik. Kreatynina była 400 a mocznik 26. Był to początek końca mojego kotka. Dodam, że działo się to na początku grudnia. Kotek dostawał kroplówki. Najpierw dożylnie. Była seria 7 kroplówek. Zaczął odrobinę jeść. Chodziłam tylko na zastrzyki przez kolejne dni. Po paru dniach znowu przestał jeść i znowu seria kroplówek dożylnych, nawet w Święta Bożego Narodzenia. Pobudziło to trochę kotka do jedzenia ale nieznacznych ilości. Zaznaczam, że cały czas pił i siusiał dość dużo. Kolejne badania krwi po kroplówkach kreatynina 175 mocznik 15. Czyli tylko nieznacznie ponad normę. Kot jednak w dalszym ciągu smutny, apatyczny i nic nie jedzący. Zaczęły się kroplówki podskórne, które na początku trochę pomagały i pobudzały do jedzenia. Było około 10 wlewów podskórnych i zastrzyki. Wyniki kolejnych badań kreatynina 168 mocznik i wątrobowe były w porządku. Lekarz sugerował, że wyniki są zadawalające ale kotek był słaby i nie widziałam żadnej poprawy a wręcz przeciwnie doszło jeszcze moczenie się. Nie panował nad tym. Weterynarz w dniu zrobił kolejne badanie które pokazało kreatynina 225 a mocznik 26. Powiedział, że szkoda męczyć kota i lepiej go uspać. Ponieważ mam zaufanie do tego lekarza i widziałam stan kotka, któremu już wszystko było obojętne, oboje z mężem zdecydowaliśmy, że tak. Kotek został uśpiony w dniu spawa jest świeża. Moje serce krwawi nie mogę sobie z tym poradzić, że poszłam z kotkiem utykającym na nóżkę a po 2 miesiącach z martwym. Proszę o radę, wiem, że to już nic nie zmieni, ale czy gdzieś na jakimś etapie nie został popełniony błąd. Czy przed podaniem "głupiego jasia" nie trzeba było sprawdzić przy pomocy badania krwi jaki jest stan kotka. Proszę o poradę gdzie tkwił błąd co było nie tak. Mam w domu jeszcze jednego kotka 14 letniego i nie chciałabym już aby powielić błędy. GT Grażyna Turzyńska 19 lutego 2021 Boże, jak dobrze że znalazłam takie miejsce ten blog, wiem że inni też tak przeżywają śmierć swojego ukochanego zwierzaczka. Myślałam, że ze mną jest coś nie tak. Jeszcze nie minął tydzień od uśpienia mojej koteczki Nikity a ja cały czas płaczę. W pracy jak nikt nie widzi to popłakuję i całuję zdjęcia mojej koteczki w tel. w domu jest podobnie. Mam ogromny żal do samej siebie, że poszłam z kulejącym kotkiem a skończyło się tak tragicznie. Miała dopiero 12 lat. Poprzedniego kotka miałam 18 lat więc i Nikitka może by dożyła takiego wieku. Myślałam, że to że w domu mam drugiego kotka pomoże mi łatwiej przejść przez ten żal, to cierpienie. Ale nie jest łatwo. Wiem, że po tym poprzednim kotku też tak rozpaczałam aż w końcu przygarnęłam rodzeństwo 2 małe koteczki ( dziewczynka i chłopczyk). Dziewczynka to Mika, która mi została i patrzy wiernie w moje zapłakane oczy po stracie Nikity. Niestety chłopczyk z tej parki nie przeżył zmarł na koci tyfus po 2 tygodniach od przygarnięcia. Bardzo to wtedy przeżywałam i rok póżniej córka przywiozła mi taką mała kruszynkę, której nikt nie chciał była to właśnie Nikita. Mika po wielu perturbacjach zaakceptowała jej towarzystwo i tak przez 12 lat żyły sobie prawie jak siostry. Cały czas zastanawiam się czy może za wcześnie nie podjęłam decyzji o uśpieniu. Może trzeba było iść jeszcze do innego weterynarza. Myślę, że byłoby mi łatwiej gdyby Nikitka odeszła sama, a tak to jest bawienie się w Pana Boga. Jutro będzie tydzień odkąd jej nie ma a ja tak strasznie tęsknię.............. Wiecie co już minęło trochę czasu od śmierci moich Skarbów a ja tak bardzo za nimi tęsknię. Jak trudno się z tym pogodzić. Zuziunke mialam ponad 17 lat a Tosienke prawie 13. A najgorsze jest to że odeszły w tak krótkim czasie po sobie. Rudii tak mial na imię nasz kot ,który był z nami ponad 6 lat!Typowy Garfild!Mial gdzies kolo 10 lat!Przez te wszystkie lata nie bylo z nim żadnych problemów!Kochany spokojny kot który trzymał się bardzo blisko domu!Pewnego dnia inny wolnozyjacy kot zaraził go kocim katarem!oboje musieli jechac do weta a ze transporter jeden i ze Rudii mniej chory pojechal w tekturowy zastępczym ze strychu!po dwóch dniach zaczął bardzo ciężko oddychać i strasznie się sinic!pojechaliśmy do weteryniarza tam zatrzyk ba opuchnięte płuca komora tlenowa zdjęcie rtg i badanie laryngologiczne!okazało się że ma poparzony przewod oddechowy i pokarmowy i nawet powietrze w żołądku!Po długich poszukiwaniach przyvxyn doszliśmy,że to transporter wywołał takie powikłania,a to dlatego ze 3 lata temu maz aby wypłoszyć kuny wystrzelał cały magazynek pieprzowych kulek na strychu gdzie stal transporter!po dwóch dniach tlenoterapi z zastrzyków bylo lepiej na 3 dzien kontrola zastrzyki do domu i można było pomyśleć ze koniec!Ale kot nie chciał jesc tym bardziej przez strzykawke tylko pil wode(mleko dla kotow tez odpadalo).mial malo siły wiec w poniedziałek znowu do weta!tam dali mu kroplowke i kazali zostawić na kilka dni!przez dzien bez zmian tylko trochę lepiej oddychal na wieczór podali mu coś przeciwwymiotnego i próbowali karmić na siłę ale bez rezultatów!Rano gdy zadzwoniłam okazało się że jest bardzo źle zrobili badania krwi i wyszło ze ma ostra niewydolnosc nerek!lekarz powiedział że on już się na oglądal takich wyników i czy go udypiamy czy czekamy na cud!Powiedzislam ze będę walczyć do końca i ze niech coś zrobić!Ironicxnym głosem odparł ze robią...podają kroplówki!Siedziałam w necie czytałam byłam nawet gotowa jechac 500 km do Warszawy na dializy!Złożyliśmy niespodziewana wizytę w lecznicy lekarz byl jakiś dziwny z opuszczoną głową...powiedzieliśmy ze chcemy zobaczyć kota i o dializach to stwierdził ze nerki nie są takim wuelkim problemem jak niejedzenie i ciezki oddech(i tu już niezgodność bo kilka godz prędzej chciał go uspac przez niewydolnosc)kot wyglądał dużo lepiej niż dzien prędzej jak go zostawialiśmy!I tu popełniłam błąd którego nue potrafię sobie wybaczyć...nie zabrałam go do domu!kot zaczął nawet wyciągać język na znak ze albo chce pic albo jesc a weteryniarz dal bam tylko wyniki krwi powiedział że i tak mamy przygotować się na ostatecznisc i trochę bezczelnie pozegnal !w połowie drogi do domu przez głowę przechodziły mi myśli ze on tej nocy nie przeżyje!zadzwoniłam rano i lekarz powiedział że mial dzwonić ale wiecznie cis na głowie i ze koteczek nie dal rady ,ze byl u niego o to bylo bez zmian i ze zmarl w nocy!zapytał czy go zostawiamy czy przyjedziemy!nie bylo opcji żebym go zostawiła!Gdy przyjechaliśmy skasował 450 zł bez żadnych dokumentów co bylo robione bez paragonu dal karton z kotem i nara!kot byl juz sztywny i zimny mial zamknięte oczy i buzie!odebraliśmy go 1,5 godz po tym jak lekarz przyszedl do pracy!i zastanawiam się dlaczego on mial zamknięte oczy przecież koty umierają z otwartymi!czy może oni sami go nie uspali podając mu coś?wiec pytanie do was...koty poddane eutanazji umierają z zamkniętymi oczami?Czy kotu po smierci jak jest sztywny i zimny można zamknąć oczy?moj bol cierpienie ta niemoc i wyrzuty sumienia są tak wielkie ze umieram ,z każdym dniem jest coraz gorzej!,widzę ta jego mordkę jak wytyka jezyk jak chce zeskoczyć z tego stołu i isc z nami!Nie potrafię sobie tego wybaczyć,że go tak zawiodłam!Bol rozrywa mi serce tym bardziej że 5 stycznia pochowałam innego kota i tez mogłam zrobic wiecej moze by żył!nie wiem co oni robili z tym kotem , czy mu sami czegoś nie podali...zaluje ze nue zrobiłam sekcji zwlok a za 2 dni minie tydzień jak go nie ma!Proszę pomóżcie mi to przetrwać...bo jestem z tym bólem zupełnie sama Nie jesteś sama. Widzisz ile osób tu jest pisze szuka pocieszenia. Wszyscy tu tak samo cierpimy po stracie naszych ukochanych zwierzątek. Ja straciłam dwa kotki prawie na raz. Cierpię bardzo. A to forum mi pomaga. Całuski dla wszystkich. Grażyna Turzyńska 23 lutego 2021 DO ASIA K. Bardzo Ci współczuję, że w tak krótkim czasie straciłaś 2 kotki. Z tymi weterynarzami już tak jest, że mają takie przypadki na co dzień i czasami gubi ich rutyna i liczy się tylko kasa. Tak jak w przypadku mojej Nikity, której niepotrzebnie przed rentgenem podano głupiego jasia i zniszczono nerki. Minęło 10 dni od jej uśpienie a ja wciąż za nią bardzo tęsknię, przytulam jej kołderki i płaczę. Drżę też o drugiego kotka, który mi pozostał. Asiu jeśli to były chore nerki to pewnie i tak by się skończyło śmiercią a tylko biedny kotek męczył by się. Jeśli chodzi o oczy to moja Nikitka miała oczka otwarte po uśpieniu i tak zostały. Boże ja ciągle jestem w tym gabinecie u weta, kiedy był usypiany. Budzę się w nocy i rozmyślam, płaczę. Ból jest straszny dlatego, że to my podejmujemy decyzję o chwili śmierci. Wolałabym, żeby sama odeszła i jeśli będę przed takim wyborem przy drugim kotku to chyba nie zdecyduję się na uśpienie niech tak jak człowiek sama odejdzie. Będę tylko łagodzić ból. Trzymaj się dzielnie Asiu oraz Wy Wszyscy, którzy przeżywacie ból rozstania z najlepszym przyjacielem. Dziekuje Pani Grażyna Turzyńska za tak wspaniałe słowa otuchy!Sek w tym ze to była ostra niewydolnosc nerek,ktora mozna we wczesnym stadium wyleczyć!Wyniki tez nie były az tak kiepskie kreatynina 238 a mocznik 38,tylko ze trzeba tez wziąć pod uwagę to ze kot przyjmował sterydy dostawał kroplówki i to z glukoza,stresował się do tego glodowka a to wszystko ma wpływ na wynik badan właśnie nerek(przeczytałam bardzo dużo artykułów juz po smierci pierwszego kota)weteryniarz tez najpierw chciał go uspac przez nerki a później jak poprosiłam o wyniki to powiedział że to nie jest najwiekszy problem i ze one nie są az tak tragiczne!Gdybym nie widziala tego kota to bym niczego się nie doszukiwała a on byl naprawdę w dużo leoszej kondycji!W domu pozostaly mi 3 koty 7 letni Ignacy i 4 lotnie Zuzia i Iga!Jest jeszcze bardzo samotna Misia,która straciła dwóch kolegów z którą zyla!Strasznie się o nie boje!Juz po smierci pierwszego kota zastanawiałam się co lepsze...ich smierc pod kolami auta(na którą ja nie mam wplywu)czy właśnie taką gdzie moje decyzje maja wielki wplyw na ich życie!Dzis wiem ze odpowiedź jest tylko jedna!koty co całe moje życie...każdy nie tylko ten moj!codziennie chodzę dokarmiać obce bezdomne koty...gdy biegną z daleka w moja stronę to radosc moja jest nie do opisania!a kiedy kot umiera z zamkniętymi oczami?nigdy? Moja ukochana koteczka odeszla 19 lutego...jestem kompletnie zdruzgotana. Hopusia byla leczona na chloniaka zoladka trzy lata temu...chemie przeszla jak maly dzielny rycerz! Byla calkiem "zdrowa" myslalam ze naprawde nam sie udalo, ze bedzie w remisji jeszcze dlugo...nagle przestala jesc, zwymiotowala...po dwoch dniach pedem do lekarza...echo...badania i ten telefon...zapalenie otrzewnej, sciany zoladka dziesiec razy powiekszone...Boze jak ona musiala cierpiec a nic nie pokazala. Rak wrocil podstepnie, bez zadnych znakow. Podjelam decyzje zeby pozwolic jej odejsc, uchronic od cierpienia... teraz miotaja mna wyrzuty sumienia, czuje sie strasznie...Hopulka bardzo bala sie weterynarza, nie moglam zniesc mysli ze mialaby cierpiec z niewielka szansa na poprawe...czy ja dobrze zrobilam? Juz zawsze bede sie pytac. Hopusia wybrala mnie jako swojego czlowieka, rozumialysmy sie jednym spojrzeniem, dala mi pieknych 11 lat milosci i zaufania. Blagam aby czas zaleczyl ten bol i pustke...Zaloba to cena za milosc...bardzo wysoka Czas moze i leczy rany,ale blizny pozostają!Uważam,że już nigdy nikt inny nie zajmie miejsce wcześniejszego zwierzaka!Każdy kot jest inny(miałam ich mnóstwo)jedyny w swoim rodzaju,z zupełnie innym charakterem!Moze to źle zabrzmi,ale cenie je bardziej jak ludzi!One "są" zawsze z nami...nawet gdy ich nie widzimy!One potrafią kochać okazać wdzięczność i wybaczyć...w przeciwieństwie do ludzi!Gosia vd nie zadręczaj się...ona była z tobą tyle lat i wiedziala ,ze zrobiłaś to dla niej...z milosci!Mówią,że koty wracaja ...wiec czekaj aż na twojej drodze stanie mały kotek(z wyglądu zupełnie inny)lecz z sercem identycznym! Zastanawiam się jak to jest możliwe,że koty żyją z wami tyle lat?Mi nigdy nie było dane ich mieć tak długo:(Zawsze gdy zachorowały,pomimo szybkiej reakcji,żyły gora tydzień!Zastanawiam się czyja to wina moja czy lekarzy,czy może to kara...tylko za co!?Piekne słowa Gosia vd"zaloba to cena za milosc...bardzo wysoka"!Cierpi ten co potrafi kochać!Dlatego to nam tu wszystkim w zamian ,dano miłość plynaca z serc naszych zwierzaków!I to powinna być dla nas nagroda,ktora nie każdy może otrzymać! Grażyna Turzyńska - ja tez musiałam uśpić pieska, niewydolność serca, nerek i anemia. Weterynarz wprost powiedział ze na moim miejscu decydowałby się na eutanazje. Wcześniej mówiłam tak jak Ty - wole żeby umarła w domu, wśród swoich po swojemu, ze nie chce podejmować takiej decyzji. Jednak wet otworzył mi oczy, bo moje podejście było egoistyczne - chce żeby odeszła sama bo nie chce mieć na sumieniu tego ze zaniosłam ja do gabinetu na smierć. A wet mówił ze jeśli nie eutanazja to wkrótce umrze - udusi się przez anemię, a to bardzo bolesne. I cieszę się ze zasnęła spokojnie i bez bólu. Byłam z nią do końca. Z kolei mój kot odszedł sam... obrzęk płuc czy zator płuc, nawet nie wiadomo, ale tez wyglądało jakby się dusił, widziałam to i mam to codziennie przed oczami - gdybym miała wybór zdecydowałabym się na uśpienie żeby się nie męczył nawet jeśli było to kilkanaście minut bólu. Nie dał mi wyboru, a wcale nie jest lżej. I to spokojna smierć pieska jest mi łatwiej przetrawić niż to ze kot odszedł nagle sam, dusząc się, mimo adrenaliny i reanimacji odszedł. Grażyna Turzyńska 4 marca 2021 Do Marysi Z. Pewnie masz rację, że zwierzę odchodzi nie cierpiąc, ale zawsze pozostaje ta niepewność czy zrobiło się wszystko. Może trzeba było pójść jeszcze do innego weta, lub może wydarzyłby się jakiś cud... Mimo, że upłynęły już prawie 3 tygodnie to ja ciągle jestem myślami w tym gabinecie podczas usypiania Nikitki. Myślę, że moja psychika jest do tego za słaba, ale gdybym nie była z nią do końca to też bym cierpiała, że w ostatnich chwilach swego życia kotka nie widziała mnie przy sobie. Bardzo za nią tęsknię i w każdej wolnej chwili myślę o niej. Mam nadzieję, że tak kotka, która mi została Mika, mimo że ma już 14 lat będzie z nami jak najdłużej. Do Grażyna Turczyńska, doskonale Cie rozumiem, chciałam przedstawić tylko dwie strony medalu - kazda smierć ukochanego zwierzątka niezależnie od jego wieku i okoliczności boli tak samo okropnie. Od śmierci moich zwierząt minęło 8 miesięcy, a czuje się jakby to było miesiąc temu, co drugi dzień płacze cała noc, wszystkie obrazy wracają w pamięci. Jest bardzo ciężko a najgorsza jest bezsilność - nic nie mogę z tym zrobić. Nie wiem kiedy zdjęcie psa czy kota nie będzie wywoływało fali łez i czy wgl kiedykolwiek... Straszne uczucie. Jeszcze wieczne wyrzuty sumienia a można było to a mozna było tamto a można było więcej przytulać bardziej rozpieszczać ... Grażyna Turzyńska 5 marca 2021 Do Marysia Z. Widzę, że doskonale się rozumiemy. Marysiu a nie myślałaś żeby przygarnąć jakiegoś biedaka ze schroniska lub jakiegoś innego przytuliska. Powiem Ci, że poprzednim razem ukoiło mi trochę smutek. Poprzednia kotka miała 18 lat jak została uspana i od samego początku była z nami. Też to przeżywałam bardzo i płakałam dopóki nie przygarnęłam 2 sierotek ze schroniska. Ja teraz rozpieszczam Mikę, kupuję jej wszystko co lubi, głaskam, przytulam, rozmawiam z nią, bo wiem, że nasz czas wspólny się pomału kurczy. Dziękuję za ten blog. Może obecność tylu ludzi ,którzy borykają się ze smutkiem,tęsknotą i trochę ukoi mój żal, rozpacz i złamane serce . 3 marca 2021 uśpiłam moją ukochaną Balbinkę -moje serdeuszko najdroższe ,moją przyjaciółkę ,powierniczkę . Balbinka miała 14,5 roku była bardzo mądrą kotką . Wyjątkową gadułą. Nie lubiła specjalnie głaskania , nie była kotkiem który przyszedł by na kolana . Oj nie . Ale usiadła obok i rozmawiała i to wystarczyło , to była jej miłość. Przez kilka lat chorowała na cukrzycę ,ale byliśmy wszyscy dzielni a ona najbardziej . Chętnie nadstawiała uszka aby zbadać jej glukozę a potem nie oponowała przy zastrzykach z insuliny. Wiedziała kochana Balbinka ,że to dla jej dobra . Nie pokonała jej cukrzyca , pokonał ją rak. Ostatnie dni ciągłe wizyty u lekarzy ,badania i z każdym dniem gasła w oczach ,choć teraz nie wiem czy to ja się za szybko poddałam ,może wcale nie ona . Tak ciężko o tym pisać, mówić ... Mam wyrzuty sumienia ,że może to jeszcze nie był jej czas, może mogłam zrobić coś więcej ? Nie chce się zadręczać ,ale cały czas mam te myśli w głowie. Cały czas się zastanawiam ,czy nie ukradłam jej tygodni, miesięcy życia . Z drugiej strony nie chciałam ,żeby się męczyła bo na to nie zasługiwała na pewno. Czy wyrzuty sumienia kiedyś miną ? Nie wiem. Jak ciężko jest żyć , pusty dom ,brak jej kochanego ciałka na łóżku, brak jest sensu życia ... Grażyna Turzyńska 5 marca 2021 Popłakałam się Iza czytając twój wpis. Jakbym słyszała samą siebie. Czy nie za szybko pozwoliłam uśpić kotkę, czy może...a i z opisu wynika , że moja Nikitka była podobnego charakteru jak Twoja Balbinka. Była bardzo mądra, jako jedyny z moich wszystkich kotów potrafiła otwierać drzwi wskakując na klamkę a jak ją gdzieś zabierałam np. do weta to robiła się jak meduza, że nie mogłam jej dobrze chwycić. Nie lubiła też zbytnio pieszczot i głaskania potrafiła pokazać pazurki jak było o jeden raz za dużo. Ja w podobnym czasie straciłam moją Nikitkę. Jutro będą 3 tygodnie. I tak bardzo mi smutno. Ciągle mam jej zdjęcia w komórce otwarte i jak tylko mam chwilkę to całuję i płaczę. Też się cieszę, że znalazłam to miejsce. Bo wiem, że wiele osób przeżywa to co ja. Trzymajmy się wszyscy dzielnie. Ja nie wiem jak to dalej będzie, ból jest okropny a u mnie minęło już 8 miesięcy, z jednej strony jak cała wieczność a z drugiej mam wrażenie jakby wszystko działo się dwa dni temu i tak tez się czuje, te same emocje ten sam ból, smutek, gniew, bezradność i okropne wyrzuty sumienia. Ze można było to i tamto a gdyby to i tamto to by żyli. Nie daje rady. Mam już kolejnego pieska, pomaga ale boli tak samo. Jak ktoś czytał mój post wyżej to miałam i pieska i kotka. Pies odszedł ze starości wiec może dlatego łatwiej było mi przetrawić i zdecydować się na nowego. Kot odszedł nagle, jak grom z jasnego nieba, wyzdrowiał z zapalenia tchawicy (niby...) i odszedł po wizycie kontrolnej. I nie mogę się z tym pogodzić i hamuje mnie to przed przygarnięciem nowego kotka. Sekcji nie było - szok, niedowierzanie brak racjonalnego myślenia i nikt tego nie zaproponował... Żałuje bo przynajmniej wiedziałabym co go zabiło (a może nie ? bo nie kazda sekcja daje wszystkie odpowiedzi?) sama nie wiem, kolejny zarzut do siebie... a minęło tyle czasu. Ale myśle ze jakby była sekcja to musiałabym sama zawieźć go na sekcje, widzieć martwego, nie wiem czy bym to przeżyła, już nic nie wiem... Trzymajcie się wszyscy. Mi serce pękło dwa razy w odstępie kilku dni i zostało takie połamane. Muniek tak miał na imię chihuahua o wielkim sercu. W maju 2018 r dostałam go od koleżanki, która nie potrafiła zająć się nim po stwierdzeniu padaczki. Zajęliśmy się nim od razu, miał robione badania krwi,uszu,kontrolne, badanie dna oka w którym wyszło, że siedzi mu coś w główce i od tego może mieć ataki padaczki. Był na luminalu, po pół roku weterynarz stwierdził, żeby stopniowo odstawić leki jak nie ma napadów. W międzyczasie wyszło, że ma chore serduszko i tomograf odpada bo może nie wybudzić się po narkozie. Zaczął brać leki na serce. Wszystko przebiegało dobrze do 16 grudnia 2020,dostał ataku padaczki w nocy. Pojechaliśmy na nocny dyżur do weterynarza, udało go się uratować. Wyszedł z tego, bardzo byłam szczęśliwa. Lekarz nam zaproponował powrót do luminalu albo olejek cbd. Zdecydowaliśmy się na olejek bo nie miał ataków przez 2,5 roku. Dostaliśmy dodatkowo leki do stosowania odbytniczego i wykupiliśmy luminal, gdyby atak powrócił. Przez dwa miesiące Muniek czuł się dobrze. Jednak atak powrócił 24 lutego, dostał lek odbytniczy. Wstał, był zdezorientowany. Myślałam, że to jeden atak i się uspokoi. Przyszedł kolejny, od razu do weta. Przez całą noc miał ataki, walczyliśmy o niego do niedzieli. Weterynarz mówił, żeby walczyć. Od czwartku nie ruszał się, robił pod siebie. Codziennie wizyty, kroplówki,aż do niedzieli. Spadła mu temperatura ciała, weterynarz stwierdził, że za duże jednak zmiany zaszły w główce . Mam wyrzuty sumienia gdyby dostał luminal w grudniu może inaczej by było, gdybyśmy pojechali od razu po pierwszym ataku w lutym inaczej by się to zakończyło. Muniek potrzebował miłości, spał ze mną, wtulał się, bunkrował pod kocem, wył na nasz widok. Serce mi pękło, za mało zrobiłam. Kochany Muniek. Mi też Marysiu pękło serce dwa razy bo moje kotki umarły w ciągu dwóch miesięcy. Zuziunka chorowała ze starości. Miała kardiomiopatie była sparaliżowana. Leczyłam ja do końca umarła w domu na rękach mojej córki otoczona do końca miłością. Zrobiłam dla Niej wszystko. Miała lepszą opiekę niż niejeden człowiek. Była ze mną 17 lat i 5 miesięcy. Doznałam szoku mimo że wiedziałam że umiera. Ale miałam Tosienke prawie 13 letnia persiczke tak ja Zuzia. Musiałam się zebrać i zająć drugim kotkiem. Niestety równe dwa miesiące po Zuzi umarła Tosia nagle. Weterynarz natychmiast zastrzyki kroplówki i nie dało się uratować. A ja myślałam że ogłupieje. Miałam dwa ukochane kotki i nagle zostałam sama. Mam teraz Stefcia kocham Ją jest cudowna. Nie zastąpi mi nigdy moich Skarbów. Ale mam ochotę wracać do domu dzięki niej. Stefusia to też się kochani. Wszystkim nam tu jest ciężko. Nie umiem się pogodzić z tym co mnie spotkało codziennie pytam dlaczego. Ale mam Stefcia która mi bardzo pomaga. Radzę Wam wziąć zwierzaczka bo inne kotki czy pieski też zasługują na naszą miłość. Muńka przygarneliśmy w wieku 10 lat. Od razu Nas pokochał. Pod naszą opieką był nie całe 3 lata. Skradł mi serce. Bardzo tęsknię. Cieszę, że spotkałam tu ludzi, którzy to rozumieją. Pozdrawiam wszystkich. Marysia,Iza ,Grażynka,ja tak jak wy,mam okropne wyrzuty że dałam uśpić moją kiciunie,pytałam wetwrynarza co dla niej najlepsze,że nie chodzi o mnie,chcę tylko żeby ona nie cierpiała,czy na pewno,potwierdził,pojechałam ją uśpić do innego,bo byłam pewna że zrobi to tak żeby ją nic nie bolało,byłam przy niej do końca,zawinęłam w kocyk,który zawsze mućkała,nie mogę spać jeść,dzisiaj poszłam do weta zapytać czy to było dla niej najlepsze,wiem że to głupie,czasu sie nie cofnie,ale ja mało nie zwariuję,mam momenty że myślę że dobrze,ale to tylko momenty,tak bardzo chciałabym cofnąć te dwa dni,ciągle myślę że nie trzeba było, 10 marca zginęła tragicznie moja kochana sunia....żal smutek... Dziekuje , ze jest takie miejsce gdzie mozna wyrazić swoj bol postracie najwiekszego przyjaciela...przeczytalam wszystkie wpisy bo jestem trzeci dzien po odejsciu mojego ukochanego kotka...wszystkich Was sciskam...walczylam o swojego towarzysza dnia codziennego do konca, na moich rekach, bylam przy nim przytchnieniu Dzień dobry jak czytam ten blog aż serce ściska...ja tez straciła swojego ukochanego przyjaciela kotka trzy dni temu...chorował na białaczkę od 1,5 roku, ale dzielnie walczył do na moich dłoniach przytulony do serca, był ogromnym przytułkiem i gadulka i miał bardzo dużo miłości do przekazania...Teraz pozostał tylko obrony bol, pustka i mnóstwo zdjęć które ciągle przeglądać bo tylko tak na chwile obecna mogę odrobinę się z nami w sercu i dal nam ogromna ilość pięknej miłości. Wspolczuje Wam wszystkim, bo sama tez doświadczamy dojmujacego smutku, bólu i pustki. Kilka dni temu naszego psa Kilera potrącił samochód. Diagnoza - niefortunnie złamana łapa z odłamkami. Zdecydowaliśmy się na operację, polegającą na wstawieniu drutu i złożeniu kości. Wczoraj, gdy się z nim żegnałam prosiłam go, żeby dał radę, żeby wytrzymał. Dziś, w dzień operacji nie chciał wsiąść do samochodu. Być może coś przeczuwał? Operacja się udała, noga naprawiona, ale serce... nie wytrzymało. Mimo reanimacji odszedł. Miał tylko cztery lata, był zdrowym, bardzo wesołym i aktywnym psem, nigdy nie było z nim problemów. Nie mogę sobie tego darować, cały czas rozmyślam, co by było, gdybyśmy nie zdecydowali się na operację... Łączę się w bólu ze wszystkimi, którzy właśnie przeżywają stratę czworonożnego przyjaciela. 28 lutego odszedł moj ukochany króliczek Zenek, mial miec za miesiąc 6 lat, nie byl taki stary... Nie wiem co mu sie stało, rano wszystko było w porządku i na nic nie chorował, po prostu odszedl... Nawet sie z nim nie pożegnałam, dalej nie wiem co mu sie stalo i bardzo to przezywam, zaraz minie miesiąc od tej tragedii, a ja dalej nie umiem sie pogodzić z tym ze go nie m, czuje pustkę i samotność. Takze czuje poczucie winy, bo mysle ze gdybym przyszła wcześniej do pokoju itp. to by dalej ze mna tu byl, boje sie teraz wszystkiego, ciagle placze i nie moge przestać o nim myslec... nie moge patrzec teraz tak samo na moj pokoj jak wczesniej, wszystko mi jego przypomina. Boli mnie to tak bardzo, ze nie potrafię sie z tym pogodzić, chciałabym zeby teraz byl ze mna:((( Gdyby on chociaż pokazał ze coś mu dolega , a tu nic... Nigdy za nikim tak bardzo nie płakałam jak za nim. 28 lutego odszedł moj ukochany króliczek Zenek, mial miec za miesiąc 6 lat, nie byl taki stary... Nie wiem co mu sie stało, rano wszystko było w porządku i na nic nie chorował, po prostu odszedl... Nawet sie z nim nie pożegnałam, dalej nie wiem co mu sie stalo i bardzo to przezywam, zaraz minie miesiąc od tej tragedii, a ja dalej nie umiem sie pogodzić z tym ze go nie m, czuje pustkę i samotność. Takze czuje poczucie winy, bo mysle ze gdybym przyszła wcześniej do pokoju itp. to by dalej ze mna tu byl, boje sie teraz wszystkiego, ciagle placze i nie moge przestać o nim myslec... nie moge patrzec teraz tak samo na moj pokoj jak wczesniej, wszystko mi jego przypomina. Boli mnie to tak bardzo, ze nie potrafię sie z tym pogodzić, chciałabym zeby teraz byl ze mna:((( Gdyby on chociaż pokazał ze coś mu dolega , a tu nic... Nigdy za nikim tak bardzo nie płakałam jak za nim. Ile bym dala zeby cofnac czas:( wczoraj odeszła moja ukochana kotka piękna syjamką o niezwykłych niebieskich razem prawie 9 połowy grudnia 2020 ciągłe wizyty u weterynarza,stwierdzono wadę serca,potem chore płuca i pęcherz moczowy od tych ciągłych wizyt w lecznicy w tę mrożną obrzęk po stwierdzonej anemii zaczęła powoli jeść coraz lepiej, przybierać na bardzo się cieszyłam ,ze wraca do zdrowie ,widziałam jak była radośnie witała mnie pocałunkiem przy wejściu do niedzielę 21 marca wieczorem zaczęła mieć przyśpieszone ruchy klatki do weterynarz,kazała podać lepiej była w południu już ciężko jej było chodzić,znów pobiegłam do nocy trochę się uspokoiła ,następny ranek znów w lecznicy..Miałam przyjść w środę 24 marca na pobranie krwi i wizycie dostała w domu silnej z powrotem do nie można było już chciałam ,żeby piękne niebieskie oczy już nie przywitają mnie w ją kochałam. Maja też mija miesiąc prawie od odejścia mojego Muńka, niestety też to był 28 luty. Mam tak samo jak Ty, wszędzie go widzę i myślę o nim cały czas. Mam jeszcze dwie świnki morskie adoptowane oraz dwunastoletniego pieska Leona i staram się jakoś funkcjonować dla nich. Tylko z Muńkiem łączyła mnie wyjątkowa więź jak z nikim innym. Bardzo za nim tęsknię. Wiem, że muszę pogodzić się sama ze sobą i przestać się obwiniać ale sama wiesz jak to jest. Mam nadzieję, że mają wspaniałe życie za tęczowym mostem. Pozdrawiam Właśnie odeszedł od nas ukochany kotek nasz skarb nie umiem się pozbierac wszędzie go widzę każde miejsce mi go przypomina po 3 miesiącach walki o jego życie odszedł od nas czuje ogromną pustkę i samotność serce mi pęka i ciągle płaczę Po walce z okrutnym podstepnym koronawirusem odszedł mój ukochany, malutki kotek. Miał tylko 2 lata - walczyliśmy z chorobą, ale FIP jest straszną chorobą i nagłą. Nie mogę się z tym pogodzić, płaczę za nim i tęsknię za malutkiem. 18 marca moja Kochana 7- miesięczna koteczka Lusia została napadnięta na spacerze ze mną przez starego kocura sąsiadów , który pogryzł ją- leczylis Lusiunie 9 dni,zrobił się ropień,później przetoka i najprawdopodobniej sepsa i trzeba było ją uśpić 27 marca. Płakała cała rodzina,a ja-jak jej mama najbardziej. Była tak wyjątkowa,kochana i śliczna. Pustka po niej jest aż boląca. Nie mogę sobie darować,że ta tragedia stała się przy mnie,a ja nie przewidziałam, kiedy obcy kocur nadchodził. Płaczę codziennie i mam w sobie poczucie winy, które mnie współczują ale cierpienie zostało w naszej rodzinie,we mnie . Pozdrawiam wszystkich którzy odwiedzili ten blog i rozumieją co to znaczy strata czworonożnego PRZYJACIELA- RODZINĘ 1 czerwca urodzil się mój kicius Antuś, 1 sierpnia zabraliśmy go do siebie, a 1 kwietnia zginął pod kolami samochodu na naszych oczach. Ten ból, smutek, żal i zlosc na samych siebie jest niewyobrażalny. Dlaczego szybciej go nie zabrałam stamtąd? Juz szlam.. nie zdążyłam... Nie mogę poradzic sobie, znaleźć miejsca. Był taki mądry, kochany.. czysta, bezwarunkowa miłość. My mieliśmy wszystko, on tylko nas.. Antusiu, dziękuję ze pokazałeś mi te miłość. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Spotkajmy się kiedyś, proszę Czytam Wasze komentarze i trochę mi lżej, że jest tyle osób, które przeżywają stratę ukochanego zwierzęcia jak odeszła moja kotka Mira, była z nami 3 lata, pojawiła się jak anioł w najtrudniejszym momencie mojego życia,przygarnęłam ją i na moje szczęście przeżyłyśmy razem te 3 piękne wczoraj nic nie jem, śpię z przerwami,i cały czas płaczę,nie jestem w stanie zrobić aby ukoić ten straszny czas?nie wiem, chciałabym ją choć jeszcze raz zobaczyć,nawet we śnie Madziu a co się stało taki młody kotek. Moje Aniołki były staruszki szczególnie Zuziunia ale jest mi bardzo ciężko. Minęło już kilka miesięcy od ich śmierci a ja nie mogę się z tym pogodzić. Madziu a co się stało taki młody kotek. Moje Aniołki były staruszki szczególnie Zuziunia ale jest mi bardzo ciężko. Minęło już kilka miesięcy od ich śmierci a ja nie mogę się z tym pogodzić. U mnie właśnie mija tydzień.. czasem jest trochę lepiej, ale wyrwanego serca nie da się wyleczyć.. Przybłąkała się do nas,kiedy wprowadziliśmy się do domku, niestety nie byłam w stanie oduczyć ją wychodzenia z we wtorek po świętach wstałam rano,i zobaczyłam, że nie ma jej na oknie,a ona po godzinnym spacerze zawsze wskakiwała na okno na wyszłam na dwór, zobaczyłam widok, którego nie zapomnę do końca dni, Mira leżała na ulicy przejechana, cała we krwi Monika Joachimiak 14 kwietnia 2021 Dziś o 7 rano, w miesiąc po swoich 13 urodzinach, odszedł mój najukochańszy Przyjaciel, koteczek Polly. Byliśmy razem dzień w dzień, rozumieliśmy się bez słów, razem przeżywaliśmy troski i radości. Polly nie odstępowajawówł mnie na krok, darzyliśmy siebie bezwarunkową miłością, najpiękniejszym i najszczerszym uczuciem. Dbałam o Niego najlepiej jak tylko mogłam, dbałam o Jego bezpieczeństwo i o zdrowie. Choroba przyszła nagle. Nie dawała żadnych objawów które mogły świadczyć o tym, że dziej się źle. Pytałam lekarza czy mogłam coś przeoczyć? kiedy? Nie bo chłoniak złośliwy zaatakował po cichu czyniąc liczne szkody wewnętrzne. Polly przez 13 lat noc w noc ogrzewał mnie swoim ciałem w łóżku, dzisiejszej nocy to ja grzałam na podłodze Jego ciałko sobą. Byłam Mu to winna. Nie mogłam pozwolić by odszedł w samotności, bez mojego dotyku i bez słowa. Walczyliśmy we dwoje do końca...do ostatniego oddechu i ostatniego spojrzenia. Czuł, że jest kochany do końca. Moje serce rozsypane na milion kawałków długo jeszcze będzie krwawić. Chcę wierzyć, że Polly przeszedł na lepszą stronę kociego bytu, ponoć za tęczowy most...kocham, tęsknię, tulę...POLLY Grażyna Turzyńska 14 kwietnia 2021 Wczoraj minęły 2 miesiące od śmierci mojej Nikitki. Nie ma dnia żebym o niej nie myślała i nie rozpamiętywała tego co się wydarzyło. Ciągle bardzo za nią tęsknię. Wspominam oglądając jej zdjęcia i prawie jak relikt traktuję wąsa, który w ostatnim czasie jej się odłamał. Odwiedzam jej mogiłę na mojej działce i rozmawiam z nią . Opowiadam jej co się u nas ostatnio wydarzyło... no i płaczę. Czytam Wasze wpisy i łzy napływają do oczu. Nikitka została uśpiona i to bardzo mnie boli, ale gdybym miała przeżyć taką tragedię jak Magda czy Karolina to chyba bym musiała skorzystać z pomocy psychologa, bo nie dałabym rady udzwignąć tego dramatu. Pozdrawiam Wszystkich, którzy muszą radzić sobie jakoś po śmierci najwierniejszego przyjaciela jakim jest kotek czy pies. Dlatego szanujmy ten czas, który dany jest nam przeżyć razem z naszym ukochanym zwierzaczkiem, okazujmy mu miłość na każdym kroku. Została mi jeszcze koteczka Mika, która ma już 14 lat i to na nią przelałam nadmiar uczucia. Ja płaczę cały czas a tyle czasu już minęło. Nie rozumiem dlaczego obydwa moje koteczki umarły prawie naraz. Codziennie myślę o nich mówię do nich i płacze. Jest ciężko ale mam Stefcia która mi bardzo pomaga. Też jest persikiem tak jak moja Zuziunia i Tosienka. Kocham ją bardzo ale moje Skarby zawsze będą dla mnie najkochańszy i najważniejsze. Nawet nie wiedziałam że tyle ludzi kocha kotki. Ona są fantastyczne nie każdy może je mieć. Kotki są dla wybrańców. Koleżanka kiedys spytała mnie jak mogę mieć koty bo one to takie wredne. A ja tylko jej odpowiedziałam że wredni są ludzie. Przeżyłam 17 lat i 5 miesięcy z Zuziunia i prawie 13 z Tosienka i nic złego z ich strony mnie nie spotkało. Najwierniejsze na świecie i mądre bo obierają sobie tylko jednego właściciela. Grażyna Turzyńska 15 kwietnia 2021 Bardzo dobrze odpowiedziałaś Magdas, że to ludzie są wredni a niektórzy to wręcz zwyrodnialcy i sadyści. Jak widzę nieraz w mediach co wyprawiają i to jeszcze nagrywają to całkowicie tracę wiarę w człowieka. Ja całe życie byłam otoczona zwierzakami miałam w dzieciństwie i koty i psy ale nie ukrywam, że to właśnie koty skradły mi serce i dla nich zrobiłabym wszystko. Praktycznie nie było w moim życiu dłuższej przerwy niż miesiąc czy dwa, żebym nie posiadała kota. Chyba już tak pozostanie do końca. Ja też spotkałam się z opiniami ludzi (którzy nigdy nie mieli żadnego zwierzaka), że koty to śmierdzą, a zwłaszcza ich odchody. Może i tak jest jak ktoś raz w tygodniu zmienia zawartość kuwety i jej nie myje to zapewne tak może być. Ja miałam przez ostatnie 12 lat 2 koty ( aktualnie mam jednego), ale nigdy u mnie w domu nie śmierdziało, a moje kotki naprawdę pachniały. Wiele razy wtulałam się w ich piękne futra i zawsze im powtarzałam, że pięknie pachną, bo tak naprawdę było. Pozdrawiam wszystkich z tego bloga - trzymajcie się. Karolina 15 kwietnia 2021 U mnie mijają 2 tygodnie, co do godziny..:( Jakbym tylko mogła cofnąć czas :( Na drugi dzień od śmierci naszego Antusia zadzwoniła moja mama, ze u jej dalszej znajomej okociła się kotka. Uznałam to za jakieś przeznaczenie, nasz umiera a nowy rodzi się Czekamy na niego z utęsknieniem. Czy uważacie, że to głupie? Czy tylko tak sobie tłumaczymy? Wiem, ze nie można porównywać bo to juz nie Antuś, ale chcemy dać kochający dom innej istotce. Grażynko ja też miałam cały życie zwierzaczki. I też kotki są moimi wybrańcami. Miałam i mam psiaki ale to nie to co kotki. Wiesz co tak sobie pomyślałam że ludzie śmierdzą gorzej od koteczki też pachniały i też wysyłałam się w ich futerka. I ja tak jak Ty zawsze będę miała kotki do końca mojego życia. I nie uważam się za jakas wariatkę. Bo kocham je mądrze. Całuski dla kociarzy. Wiesz Grażynko bo ludzi jest dużo ale człowieka w nich coraz mniej. Karolinko weź kotka. Pomoże Ci bardzo uwierz mi. Ja wzięłam chociaż tak bardzo kochałam i kocham moje dzięki Stefci chce mi się wracac do domu. Nigdy nie będzie to samo ale będzie się nie zastanawiaj tylko bierz i kochaj. Droga Karolino, myślę, że Tw9j kotek Antuś ucieszyłby się,gdyby widział, że kolejny kotek dostał szansę na dobre życie i tym,nowy zwierzak wypełni choć trochę tą pustkę po stracie przyjaciela,wiadomo to już nie będzie Antuś ale na pewno ktoś równie doskonały Grażyna Turzyńska 16 kwietnia 2021 Według mnie Karolino to najlepsza decyzja. Jeśli czujesz taką potrzebę to jak najbardziej. Ja miałam poprzedniego kotka 18 lat i musiał być uśpiony bo miał bardzo już zaawansowanego raka macicy. Dokładnie tydzień po uśpieniu Pusi w moim domu zagościł nowy kotek, który towarzyszy mi do dzisiaj to właśnie jest Mika. Była to najlepsza decyzja w życiu. Przestałam już tak rozpaczać po stracie Pusi, bo musiałam wychować następne pokolenie. Życzę Ci z całego serca abyś pokochała nowe maleństwo i otoczyła opieką a radość będzie naprawdę wielka. Pozdrawiam Ja na swoją Tosie dziewczynke też mówiłam Antuś. Ja na swoją Tosie dziewczynke też mówiłam Antuś. Karolina 17 kwietnia 2021 Bardzo Wam wszystkim dziękuję, aż mam łzy w oczach. Antek to był mój pierwszy kot i musze przyznać że go nie chciałam, zawsze się bałam kotów. A to wspaniałe Stworzonko dalo tyle miłości i przyjaźni.. Nie wyobrażam sobie juz życia bez Kotów. Dziękuję Wam raz jeszcze i mocno ściskam! Becisław B 20 kwietnia 2021 Witam W dniu o godzinie 18:50 dostałam telefon z przychodni... przez cały tydzień jeździłam tam z moim krolikiem Dizlem bo była kruszynka zatkana, od niedzieli się zaczęło, w poniedziałek jadę oddaje ją na kroplówkę wieczorem odbieram i nic, w domu tak samo, wtorek tak samo oddaje przez cały dzień nic, wieczorem odbieram, przesiadywanie pół nocy w nadzieji ze coś zrobi, w środę przed wyjazdem do kliniki zrobiła w końcu bobka, szczęśliwa dzwonię do kliniki, proszę ją przywieść na kontrole, wiec spędziła kolejny dzień wieczorem odbiór, w czwartek normalnie jadła bez strzykawki i sama piła wode, wiec wróciła do żywych, tylko SMS do kliniki ze jest już w porządku ale leki pozostają do pełnego powrotu do zdrowia, w piątek miałam ciężka noc wiec wstałam bardzo późno ide mu nasypać jedzenia a tam armagedon w klatce wszystko wywrócone mokre i ona leżąca na kurkę i skręcają się, wzięłam najdelikatniej jak się dało wyciągnęłam z klatki szybko na koc, i patrzę oczy przymyka cierpi, jak się ja delikatnie dotknęło to wydawała dźwięki, podchodzę ze strzykawka z karma daje do pyszczka zero prostestow ale nie jadłam siedziała i patrzyła w jeden punkt tam samo z woda. Załamałam się zaczęłam płakać prosić ją żeby nie się poddawała, do otwarcia kliniki jeszcze niecała godzina, szybka ocena sytuacji Dizel była strasznie zimna, bardzo spowolniony oddech i przymulające się oczy wiec wzięłam gruba wełniana bluzę zawinelam jak i grzałam, siedziałam tak z nią pół godz a ona nie protestowała, włożyłam z tym swetrem do neseserka szybko do samochodu i jedziemy! Pędzimy przez miasto byle zdążyć moja maja gaśnie, niestety do otwarcia jeszcze 15min, nikt nie otwiera pusto wiec spowrotem do samochodu i czekam, czekam razem z nią i płacze ze wszystko będzie dobrze, ze jesteśmy na miejscu... neseserek nie był zamknięty przez sweter No wystawał a chciałam żeby miała luźno bez ściskania niepotrzebnie, trzymałam na kolanach żeby ją widzieć i prosić żeby wytrzymała. A ona mimo wielkiego bólu i cierpienia wyszła o swoich siłach z transporterka pokicala na moje kolana oparła zmęczona głowę o moja rękę i leżała, wiec ją głaskałam delikatnie, dotykałam uszów i wąsików tam gdzie lubiła siedziałyśmy tak do otwarcia kliniki, potem podstawiłam jej transportem i sama weszła bez słowa wiec pędzę do kliniki i zaraz mnie wszyscy obsługują na szpitalu co się dzieje, kiedy otworzyły transporterem i wyciągnęły Dizla widziałam ze jest zagubiony, przestraszony chciał ciszy i spokoju a ja go jeszcze ratowałem, podczas badań zamiast bobkow z odbytu wylatywała z niego galaretka zaczęłam płakać pytać co się dzieje, potwierdzenie tylko niskiej temperatury królik na skraju życia odwodniony itp wiec zostawiam go pod opieka licząc ze jesscze po nią wrócę. I właśnie 18;50 telefon, mam obawy ale odbieram...-Halo, z tej strony przychodnia, niestety nie mam dobrych wiadomości... Dizel odeszła.. tego nie zapomnę do końca życia serce mi stanęło oczy pełne łez, przepraszam malutka ! Tak bardzo wierzyłam ze tym razem uda Ci się z tego wyjść. Jadę po nią odebrać nie chciałam jej zostawiać. Zachodzę na miejsce jedna z osób bierze mnie do szpitala a tam na stole już neseserek i widzę ze leży zawinięta nie rusza się, nie kopie, nie protestuje, taka spokojna.. dowiaduje się ze przez zatkanie. Przez zęby które miała pilnie mieć usuniete ( operacje miała mieć w poniedziałek ale w niedziele przez zatkanie zostało to przesunięte na kolejny poniedziałek) rozszczelnienie żołądek, powiększona przepona ucisk na narządach stad trudności z oddychaniem, prawdopodobnie zapalenie jelit i stad ten śluz, nie zdążyły zeobic dodatkowych badań bo Dizel miała często duszności, była podłączona do kroplówki na macie grzewczej i jeszcze miała podawany tlen, w pewnym momencie przestała oddychac dziewczyny udzieliły pierwszej pomocy, reanimują ale ona nie wraca... w końcu pozwoliły jej odejść bo nawet adrenalina nic nie dawała. A ja teraz stoje i staram się nie płakać. Dziękowałam zespołowi ze byli z nią do końca, ze miała dobra opiekę żegnam się ze wszystkimi i wracam. Trzymam transporterek jest ciężki ale nikt się w nim nie rusza, ucisk serca w samochodzie wybuch płaczu, dlaczego odeszłaś !? Przepraszam ! W domu otwieram i patrzę na Ciebie głaszcze ostatni raz, futerku już nie jest mięciutkie a ty nie oddychasz noe ruszasz się, nie ma Cię...cdn Becislaw B 20 kwietnia 2021 Cnd2 Rano wysprzątalam cała klatkę z bólem w sercu wyrzuciłam wszystko, w ogrodzie już wybrałam dla niej miejsce, wykopaliśmy dół wzięłam jej ostatnie siano którego nie zdążyła zjeść i wykładam ładne gniazdko potem znowu biorę moja kruszynkę i wyciągam całą i myśle sobie dam radę, widzę ze na łapce jeszcze zostały wenflony itp ale zostawiam, zostawiam jak było, kładę ją na tym sianki... ten zapach siana delikatny zawsze kojarzący się z nią, układam ją wyglada jakby spała, nie udało mi się oczow zamknąć, puste, czarne a miała piękne błękitne, głaszcze ja ostatni raz, zakrywam reszta siana. Zakopuje delikatnie przysypuwalam ziemia, zaczynam czuć lekka ulgę, byliśmy razem 6 lat byłam z Tobą od początku do końca. Posadziłam kwiatka posprzątałam w koło, stoje koło kwiatka i patrzę, patrzę i widzę Ciebie jak wolna i zdrowa borykasz po ogrodzie jak kiedyś z tą różnica że nie muszę już Cie pilnować. Wiec odchodzę i Cię zostawiam Becislaw B 20 kwietnia 2021 Dziękuje ze miałam okazje się z Tobą pożegnać, pocieszałas mnie do samego końca, nigdy tego nie zapomnę. Tak bardzo za Tobą tęsknie, nie ma dnia żebym nie oglądała wszystkich twoich zdjęc. Nie umiem się przywyczaić, nie ma dla kogo wstawać, nie mam dla kogo funkcjonować, zawsze byłaś najważniejsze w moim życiu a teraz Cię nie ma w nim i nie potrafię się pozbierać. Przepraszam ze takie długie, była jedynym zwierzątkiem które miałam od początku do samego końca, mam wyrzuty, ze w ten czwartek jej nie zawiozłam ze czuła się dobrze, ale to była przykrywka a potem taki stan, odwrót o 180 mam wyrzuty sumienia ze za późno wstałam, ze nie zeszłam rano jak zawsze tylko trochę później ;-; Bądź szczęśliwa za tęczowym mostem, będę o Tobie pamiętać ! Kochałam Cię całym sercem Puszaczku i ciężko będzie mi się naprawdę pozbierać. Wszystkich którzy dotrwali do końca bardzo dziękuje, powyższe kondolencje wasze oposy bardzo utrzymują na duchu, to jest najgorszy etap do przejścia, najgorszy bo przechodzimy go sami, bez naszych pociech i jest naprawdę ciężko. Trzymajcie się ciepło, jest mi tak bardzo przykro jak wam, i wierze, ze kiedyś ten ból bedzie mniejszy, wszystkich was ściskam! Smutek żal tęsknota do końca nasza zaplata za miłość. Ja do tej pory się nie pozbierałam nie potrafię. Żyje jakoś ale to już nie to samo niestety. Dobrze że jest to forum. Mnie bardzo pomaga bo wiem że jest nas tak dużo i nie jestem sama w cierpieniu. Jak czytam Wasze wypowiedzi to płacze za każdym razem. I też cieszę się że nasze zwierzaczki miały cudowne życie i były tak bardzo kochane. Moje kotki żyły długo i też się ciesze z tego powodu. Nie każde zwierzątko miało szczęście trafić na nas. Jak sobie pomyślę jak ludzie traktuja zwierzęta to mi się niedobrze robi. Ludzie nie musicie kochać zwierząt ale nie macie prawda się znęcać nad nimi. A tu są wszyscy dobrzy ludzie co traktuje je jak swoją rodzinę. Moje koteczki to moje coreczki które będę kochała do końca życia. I te które umarły i ta która obecnie mam. Całuski dla Wszystkich. Mija miesiac i szesnascie dni jak odszedł moj buldozek francuski Zginął smiercia tragiczna miał dopiero połtora roku i był całym moim swiatem jak i reszta moich zwierzakow W sobote musiałam podjac decyzje o uspieniu Alexa owczarka niemieckiego ktoey był z nami dziewięć lat przegrał walke z chłonniakiem W jednym miesiacu odeszło dwoje moich przyjacioł Pozostał smutek ogromny tesknota i żal.. Zostały jeszcze dwa przygarniete kundelk i koty Tylko dla nich mam siłe zaczynac kazdy nowy dzien.. Mija miesiac i szesnascie dni jak odszedł moj buldozek francuski Zginął smiercia tragiczna miał dopiero połtora roku i był całym moim swiatem jak i reszta moich zwierzakow W sobote musiałam podjac decyzje o uspieniu Alexa owczarka niemieckiego ktoey był z nami dziewięć lat przegrał walke z chłonniakiem W jednym miesiacu odeszło dwoje moich przyjacioł Pozostał smutek ogromny tesknota i żal.. Zostały jeszcze dwa przygarniete kundelk i koty Tylko dla nich mam siłe zaczynac kazdy nowy dzien.. Mija miesiac i szesnascie dni jak odszedł moj buldozek francuski Zginął smiercia tragiczna miał dopiero połtora roku i był całym moim swiatem jak i reszta moich zwierzakow W sobote musiałam podjac decyzje o uspieniu Alexa owczarka niemieckiego ktoey był z nami dziewięć lat przegrał walke z chłonniakiem W jednym miesiacu odeszło dwoje moich przyjacioł Pozostał smutek ogromny tesknota i żal.. Zostały jeszcze dwa przygarniete kundelk i koty Tylko dla nich mam siłe zaczynac kazdy nowy dzien.. Mija miesiac i szesc dni jak odszedł na zawsze moj najukochanszy buldozezek francuski Zginał smiercia tragiczna a moje zycie w tym dniu zmieniło sie na zawsze Spejsik jak miał siedem miesiecy zachorował na zapalenie mozdrzku Walczyłam o niego dwa tygodnie Wyszedł z tego ale zostaly drobne sprawy neurologiczne Jezdzilismy na rechabilitacje szeptalismy do ucha ze musi walczyc dla siebie dla nas ze tak bardzo kochamy. Był dzielny i wracał do normalnosci. 20 marca wybiegł za kotem i juz nigdy nie rozpacz zal i obwinianie sie ze dlaczego nik t za nim nie wyszedł. W sobote musielismy podjac straszna decyzję o uspieniu Alexa owczarka niemieckiego miał 9 lat Przegral walke z chłonniakiem. Od soboty Spejson jest juz ze swoim najlepszym przyjacielem Pewnie razem broja jak to mieli w zwyczaky A my tak bardzo cierpimy .. Mamy jeszcze dwa przygarniete kundelki i kilka kotow tez trafiły z koszmarnych warunkow. To dla nich mam jeszcze siłe wstawac kazdego ranka bo nez nas nie ma ich. Nie mam juz łez zeby płakac Tak bardzo was kochamy Żegnajcie na jakis czas Spejsiku Aleksie Kochamy na zawsze 26 kwietnia umarła nagle moja kotka. W nocy zaczęła głośno krzyczeć, tak krzyczeć, nie miauczeć. Po czterech takich okrzykach bólu odeszła na zawsze. Wcześniej normalnie się zachowywała, jadła, myła się, nie była apatyczna, nic nie wskazywało na to, że coś ją boli, że tak się nagle może stać. Od zawsze dużo piła, ale ona zawsze lubiła krany z bieżącą wodą. Robiliśmy wtedy badania i nic nie wskazywało na choroby nerek. Lekarz mówił, że nie jest odwodniona. Trochę wymiotowała, odkłaczaliśmy ją, zmieniłam jej pastę na taki proszek, który jest o wiele zdrowszy. Zwymiotowała kłaki. Jak ja się wtedy ucieszyłam... Stwierdziłam, ze to dobra droga. Wydawała mi się jednak trochę chudsza... Ale zawsze charakterna, zadziorna, pełna życia, skupiająca uwagę na sobie. Dlaczego nie poszłam po roku na badania, tak jak trzeba? To poczucie winy już nigdy mnie nie opuści. Skremowaliśmy ją, lekarz obecny przy kremacji, zauważył nowotwór w tkankach miękkich, ale niezbyt rozległy. Ja mam podejrzenia ze może to wskutek zakłaczenia, które chciałam zniwelować na własną rękę. Przepraszam Cię Maleńka. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. bszary2410@ 2 maja 2021 Grażyna Turzynska . Kotek mógł mieć cukrzyce i przez retinopatię kulał . Przez cukrzyce wysiadły nereczki Małgorzata Czarnecka 2 maja 2021 Trzy dni temu pożegnałam moją najukochańszą ze mną 12 roku temu zdiagnozowamo u Niej niewydolność walkę z tą okropną bardzo dzielnie znosiła,choć kreatynina i mocznik były dużo poza normą,moje serduszko czuło się tydzien temu przyszedł kryzys,kicia odmawiała jedzenia,picia,była coraz słabsza,wcześniej calymi dniami była przy mnie a teraz się wysokiego mocznika dostała zapalenia żołądka i kreatyniny i moczu poszły w górę o 100%.Kroplówki zaczęły robić obrzęki i się nie wchłaniały,nerki produkowały coraz mniej dwa dni woziłam Ją na całe dnie na kroplówki dożylne+frosemid,niestety moczu było dalej coraz mniej,kicia miała problemy z dnia,kiedy mialam po Nią jechać,dostałam tel od wet,że musi uśpić kiciunie,ponieważ dostała ataku mocznicowego,zaczynały się problemy do lecznicy w ostatniej serduszko leżało pod tlenem,miała podany powiedział,że to już koniec,niema ratunku,pożegnałam się z moją iskierką,przytuliłam do Niej i poczułam ostatni oddech;(((Tak bardzo jest mi z tym źle,nie potrafię się z tym pogodzić,że juz Jej ze mną spała,uwielbiała się najwierniejszą potrafię bez niej czas biję się z myślami,czy dobrze zrobiłam,podejmując tą najtrudniejszą decyzję.......;((((((Czikuniu,Kochanie,biegaj szczęśliwie za tęczowym mostem;((( uspilismy nasza 16 letnia suczke - czuje jakby ktoś mi wyrwal serce czuje się taka winna ze poszła ze mną bo mi ufała a ja ją uśpiłam. Nie umiem sobie poradzić z poczuciem winy choc wiem ze byla bardzo chora nie mogła chodzić miała liczne infekcje i nie kontrolowała juz nawet swoich potrzeb fizjologicznych, ja nie umiem sobie z tym mam wrażenie że zaraz wyskoczy z za rogu i będzie macha ogonem ze bedzie czekac na mnie pod drzwiami gdy wrócę z pracy . Grażyna Turzyńska 6 maja 2021 Do bszary2410@ Dzięki, że zainteresowałeś się smutnym losem mojej kotki. Sprawdziłam wyniki cukier był trochę podwyższony, ale nie na tyle, żeby było to powodem kulenia. Glukoza wynosiła 8,60 a norma to 3,05-6,1 mmol/L. Weterynarz widział wynik. Natomiast kreatynina dzień przed uśpieniem wynosiła 225,10 a norma 1-168 umol/l a mocznik 19,30 a norma 5-11,3 mmol/L. Także wyniki wcale nie były tragiczne, a kot umierający. Niedawno dowiedziałam się od innego weterynarza, że nie ufają naszym laboratoriom, gdyż nie stosują odpowiednich odczynników czy czegoś podobnego i wysyłają wyniki badań do analizy do Niemiec. Koszt takiego badania to 180 PLN a w Polsce 150 PLN. Gdybym wcześniej o tym wiedziała to bym zrobiła badania w Niemczech. Teraz przy drugiej kotce tak zrobię, gdyż ma 14 lat i nadczynność tarczycy i podwyższone parametry wątrobowe. Podaję jej 2 razy dziennie Apelkę i Hepatiale forte. Ale co jakiś czas trzeba kontrolować krew czy podaje się odpowiednią dawkę Apelki, żeby nie przesadzić. Cały czas nie mogę sobie z tym poradzić, że Nikitki już nie ma, że może za mało zrobiłam i nie trzeba było ufać jednemu weterynarzowi , chociaż ma bardzo dobrą opinię w rejonie i szukać potwierdzenia u innego. Dzisiaj pożegnałem jedną ze swoich świnek morskich. Była przecudnym rudym us teddy. Jedna z niewielu które żywo cieszyły się na kontakt, straszny łasuch. Śmierć świnek jest nagła, żegnalem wiele, ale ta nie była stara czy schorowana. Miała ledwo 3 lata i kilka msc. Wybieg dla świnek jest w sypialni mojej i narzeczonej. Są dla nas jak małe siostrzyczki. W nocy podejrzewałem, że coś jest nie tak, nie do końca widać było że jest chora, po prostu nie wyszła po jedzenie, a zawsze pierwsza leciała i domagała się smakołyków zajrzałem do niej, wydawała się ok, może ciut markotna, sam już nie wiem. Mam straszne wyrzuty że mogłem coś zrobić, pojechać z nią, ale zbagatelizowałem sprawe. Ustawiłem budzik na wcześnie rano by sprawdzić czy dalej będzie marudna, a ona już nie żyła. Nie umiem sobie teraz wybaczyć. Cały dzień mam złamane serce. Staram się wypełniać obowiązki w pracy, ale do niczego nie mam głowy. Po prostu myślę, że gdybym w nocy nie racjonalizował sobie, że pewnie jest śpiąca czy najedzona to może... może właśnie bym ją karmił i śmiał się, że ledwo była u weterynarza i już jest głodna. A tak będę z tym teraz żył i dręczył siebie. Wiem, że to minie, wiem, że każdy ma to w głębokim poważaniu. Tak cholernie mi teraz źle i nic na świecie nie może mnie pocieszyć, dać jakąś ulgę. Trzeba wstać i żyć dalej, same obowiązki w ciągu dnia. Chciałbym tak zasnąć i obudzić się jak cały ten ból minie. Ludzie myślą, że to psy i koty, a reszta to takie ot zabawki, nic bardziej mylnego. Każda świnka jest inna, ma inny charakter, lubi co innego. Ta była wspaniała w każdym wymiarze. Dzisiaj świat jest dla mnie tak pustym i okrutnym miejscem, to nie jest miejsce dla wrażliwych ludzi. Przeczytałem wasze komentarze, mogę tylko powiedzieć, że to co piszecie świadczy o waszym głębokim człowieczeństwie i ogromnej miłość i którą w sobie macie. Do Grażyna Turzyńska Mój Mruczuś przy normie 100-130 miał 170 glukozę i miał neuropatię . Niestety lekarz leczył go na reumatyzm , bagatelizował inne objawy - dużo siusial , pił ... Był osłabiony - lekarz twierdził , ze to stawy . Nigdy później nie zrobił już badania glukozy , ani porządnego moczu - mocz był badany paskiem , wiec nie było ciężaru właściwego moczu , który by wskazywał cukrzyce . Dopiero jak Mruczek przestał jesc, na moja prośbę zrobił cała biochemię . Wyszedł wysoki cukier , nerki zniszczone . Zdążyliśmy tylko na 1 kroplówkę . Po odebraniu Mruczka z kroplówki był już stan beznadziejny . Jego lekarz nawet ode mnie nie odebrał tel . - była 21 godz . Lekarka , która przyjechała pomoc mu odejść - stracił już przytomność - z wyników sprzed 8 mięs wywnioskowała cukrzyce . I wszystko zaczęło się zgadzać - kulawizny , osłabienie , siisianie , picie , chodzenie na całej łapce .. Na wszystko było już za późno , a ja zostałam z poczuciem winy na całe życie. Żałuje , ze nigdzie nie zgłosiłam niedbalego leczenia , że oddałam go ten ostatni dzień na te kroplówki / tęsknił za mną - miauczał / dziś pozostaje mi tylko złamane serce . Mruczek był w typie maine coone - miał około 9 lat . Do Grażyna Turzyńska Zapomniałam napisać , że tych ostatnich wyników mi nie oddano - powiedziano mi tylko w rejestracji , że Mruczek ma bardzo wysoki cukier i tragiczny stan nerek i mam na drugi dzień zaczacc kroplówki . Bardzo dużo zaniedbań , niewłaściwych badań - , nietrafione diagnozy . Żałuje tak jak Ty , że nie poszłam do innego weta ale Mruczek był już i tak zestresowany ciągłymi wizytami w lecznicy - dostawał środki przeciwbólowe bo kulał Ciagle ...i nie chciałam go dodatkowo sterować innym wetem . Dziś wiem , że to mój największy błąd . Mruczek odszedł 1/5 roku temu . Mój największy przyjaciel . Została mi Jego współtowarzyszka - kotka Kubusia - 9 lat / wyniki wzorcowe . Grażyna Turzyńska 7 maja 2021 Dziękuję Ci Beato za kontakt. Nic już nie zrobimy, czasu nie cofniemy ale zostaliśmy o to doświadczenie bogatsi i może bardziej czujnie będziemy patrzeć na ręce weterynarzy. Tak Ty przy twoim drugim przyjacielu jak i ja przy mojej Mikuni. Ostatnio byłam z nią u weta , ale u innego niż chodziłam z Nikitką, bo strasznie drapała się w okolicach uszu. Bałam się, że to jakiś nie daj Boże świerzb czy inne cholerstwo ale okazało się, że to uczulenie na jedzenie ale ja doczytałam też, że to może mieć związek z nadczynnością tarczycy. Koty są bardziej pobudzone, wylizują i wydrapują sobie do krwi miejsca na ciele i to by się zgadzało bo moja kotka tak ma. Kocham ją nad życie i codziennie dziękuję Bogu, że ją mama i szepczę jej do ucha, żeby była z nami jak najdłużej. Cieszę się każdą chwilą, bo wiem, że nasz wspólny czas się kurczy. Wracając do wizyty u weta- sprawdziła pod mikroskopem i nic grożnego nie widziała. Dała do uszu maść i chciała dać zastrzyki przeciwbólowe ale prosiłam, że jeśli mają tylko ją uspokoić to może lepiej nie dawać, bo bardzo boję się żeby nie uszkodzić jej nerek. Potwierdziła, że rzeczywiście może lepiej nie dawać zastrzyku. Teraz jestem bardziej czujna. Nie pozwolę skrzywdzić mojego kotka. Niech ta śmierć Nikitki będzie nauczką, że mimo wszystko trzeba mieć do lekarzy ograniczone zaufanie. Dla nich to tylko kolejne zwierzę do uśpienia a dla nas ból i żal na długi czas a może do końca życia. Pozdrawiam Wszyskich a Ciebie Beato szczególnie. Dziękuję Ci Grażynko za te słowa. Czasem trzeba się ze swoim bólem z kimś podzielić . I wiedzieć , że człowiek nie jest z tym sam . Pozdrawiam Cię cieplutko Dzisiaj zmarł nasz 13 letni Charles Daniel cavalier, wierny czuły i od ponad roku na serce i tygodnie temu odratowany kroplówka lecz starosc i choroba go szczęście zasnął cichutko przy mnie. Obeszło się bez bólu, konwulsji, ktora dawała byl nieziemska bardzo tesknie i nadal nie mogę ufać ze go nie ma. Pozdrawiam wszystkich planujących swoich czworonoznych członków rodziny. Czy to kiedys minie? Czy bedzie jeszcze normalnie? Jest mi tak ciezko kazdego dnia zasypiam myslac o moim małym przyjacielu Budzac sie tak samo I jescze te nocki kiedy sie obudzę i mysle dlaczego pan Bog mi go zabrał Mojego małego Spejsika miał dopiero półtora roku Tak bardzo boli nic niejest lzej.. U mnie minęła już kilka miesięcy od śmierci moich koteczkow Zuziuni i Tosiuni i co jest bardzo ciężko cały czas. Myślę o Nich i płaczę codziennie i tak już będzie do końca życia. Dzisiaj musiałem podjąć decyzję o uśpieniu naszego kochanego psiaka Homera który był z nami 14lat,zastanawiam się czy nie lepiej by było aby umarł w domu. Nie mogę się z tym pogodzić. Grażyna Turzyńska 14 maja 2021 Jak każdy z nas na tym blogu nie możemy się z tym pogodzić. Myślę podobnie jak Ty Janusz i mam wyrzuty sumienia, że przerwałam to gasnące życie. W moim przypadku kotka. Wczoraj minęły 3 miesiące od uśpienia a ja nadal nie mogę dojść do siebie i bardzo tęsknię za moją Nikitką. A ja jak czytam kochani Wasze wypowiedzi to cieszę się moja Zuziunia umarła sama w domku na moim łóżku. Tyle osób mi mówiła żeby ją uśpić a ja byłam uparta. Otoczylam ja razem z córką opieka i nie żałuję. Inaczej bym oszalała. Tosienka moja odeszła nagle. Dwa równe miesiące po Zuziuni. Wiecie jak mi było źle. Myślałam że zwariuje. My po smierci naszych psiakow Spejsika i Aleksa dalismy dom adopciakom ktore miały trafic do schroniska poniewaz starszy pan nie miał rodziny i trafi do domu opieki Od tygodnia sa z nami Wera i Igor Ktore wniosły dużo chaosu i radosci Jednak smutek po stracie tamtych psiakow jest caly czas bardzo duzy Nie ma dnia zebym nie plakala za moim malenstwem spejsikiem i co tak bardzo kochamy psiaki koty i inne zwierzaczki mamy ciezej w zyciu Kazdrgo dnia trzeba godzic sie z ta wielka strata naszych przyjaciol dziś mija miesiąc odkąd jestem sama bez mojego kochanego koteczka Polly. Nie ma chwili abym o Nim nie myślała , nie ma dnia abym za Polly nie płakała...ból nie mija i nie wiem kiedy czas zagoi moje zranione serce. Wszędzie widzę mojego koteczka, czekam co noc aby położył się obok mnie jak to robił przez 13 naszych wspólnych lat. Oddałabym wiele aby mógł wrócić do mnie choć na chwilę. Tak bardzo tęsknię za Polly i nie potrafię sobie w tym cierpieniu pomóc. Do Moniki Tak bardzo rozumiem co czujesz Ja tez tak bardzo tesknie za moim małym dzien bez niego wydaje mi sie bez sensu bym oddała wszystko zeby moc chociaz jeszcze raz go zobaczyć przytulić pozegnac sie. Mi nie było to dane bo Spejson zginął tragicznie. Miał dopiero półtora roku. Wszyscy na tym forum pisza ze trzeba nauczyc sie zyc z ta tesknota ze rana nie zagoi sie nigdy troche zablizni i tak do pociesza to ze wierzę ze sie spotkamy i bedziemy juz zawsxe razem. Do Moniki Tak bardzo rozumiem co czujesz Ja tez tak bardzo tesknie za moim małym dzien bez niego wydaje mi sie bez sensu bym oddała wszystko zeby moc chociaz jeszcze raz go zobaczyć przytulić pozegnac sie. Mi nie było to dane bo Spejson zginął tragicznie. Miał dopiero półtora roku. Wszyscy na tym forum pisza ze trzeba nauczyc sie zyc z ta tesknota ze rana nie zagoi sie nigdy troche zablizni i tak do pociesza to ze wierzę ze sie spotkamy i bedziemy juz zawsxe razem. Moja Kikusia miała 14 lat, zmarła 16 maja 2021 r. Minął tydzień a ja ledwo staję z łóżka..cały czas zastanawiam się czy zrobiłam wszystko co możliwe by Ją uratować, czytam artykuły..porównuję.. Najgorsze, że widzę kotka w każdym miejscu..wydaje mi się, że Ją słyszę.. Kardiomiopatia ..nie wykryta wcześniej..usg serca nic nie wykazywało, dopiero jak miała wodę w płucach lekarz wdrożył leki na serce i usunięcie płynu..Wydawało się, że jest poprawa..leczenie szło w dobrą stronę...i ogromna strata. Pocieszeniem jest to, że byłam przy niej w tej strasznej chwili...zdążyłam się pożegnać, ale tak bardzo bym chciała by przy mnie była. Moniko moje oba koteczki umarły na kardiomiopatie. Pisałam już o miała zdiagnozowana umierała powoli. Tosienka nagle parę godzin i mimo pomocy umarła. 26 lipca Zuziunia i 26 września Antoninka 2020r. Jest mi ciężko do tej teraz Stefcia która mi bardzo pomaga. Miałam kiedyś pekińczyka miała na imię Kikunia miała 12 lat jak umarła. Ciężko jest jak żegna się zwierzątko. Ja swoje kotki traktowałam jak takie małe teraz ból żal smutek i ogromna tęsknota została do końca życia. Dziękuję Magdas. Jestem tak rozbita, że co chwilę płaczę, nie mogę jeść..choć wiem, że muszę. Mąż z synem cieszą się, że zjadłam miseczkę zupy. Spać nie mogę..a zawsze byłam śpiochem...a przy koteczce to jeszcze bardziej..Ledwo wstaję z łóżka a muszę chodzić do pracy...(w szkole)...hałas i 100 pytań do.. (może to dobrze?) Widzę po tym blogu, że są ludzie wrażliwi jak ja...i że rozumieją ten smutek i żal..i pytania, czy zrobiłam wszytko co się dało? analizuję, szukam momentu, w którym można było te leki na serce podać wcześniej.. Wiem, że może zbyt mocno to wszystko analizuję, ale nie mogę się pogodzić z Jej stratą...14 lat to sporo ale jakże mało..mogła przecież jeszcze pożyć.. Moniko też pracuje w szkole. Tosia umarła w sobotę wieczorem a w poniedziałek ledwo wstałam do pracy. Oczy spuchnięte miałam od płaczu ledwo żyłam. Będzie lepiej ale nigdy tak samo. I uwierz mi nic nie moglas zrobić. Ta choroba jest Zuziunia była leczona co jakiś czas odrywały się jej skrzepy i dostawała bezwładu. Trwało to prawie pół roku. Miła opiekę lepsza niż niejeden człowiek. Ale nie chciałam jej uśpić za bardzo ja kocham. Czekałam aż sama umrze ale nie cierpiała fizycznie. Tosia odrazu umarła. Sama śmierć była jak u Zuzi. Tyle miesięcy już a ja płaczę codziennie. Mam ich zdjęcia stoją tam kwiatki i palę lampeczke. Mam gdzieś co myślą inni mi jest lżej. Mam Stefcie teraz też persika jak Zuziunia i Tosienka bardzo ja kocham ale potrzebujesz czasu ale nigdy tak naprawdę ból nie minie przynajmniej u mnie tak jest. Moje kotki były bardzo zżyte ze mną. Zuzia żyła 17 lat i 7 miesięcy a Tosia niecała Cię mocno. Bardzo Ci dziękuję...to już 9 dni bez Niej...my pochowaliśmy w "Tęczowej Krainie", ma swoje miejsce wśród innych zwierząt. Jak patrze na zdjęcia i filmy...to mimo, że łzy lecą ciurkiem ...to mi lżej, bo widzę jaka była szczęśliwa i kochana. Ciągle zaglądam w miejsca gdzie przebywała, nasłuchuję czy idzie...pocieszam się, że już nie cierpi. A z pracą ..wiadomo..trza robić swoje...gdy w poniedziałek zobaczyła mnie P. dyrektor leki chciała mi dawać na ciśnienie - musiałam naprawdę źle wyglądać. Mąż i syn chcą bym niedługo wzięła jakieś zwierzę do domu, bym zajęła myśli i czas. Czy jestem gotowa - nie. Tak jak napisałaś minie sporo czasu...a i tak nie da się zastąpić Kitusi. Wiem, że jest dużo wspaniałych istnień, które potrzebują domu.. Przeżyłaś podwójną stratę w krótkim czasie...mam nadzieję, Stefcia choć w części koi Twój ból. Bardzo mi pomogłaś, dziękuję... Moniko jeszcze za wcześnie ale za jakiś czas weź kotka on Ci pomoże. Mi dzięki Stefusi chce się wracać do domu. Jak to pisze to płacze. Tak bardzo żal że coś się skończyło i juz nie będzie tak samo. Tym bardziej że ja jestem na codzien sama. Mąż z synek wyjeżdżają do pracy na trzy tygodnie a córka jest na studiach i pracuje w Łodzi i też jej nie ma. A ja sama więc ze Stefcia jest mi lżej i weselnej. I wiesz miło jest wiedzieć że jest tylu ludzi ci kochają kotki. To kochane wspaniałe i mądre zwierzątka. I są tylko dla wybrańców. To tak jak i ja...mąż z synem jeżdżą ciężarówkami..2, 3 tygodnie. Dzisiaj mija 10 dni, próbuję pracować, coś robić w domu... ale ciągle ten żal i pytania..zasypiam z płaczem i ciągle o Niej myślę... Ten ostatni rok trudny...ale mówiłam, że mi dobrze, że żadna pandemia nie jest mi straszna, bo mam Ją. Ja o pandemii nie myślałam wogole bo 4 marca 2020r. Zuziunia zachorowała. I zaczęła się walka o Jej życie i o komfort życia żeby było jak najlepsze. Była biedna chora i niewidoma już od roku i chciała żyć. Cieszyła się jak się z Nią siedziało jadła zupki dla dzieci strzykawka. Była w pampersie i po 3 miesiącach paraliżu wstała i chodziła. Ale znowu zakrzep i płyn w płucach parę razy. Zuzia miała opieka 24 godziny na dobę bo zdalne nauczanie więc byłyśmy z córką w domu. I tak odchodziło moje biedactwo powoli. A Tosia już pisałam nagle parę godzin mimo pomocy umarła. Kardiomiopatia to wyrok dla kotka. Kotka mojej koleżanki też na to zachorowała ale ona ja uśpiła bo lekarz powiedział że tak będzie lepiej. A ja chciałam żeby moja Zuziunia sama umarła. Nie potrafiłam inaczej. Drugi raz też bym tak postąpiła. Ja też nie zdecydowałabym się na uśpienie..., ale wiem, że bywa różnie. Podziwiam, że tak o Nią walczyłyście. Ja w strzykawce wodę podawałam...ale tydzień przed...piła z miseczki. U mojej ten płyn w płucach spadał..zastanawiam się, czy gdyby diagnoza była wcześniej, leki wprowadzone wcześniej...wiem teraz i tak za późno. Byłam dzisiaj na cmentarzu, zaniosłam polne kwiaty...spłakałam się i tyle...serce mnie boli - dosłownie..liczę dni bez Niej..12. Love1500sto900 31 maja 2021 Wszyscy koty psy chomiki a ja ? Musiałam uśpić Melke.. moja koze ;( tak kozę.. kochałam ja bardzo tuliła się, jak opowiadałam jej coś to kładła się i słuchała, jak by rozumiała co mówię.. tak bardzo tęsknię ;( To, że Twoje cudowności było kozą....i co z tego..najważniejsze, że kochałyście się nawzajem. Zwierzęta zawsze nas rozumieją i tak jak one, to nikt nas nie wysłucha...wspieram Cię w bólu...każdy kto tu napisał jest wrażliwym człowiekiem i rozumie co przechodzisz. Ta tęsknota jest najgorsza....mojej Kitusi nie ma już 16 dni. Wszyscy na tym forum tesknia za przyjacielem Czy to wazne czy to koza kot czy pies chomik krolik itd Dobrze ze jest gdzie podzielc sie tym bolem Zobaczyc ile jest osób co kochaja zwierzeta tak bardzo Co wpis to tak bardzo wzruszajaca historia Czytam te wpisy kiedy tak bardzo tesknie zs moim Spejsikiem choc trochę jest mi lzej Wczoraj 31 maja 2021 musielismy uspic nasza kochana suczke airedale terier Tebunie liczne choroby w tym 5 operacji i rak z ktorym dzielnie walczyla wycienczyly moje malenstwo. Moje serce rozsypalo sie na tysiace kawalkow. Te 15 lat ktore bylo nam dane skonczylo sie w jednej chwili. Ciagle nie moge sie pogodzic z tym, ze jej juz nie ma. Pozostalo mi ogladanie filmikow i zdjec z moim skarbem. Tak bardzo mi jej brakuje. Mój piesek odszedł ok 3 tyg temu bardzo tęsknię za nim był dla mnie jak dziecko którego nie mam musiałam podjąć decyzję o uśpieniu miał kardiopatie wiem że się męczył miał podawany tlen bo nie mógł oddać był najlepszym osemy jakiekolwiek miałam pomimo 3 tyg widzę go wszędzie brakuje mi spacerów więc idę sama by rytuał był w ten dzień jak odszedł nie mogłam być z nim przez pandemię jest bardzo ciężko nawet myślę że to nie normalne wczoraj napotkałam 2 pieski gdzie moja niunia uwielbiała się z nimi bawić łzy same płynęły jest bardzo ciężko chciałam go zabrać do kraju gdzie wracam za 2 lata musiał się urodzić w Kanadzie i zostać w Kanadzie. Takie miałam plany a on odszedł - morze łez tak bardzo tęsknię wiem że kupię następnego ale będę go kochać za zdwoje Wiem że będzie inny ten był jedyny ale dam mu większą miłość bo mam żal że mojemu pimposzkowi nie pokazałam wystarczająco mojej miłości pomimo że był powyżej mojego męża. kochuje paniusia mysia Czas mija...ale czy jest lepiej...nie sądzę...Mąż mówi byśmy się przeprowadzili, a ja mam tyle wspomnień. To już 22 dni..Łzy lecą mi codziennie.. Współczuję.. Moniko i tak już będzie myślę że do końca życia. W lipcu będzie rok jak umarła moja Zuziunia a ja codziennie o Niej myślą płacze. I moja kochana Tosia. Tak mi smutno ale nie cofniemy czasu. Dziś od rana szaleje moja Stefcia jest taka kochana. Teraz jest inaczej ale dobrze że Ja mam i tez kocham Ją bardzo. Wczoraj musiałam uśpić mojego psa Hektora , we wrześniu by miał 12 lat , od 4 lat chorował na zwyrodnienia i dostawał sterydy , okazało się że wyleciał mu dysk,choć był na lekach , tak bardzo płakał i szczekał tak żałośnie , bo go bolało ,robiłam wszystko ale się nie udało , z jednej strony chciałam go mieć przy sobie ,z drugiej wiedziałam jak cierpi , była to najtrudniejsza decyzja dla mnie ,tłumaczę sobie że mu teraz lepiej , że jest szczęśliwy , a gdy zamykam oczy widzę jego mordkę , wszystko w domu mi go przypomina , zawsze mówiłam że jest miłością mojego życia do niego , a najgorsze jest to że nigdy już go nie przytulę , ból , pustka i cisza jest niesamowita jaka się odczuwa , wiem że zostały piękne wspomnienia ,ale gdybym miała te lata jeszcze raz przeżyć ,zrobiła bym to . Tak bardzo tęsknię . Bardzo Ci Magdas dziękuję...ostatnio jesteś moją opoką...zaglądam tu codziennie. Masz rację, że tak już zostanie do końca życia...Rozmawiając z osobami, które straciły swoje cudeńka, jakby lżej..wspierają mnie. Rozmowy pomagają... Agnieszko rozmawiaj, wspominaj...i nadal kochaj... Moj Spejsik odszedł prawie trzy miesiace temu A bol jest wciaz taki sam Tak bardzo tesknie za moja mała myszka ze sa dni ze niechce mi sie zyc bo kazdy dzien bez niego jest taki smutny . Kochana i nawzajem. Musimy sobie pomagać i choć dobrym słowem tu wszyscy cierpimy i wiemy że nie jesteśmy w tym sami. Dobrze jest też wiedzieć że tyle ludzi kocha swoje Skarby nawet po ich śmierci. Ja tęsknie bardzo bo straciłam moje dziewczynki w tak krótkim czasie. Ale Stefcia mi pomaga. Jak już będziesz Monisiu gotowa to weź kotka. Wszyscy wescie kotki pieski bo inne zwierzaczki też zasługują na nasze domy i nasza miłość. Całuje Was wszystkich. I Ciebie Moniko bardzo bo jesteś mi bliska na tym forum. Grażyna Turzyńska 9 czerwca 2021 ..... a ja ciągle tęsknię za Nikitą mimo, że już mijają 4 miesiące. Wszystkich zasmuconych obejmuję swoim sercem. Codziennie tu zaglądam, mimo, że nie zawsze piszę, ale cierpię Kochani z Wami i niejednokrotnie płaczę z Wami. Nawet w pracy zauważają moją zmianę...smutek...ale jak mówię o co chodzi otrzymuję wsparcie, pocieszenie. Wtedy inni opowiadają o swoich skarbach...tych co zabrakło. Myślę, że wezmę kotka lub pieska (najlepiej oba. Ta Stefcia to jakieś cudeńko, bo Ją zachwalasz...to dobrze..Bardzo dziękuję za wsparcie. Tak wszystkie moje zwierzątka to cudenka i Wasze tez oczywiście. I nie chodzi o wygląd tylko o to że są nasze kochane najpiękniejsze i to persika szyrkletowy. Jest bardzo grzeczna i taki pieszczoch. Zuzia była persem biszkoptowym a Tosia niebieskim. A ja kocham wszystkie kotki dachowce też. Miałam kiedyś przyblede kotka i pieska i też były moimi cudenkami. Ale Zuzia i Tosia były mój pekińczyk kochany Kikusia. Ach brak słów... I jest cudenkiem dlatego że jest. Tyle lat miałam kotki i zostałam miałam 17 lat i 5 miesięcy. Tosie prawie 13 lat. Jak ja się zżyłam z nimi i raptownie pustka. Pisałam już że większość czasu jestem w domu sama. Dlatego kupiłam kotka i dzięki niej chce mi się wracać z pracy do domu. Monika K. 10 czerwca 2021 Jak dobrze, że Was znalazłam...mimo codziennego bólu jakoś mi lżej..mimo wszystko. To wsparcie jest niesamowite. 3 dni temu straciłam swoją wspaniałą suczkę. Wabiła się kora. Miała 5 I pół roku i była przecudownym psem. Od szczeniaka była trochę lękliwa i bała się chodzić na smyczy. Dlatego nauczyłyśmy się chodzić bez niej. Nie miałam z nią żadnych problemów. Gdy mówiłam żeby się zatrzymała, robiła to. Nigdy mi nie uciekała. Zawsze czuwała przy mnie. Spacery z nią były bezpieczne. Rozumiałyśmy się bez słów. We wtorek wyszła rano na spacer z mężem i nie wróciła. Mąż spuścił ja z oka a ona chcąc wrócić do domu gdzie spałam z synkiem probowala przebiec przez ulice. Nieszczęśliwie. Pogracilo ja auto. W domu mam malutkiego synka i powinnam się teraz cieszyć macierzyństwem ale wciąż myślę o korze. Nie mogę się z tym pogodzić i obarczam się wina. Bo gdyby chodziła na smyczy nie doszłoby do tego. Dałam jej ogrom miłości, wspaniałych przeżyć. Była z nami zawsze i wszędzie. Na wycieczkach, w górach, nad jeziorem. Pływała łódka, rowerkiem wodnym, spala pod namiotem. Była jak moje dziecko. Oddałam jej swoje serce i przez moją głupotę, straciłam ją. Będzie trudno mi zbudować taką więź z innym pieskiem. Kora była dla mnie idealna w każdym calu. W domu wszystko jest po staremu. Kojec, miski, jej zabawki. Wszystko na swoim miejscu. A w moim sercu ogromną pustka i bol jakbym straciła czesc siebie. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Monika K. 11 czerwca 2021 Każdy z nas zastanawia się czy wszystko zrobił co trzeba. Ja miałam wcześniej króliczka o imieniu Węgielek i syn z nim wyszedł na dwór (nie miał szelek, nic) wystraszył się psa sąsiada i tak rozpędził, że uderzył w chodnik, miesiąc później umarł bo połamał szczękę i wdarł się rak czy coś innego. I ja dlatego moją Kiki (kota) nauczyłam chodzić na smyczy.. Moi rodzice mieli cudownego pieska Perełkę i ona też bała się chodzić na smyczy i to też skończyło się tragicznie (wpadła pod motor) moja mamusia do końca życia nie mogła sobie tego wybaczyć. Wiem, że to Cię nie pocieszy, ale czasami tak już jest. Nie zadręczaj się, tylko wspominaj i kochaj...potrzeba czasu...u mnie to już 26 dni.. Iwono wiem co czujesz moj Spejsik tez zginał tragicznie Kazdego dnia obwiniam siebie że go nieprzypilnowałam a miał całe zycie przed sobą przezył tylko połtora co mnie pociesza to ze był tak kochany rozpieszczany ze niektore psiaki nie zaznaja tego przez całe swoje łaczyła mnie z nim silna więź wystarczało ze nasze oczy w danej sytuacji sie spotkały a on juz rozumial o co chodzi Pisałam juz kiedys ze bardzo zachorował majac siedem miesiecy Zapalenie mozdrzku byłam z nim dwa tygodnie non stop Szeptałam do ucha ze musi walczyc bo tak bardzo go kochamy Wyzdrowiał ale zostały sprawy lekkie neurologiczne ale dzieki rehabilitacji były coraz mmiejsze Dwudziestego marca to był nasz ostatni wspolny pekło mi na milion nie moge sobie poradzic z poczuciem winy Nie ma dnia zebym nie płakała Tak bardzo za nim tesknie Kochałam go tak bardzo straciłam moją ukochaną kotkę Cleo. W tym roku skończyła by 4 lat. Znalazłam ją na drodze (ktoś ją prawdopodobnie wyrzucił), miała wtedy może niecałe 2 miesiące. Cleo odeszła z dnia na dzień. Nagle zaczęła bardzo niechętnie jeść (pomyślałam że może coś zjadła albo po prostu jej nie smakuje bo bywała wybredna). Niestety kolejnego dnia było gorzej zrobiła się osowiała, przestała biegać (a był to bardzo energiczny kot) i miauczeć (zawsze tak mnie witała z rana). Miałam zamiar jechać z nią do weterynarza, niestety po tym jak rano ją widziałam, później nie mogłam jej nigdzie znaleźć (była wychodzącym kotem). No i w piątek z rana znalazłam ją leżącą razem z moim psem, niestety kotka już nie żyła. Nie mam pojęcia co było przyczyną śmierci (co mnie bardzo dręczy) możliwe że się zatruła lub ktoś ją otruł. Bardzo za nią tęsknię i żałuję że od razu nie pojechałam do weterynarza. :( Monika K. 14 czerwca 2021 Niestety wszystko możliwe...a może serce...ta kardiomiopatia przerostowa też daje takie objawy. Musiała kochać Twojego psa, że to właśnie z nim spędziła ostatnie chwile. Bardzo Ci współczuję.. Czytam Wasze komentarze i raz się uspokajam, to znów mnie to, że inni też tak przeżywają, a dręczy wciąż pytanie, dlaczego w porę nie zauważyłam, co przeoczyłam? Zdiagnozowano nowotwór u mojego 2 letniego kocurka i nie ma nadziei, że przeżyje operację. Męczy się, opada z sił, mało je, troszkę pije. Pokazuje się na chwilę i znów się chowa pod stołem; leży na chłodnych panelach... Jak dostał zastrzyk, to dzień było lepiej. Dziś znów jedziemy... aż się boję, bo to dla niego duży stres. Pytam siebie, czy to ma sens, by tak męczyć zwierzę...? Jego oczy mówią, że wie, iż odchodzi... Boli, tak bardzo boli...Kiedy podjąć tę decyzję? Monika K. 18 czerwca 2021 Bardzo, ale to bardzo mi przykro z powodu Twojego kocurka. Jest taki młodziutki...decyzja jest straszna, ale jeżeli trzeba ją podjąć..to trudne, bolesne...moja koteczka odeszła sama, choć próbowałam Ją jeszcze reanimować, syn także..jedno mnie uspokaja, że miałam możliwość się z Nią pożegnać, powiedzieć Jej jak bardzo Ją kochamy, że zawsze będziemy ...i podziękować za miłość jaką nam okazywała przez te wszystkie lata. To już miesiąc i 2 dni.. Wczoraj samochód potrącił moją roczną kotkę..nie umiem sobie z tym poradzić ;( jesteśmy na wakacjach, zostawiliśmy ją pod opieką sąsiada...mam wyrzuty sumienia :( jak teraz żyć ? Wczoraj, r. odeszła nasza koteczka Amber. Była z nami tylko 3 lata - prawdopodobnie zator. Wszystko przebiegło ekspresowo. Znalazłam ją rano w niedzielę ciężko oddychającą, szybko do samochodu i do kliniki. Mój synek trzymał ją na kolanach, głaskał uspokajał. Po przybyciu na miejsce, pani lekarz powiedziała, że to wygląda na agonię, zaczęła ją reanimować, musiałam opuścić salę. Nie mogłam powstrzymać łez, a w zasadzie łkania, synek też płakał, tuliłam go mówiąc- wszystko będzie dobrze...nie było. Dzień wcześniej jeszcze psociła, co zrobiłam nie tak? Mogłam wcześniej wstać, na pewno coś mogłam zrobić. Nie mogę przestać płakać, tak bardzo boli. Wiem, mam rodzinę i muszę się ogarnąć, a zresztą wszystkim nam jej brakuje. Przedtem nie spałam, bo mnie bardzo wcześnie budziła, a to łaskotała pyszczkiem, a to próbowała odkryć kołdrę żeby dostać się do mojej ręki, która właśnie w tej chwili powinna ją kiziać. Teraz nie mogę spać, bo jej nie ma. Dzisiaj wróciłam z pracy i nie było jej, nie przybiegła do otwieranych drzwi...tylko pustka, smutek i ból taki silny. Na zawsze pozostanie w moim sercu. 8 czerwca odeszła nasza ukochana kicia Łatunia, potrącona przez samochód. Nie mogę wyobrazić sobie życia bez niej. Jest tak ciężko, serce boli... Pojawiają się wyrzuty sumienia. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas, żeby ją mogę opanować wspominam cudowne chwile, kiedy była blisko, spała słodziutko zwinięta w kłębuszek, tuliła swój pyszczek do mojej doceniam jeszcze bardziej, jak wiele znaczyła, jak wiele radości wnosiła w nasze życie. Kiedy minie ten ból po jej stracie? Łatko, tęsknię tak bardzo, pamiętaj,że na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci... Ból nie minie, ale nauczymy się z nim żyć. W lipcu będzie rok jak umarła moja Zuzia i cały czas tęsknie myślę i płacze. We wrześniu będzie rok jak umarła moja Tosia. Do tej pory nie moge się pogodzić z ich odejściem. A Wam wszystkim też będzie ciężko bo widać że kochacie bardzo swoje zwierzątka. Musimy tak żyć do końca naszego życia. Całuski do wszystkich. Moniko a Ty kochana jak się trzymasz już lepiej chociaż troszkę? Ewuniu moje kotki też miały zatory od serca. To kardiomiopatia. Zuzia leżała sparaliżowana parę miesięcy a Tosia nagle odeszła. Tyle tylko że moje koteczki były już starutkie. A Twój taki mlody biedny. Trzymaj się. Słuchajcie mam takie dni że muszę tu napisać to tak jakbym łączyła się z Wami w naszym bólu. Jesteście dla mnie wsparciem i myślę że wzajemnie. Wchodzę tu codziennie i czytam i współczuję wszystkim. Madziu, dziękuje bardzo za dobre słowo. Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie! Monika K. 22 czerwca 2021 Jestem, jestem Magdas. Ja też zaglądam tu codziennie. Czy ból zmalał? - nie. Liczę dni bez niej..kładę się z płaczem, wstaję z płaczem...wchodzę do domu i Jej szukam, myślę o Niej w każdej minucie...ale czas leci, brakuje mi Jej "uśmiechu" tak, tak wiem co piszę, Wy też pewnie to widzieliście u swoich cudeniek. Zaglądając tutaj jest mi lepiej bo mam ogromne wsparcie...bo wiem, że nie jestem sama w bólu. Bardzo współczuję tym którzy stracili swoje skarby, wiem, że kochać będziecie do końca swoich dni, ale wspominajcie Je... Karolina K. 23 czerwca 2021 Wczoraj odeszła nasza ukochana koteczka Yuki potrącona przez samochód. Była z nami zaledwie od listopada zeszłego roku a wniosła tyle uczucia w nasze życie. Energiczna, mądra, wydawało się ze rozumie moje słowa. Nie umiem sobie z tym poradzić. Przed nią w październiku wzięliśmy miesięcznego kotka który przeżył z nami tylko 3 tygodnie i umarł z powodu zaawansowanej kardiomiopatii. Tez to bardzo przeżyłam. Dlaczego to wszystko się dzieje… miało być dobrze, Yuki miala przeżyć z nami wiele lat. Nie mogę przestać płakać i się obwiniać że ją wypuszczalismy. Jednal przy tym temperamencie trzymanie jej w mieszkaniu byłoby jej unieszczęśliwieniem. Żyła chwilę ale była tak szczęśliwa… Moj Spejsik tez odszedł za szybko O ironio loau czesto z córką zartowalismy gdzie bedzie mieszkał jak ona sie wyprowadzi Zawsze mowiłam ze bedzie ze mna tu był jego dom. Tu wszystkiego sie uczył Los zadecudował inaczej Mineły trzy miesiace a ja dalej sobie nie radze Tak bardzo za nim tesknie Nasz dom to takie małe schronosko miłosci dla zwierząt Mieszka u mas spora gromadka Wszystkie kochamy ale ten mały łobuz miał to cos Codziennie pytam boga dlaczrgo Jest z nami tyle zwierzat jak odchodziły to ze starosci nigdy nic się nie stało az do tego strasznego dnia Pozdrawiam wszystkich co zagladaja na forum Sercem jestem z wami Monika K. 24 czerwca 2021 Bardzo Ci współczuję...nie obwiniaj się..., taki temperament. Potrzeba czasu...mojej niema już miesiąc i 8 dni a serce pęka na pół. Trzymaj się.. Dzień dobry. Wczoraj odszedł mój Pies... Był z nami 15 lat. Jak sobie z tym poradzić? Bardzo cierpię. Martyno potrzebny jest czss Te pierwsze dni sa najgorsze Musimy sami to przecierpiec bo inaczej nie da rady Trzeba nauczyc sie zyc bez naszych przyjacioł chociaz jest bardzo ciezko Dobrze ze mozna podzielic sie tym co czujemy z innymi na forum Jest nas tak duzo Wszyscy na tym forum przechodzimy to samo tęsknote bol łzy Kochani, jeszcze jedno miejsce, gdzie mozna upamiętnić swojego zwierzaczka poprzez krótkie epitafuim i dodajac zdjecie. Moniko dziękuję za dobre słowo Sama przeżywasz strate kotki a jeszcze pocieszasz innych Pisałam kilka dni temu do ciebie ale chyba były jakies problemy z netem. Zadna wiadomosc nie doszła Sklep internetowy 2 lipca 2021 Być może pojawiły się jakieś problemy techniczne z siecią, gdyż taki pusty komentarz otrzymaliśmy niestety. Wszystkie komentarze, które były przez Państwa napisane i zarejestrowane w systemie - zostały dodane (staramy się je dodawać na bieżąco w godzinach pracy od poniedziałku do piątku od 7:30 do 15:30). Pozdrawiamy serdecznie! Dziękuję Ewo...mi też ktoś pomógł (prawda Magdas:-) nadal bardzo cierpię, ale Wasze wsparcie jest nieodzowne, bardzo mi pomaga...bym mogła wstać z łóżka.. Ty i kilka innych osób także pomagacie swoim dobrym słowem, to ważne. Każdy dzień jest jak walka..i to samym ze sobą...od pytań: czy zrobiliśmy wszystko co trzeba, do tego czy nasze słoneczko było z nami szczęśliwe...wczoraj spotkałam "małego" sąsiada..pytał: kiedy będę szła na spacer z koteczkiem? Lubili się wzajemnie..po rozmowie przepłakałam pół nocy...dni są puste i nijakie bez Niej..to już miesiąc i 16 dni. Jestem Moniko myślę że wszyscy tu sobie pomagamy. Ja mam dzisiaj gorszy dzień jakoś tak mi źle czasami nie daje rady. Myślę o tych moich koteczkach i nie mogę się pogodzić ze już nigdy ich nie zobaczę. Zapewne też tak macie. 26 lipca będzie rok od śmierci Zuziuni a ja nie poradziłam sobie ani że śmiercią Zuzi ani i płacze jak cieszę się bardzo że Ci choć trochę pomogłam i Ty mi też. Moniko kochana ja odczuwam pustkę cały czas. Bez Zuzi i Tosi świat jest mdły i taki bury. Dom też jakby inny. Nigdy już nie będzie tak samo. A to już prawie rok. Całuski dla Was. Moniko kochana ja odczuwam pustkę cały czas. Bez Zuzi i Tosi świat jest mdły i taki bury. Dom też jakby inny. Nigdy już nie będzie tak samo. A to już prawie rok. Całuski dla Was. Myślałam o Twoich koteczkach i Tosi, że odeszła tak nagle. A ja myślę, że tak bardzo tęskniła za Zuzią, że poszła do Niej. Nie ma dnia bym nie płakała...koleżanki robią mi terapię swoimi pociechami....ale to nie to samo...moja Kitusia to Kitusia i Jej zielone oczka..Pierwszy raz od 18 lat nie cieszy mnie urlop i wolne.. Moniko dziękuję Ci bardzo. Ja też myślę o Tobie i Twoim koteczku. Czasami mam gorsze dni i muszę napisać. A tak jak Ty myślę i płaczę codziennie. Boże kochany jak to ciężko jest przeżyć i pogodzić się z taką ogromną strata. Ale czy można się pogodzić?. Ja chyba nie potrafie. A do tego wszystkiego są inne zmartwienia i problemy. Och życie,... Moniko Magdas wy opłakujecie koteczki ja mojego małego Spejsika pieska Wszystkim nam jest ciezko Ja jeszcze musze codziennie zmagac sie z poczuciwm winy ze nieprzypilnowałam mojego malenstwa Ze doszło do nieszczescia nie moge sobie darowac ze zamiast za nim zaraz wyjsc cofnełam sie do domu po kurtke Kilka minut a zycie całej naszej rodziny zmieniło sie na zawsze A co najgorsze juz nigdy nie zobaczymy naszego łobuza Ostatnio rozmawiałam ze znajoma i powiedziała zdanie ktorego nie moge zapomnieć Ze zwierzęta tak jak my ludzie maja gdzies u góry zaplanowany los Ale ja sie pytam dlaczego on był taki młody całe zycie było przed nim Wygral walke z chorobą tak dzielnie walczyl dwa tygodnie wtedy powstała miedzy nami ta niesamowita więź Nie ogarniam tego nie radzę sobie tak bardzo chciałabym chociaz moc sie z nim pozegnac przytulic Nie ma dnia zebym nie myslała wspominała Dzieki naszym innym zwierzakom mam siłe zeby zaczynac kazdy nowy dzien bo one mnie potrzebuja Pozdrawiam was serdecznie i łacze sie z wszystkimi co opłakuja swoich przyjaciół. Ewuniu każdy z nas opłakuje swojego skarba. Czy kotek czy piesek świnka chomiczek kózka czy ptaszek ale to nasze kochane zwierzątka które dały nam szczęście. Też pozdrawiam wszystkim i myślę o Was bardzo serdecznie. Bo jesteście wspaniali bo kochacie zwierzęta. Mówią, że dobrzy ludzie zawsze się znajdą. Mój dziadek powiedział kiedyś ze jeżeli ktoś nie lubi zwierząt nie może być dobrym człowiekiem...coś w tym jest.. Bardzo Ci Ewo współczuję, rzeczywiście to nie sprawiedliwe, że odszedł tak młodo..ja też myślę ze moja Kiki też mogłaby jeszcze pożyć z 5 lat, ale widać taki los...pewnie i tak się nie pogodzę... W ubiegły poniedziałek (28 czerwca)odszedł mój kochany kocurek Baltazar (miał 9 lat i 7 miesięcy, ze mną był od 4,5 roku), a raczej to ja pomogłam mu odejść. Leczyliśmy się na jego chore nereczki, ale niestety ostatnie dni, były dla niego ciężkie nie chciał już praktycznie nic jeść, w sobotę i w niedzielę już nic nie jadł (podskórną kroplówkę miał podaną, w niedzielę dla jego dobra po konsultacji z lekarzem zostawiłam go w szpitalu, aby lekarze mogli podawać mu kroplówkę wyłącznie dożylnie). Kreatynina 945,5 (10,68), mocznik 84,4 (508,93). Nawet nie mogłam przy nim być. W poniedziałek dostałam telefon, iż po konsultacji z nefrologiem - jego lekarzem prowadzącym, nie można mu już pomóc. A jedynym, co mogę zrobić to pomóc mu odejść, gdyż leczenie farmakologiczne nie przyniesie poprawy. Do dzisiaj się zastanawiam, w którym momencie zawiodłam, co przeoczyłam. Teraz kojarzę niektóre zachowania Baltazara, których wcześniej nie znałam i najprawdopodobniej mogły się przyczynić do tego. Zabrałam Baltazarka do domu, usnął w moich ramionach, wtuleni w siebie. Nigdy go nie zapomnę, dał mi tyle szczęścia, radości. Zawsze pozostanie w moim serduszku. Zdecydowałam się na kremację i teraz Baltazarek jest w swoim domku na zawsze. Bardzo, ale to bardzo Ci współczuję... Wiecie co kochani są takie pożegnania na które nigdy nie jesteśmy gotowi. Moja Zuziunia miała 17 lat i 7 miesięcy więc dożyła pięknego wieku jak na persa. I dobrze o tym wiem ale czy jest z tym łatwiej nie wiem. Przez taki czas człowiek zżyje się tak bardzo a potem pustka. Tosia mogłaby pożyć chociaż ze 2 lata jeszcze bo miała niecała 13. Wiem że żyły długo i miały fajne szczęśliwe i nygusowate życie to to mnie trochę pociesza. Nie każde zwierzątko ma tak dobrze jak nasze prawda. Ja też tak analizowałam, szukałam przyczyn, czy mogłam coś zrobić wcześniej...i też widzę teraz dopiero, zachowanie, symptomy...nawet to czy byłam u tego lekarza co trzeba...bo może inny wcześniej wprowadził by leki na serce... O tym, że jesteśmy odpowiedzialni za nasze cudeńka...na pewno Go nie zawiodłaś, zrobiłaś wszystko co w twojej mocy by Go uratować...trzymaj się. Magdas masz racje nasze zwierzeta miały dobre i szczesliwe życie. Mnie pociesza troszke to ze moj Spejsik zaznał w swoim krotkim zyciu tyle miłosci wiedzial ze go kochamy ze jet wazny w naszym zyciu. Mieszkam na wsi i na codzien widze cierpienie zwierzat Pieski na krotkich łańcuchach czesto bez wody w ciasnych skojcach latami nie wypuszczane na one zawiniły że trafiły własnie do takich ludzi. Nasze mialy szczescie.. Magdas masz racje nasze zwierzeta miały dobre i szczesliwe życie. Mnie pociesza troszke to ze moj Spejsik zaznał w swoim krotkim zyciu tyle miłosci wiedzial ze go kochamy ze jet wazny w naszym zyciu. Mieszkam na wsi i na codzien widze cierpienie zwierzat Pieski na krotkich łańcuchach czesto bez wody w ciasnych skojcach latami nie wypuszczane na one zawiniły że trafiły własnie do takich ludzi. Nasze mialy szczescie.. Moniko w mojej rodzinie to babcia zawsze powtarzała Ze kto nie kocha zwierzat ten nie moze byc dobrym człowiekiem .. Taka prawda pozdrawiam Ja jestem przed tym wyborem.... mój Alexiu miał wylew chyba w niedziele ( jeszxze w sobotę przed 21 bylismy na spaxerze, wróciliśmy - napił sue wody, zjadł swoja nagrodę)- chciałam z nim wyjść na spacer a on nie mógł wstać, a jak wstał to łapki mu się rozjechały na boki. Pojechalismy do weterynarza. Diagnoza wylew , zastrzyki, kroplówka. Cała niedziele pies leżał, nie chcual jesc, pic , dopiero koło 22 zjadł trochę, trochę popił. W nocy wszystko zwymiotował. W poniedziałek próbował się podnieść, ale przewracał się. Czołgał się , byle zejść z posłania. Dopiero po godz. 15 wypróżnił pęcherz... znow nie chcual jesc ani pic . Wieczorem dostal kolejne zastrzyki. Lekarz stwierdził obniżona tem. Ciała, słabe przewodnictwo mięśniowe, nadal oczoplas, słabszy ale nadal, trzymuhace się przekrzywienie twarzy, języka. We wtorek podobne badanie, leki . Pies zaczął cos ( znikome ilosvi) jesc ale nie miał siły wstawać, sikał pod siebie . Dzis mamy środę, lekarz sugeruje zakończenie męczarni psa , nie widząc postępów leczenia .... a ja nie wiem co robić.... widze jego zmęczone smutne oczyska i nie chce aby cierpiał, nie mając radości z życia. A jednocześnie boje się że za szybko na te decyzje ... czytalam wywiad z jednym z weterynarzy, który mówi ze lepiej tydzień wcześniej niż godzinę za późno... może ma rację, ale jednak to tylko słowa Moniko w mojej rodzinie to babcia zawsze powtarzała Ze kto nie kocha zwierzat ten nie moze byc dobrym człowiekiem .. Taka prawda pozdrawiam Danka Kaszubowska 8 lipca 2021 Wczoraj( pojechałam zawieść o 5,40 rano na działkę wodę dla mojej suni Saby, gdy wchodziłam było cicho, podeszłam do jej budy, a tu leży martwa moja ukochana niunia. Wczoraj byłam w południe u weterynarza, leczyliśmy ją sterydami, wszystko było w porządku, wróciliśmy, Sabinka strasznie dyszała, bałam się o nią, ale psy w czasie upałów tak się zachowują, później była u niej o 21 Pani Irenka, która przychodziła do niej po południu mówiła, że Saba zjadła sucha karmę ,szczekała, biegała po ogrodzie, a miała dla siebie 5 arów. I nagle umarła, prawdopodobnie w nocy. Nie wiem na co, co mogło być przyczyną, chociaż od trzech dni miała czarne kupy, mówiłam o tym wet. Teraz niestety już jej nie ma, żal mi serce ściska, wyryczałam się ,aż zabrakło mi łez. Kochałam ją, w czasie , kiedy leżałam na covid-a, przez 36 dni w szpitalu, tęskniłam za nią, wtedy nie chodziła na długie spacery, jak to robiłyśmy we dwie, tęsniłyśmy za sobą na pewno, a teraz została mi w sercu rysa po mojej ukochanej "Rybci".Pozdrawiam wszystkich, którzy utracili swoje ukochane niunie. Mi nadal jest ciężko. Wyrwa jaka w sercu powstała, chyba nigdy się nie zamknie, tak bardzo kocham swojego Baltazarka. Łączę się z Wami wszystkimi, w tych trudnych dla nas chwilach. Aleksandra Olczyk 8 lipca 2021 4 lipca pożegnałam mojego Maksia. W marcu skończył 17lat. Był uroczym jamnisiem. Serce rozleciało mi się na kawałki. Nie mogę uwierzyć, że już go nie ma. Co rano zmuszał mnie do wstania z łóżka. Biegaliśmy razem naokoło fotela. Bawiliśmy się w chowanego. Był taki żywotny i energiczny mimo swojego wieku. Tydzień przed śmiercią widziałam jak słabnie. Nie pomogły zastrzyki. To stało się tak szybko, że nie mogę w to uwierzyć Aleksandra Olczyk 8 lipca 2021 4 lipca pożegnałam mojego Maksia. W marcu skończył 17lat. Był uroczym jamnisiem. Serce rozleciało mi się na kawałki. Nie mogę uwierzyć, że już go nie ma. Co rano zmuszał mnie do wstania z łóżka. Biegaliśmy razem naokoło fotela. Bawiliśmy się w chowanego. Był taki żywotny i energiczny mimo swojego wieku. Tydzień przed śmiercią widziałam jak słabnie. Nie pomogły zastrzyki. To stało się tak szybko, że nie mogę w to uwierzyć Mój kotek Olu w południe się bawił jadł i nic nie wskazywała że wieczorem miała niecałe 13 lat załamałam się. Już minęło trochę czasu a ja no cóż nie radzę sobie tym bardziej że przed Tosia umarła moja ukochana Zuzia. Pytam się codziennie dlaczego?. Aleksandra Olczyk 9 lipca 2021 I to jest ta ciemna strona posiadania zwierzątka. W chwili śmierci łamie Ci serce na milion kawałków. Nie wiem kiedy nie będzie tak bolało, ale narazie jest strasznie ciężko. Pozdrawiam cieplutko wszystkich, którzy czują to samo. Mama Cwaniaczka 9 lipca 2021 to najgorszy dzień w moim życiu, tego dnia przeze mnie utopił się mój najukochańszy i najcudowniejszy piesek. skończył 16 lat, był moim oczkiem w głowie, nie daruję sobie że go nie dopilnowałam i żałuję, że to ja się nie utopiłam zamiast niego. Zawiodłam Go, obiecywałam że mamusia się będzie nim opiekować, że będę jego oczami gdyż już nie widział odbieżącego roku przez zaćmę i niedosłyszał mój ukochany Psi Dziadziuś Mama Cwaniaczka 9 lipca 2021 to najgorszy dzień w moim życiu, tego dnia przeze mnie utopił się mój najukochańszy i najcudowniejszy piesek. skończył 16 lat, był moim oczkiem w głowie, nie daruję sobie że go nie dopilnowałam i żałuję, że to ja się nie utopiłam zamiast niego. Zawiodłam Go, obiecywałam że mamusia się będzie nim opiekować, że będę jego oczami gdyż już nie widział odbieżącego roku przez zaćmę i niedosłyszał mój ukochany Psi Dziadziuś Mama Cwaniaczka 10 lipca 2021 to najgorszy dzień w moim życiu, tego dnia przeze mnie utopił się mój najukochańszy i najcudowniejszy piesek. skończył 16 lat, był moim oczkiem w głowie, nie daruję sobie że go nie dopilnowałam i żałuję, że to ja się nie utopiłam zamiast niego. Zawiodłam Go, obiecywałam że mamusia się będzie nim opiekować, że będę jego oczami gdyż już nie widział odbieżącego roku przez zaćmę i niedosłyszał mój ukochany Psi Dziadziuś nie możesz się obwiniać...nie zawsze dajemy radę. Tyle różnych sytuacji tu opisano, że aż płakać się chce i to za każdym razem...Czasami choćbyśmy starali się z całych sił to nic nie pomoże. Strata zawsze jest tak bolesna...serce na tysiąc kawałków rozszarpane... Olu nie napiszę, że z czasem będzie lepiej, bo pewnie nie...ale to, że napisałaś to już dużo...pomaga sama możliwość wygadania się...i to że są na świecie ludzie, którzy też kochają zwierzęta i rozumieją nasze cierpienie...mojej koteczki nie ma już prawie 2 miesiące a ja ledwo żyję...robię wszystko mechanicznie... choć zaglądając tutaj jest mi nieco lżej..dzięki wsparciu od Was. odeszła Nasza ukochana Ciapata...Ból jaki mnie przeszywa jest nie do opisania!!!Była z nami prawie 5 lat...Wszędzie za mną chodziła, do serwisu , do sąsiadów , gdy kosiłem trawę itp. itd...Nie wiem , co było przyczyną jej śmierci , ale w czerwcu poddaliśmy ją sterylizacji...Jeszcze na kilka dni przed jej odejściem byliśmy u weta , bo pojawiła się ropa na brzuchu. Podał antybiotyk , drugi zrobiłem jej kilka dni wydawało się , że wszystko będzie z Nią pojechać w piątek do weta ale nie zdążyliśmy!Nad ranem zaczęła krzyczeć i już wiedzieliśmy , że to koniec...Gdy już z żoną byliśmy pewni ,że odeszła pogłaskałem ją bardzo mocno , a ona zaczęła mruczeć!!!To było jej pożegnanie z nami...Nigdy tego nie zapomnę...Brakuje mi jej tak bardzo , że nie daję już rady... Smutna Pani 11 lipca 2021 Wczoraj odszedł mój najukochańszy kotek Miluś. Był wspaniały, mądry, kochany. Dał mi tyle miłości. Wychowałam go od małego. Zawsze był blisko mnie. Wczoraj potrącił go samochód. Leżał w rowie pod domem. Miał zmiażdżony łebek. Moje serce pękło. Nie wiem jak dalej żyć. Został jeszcze jego brat ale to nie to samo. Milusiek był wyjątkowy. Jestem bezdzietna. Rok temu żeby wypełnić pustkę w sercu przygarnęłam do domu dwa kotki. Wcześniej nie miałam żadnych zwierzątek. Te kotki były dla mnie całym światem. Opiekowałam się nimi jakby to były moje dzieci. One przywróciły mi radość w życiu. Tak świetnie się dogadywały. Gdy nadeszła wiosna postanowiliśmy że wypuścimy je na ogród. Widziałam że tęsknią za przestrzenią. Nie chciałam żeby całe życie spędziły w domu skoro mamy piękną dużą posesję. Wczoraj wydarzyło się najgorsze. Jak zwykle rano wypuściłam kotki na dwór. Nakarmiłam. I pojechałam do pracy. Kotki zawsze siedziały pod domem. Miały tam swoją bazę. Witały mnie radośnie gdy wracałam do domu. Tym razem. Przywitał mnie tylko jeden. Zmartwiona szybko zaczełam poszukiwania. Nie trzeba było długo szukać. Mój kochany Miluś leżał w rowie martwy. Potrącił go samochód. Miał zmiażdżoną główkę. Serce mi pękło. Zdawałam sobie sprawę że z kotami różnie bywa ale nie sądziłam że mój kochany misiu odejdzie tak szybko i to w taki sposób. Mój kotek miał tylko rok. Kochałam go jak własne dziecko. On też mnie bardzo kochał. Pokazywał to na co dzień. Nie mogę się pozbierać. Tak bardzo za nim tęsknie bo był wyjątkowy. Szukam następnego podobnego ale nie wiem czy to dobry pomysł. Został mi jeszcze jeden kotek ale ten nie zastąpi mi ukochanego Milusia. Gdybym mogla cofnąć czas... Nie szukaj na siłę, tylko sercem... Nie szukaj podobnego kotka bo każdy jest inny. Moje Skarby też były dla mnie wszystkim i muszę żyć dalej bez nich. I wszyscy musimy bo nie mamy wyjścia. Ja mam teraz Stefcie która też bardzo kocham ale inaczej. Zuzia i Tosia zawsze będą dla mnie ważne. Ale Stefusia sprawiła że się uśmiecham znowu. Życzę Wam wszystkim abyście nauczyli się żyć po tak wielkiej stracie. Ja też się uczę choć jest bardzo trudno. Całuski. Ja dziś pożegnałem się rano z moją ukochaną myszką - Mysią : Piątek 16 lipca 2021 Wizyta z moim kochanym kotkiem Rysiem u weta onkologa … z wynikiem biopsji …nowotwór plaskonablonkowy dziąsełka …bardzo słabe rokowania … wiedziałam już od jakiegoś czasu, ze nie jest dobrze i intuicyjnie czułam, ze nie usłyszymy nic dobrego … cała drogę miauczeliśmy sobie na zmianę. To taka nasza zabawa. Po zajrzeniu do pyszczka wet określił stan jako bardzo kiepski … tak kiepski, ze trzeba mu ulżyć jak najszybciej … ewentualnie z dwoma mocnymi przeciwbólowymi wrócić na pare dni do domu … widziałam po jego minie, ze jest naprawdę zle… decyzja serca starając się wcale nie myśleć o sobie zapytałam czy to powinno być dzis ? Powiedział, ze tak byłoby najlepiej … i stało się … to się dzieje szybciej bo emocje i to co zaczyna się dziać z nasza głowa i sercem wtedy to jak film… pamietam, ze nosiłam Go na rękach …. Pokazywałam jeszcze drzewa za oknem i ptaki … czuł bicie mojego serca … głaskałam i przeprosiłam … ale i tak dzis mam poczucie, ze potrzebowałabym dłuższego pożegnania … strasznie to ciężkie … człowiek potem to wszystko analizuje. Bardzo Go kochałam ! Liczę, ze czeka na mnie i spotkamy się jak przyjdzie na mnie pora. Przywita mnie machając ogonkiem i brykajac na tych swoich nóżkach Przypadkiem trafiłam na tą stronę…Łzy ciekną po policzkach aż piecze…Niby jestem dojrzała, mąż, dzieci i kotka… była, bo od dwóch godzin jej nie ma;(((. Obrzęk płuc, ukryta wada serca, po 13 latach nie dała rady, odeszła w szpitalu…jak sobie z tym poradzić…nie znam odpowiedzi na to pytanie…Czy z czasem będzie bolało mniej…??? Kasiu to tak jak moja Tosia kardiomiopatia bez objawów. W ciągu kilku godzin mimo szybkiej pomocy odeszła. Też miała 13 lat. Zuzia też ale zdiagnozowana i leczona. Jak byś miała czas to poczytaj o moich kotkach. Przytulam Cię i całuje będzie ciężko. To tak jak u mojego skarba - serce. To już 2 miesiące i 4 dni. Moja Kikusia też miała 13,5 roku, też analizowałam, czy zrobiłam wszystko by Jej pomóc, czy wcześnie, czy ten lekarz. Zadręczamy się...wiem, że to oznacza jak bardzo kochaliśmy...Pytasz czy będzie lepiej...tak, z czasem..czy będzie mniej bolało - nie. Zaglądam na tę stronę od maja, trochę pomaga, to wsparcie, ale każdy z nas z tym bólem już zostanie do końca... Moniko trzymaj się...ja też miałam z 15 minut na to by się pożegnać, wiedziałam że to koniec, a Ona mnie jeszcze obejmowała, tak jakby chciała mnie pocieszyć...co wtedy mówić? Ty pokazywałaś drzewa, ptaki...ja do lustra, że jest najpiękniejsza, najwspanialsza i dziękowałam za miłość i oddanie. Teraz najbardziej brakuje mi Jej miziania, mrużenia oczkami, wibrującego ogonka, wieczornych rytuałów (kolana, leżenie na piersi) i trzymania za łapkę - zawsze i wszędzie. Nie boli mniej, a świat jest, tylko co z tego? Czas...i zajęcie..czymkolwiek. Nigdy mie bedzie juz tak samo Kazdy musi połkładac zycie jakby od nowa... Mi tak bardzo brakuje mojego Spejska ze sa dni ze niechce mi sie zyc Mineły cztery miesiace a boli dalej tak bardzo. On odchodzi tak naprawde kazdego dnia Tak bardzo cie kocham Spejsuku U mnie będzie 26 lipca rok od śmierci Zuzi i 26 września rok od śmierci ja się nie pozbierałam niestety. Za bardzo je kocham. Jest mi bardzo ciężko i będzie aż do mojej śmierci. I Wam z tego co widzę też. Kochani całuje i pozdrawiam. Wczoraj odszedł najdzielniejszy z dzielnych - mój mysz Alfred. Postanowiłam mu pomóc - chciałam być dzielna, żeby on nie musiał - a teraz nie mogę sobie z tym poradzić. Taka mała myszka, a razem z jej obecnością zabrakło w moim życiu sensu. Chciałabym iść już do niego. I do mojej kochanej psinki, którą pożegnałam prawie 8 lat temu. Myślę, że już się poznali i razem hasają po zielonych łąkach... chciałabym już pohasać z nimi. :) Magdas jak ja doskonale rozumiem co czujesz;(((;*…pozostaje tylko pustka i wyrwa w sercu…i ta ogromna tęsknota nie do opisania…;* Monika K. Kochana bardzo dziekuje Ci za te słowa … sama nie wiem ile to trwało … emocje tak buzują, ze serio przypominam sobie tylko slajdy … Czy po pierwszym zastrzyku myślicie, ze kot jeszcze coś słyszy co Mu mówimy ? Monika trzymaj się, oby było trochę lepiej z czasem … tez szukam tu pocieszenia …. Wczoraj jak widzę nie tylko ja miałam gorszy dzień...Alfred choć był myszką musiał być cudownym stworzeniem, który już zawsze, ale to zawsze będzie Asiu w Twoim sercu, ja też chcę do mojej Kiki. Ból nie mija, ale robię i robię by mieć zajęcie, zasypiam tylko z myślą o Niej - myślę, że mi nadal pomaga. Monika K. Dziękuję. Z czasem do nich dołączymy. I to będzie piękny dzień. :) Moniko K. Kochana ja mam codziennie gorszy dzień a teraz tym bardziej bo zbliża się rocznica śmierci mojej kochanej Zuziuni a za dwa miesiące Tosiuni. Dlaczego je straciłam Ale jest nam wszystkim ciężko prawda. I musimy z tym żyć. A Ty Moniko też nie możesz się pozbierać. Oj ciężko bardzo to przeżyć. Życzę Wam wytrwałości i sobie też. Dobrze tu zajrzeć i wiedzieć że nie jest się samemu. Musimy sobie pomagać. Ja mam dzisiaj doła. Dobrze że jesteśmy tu na tym forum razem. Kto inny by nas zrozumiał. Pomagamy sobie wzajemnie. Dla mnie 20 lipca był najgorszym dniem w życiu…nie wiem jak mam się pozbierać. Mam małe dzieci, które mnie potrzebują, ale w domu bez Truskawki jest tak pusto i cicho…to była jedyna najprawdziwsza kocio-ludzka miłość i nigdy już nic nie będzie takie samo;(;* Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję...Magdas to prawdziwy Anioł wśród nas, który mimo własnego bólu wspiera nas wszystkich. Madziu pamiętam o Twojej Zuzi...wspieram Cię, będę myśleć o Was. Kasiu jak ja Cię rozumiem...zawsze byłam i jestem psiarą, serio..całe życie przewijały się psy...w kota zostałam wrobiona...bo koleżanka szukała dobrego domu...i znalazła (tak myślę)i co Kiki była tak cudownym stworzeniem, które codziennie udowadniało jakie koty są cudowne, miłość i wsparcie jakie od niej dostawałam było..jak 8 cud świata. Mój mąż mówił , że to koto - pies...aportowanie, witanie, podawanie łapki, chodzenie na smyczy..i codzienne spacery..i miłość okazywana na każdym kroku..macie rację już nic nie będzie takie samo..... Monisiu dziękuję Ci bardzo też myślę o Tobie i Twoim koteczku. Kika jakie to bliskie imię dla mnie. Mam też psiaki i miałam całe życie a Kikusia była moim ukochanym pekinczykiem. Oj kochani mocno Was przytulam wszystkich a Ciebie Moniko szczególnie bo jesteś mi bliska na tym forum. Stefcia mi pomaga jak może i Wy oczywiście. Ale musimy się czasami popłakać i wyżalić. Kiedyś napewno będzie lepiej. Całuski. Aniołem pewnie nie jestem ale uwielbiam i szanuję ludzi którzy kochają zwierzęta i traktuje je jak swoją rodzinkę. I naprawdę nie wiedziałam że tylu nas jest dopóki tu nie trafiłam. I to jest prawda że Ci co Je tak kochają są dobrymi ludźmi. Dziewczyny jak dobrze, że tu na Was trafiłam … i tak rozmawiam i dzielę się moim bólem tylko ze znajomymi, którzy maja koty lub psy a przeszli temat straty … inni patrzą na mnie dziwnie. Minął dokładnie tydzień … nie słucham muzyki i kiedy rozmawiam z kimś i jest zabawny temat… czuję się nie na miejscu bo w sercu jest ból a wypada się uśmiechnąć … tam gdzie siadał mój Przyjaciel Rysio… w serwetniku - mieścił się z cała dupką, na parapecie lizał doniczkę … tam dzis mam zapalone świeczki … nadal nie mogę umyć Jego spodeczka, który jest na balkonie.. z niego ostatnio jadł. Pod poduszka mam koszulkę w której byłam kiedy ostatnio Go przytuliłam. Eutanazja jest dla Nich wybawieniem a z drugiej strony chciałyby być z nami tak jak my z Nimi … śmierć wogole to straszna rozłąka. Ja ostatnio nie płakałam na pogrzebach ludzi … wiem, ze w nas są również wady, pamiętamy o nich a kot, pies, nasze zwierzątka to czystość totalna … Bardzo brakuje mi Rysia … w Jego spojrzeniu była miłość do mnie zawsze Chciałabym Was przytulić i dodać otuchy Dzisiaj rok jak umarła moja Zuzia. Jest bardzo ciężko. Tęsknota ogromna mimo czasu. Kochani są momenty że naprawdę jest trudno ale trzeba żyć mimo wszystko. Każdego dnia ludzie przeżywają tragedię i każdy z nas musi jakoś sobie radzić. Ja też wiele już przeżyłam i Wy zapewne też. Życzę siły i zdrówka. Jutro może będzie lepiej. Moniko masz rację, tego bólu nie zrozumie ktoś kto nie doświadczył straty. Ja też widzę moją Kiki jak siedzi na oknie, na balkonie czy łóżku. Jak rozbijam jajko...czekam, bo Ona w 3 sekundy była przy mnie...tak lubiła żółtko. Kuwetę umyłam po kilku dniach...nie śpiesz się..czas.. Monika D., Magdas, Monika K. - dziś minął tydzień od omdlenia mojej Truskawki w domu i zawiezienia jej do kliniki w zaledwie 10 minut…o 4 rano odeszła…;( i tak jak Wy jestem w rozsypce i rozumiem w każdej sekundzie…ja w ogóle nie mam siły z nikim rozmawiać…mężowi kazałam powyrzucać wszystko, naprawdę wszystko: kuwetę, drapaki, kocyki, miseczki, zabawki, karmę poprosiłam żeby zawiózł do schroniska(miałam zapas na 3 m-ce;()…robiłam dziś obiad…i jak głupia rzuciłam kici kawałek mięska i się rozpłakałam…mój synek ciągle pyta co ma zrobić żebym nie była smutna… próbuję się zmusić żeby mu poczytać i się z nim pobawić, ale myślami ciągle jestem z moją koteczką…;* Dzięki Dziewczyny, że jesteście;* Moniko dziękuję Ci bardzo za wszystko za to że myślisz o mnie. Kasiu dużo czasu upłynie za min będzie lepiej. Widzisz u mnie rok a ja ciągle nie umiem się pozbierać. Za dwa miesiące będzie rok jak nagle umarła moja Tosia. Wczoraj rocznica Zuzi. Jest bardzo ciężko. Ale musisz dać radę masz synka którym musisz się zająć. My z Monika jesteśmy same bo mąż i syn pracują za granicą a moja córka studiuje i pracuje w Łodzi i nie ma jej w domu. Ja kupiłam Stefcie i z tego się bardzo cieszę pomaga mi bardzo. Jest inaczej ale kocham ją bardzo. Ma dopiero roczek więc muszę bawi się rozrabia i mam zajęcie. Dziewczyny będzie lepiej ale za jakiś czas. A kochać i wspominać będziemy zawsze. Też się ciesze ze jesteście. Ja po pogrzebie też kazałam wynieść koszyczek i zabawki a stojak wyrzucić (ktoś zabrał go w pół godziny)....jedzenie mam bo schronisko było zamknięte..tylko czas...ale tych naszych skarbów nie da się pozbyć z myśli ani serc... Magdas trzymaj sie myslami jestem z Tobą Kazdy z nas wie co przeżywasz i czujesz w te dni Ale trzeba zyc dalej i liczyc ze spotkamy nasze kochane zwierzaczki ibedziemy kiedys zawszw5 razem Mi tez jest cały czas ciezko Ciagle mysle o Spejsiku potrafie zalac sie łzami robiac zakupy dla reszty moich zwierzaczkow patrzac na jego ulubione przekaski I jeszcze to poczucie winy ze go niedopulnowałam Fajnie ze masz ta Stefcie masz do kogo wracac Dziewczyny moze wy tez z czasem zdecydujecie sie pokochac kogos nowego co czeka na swoj dom Ja jakbym nie miała tej mojej gromadki chyba by było bardzo zle A tak wiem ze trzeba zajac sie reszta one nadaja sens rytm dnia Ale ciagle mysle tesknie i zadaje pytanie dlaczego Boze mi go zabrałes..miał dopiero półtora roku jeszcze mogliśmy tyle przezyc fajnych chwil.. Magdas mam pytanie, po jakim czasie od odejścia Twoich Skarbów kupiłaś Stefcię? Mój synek ciągle pyta kiedy będziemy mieli kota…a to dopiero tydzień minął…powiedział mężowi, że w tym kocie będzie dusza Truskawki i mama nie będzie smutna… maskara…nie wiem skąd u niego taka wyobraźnia, ale widzę, że też cierpi, choć na swój dziecięcy sposób. Ja na razie nie chcę żadnego kota, choć ta pustka i cisza są po prostu straszne. Oglądam jej zdjęcia i płaczę i kocham ją nad życie…;* Ale macie rację, trzeba żyć dalej i stawiać czoło teraźniejszości, synek mnie potrzebuje i nie mogę non stop płakać w poduszkę…ból jest ogromny, ale jak piszecie czas….dużo czasu…potrzebujemy;* W sobotę odeszła najukochańsza suczka na świecie Klio, dwa tygodnie temu świętowałyśmy 16 urodziny. W zależności od dnia nazywałam ją krówcią (bo miała łatki), kangurkiem (bo na starość jak skakała to rozstawiała tylnie nogi jak kangur, aby móc utrzymać równowagę). Była wygadana, uparta, miała swoje zdanie na każdy temat, upierdliwa, wiecznie zadowolona z życia, żarłoczek, kazała się masować po brzuszku, uwielbiała węszenie, jedzenie, bieganie, tarzanie się w śmierdzących rzeczach, łagodna, oczy jej błyszczały na mój widok, a ogon robił z radości wielkie okręgi. Czas to przyspieszał, aby dodać jej siwych włosów na łatkach, to zatrzymał się na wiele tygodni. Do samego końca nie widziałam w niej staruszki, może dlatego do tej pory była pełna energii i wigoru. Nie jedną przygodę przeżyłyśmy, z niejednych tarapatów cię wyciągnęłam. Jak na przykład rok temu, gdy wciągnęłaś pełno kociej karmy, gdy nocą koty zrzuciły worek i potem błagałaś mnie o ratunek, lekarz powiedział, że miałaś szczęście, że nie uszkodził się żołądek, skończyło się na parodniowej diecie i śmiechów z obrazu usg, na którym widać było kocią karmę. Niestety tym razem nie mogłam Ci pomóc, czas jest nieubłagalny nawet dla tak wspaniałej istoty. Badania kontrolne były fatalne, ty nie miałaś siły i położyłaś się po prostu u weterynarza i chciałaś spać. Pozwoliłam. Tuliłam do samego końca, śpiewając Twoją ukochaną piosenkę, patrząc jak zamykasz na zawsze oczy. Przepraszam, że nie mogłam i tym razem nic zaradzić. Będę kochać na zawsze. Kasiu po miesiącu już ja kupiłam. W domu było tak pusto że od razu szukaliśmy kotka. Syn mi ja kupił i to była bardzo dobra decyzja. Życia tamtym kotkom już nic i nikt nie zwróci. Inne zwierzątka tez jest zasługuja na takie domy jak nasze. Wiadomo to już nie to samo ale jest dużo lepiej. Ja dopóki żyje będę miała kotki to cudowne zwierzęta. Kasiu jak też mówię że w Stefci jest trochę Zuzi i trochę Tosi. Weź kotka od razu w domku będzie weselnej. Też oglądam zdjęcia i rozmawiam z nimi i nie wstydzę się tego. Ale one już nie wrócę. Moje Skarby żyły długo i tym się pocieszam i miały szczęśliwe życie. Teraz przyszedł czas aby podarować takie życie następnemu koteczkowi. Musimy żyć i dać radę. Kasiu trzymaj się i pomysł i tym co mówi synek. U mnie minęło 2 miesiące i z jednej strony bardzo, bardzo tęsknie, płaczę, a z drugiej chciałabym skarba i żeby to była Kiki..wiem, że to niemożliwe ale gdzieś w środku.. Magdas dziękuję Ci bardzo!!!Naprawdę jesteś tutaj dla nas Aniołem;*. Kotka na pewno mieć będziemy, ale wewnętrznie czuję, że potrzebuję czasu…zobaczymy ile…dam znać. Trzymajcie się Dziewczyny i radosnego dnia dla wszystkich, pomimo tych wielu nieszczęść jakie nas spotkały;* Kochani ja naprawdę zachęcam do wzięcia kolejnego zwierzątka. Mówię to ze swojego doświadczenia. Naprawdę mimo wszystko wtedy będzie Wam lepiej tak jak mi. A o Naszych Aniołkach będziemy zawsze pamiętać. Ja nie wyobrażam sobie nie mieć Stefci. Wiadomo jest obawa o kolejnego kotka czy pieska ale też tak nie można myśleć i gdybać. Dziewczyny moje kochane bardzo Wam dziękuję za takie słowa. Jesteście dla mnie ważne bo też mi pomagacie bo rozumiemy się nawzajem. Naprawdę jest lżej razem. Trzymajcie się. Myślę o Was każdego dnia. Tak bardzo cie rozumiem Tęsknisz za Kiki ale z drugiej strony brakujw kogos w domu. Kogos do kochania przytulania Nowy kotek pomoze ci odzyskac choc trocge radosci a przede wszystkim zajmnie Ciebie W moim domu jest juz nowy buldozek Bogus po jakims czasie dołaczyła siostra Bogusia inne niz Spejsik Lapie sie czesto na tym ze je porównuje My zdecydowalismy się na kupno z tej samwj hodowli jest to rodzenstwo młodsze Spejsona Jest inaczej nasz dom juz jest inny pewnie potrzeba czasu zeby nauczyc sie zyc tak jakby od nowa O Spejsiku nie zapomne nigdy zawsze będę go kochać Spejson lezy teraz w ogrodzie w swojej ulubionej miejscowce Jeszcze nie czuje sie na siłachzagladac tam czesto I nie skonczyłam bp moja kotka lola grzebała w teledonie Wiem jedno ze jakby nie moje pozostałe psiaki Roki11 lat Michu nie wiemy bo został wyzucony z samochodu ale wet szacuje na piec No i nasze dwa nowe nabytki Wera i Igor pisałam kiedys o nich pan szedł do domu opieki a ich nikt nie chciał No i najnowsi lokatorzy buldozki Boni i Bogus Oprócz tego gromadko kociakow Bez nich wszystkich byłoby smutno i zycie takie bez sensu .Mieszkam na wsi tak ze mam to szczescie ze jest ta spora gromadka ktora znalazła ciepły mysle ze fajny dom Spejsk bedzie takze z nami na zawsze w naszych sercach myslach Tak ze dziewczyny jak bedziecie gotowe dajcie miłosc komus innemu Bedzie inaczej to na pewno ale bedziecie szczesliwsze.. 28 lipca minął miesiąc od śmierci Baltazarka, nadal ryczę. Po trzech tygodniach adoptowałam dwie kotki Torę (4 latka) i Maribelkę (Luśkę - 3 latka). W jakiś sposób wypełniają pustkę jaka nadal w moim sercu jest. W każdej z nich, widzę zachowania jakie Baltazar miał i się wtedy rozczulam. Ktoś ostatnio mi powiedział, że szybko zdecydowałam się na adopcję. Powiem tak, owszem szybko, ale nie wiem, kiedy jest ten odpowiedni moment. Ale wiem, że Baltazarek chciałby abym pomogła drugiej istotce. Nigdy Baltazarka nie zapomnę i tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Codziennie czytam dziewczyny Wasze wpisy, i Wasze wsparcie oraz słowo jakim potraficie wesprzeć pozostałe osoby jest bezcenne. Pozdrawiam Was bardzo mocno. Ula ja swoje kotki kochałam nad życie i kocham cały czas ale po miesiącu od śmierci Tosi a trzy od Zuzi kupiłam Stefcie. I to była super decyzja bez niej nie dała bym sobie rady. Nasze Aniołki już nie wrócą a inne zwierzaczki też chcą mieć takie domy i nas. Ja byłam bardzo zżyta z Zuziunia miałam Ją 17 lat i 5 miesięcy z Tosia też miałam ją niecałe 13lat to szmat czasu prawda. I nagle zostałam bez nich. A już pisałam że dzięki Stefusi chce mi się wracać do domu. Ula super zrobiłaś że wzięłaś koteczki. W piątek straciłam moją ukochaną psinkę suczkę owczarka niemieckiego. Dwa miesiące temu przeszła zabieg usunięcia sledziony, na usg widoczne były guzy. Myślałam, że najgorsze już za nami. Zaczęła troszkę lepiej jeść, stała się bardziej aktywna. Niestety od mniej więcej dwóch tygodni było już tylko gorzej. Brak apetytu, zmęczenie. Na spacerze potrafiła położyć się na trawniku na boku i nie chciała wstać przez 10-15 minut, patrzyła gdzieś w dal. Tłumaczyłam sobie, z to pewnie przez upał. Jednocześnie męczyłam się razem z nią, psychicznie wykanczalo mnie kazde karmienie (a w zasadzie wmuszanie jej posilku). W piątek wysłałam męża do weterynarza na kontrolne badanie krwi. Nawet się nie pożegnałam. Byłam pewna że wróci, ale nie wróciła... Badanie krwi wykazało anemię. Okazało się, że wątroba ma zmiany nowotworowe, a na jajnikach są cysty. Lekarz na prośbę męża podjął próbę ratowania jej zabiegiem sterylizacji. Niestety serce nie wytrzymało kolejnej operacji. Moja sunię dwukrotnie reanimowali, została podłączona pod aparaturę podtrzymującą życie, tylko po to żebym mogła się z nią pożegnać. Pojechałam do kliniki. Była zaintubowana, oczy otwarte, ale spojrzenie puste. Wytuliłam, wycałowałam, mówiłam do niej, że jestem, ze będę do końca. Odłączono aparaturę, przestała oddychać, jej serce stanęło, a moje rozpadło się na milion kawałków. Od pół roku przyjmuje leki antydepresyjne. Już czułam się znacznie lepiej, a po śmierci mojej psinki wszystko wróciło, bezsenność, wahania nastrojów, problemy z koncentracja, płaczliwość. Mam straszne wyrzuty sumienia, że mogłam dać jej więcej, bardziej o nią zadbac, zrobić więcej badan, żeby szybciej wykryć to co ja zabiło. Żyła z nami 10 lat i 6 miesięcy. Jak poradzić sobie z taką stratą? Jak to poukładać w głowie zeby nie bolało? Wszedzie ja widzę. W każdym miejscu w mieszkaniu, na osiedlu, slysze jak wstaje, chodzi, jak pije wodę. Koszmar. Tak bardzo tęsknię i chce by wrocila :( Magdas, zawsze potrafisz wesprzeć dobrym słowem jak i pozostałe dziewczyny. Warto dać dom jakiemuś zwierzątku. Pomimo, ze nie czuje jeszcze takiej więzi z kićkami to z czasem ona powstanie. Baltazar był i będzie dla mnie tym jedynym, takim moim pierworodnym synkiem. Tak jak dla kazdego z nas, co utracili Swoje kochane szkraby. Kasiu bardzo ci współczuję Wiem jak boli strata ukochanego sa te pierwsze dni .Potem jest troszke lepiej zaczniesz wspominac te fajne momenty Mogłaś sie pozegnac mi nie było to dane bo moj Spejsik zginał tragicznie. Bedzie ciezko kazdy musi z nas to odchorowac ale czas leczy rany Pocieszeniem jest to ze twoj piesek był z toba szczesliwy kochany i miał dobre zycie. Przytulam cie mocno trzymaj sie. Monika K. 2 sierpnia 2021 Kasiu tylko czas...teraz płacz, bo trzeba...Zaglądaj tu...jest nas wielu, którzy wesprą Cię dobrym słowem...wiesz mi to bardzo ważne... Dziękuję Ewo. Również przytulam i bardzo wspołczuje. Czasem dobrze wiedzieć, że ktoś inny czuje to samo. Troszkę lżej się robi na sercu. Wydawało mi się, ze jestem świadoma tego, że już czas się żegnać i przygotowana na jej odejście, bo chorowala, ale jednak na coś takiego nie idzie się przygotowac. To właściwe pożegnanie powinno nastąpić w momencie jak wychodziła z domu o własnych siłach. Straciłam ten moment. Później było już tylko puste spojrzenie, to już nie była moja Yoda. Mam nadzieje, ze czuła że przy niej jestem, że nie jest sama i że pomogłam jej przejść w to lepsze miejsce. Kasiu ja tez te pierwsze dni myslałam ze oszaleje Teskniłam tak bardzo Starałam sie jak najwiecej zajmowac głowe czyms innym Tu czas jest najlepszym lekarstwem A kochac i pamietac bedziemy o nich zawsze.. Grażyna Turzyńska 3 sierpnia 2021 Bardzo Wam wszystkim współczuję, jesteście na świeżo po stracie ukochanego przyjaciela. Ból jest ogromny dlatego, że tak bardzo te zwierzątka kochaliśmy. Były dla nas najważniejsze. Trzeba na to spojrzeć inaczej, że daliśmy im chociaż krótki czas dobrego życia. Były kochane i miały wszystko. Ja mimo, że już od odejścia mojej kochanej kotki Nikity minęło 5 miesięcy to nadal popłakuję za nią i bardzo tęsknię. Wspominam najwspanialszy zapach jej pięknego białego futerka, w które wtulałam się mocno, a ona cichutko mruczała, to nic, że póżniej miałam całą twarz w futerku. Nic tak pięknie nie pachnie , no może futerko drugiej kotki Miki, która mi pozostała. Dobrze, że jest to miejsce, ten blog, bo my się tutaj doskonale rozumiemy. Ja już nawet ze znajomymi na ten temat nie rozmawiam, bo twierdzą, że to tylko kot i nie ma co przesadzać. A tutaj znajduję ludzi, którzy mają podobny stosunek do zwierząt jak ja. Bardzo często czytając Wasze wpisy na tym blogu płaczę razem z Wami kochani. Trzymajcie się, rany kiedyś się zabliżnią. Kasiu na pewno twoja Yoda czula że jestes przy niej w tej ostatniej drodze Miała dobre zycie kochałas ja One wiedza czuja to ze jestesmy zawsze Moj Spejsik mial dopiero półtora roku nie było nam tane przezyc razem wiecej Wspominaj te dobre momenty jak byłyscie razem a czas troche zelzy twoh bol wiem to z doswiadczenia u mnie nie długo bedzie piec miesiecj jak osszedł moj mały łovuziak. Dziewczyny kochane trzymajcie się wiem że wszystkim Wam jest ciężko. Ale musimy żyć ja płaczę do tej pory a już rok. Myślę o Was codziennie i codziennie czytam Wasze historię i płacze. Oj ciężko się pogodzić ze strata. I tak jak piszemy cieszmy się że Nasze Aniołki miały cudowne życie z nami. Dajmy takie życie kolejnym zwierzaczka. Monika K. 3 sierpnia 2021 Cała Magda...nasz Anioł... Myślicie, że adopcja psiaczka ze schroniska, krótko po stracie to dobry pomysł? Nie ukrywam, że przeszło mi to przez myśl, ale nie jestem pewna. Nie wiem czy dobrze bym się czuła zastępując Yodę innym psem :( Monisiu moja kochana dziękuję Ci za te słowa. Jesteś kochana i wszyscy jesteśmy. Kasiu ja już się wypowiedziałam na ten temat. Pewnie że tak i nie po to aby zastąpić nasze Skarby bo się nie da ale po to żebyśmy kochac kolejne. Nam będzie lżej i kolejne stworzonka będą miały wspaniałe domy. A Twój psiaczek napewno się nie pogniewa. Jest przecież Aniołkiem a One się nie mogą gniewać. Ja mam Stefcie i kocham Ją bardzo. A Zuzię i Tosie kocham najmocniej i zawsze będę. I z czasem powstanie wież jak któras z Was dziewczyny pisała. Trzeba czasu. Kasiu ja uwazam w takich sytuacjach nie czas jest wazny a to co ci podpowiada serce Kieruj sie własnie sercem Jest takie cos jak testament psa Jesli nie znasz warto przeczytac Do mojegp domu trafily tez dwa nowe buldozki Nie zastapia Spejsona ale mi jest jakos łatwiej i czesciej sie uśmiecham .. Yoda na pewno by była szczęśliwa ze dałas dom i miłosc kolejnemu przyjacielowi A ci co odeszli i tak beda z nami do końca.. Bogaci ludzie maja na ubraniach metki Szczesliwi maja na nich siersc Autor nieznany Kasiu D. ja niedawno straciłam moją Najkochańszą Koteczkę Truskawkę…płaczę non stop…nikt nie zastąpi Twojej psinki…ja też pytałam tutaj po jakim czasie Dziewczyny wzięły nowego futrzaczka… powiem Ci tak…czteroletni Syn powiedział mi, że w nowym kotku będzie na pewno dusza naszej Truskaweczki i wtedy nie będziemy tak płakali…znaleźliśmy koteczkę rosyjską do odbioru pod koniec września i po Nią pojedziemy…Nigdy o Truskawce nie zapomnimy, bo to 13 lat wspólnego życia…nic już nie będzie takie samo…jednak nowy rozdział trzeba zacząć i dzielić się naszą miłością z innym futerkiem…Przytulam Cię mocno i tak jak tu napisano, tylko czas…dużo czasu minie, a Twoja psinka i nasz kotek zawsze będą w naszych serduchach;* Kasiu D. ja niedawno straciłam moją Najkochańszą Koteczkę Truskawkę…płaczę non stop…nikt nie zastąpi Twojej psinki…ja też pytałam tutaj po jakim czasie Dziewczyny wzięły nowego futrzaczka… powiem Ci tak…czteroletni Syn powiedział mi, że w nowym kotku będzie na pewno dusza naszej Truskaweczki i wtedy nie będziemy tak płakali…znaleźliśmy koteczkę rosyjską do odbioru pod koniec września i po Nią pojedziemy…Nigdy o Truskawce nie zapomnimy, bo to 13 lat wspólnego życia…nic już nie będzie takie samo…jednak nowy rozdział trzeba zacząć i dzielić się naszą miłością z innym futerkiem…Przytulam Cię mocno i tak jak tu napisano, tylko czas…dużo czasu minie, a Twoja psinka i nasz kotek zawsze będą w naszych serduchach;* Dziewczyny bierzcie kotki pieski bo z nimi będzie lepiej łatwiej. Nikt i nic nie zastąpi naszych kochanych Skarbow. Ja miałam moje koteczki długo i zżyta byłam z nimi bardzo mocno. Brakuje mi ich okropnie. Ale jak patrzę na moją Stefcie jak słodko śpi to wiem że zrobiłam dobrze. Bez Niej byłoby w domu strasznie. I kupiłam ją dość szybko po śmierci moich kotków. Bardzo ja kocham jest rzeczywiście inaczej ale lepiej. I ja też tak sobie myślę jak Twój synuś Kasiu że trochę tamtych koteczkow w niej jest. Grażyna Turzyńska 6 sierpnia 2021 Święte sława Magdas. Potwierdzam to moim przykładem. Miałam kotkę 18 lat niestety w 2007 roku musiała zostać uśpiona miała nowotwór. Bardzo po jej stracie rozpaczałam. Prze 7 dni wracałam do domu z pracy i płakałam, wychodziłam na balkon z którego miałam widok na las w którym spoczywała moja Pusia. W końcu po kilku dniach, a dokładnie po tygodniu wzięłam się w garść i powiedziałam sobie, że nie wrócę do domu bez kotka. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Tyle tylko, że przywiozłam 2 kotki - rodzeństwo dziewczynkę i chłopca. Z tej rozpaczy po stracie Pusi chciałam dać miłość innym zwierzątkom. Ale miałam trochę pecha, bo chłopczyk z tej parki był poważnie chory i po 2 tygodniach odszedł. Był bardzo wątły i miał biegunki. Mimo, że latałam z nim do Weta 2 razy dziennie na nawadnianie a potem rozmasowywanie tej wody w domu to kotek nie przeżył. Natomiast ta kotka która przeżyła to Nikita, która aktualnie weszła w 14 rok życia. Bardzo ją kocham. Po roku dołączyła do naszego domu Nikita. Niestety odeszła w Walentynki ( została uśpiona). Dzisiaj cieszę się, że miałam 2 kotki, bo rozpacz jest może trochę mniejsza, bo mam dla kogo żyć, starać się przygotowywać jedzenie podsypkę. A co najważniejsze przytulać się i kochać całym serduchem. Nie przekreślajcie już na wstępie nowych zwierząt, szybko okaże się, że nie możecie bez nich żyć i że to była dobra, właściwa decyzja. Pozdrawiam trzymajcie się. Hej tak jak napisała Magdas Grazyna dajcie dom miłosc nowym zwierzaka Ja tez jak wczesniwj pisalam mam juz nowe dwa buldozki plus dwa psiaki z adopcji One sa inne ale tez tak bardzo chca miłosci Na pewno pomaga to tyle mie myśleć o tym co sie stalo W domu jest weselej i powrociła jakas namiastka normalnosci Spejsona kocham najbardziej na świecie ale wiem ze byl by szczesliwy ze dalismy miłosc dom... Super Ewcia popieram to co napisałaś. A Ty Grażynko miałaś kotka 18 lat to wiesz dobrze jak człowiek się przywiąże do zwierzaczka. Ja mam dwa owczarki na podwórku Helenkę i Lucynke . Są super takie moje pieszczochy. A w domku Stefanie. Zawsze od dziecka byłam otoczona zwierzakami bez nich życie jest smutne. Ale Zuzia i Tosia były i są takie ukochane. Całuski dziewczyny. Ela Bogunia 8 sierpnia 2021 Nie potrafię sobie poradzić ze stratą naszego Pieska. Uciekł z posesji przez otwartą bramę, był w domu, spał, zamknął mąż dwoje drzwi. Przekonany ,że zamknął na klucz te wejściowe, a nasz Spiki otwierał każde drzwi i to był moment, nie wiem co go obudziło i wybiegł przez otwierającą się bramę. Komenda stój nie zadziałała ,wpadł prosto pod koło ścigaczem. Uderzenie w jamę brzuszną. Akcje ratowania szybkie, zawiezienie do kliniki weteranryjnej, wszystkie badania, oględziny i nadzieja,że wyjdzie, trzeba tylko zoperować przepukline urazową. Nasz Piesek zaczął jeść, spacerował w druga dobę, załatwiał potrzeby fizjologiczne. Była wielka nadzieja. Kolejne rtg, też super miednica w porządku. Lekarz wierzył,że będzie dobrze. Pies przyjaźnie reagowałna naszych znajomych, którzy przychodzili do Psinki. I we wtorek pogorszenie stanu, wymioty. Decyzja lekarska przyspieszamy operacje. Kolejne badania, nerka do usunięcia, kolejny problem temperatura 41 stopni. Zespół lekarski podaję leki zbijające gorączkę, jeszcze Kolejne badania . Pies wszystko znosi bardzo cierpliwie. Zespół lekarski mocno wierzy ,że się uda. I.. W trakcie końcowej fazy , czyli szycia nasz Spiki odszedł. Jest nam bardzo trudno z tym się pogodzić. Zespół lekarski też z zakończeniem tej akcji pomocy nie potrafiłsie pogodzić. Byłz ni 6lat. Przygarnęliśmy go jak był szczeniakiem wałęsającym się, cudem uniknąć wtedy smierci pod kołami traktora. Trafił do nas. Był bardzo lubianym Psem przez otoczenie, Niesamowitym przyjaznym stworzeniem,ale Miał tendencje ucieczki,czy w czasie spacerów dalekich, posesję zabezpieczyliśmy, ale potrafił znaleźć zawsze sobie możliwość, nieuwagę i czmychnąć, oczywiscie my natychmiastowa akcją przyprowadzenia lub wręcz przyniesienia go domu. Jest już cztery dni jak Go z Nami nie ma, my czujemy się fatalnie. Tłumaczę sobie ,że życie składa się z takich momentów,że kogoś kogo kochamy musimy na zawsze pożegnać, ale to bardzo boli. Nie potrafię sobie poradzić ze stratą naszego Pieska. Uciekł z posesji przez otwartą bramę, był w domu, spał, zamknął mąż dwoje drzwi. Przekonany ,że zamknął na klucz te wejściowe, a nasz Spiki otwierał każde drzwi i to był moment, nie wiem co go obudziło i wybiegł przez otwierającą się bramę. Komenda stój nie zadziałała ,wpadł prosto pod koło ścigaczem. Uderzenie w jamę brzuszną. Akcje ratowania szybkie, zawiezienie do kliniki weteranryjnej, wszystkie badania, oględziny i nadzieja,że wyjdzie, trzeba tylko zoperować przepukline urazową. Nasz Piesek zaczął jeść, spacerował w druga dobę, załatwiał potrzeby fizjologiczne. Była wielka nadzieja. Kolejne rtg, też super miednica w porządku. Lekarz wierzył,że będzie dobrze. Pies przyjaźnie reagowałna naszych znajomych, którzy przychodzili do Psinki. I we wtorek pogorszenie stanu, wymioty. Decyzja lekarska przyspieszamy operacje. Kolejne badania, nerka do usunięcia, kolejny problem temperatura 41 stopni. Zespół lekarski podaję leki zbijające gorączkę, jeszcze Kolejne badania . Pies wszystko znosi bardzo cierpliwie. Zespół lekarski mocno wierzy ,że się uda. I.. W trakcie końcowej fazy , czyli szycia nasz Spiki odszedł. Jest nam bardzo trudno z tym się pogodzić. Zespół lekarski też z zakończeniem tej akcji pomocy nie potrafiłsie pogodzić. Byłz ni 6lat. Przygarnęliśmy go jak był szczeniakiem wałęsającym się, cudem uniknąć wtedy smierci pod kołami traktora. Trafił do nas. Był bardzo lubianym Psem przez otoczenie, Niesamowitym przyjaznym stworzeniem,ale Miał tendencje ucieczki,czy w czasie spacerów dalekich, posesję zabezpieczyliśmy, ale potrafił znaleźć zawsze sobie możliwość, nieuwagę i czmychnąć, oczywiscie my natychmiastowa akcją przyprowadzenia lub wręcz przyniesienia go domu. Jest już cztery dni jak Go z Nami nie ma, my czujemy się fatalnie. Tłumaczę sobie ,że życie składa się z takich momentów,że kogoś kogo kochamy musimy na zawsze pożegnać, ale to bardzo boli. Ela B, wiem jak bardzo boli po stracie najkochańszego szkraba, niezależnie od tego w jaki sposób odszedł. Ja do dnia dzisiejszego płaczę i tęsknię - jest to silniejsze ode mnie. Na wiele czynników nie mamy wpływu, zawsze przychodzi ten moment pożegnania, tylko dlaczego tak nagle i tak wcześnie. Pozdrawiam Monika K. 9 sierpnia 2021 Elu potrzeba czasu...Ula ma rację..nigdy nie wiadomo jak i dlaczego. Nigdy też nie będziemy wystarczająco gotowi...jesteśmy z Tobą.. Kiedyś już napisałam że na pewne pożegnania nigdy nie jesteśmy gotowi. Zawsze jest na nie za wcześnie. My kochani za bardzo kochamy. Czas jest potrzebny bo zagoi trochę rany ale one też bola. I będą boleć do końca życia. Ale musimy żyć i płakać. Trzymajcie się. Jak powiedział Borys Pasternak - "Nauczono nas kochać i marzyć, a tęsknoty nie oduczono". Tęsknimy i tęsknić będziemy zawsze. Tak będziemy i to bardzo. U mnie tyle już czasu i są momenty że wydaje mi się że oszaleje. Płacze czytam o Waszych zwierzątkach i przytulam mojego nowego kotka. Ale Zuzi i Tosi nic mi nie zastapi. Dobrze że jest nasze forum bo razem jest trochę lżej prawda. To prawda Magdas. Dzięki Wam, wiem że nie jestem jedyną osobą, która tak bardzo emocjonalnie i z całym serduszkiem podchodzi do tych kwestii. Nie wszyscy potrafią zrozumieć, że nasze cudeńka są dla nas ważne i zawsze będą, choć już ich z nami nie ma. Wiele bym dała, aby cofnąć czas i jeszcze się do Baltazarka poprzytulać, kiziać, wycałować i powiedzieć że zawsze będę z nim, zawalczyć o niego . Rany, jak mi jest ciężko. Wiem Ula że ciężko ale co możemy poradzić. Nic tylko płakać wspominać. Tak tutaj można się wyzalic i nikt Cię nie wyśmieje że płaczesz i rozpaczasz po psie i kocie. Miałam koleżankę kiedyś też miała persa i jak jej zachorował to nawet nie poszła do weterynarza. Stwierdziła że szkoda kasy na kota i niestety kotek umarł. Był młody i śliczny mial 6 lat. Nawet nie zapłakała za nim. Śmiała się ze mnie że wydaje pieniądze na leczenie że powinnam nie rozumiem takich ludzi ostatni grosz bym dała na moje zwierzaczki. Dlatego tutaj jest z Wami lżej bo nikt nie krytykuje i nie ocenia. Rozumiemy się nawzajem. A do koleżanki no cóż nie gadam z nią. Monika K. 10 sierpnia 2021 Myślę, że już nie jest Twoją koleżanką...ja też dałabym wszystko co mam by uratować Kiki. Ula kiedyś będzie trochę lżej. Też ciężko ale lżej. Jak umarła Tosia dwa równe miesiące po Zuzi nagle doznałam szoku. Mimo pomocy niestety odeszła. I wrócę do poprzedniej mojej wypowiedzi wydałam 390 zł za wizytę a kotka nie mam. I nie żałuję bo wiem że chciałam ją ratować i może jak dostała leki przeciwbolowe to mniej ja bolało. Jak ja wtedy cierpiałam nie chciało mi się żyć. Straciłam dwa skarby. Szok niedowierzanie bezradność. Teraz też mam chwile załamanie. Przytulę Stefcie i Was przytulam. Moniko a jak kochana u Ciebie. Monika K. 10 sierpnia 2021 Tak jak piszesz..niby lżej- dzięki Wam, ale płaczę codziennie...teraz też. U ludzkiej mamy Kiki urodziły się kotki, wezmę jakiegoś..byłam w schronisku, ale nic..pustka. Były 2 kotki, cudne ale mąż chce kocicę.. Moją synową wyśmiano w pracy, że płacze za kotem...ja miałam wsparcie i to ogromne...czas dla mnie jest straszny, smutny...dzieci i mąż co chwilę podsuwają mi zdjęcia malutkich kuleczek...a ja wciąż nie jestem gotowa... No właśnie płacze za kotem co. Jakie to dziwne co. Dlatego super jest tu się wyzalic. Szkoda że jeszcze nie jesteś gotowa. Widocznie potrzebujesz więcej czasu. Ale jak się już zdecydujesz to będziesz kochała nowego kotka nie żałuję że wzięłam Stefcie. Moniko napisz jak będziesz miła już kicie ok. Trzymaj się. Monika K. 10 sierpnia 2021 Dziękuję Ci Magda... Elu wiem jakie to straszne stracic pieska tragicznie . Bardzo ci wspłoczuje i tak jak dziewczyny pisza czas troche pomoze ale rana pozostanie w serduchu na zawsze. Obwiniam siebie kazdego dnia ze gdzies zatraciłqm czujnosc Zawsze zaraz za nim wychodziłam jak mi uciekał a w ten tragiczny dzien za kotem i juz nigdy wiecej go mie zobacze. Kocham go bardzo i tesknie kazdego dnia ale trzeba nauczyc sie zyc z tym bolem bo juz nic nie mozna zrobic. Ściskam cie mocno i trzymaj sie te pierwsze dni sa najcięższe . Do Moniki Ta decyzja na przyjecie nowego zwierzaka do domu jest ciezka. Ja gdy córka przywiozła Bogusia czułam się jakbym zdradziła Spejsika chociaz z drugiej strony chciałam miec choc namiastke jego Bogus to młodszy brat. Po miesiącu pojechalismy po ich siostre Boni .Dzisiaj wiem ze to były dobre decyzje ukoiły w duzym stopniu bol tęsknote. Daja tyle radosci i usmiechu. Zobaczysz jak dasz dom nowej kici bedzie ci lzej a twoja Kiki i tak bedzie z toba na zawsze. Do Moniki Ta decyzja na przyjecie nowego zwierzaka do domu jest ciezka. Ja gdy córka przywiozła Bogusia czułam się jakbym zdradziła Spejsika chociaz z drugiej strony chciałam miec choc namiastke jego Bogus to młodszy brat. Po miesiącu pojechalismy po ich siostre Boni .Dzisiaj wiem ze to były dobre decyzje ukoiły w duzym stopniu bol tęsknote. Daja tyle radosci i usmiechu. Zobaczysz jak dasz dom nowej kici bedzie ci lzej a twoja Kiki i tak bedzie z toba na zawsze. Magdas na takie kolezanki to szkoda czasu energii. Jak to mowia karma wraca niewyobrazam sobie jak mozna nie pomoc zwierzakowi w potrzebie Ludzie sa okropni okrutni. U mnie jest trochę tych zwierzakow i czesto słyszę komentarze ze jestem stuknieta bo ile to pieniędzy na karmy opiekę wiesz co mam to gdzies najwazniejsze ze ja jestem szczesliwa i sie spełniam i mam satysfakcję ze te ktore do nas trafiły psiaki i koty sa szczęśliwe i maja spokojne zycie. Dobrze ze masz Stefcie pozdrawiam cieplutko. Ewuniu dzięki. I nie obwiniaj się bo wydaje mi się że każdy ma swoje przeznaczenie zwierzaczki też. Wydaje mi się że My tu wszyscy zrobiliśmy wszystko dla naszych skarbów. My też kiedyś odejdziemy z tego świata. Ja też czułam się winna na początku. Ale teraz wiem że nie jestem. Tak musiało być. Jest ciężko nam wszystkim ale musimy sobie jakoś radzić. Pozdrawiam. Kasia D. 11 sierpnia 2021 Ktoś z rodziny pocieszając mnie po stracie Yody powiedział, żebym nie trzymała jej na siłę przy sobie myślami, żeby pozwolić jej odejść w spokoju, nie obciążać naszymi żalami i wyrzutami. Jakoś bardzo to do mnie trafiło. Kupiliśmy z mężem balonik z helem. Napisaliśmy na nim, że kochamy, tęsknimy, przepraszamy i dziękujemy za wszystko. Balonik puściliśmy na ulubionej polance Yody, gdzie codziennie tarzała się w trawie. Poleciał i zniknął w chmurach. Takie symboliczne pożegnanie i oczyszczajace doświadczenie. Może skorzystacie. Trzymajcie się. Pozdrawiam Monika K. 11 sierpnia 2021 Dziękuję Wam dziewczyny za wsparcie...tak pomyślałam, że wezmę kotka z rodziny Kiki...sama nie wiem dlaczego. A co do durnych ludzi...nie ich sprawa na co wydajesz swoje pieniądze. Ja kiedyś kupowałam dla biednej rodziny karmę , bo zwierzaki były głodne, mój pracodawca był zdziwiony, że wydaję kasę na obce zwierzęta... Bierz kotka i juz Moniko. My jesteśmy stworzone żeby mieć te kochane zwierzątka. Kto ma je kochać jak nie my. Ja też dokarmialam kotki i pieski bezdomne to sąsiadki się dziwiły że wydaje pieniądze. A szkoda gadać jacy są ludzie nie trzeba się nimi przejmować i robić swoje. A ja im bardziej poznaję ludzi tym mocniej kocham zwierzęta. Monika K. 11 sierpnia 2021 To tak jak ja... I ja tez Wole towarzystwo zwierząt niz ludzi.. Kasiu fajny pomysł z tym balonem. Tez gdzies wyczytałam ze powinniśmy pozwolic odejsc zwierzaczkowi po tęczowym moście na druga stronę. A gdy rozpaczamy płaczemy on czeka w takim zawieszeniu. Fajnie ze ci to pomogło Trzymaj sie pozdrawiam. Magdas Moniko dziekuje za dobre słowo. Cieszę sie ze znalazłam to forum. Jakos robi sie cieplej na sercu jak mozna sie wyzalic i nikt nas nie krytykuje ze to tylko pies czy kot. Pozdrawiam cieplutko Witam czytam wasze rozmowy i jest mi lepiej wczoraj musiałam uśpić mojego Hektorka amstaffa z łagodnym usposobieniem miał 11 lat padaczka mi go zabrała nie daję rady dziś go pochowałam masakra boli jak cholera Witam czytam wasze rozmowy i jest mi lepiej wczoraj musiałam uśpić mojego Hektorka amstaffa z łagodnym usposobieniem miał 11 lat padaczka mi go zabrała nie daję rady dziś go pochowałam masakra boli jak cholera Bogna, doskonale Ciebie rozumiem. Trzymaj się. Jak coś to pisz, tutaj Wszyscy starają się wesprzeć drugiego człowieka. Bogna boli i będzie bolało długo. Ale nauczysz się żyć z tym bólem jak my wszyscy. Mnie boli do tej pory a już rok. Jak czytałaś nasze historie to wiesz że straciłam moje Skarby w krótkim czasie. Wszyscy tutaj cierpimy i pomagamy sobie. Z czasem będzie trochę lżej. Trzymaj się kochana. Monika K. 16 sierpnia 2021 Bardzo Ci Bogna współczuję...to będzie boleć...długo..Twój Hektorek na pewno był cudowny..to zawsze jest kwestia wychowania. Dzisiaj mija 3 miesiące - kiedy straciłam moją Kiki...bardzo boli... Dziewczyny nawet nie wiecie jak ja się cieszę że jesteście ze Was mam. Niby tylko parę słów się napisze żeby komuś pomóc a jednak to tak dużo. Teraz wspieramy Bogne która jest tuż po śmierci swojego pupila. I to jest cudowne. Bogna jesteśmy z Tobą. Monika K. 17 sierpnia 2021 Tak, to wsparcie jest niesamowite...i bardzo ważne, dziękuję i pozdrawiam. Bogna wszyscu tu rozumiemy co przeżywasz. Bedzie ciezko te pierwsze tygodnie sa najgorsze. Z czasem jest lzej chociaz pewnie nikt z nas nigdy nie pogodzi sie z odejściem swojego najlepszego przyjaciela. Pisz jak bedzie ci ciężko to mnie 20 sierpnia minie piec miesiecy jak odszedł moj mały Spejsik. Jutro mija dokładnie miesiąc od odejścia Truskawki i wiecie co…ja dalej płaczę…boli…i boleć będzie…jak tu wszyscy piszą czas to nasz jedyny sprzymierzeniec…i to forum…Dziś za namową męża i Synka pojechaliśmy zobaczyć koteczkę…i urzekła nas…jest malutka i odebrać będziemy ją mogli pod koniec września, ale patrząc na błysk w oczach mojego dziecka, wiem, że postępuję słusznie, choć radość miesza się z bólem i smutkiem…Przytulam Was dziewczyny wszystkie;* Kasiu super że bierzesz kotka. Ja też jak zamówiłam Stefcie to płakałam z bólu i radości. Dała mi tyle szczęścia z nią jest po prostu trochę lżej. A tęsknota za moimi Skarbami chyba nie minie nigdy. Ale zobaczysz że będziesz kochać też bardzo ale nie będzie tak samo. Też przytulam Was bardzo mocno wszystkie. Kasiu ja nie wyobrażam sobie już domu bez Stefci. Dobrze robisz uwierz mi. Wiesz że u mnie już rok a płaczę codziennie wspominam i cóż czasu nie cofniemy. Pisałam już ze mnie pociesza to że moja Zuzia żyła długo a Tosia też juz sporo jak na persa. I to że były ze mna szczęśliwe. Twój nowy kotek też będzie kochany i cudowny. I pomoże Wam bardzo zobaczysz I oczywiście Wy kochane mi pomagacie i to bardzo. Tu jest niesamowito wsparcie jak pisała Monika. Myślę że wszystkim tu razem jest nam lepiej. Kasiu podjełas super decyzje. Zobaczysz ze bedzie ci lzej na sercu i wiecej bedziecie sie mnie dzisiaj mija piec miesiecy jak nie ma Spejsona a ja tak bardzo tesknie i płacze dwa buldozki rodzenstwo młodsze inne jest inaczej ale kochamy tak samo. Myślę ze Spejsik byłby szczesliwy ze dalismy dom tym Truskawka tak samo i jeszcze to szczescie w oczach twojego synka bezcenne.. Pozdrawiam wszystke kociary. 19 sierpnia zdechl moj Feluś świnka morska... nie mogę sobie z tym poradzić... wyjechaliśmy nad morze-wtedy już zaczął mniej jeść... 2 tygodnie później pojechaliśmy w Bieszczady, Felkiem opiekowała się ciocia... w dzień naszego wyjazdu, Feluś dostał biegunki, był u weterynarza, dostał dietę, zastrzyki... ważył 400g mniej... na drugi dzień widział poprawę rano, a wieczorem-nie jadł nic, musiał być karmiony przez strzykawkę...w kolejnych dniach było tak samo,był u innych weterynarzy, a po naszym przyjeździe, pojechaliśmy do zaufanego weterynarza i okazało się, że ma przerośnięte ząbki i choroby z wątrobą, nerkami. w ten sam dzień Feluś musiał pojechać do szpitala, gdzie musiał zostać. był karmiony przez 2 dni, było nie najgorzej i nie najlepiej. podcięli mu ząbki i zaczął mieć apetyt. w kolejnym dniu-Feluś nie przełykał jedzenia, chudł. pojawił mu się guz, który okazał się być nowotworem... Feluś leżał pod respiratorem i inkubatorem, nie było szans na odratowanie... 19 sierpnia Feluś zdechł, mając 4 latka... Nie umiem sobie poradzić, ciągle płaczę i mówię sobie, że już niegdy go nie dotknę, nigdy się z nim nie powyglupiam nigdy się z nim nie pobawię... W piątek musiałam uspac moja kochana koteczkę Mango traktowałam ja jak moje dziecko czuje ogromny smutek nie mogę się z tym pogodzić choć wiem że jest jej luz lepiej że już nie cierpi kocham ją i tęsknię bardzo Monika K. 23 sierpnia 2021 Najważniejsze jest to, że kochamy nasze aniołki, że zawsze będą w naszych myślach i sercach..każdy dzień bez nich jest jak stracony...a żyć trzeba..łączę się w bólu.... Kasia Ś. 28 sierpnia 2021 Tak jak piszecie…każdy dzień, bez naszych futrzanych przyjaciół jest jak stracony…tak baaardzo baaardzo tęsknię za Truskawą, za jej mądrym spojrzeniem, przytuleniem, gdy byłam smutna…rozumiałyśmy się bez słów…to już nie wróci…Magdas to tak cholernie boli i wraca jak bumerang…mam nadzieję, że ta nowa mała koteczka wniesie trochę radości i nowego życia do naszego domu…zostały 3 tygodnie do jej odbioru. Synek codziennie wymyśla co trzeba kupić, a to kuwetę, a to kocyk, a to zabaweczki…przynajmniej On nie jest już taki smutny. Ściskam Was mocno;* Monika K. 30 sierpnia 2021 U mnie to samo...tęsknota aż do bólu..oczywiście myślę o nowym zwierzaku...czas mija a ja nie jestem gotowa... My tez się rozglądamy.. Pozdrawiam.. Wiem kochane mam to samo. Bardzo bardzo tęsknię. Kasiu zobaczysz ze bedzie radosniej .Wiem bo to przerabiam jest inaczej te nowe zwierzaczki sa inne a pokochasz tez mocno aczkolwiek napewno inaczej. Ja tez tesknie tak bardzo za moim malenstwemi zawsze będę go nosic w sercu jedno gdyby nie Bogus i Boni ktore wniosły radosc i usmiech byłoby gorzej otrzasnac sie nam po smierci Spejsika. Ewuniu podpisuję się pod Twoją wypowiedzią. Zgadzam się z tym co napisałaś. Gdyby nie Stefcia to bym oszalała. Jest inaczej ale lepiej. Bierzcie zwierzaczki i je kochajcie. Całuski dla Was wszystkich. 17 lat temu żona przyniosła 2m-c szczeniaczka byłem przeciwny ale po 2 dniach zakochałem się w mam łzy w oczach jak to piszę bo dwa dni temu MUSIAŁEM!!!!! ulżyć mu w cierpieniu byłem z nim do końca widziałem jego oczy i chyba mi dziękował ale jak mam z tym żyć nie ma już Ferbiego...... Dziękuję że jest takie forum bo nie każdy rozumie co my czujemy My razem z żoną nie możemy dojść do rzeczywistości Monika K. 9 września 2021 Potrzeba czasu... Mojej Kitusi nie ma już prawie 4 m-ce a ja nadal płaczę... szkoda że nie można umieszczać zdjęć (tych pięknych i wspaniałych) ale najważniejsze że jesteśmy razem w tych tylko wiem że dałem mu 17 lat pięknego i wspaniałego życia Ferbuś kocham cię Tak my sobie tu bardzo pomagamy. Nie wiem jak bym sobie poradziła bez naszego forum. Andrzej u mnie dużo czasu upłynęło a ja nadal cierpię. I wtedy czytam i piszę i jest mi lżej. Tak po prostu. Życzę Tobie i Twojej żonę wytrwalosci. Andrzej bardzo wspłoczuje. Najdorsze sa te pierwsze dni czas jest najlepszym piesek przezył wspaniałe siedemnaście lat był kochany miał wspaniały dom za jakis czas bedzie to dla ciebie jakieś wspominac te fajne chwile. Jak będzie ci ciezko pisz to tez pomaga. Monika K. 11 września 2021 Tutaj możesz pisać co myślisz, nikt nie powie, że przesadzasz ani nie będzie się się z Ciebie wyśmiewał -jak moja teściowa. Trzymajcie się.. Kasia Ś. 11 września 2021 Andrzej tak jak dziewczyny tutaj piszą, to forum pomaga nam zmierzyć się z bólem i cierpieniem po ogromnej stracie…nie jest łatwo, ale dasz radę! Płacz ile możesz, pisz tutaj…ja po śmierci mojej kociej przyjaciółki płaczę dalej…choć już mniej, bo Synek bardzo przeżywa stratę i nie chcę dodatkowo tego potęgować. Przytulam mocno;* Monika K. 11 września 2021 Tu na prawdę są Anioły, bez nich byłoby znacznie ciężej... Dziewczyny to prawda że to nasze forum jest cudowne. Ja bez Was bym sobie nie poradziła. I to szczera prawda. Kocham Was za to że kochacie zwierzęta. I nikt nie ocenia. Justyna Z 13 września 2021 Dziękuję za ten wpis. Wczoraj odeszła moja kochana króliczka. To się stało tak szybko. Ani myslalam, że to może nastąpić. U weterynarza próbowałam wyprzeć ten fakt, nie mogłam uwierzyć, że ona właśnie zmarła. Płakałam tak mocno, że pies z kolejki do psiego weterynarza(ja bylam u króliczego) zaczął wyć razem ze mną. Czuję potworny ból, zasnęłam tylko na chwilę, ona mi się przyśniła, obudzilam się i na nowo przekonywałam, że to się stało naprawdę. Ten artykuł o tym mówi i dlatego czuję poniekąd okład na duszy, po przeczytaniu tego do końca. Była moją małą radością, przyjacielem, wsparciem, przytulaskiem, miziaczkiem, małym foch mistrzem, zaczepiaką, którą kocham z całego serca. Nie wiem jak wracać do domu. Nie umiem usunąć rzeczy po niej jeszcze, ale rozumiem, że potrzebuję trochę czasu. Monika K. 13 września 2021 Po prostu płacz...ile trzeba.. Tulę w bólu.. Trzeba przejść wszystkie etapy żałoby.. Dominika W 16 września 2021 Był słoneczny poniedziałek z moją kotką widziałam się tego dnia nie wiele w sumie tylko rano przy misce, jakoś wtedy nie zwracałam na nią większej uwagi tym bardziej że stresowalam sie bo mialam wykonać dwa ważne telefony, rozmowy udały sie po mojej myśli więc bylam zadowolona pozniej wszystko szło swoim rytmem do czasu gdy po wyjściu z kąpieli wrócił mój brat ze szkoły i powiedział : punia leży zabita na drodze, chwila szoku i mnóstwo myśli w głowie nie to nie może być ona, pytania napewno to ona ? Może jeszcze żyje ? Trzeba ją ratować ! Odpowiedź : nie, Nie żyje ma cała buzie rozwaloną. Oczy pełne łez, strach przed zobaczeniem jej w takim stanie, chciałam ale nie dałam rady. Popłakałam chwile w pokoju , z kuchni słychać było przekleństwa roziców co za idiota to zrobił. Później przeniosłam sie z płaczem do łazienki ogarnęłam sie troche ale w pokoju znów to samo. Musiałam sie ogarnąć bo córka wychodziła właśnie z przedszkola. Reszta dnia minęła w bardzo smutnej atmosferze. Nie dałam rady nawet nic zjeść. Pół nocy nie przespanej kolejny dzień znów płacz oglądanie zdjęć na których zawsze gdzieś była, wspomnienia płacz, dzień mija ale jakoś tak nijak wszystko jest bez sensu. Mam inne kotki ale jakoś nie mogę sie nimi cieszyć. Bardzo brakuje mi mojej najkochańszej koteczki. Wszędzie nam towarzyszyła chodziła na spacery jezdziła w wózku na rowerze na sankach lubiła z nami przebywać była bardzo cierpliwa często nosiły ją dzieci. Już myśleliśmy o wspólnych wykopkach lubiła wtedy biegać w polu i się wygłupiać, zresztą towarztszła nam przy każdej pracy domowej czy to koszenie czy grabanie, czy inne zawsze była obok. Wystarczyło włączyć suszarke do włosów a ona już była i próbowała atakować ją łapkami. A teraz.. teraz jej nie ma jest mi tak źle, chciała bym normalnie funkcjonować ale nie moge dziś śniła mi sie ale rano znów ta okropna rzeczywistość była ukochanym kotkiem mojej córki towarzyszyla jej od małego. Nie mówiłam jej co się wydarzyło i raczej nie powiem :( Nie potrafie sobie z tym poradzić odniechciało mi się wszystkiego nie potrafie normalnie rozmawiać z ludźmi ciągle jestem zamyślona,przeszukałam już cały internet za takim samym kotkiem choc wiem że tak wspaniałego kotka już nie znajde :((obok nas jest las jakieś 300metrów ona lubiła tam chodzić ale zawsze uciekała przed samochodami nie wiem jak to sie mogło stać ten idiota musiał nieźle sunąć żeby jej nie zauważyć tak bardzo chce cofnąć czas jestem smutna i wściekła jest tyle opcji a gdyby ... bardzo tęsknie za nią wchodząc do domu wydawalo mi się że ją widze to jest okropne tak bardzo chciała bym ją przytulić. Wszystko mi o niej przypomina :(((((((((( gdybym mogła cofnąć czas :(((((( Monika K. 17 września 2021 Bardzo, ale to bardzo Ci współczuję. Kasia Ś. 17 września 2021 Dominika W. czasu niestety nie cofniesz…każdy tutaj się z tym mierzy…wszystko byśmy oddali, żeby nasi przyjaciele mogli być nadal z nami…Ja też mam w domu przedszkolaka i umarła nam nagle ukochana kotka…Synkowi powiedziałam jak tylko się obudził i spytał, gdzie jest Truskawka - bo zawsze nas budziła…dzieci są baaardzo baaardzo mądre…wszyscy tutaj piszą, że czas…tylko czas zaleczy ból i smutek…ale każdy przeżywa swoją żałobę inaczej. Trzymam za Ciebie i Twoją córeczkę kciuki:*, płaczcie ile możecie i piszcie tutaj…to naprawdę pomaga. Są tutaj CUDOWNI ludzie, którzy jak nikt inny Ciebie rozumieją i wspierają słowem i choć się nie znamy, to jesteśmy sobie bliscy;*… Oj tak Kasiu jesteśmy sobie bliscy. Ja gdyby nie Wy to chyba bym oszalała. A tak z Wami to jest trochę lżej. Całuski dla wszystkich. Monika K. 20 września 2021 Nawet nie wiecie, jak bardzo pomogliście mi...dziękuję. Mi też i mam nadzieję że z wzajemnością. Pomagacie mi każdego dnia. Tak Moniko kochana to forum jest bezcenne. Jak dobrze że jest że Wy się rocznica śmierci mojej Tosiuni więc znowu ból wraca ale jesteście ze mną wiem o tym i jest lepiej. Myślę o Was każdego dnia. Kasia Ś. 20 września 2021 Dziewczyny, a zwłaszcza Magdas, Monika K. i Ewa A. Wy nawet nie wiecie jak mi pomogłyście…dziękuję Wam za to każdego dnia;*;).Dziś dokładnie mija 2 miesiące odkąd nie ma z nami Truskaweczki…łezka się w oku kręci…czasu nie da się cofnąć…niestety;(…trzeba dalej żyć…pojechaliśmy odebrać kicię…Synek tak bardzo ją tuli, jest taki uśmiechnięty…a ona delikatna, łagodna, przytulaśna, także Bianka zamieszkała z już nie będzie tak samo i ja na pewno potrzebuję dużo więcej czasu, żeby się z tym oswoić, ale próbuję… Kasiu i nawzajem. Super że masz kotka cieszę się bardzo że Twój synek jest szczęśliwy. Tak będzie inaczej ale lepiej uwierz mi. Myślę o Was codziennie tak jak już pisałam. Przytulam. Monika K. 21 września 2021 :-) Ja do tej pory przestawiam się na Stefcie a już za miesiąc będzie rok jak ja mam. To wcale nie jest takie proste. Tyle lat byłam z Zuzia i Tosia tak bardzo byłam zżyta z nimi. A teraz jest zupełnie inaczej. Też bym chciała cofnąć czas ale niestety nie da się. Musimy się nauczyć żyć jakby na nowo. Dziewczyny trzymajcie się i odzywajcie. Moniko daj znać jak będziesz miała nowe kociątko. Kasiu pokochasz maleństwo mocno napewno. Truskaweczki Ci nie zastąpi ale patrz na Synka jaki jest szczęśliwy i ciesz się razem z Nim. A nasze Aniołki są z nami w naszej pamięci i sercach. Kasiu fajnie ze kotek jest juz z przyjdzie z czasem zobaczysz .Blanka wa dam duzo radosci w domu bedzie inaczej weselej i czesciej będziesz się zostanie na zawsze w twoim sercu myslach a to malenstwo ma duzo szczescia ze trafiło do wspaniałego domu gdzie bedzie co tam u was . Pozdrawiam Magdas zaglądam na to forum codziennie. W rocznice smierci Twojej Tosi bedziemy z toba myslami te najfajniejsze kotki były szczesliwe kochane miały wspaniałe życie. Może patrza gdzies z gory i się cieszą ze dałas teraz dom Stefci.. Ewuniu dziękuję Ci za te słowa. Nawet nie wiesz jak są dla mnie cenne. Też myślę o Was codziennie. Jesteśmy razem. Jest ciężko ale takie życie niestety. Dziękuję Wszystkim. Ewcia popłakałam się jak przeczytałam co napisałaś. Dziękuję Ci z całego sobie jakos radę prawda bo sobie pomagamy i jesteśmy razem. Monika K. 22 września 2021 Naprawdę jesteście wspaniałe..dam znać, chyba za 3 tygodnie..i z 1 strony cieszę się a z 2 czy pokocham, a jeszcze z innej...chciałabym by Kiki wróciła. Magdas kto zrozumie nas lepiej jesli nie ten kto przezył śmierć swojego kociego, psiego dziecka. Członka rodziny najlepszego przyjaciela. Nie cofniemy czasu ale mozemy zrobic jeszcze cos dobrego dac miłosc dom nastepnemu jak ty dałas Stefci, Kaśka Blance ja Bogusiowi i nie zapomnimy o tych co odeszły ale musimy zyc dalej .. Kasia Ś. 23 września 2021 Monika K., tak jak Magdas, Ewa A. i ja… uwierz pewnie każda z nas się nad tym zastanawiała czy pokocha nowego futrzaczka…ja przyznam szczerze nadal nie potrafię się otworzyć…ale jak Dziewczyny piszą, jest lepiej o tyle, że nie jest puuusto i tak przeraźliwie smutno…u mnie jeszcze Synek, który naprawdę odżył, aż mu się oczy śmieją…Kotka jest malutka, śpi z moim dzieckiem, bawi się z Nim (to ruska, więc dzieci uwielbia;)... Trzymam kciuki za nas wszystkie ;*;) Kasiu ja też do tej pory nie pokochałam Stefci tak mocno. Ale myślę że musimy się przyzwyczaić nauczyć i przyjdzie to z czasem. Jak przeżyjemy z nimi kilka lat też pokochamy bardzo te nasze nowe kotki. Powiem tak że Stefcia mi bardzo pomogła i zapełniła pustkę. Kocham ją ale inaczej. Ewcia też coś o tym wie prawda. Tak jak Magdas pisze kocha sie inaczej te nowe z nami krócej maja inne nawyki i przede wszystkim inne charaktery. No ale wszystkie czujemy ze jest lepiej radosniej i majac kolejne obowiazki tyle sie nie mysli. Moniko super decyzja bedziesz mniej smutna zobaczysz idajesz miłosc kolejnej was wszystkie serdecznie. Monkko ja tez bym dużo oddała zeby Spejsik tym bardziej ze w październiku miałby dwa jeszcze dni ze wyje i niechce mi sie żyć ale wiem że czekaja na mnie moje wszystkie zwierzaki i musze isc lepiej zobaczysz pokochasz z czasem tak jak Kiki to nowe malenstwo tylko trzeba dac sobie na wszystko czas. Ewuniu ja płaczę do tej pory a już rok minął u Zuzi a w niedzielę będzie rok jak umarła Tosienka. Wiem Twój Spejsik był malutki. Maje kotki były staruszki już ale tyle lat razem ze teraz jest bardzo ciężko. A Twoje maleństwo powinno być. Ale nic nie możemy zmienic zrobić. Wydaje mi się że zawsze będziemy wracać myślami do naszych Skarbów. Bo jak mogłoby być inaczej. Właśnie mamy inne zwierzaki i musimy mobilizować się żeby się nimi zajmować. Tak potrzeba na wszystko czasu. Moniko kochana pokochasz napewno i to bardzo. Magdas w niedziele myslami bedziemy z Tobą. Na pewno kazda znas pomysli o twojej sie i wspominaj te najlepsze momenty. Monika K. 24 września 2021 Oczywiście i ja będę o Tobie myślała..i Tosi. Kasia Ś. 24 września 2021 I ja przyłączam się, razem z moim Synkiem…pomyślimy o Tobie i Twojej kociej Przyjaciółce…jesteśmy z Tobą;* Dziewczyny jesteście kochane. Dajecie mi siłę. Mam nadzieję że też Wam choć trochę pomogłam dobrym słowem. Też myślę o Was uwierzcie mi. I każdej z osobna współczuję. Jesteście cudowne i niesamowite i takie mi bliskie. Dziękuję Wam z całego serca. Monika K. 27 września 2021 My Tobie tez..jesteś cudna.. Rany, jak nadal jest ciężko. Magdas jak dajesz radę? Dziewczyny, jak wszystkie dajecie radę. To wszystko tak boli. Wspomnienia są wspaniałe, tylko dlaczego nie można ich wspominać z istotką, która odeszła za TM. Baltazarem śnił mi się kilka razy- rany wiele bym dała aby się nie obudzić. A czy Wam śnią się tez Wasze skarby? Przytulam Was mocno. Ulka Kasia Ś. 28 września 2021 Tak Magdas jesteś cudowna i Twoje słowa nas wszystkie tu podnoszą z ziemi…ja dziś znów płakałam oglądając zdjęcia Truskaweczki…strasznie mi jej brakuje…nikt jej nigdy nie zastąpi! Nasza obecna koteczka jest radosnym maluchem, ale nie wiem, jakoś tak podświadomie nie jestem w stanie na razie nawiązać z Nią jakiejś bliższej relacji…na razie przyglądam się jej zabawom z Synkiem…na wszystko na pewno przyjdzie czas. Ściskam Was Dziewczyny:*, dla mnie wszystkie jesteście Wielkie;* Czy daje radę? Było bardzo ciężko i jest. Ale tak jak pisałam dzięki Wam jakoś sobie radzę. Wiem że nie jestem sama w cierpieniu bo Wy jesteście. To forum jest cudowne. Płaczę do tej pory ale nic nie mogę zmienić. Tłumaczę sobie że takie jest życie że każda z nas też odejdzie. Ludzie przeżywają w życiu tragedie i muszą sobie radzić. I Stefcia mi pomaga. Ale to już nie to samo. Nigdy nie będzie już tak samo. Monika K. 29 września 2021 Mi śni się codziennie...ciągle podświadomie wyobrażam sobie, że Ją spotkam...a potem płaczę... Kasiu wszystkie jesteśmy cudowne bo kochamy i rozumiemy drugiego człowieka. Kotek nie zastąpi Ci Truskaweczki. Ale poznasz przyzwyczaisz się i pokochasz. Kasia Ś. 30 września 2021 Dziękuję Wam bardzo Dziewczyny…ciężko mi niezmiernie;(. Z jednej strony radość mojego dziecka i kociaka, a z drugiej moje łzy i 13 lat życia z moją kocią Przyjaciółką, które po prostu się skończyły…czas na pewno jest mi potrzebny na przeżycie żałoby i oswojenie się z całą tą sytuacją…dzięki, że jesteście naprawdę;* Magdas 1 października 2021 Kasiu jak ja Ciebie rozumiem. Wiesz prawda? Ponad 17 lat z Zuziunia i prawie 13 z Tosienka. I straciłam Je w tak krótkim czasie. I nie pozbierałam się do tej pory i chyba nigdy to nie nastąpi. Szok. Teraz nowy kotek całkowicie inny, chociaż też persik. I naprawę dzięki wielkie że jesteście Wy dziewczyny. Pomagacie mi codziennie. Uwielbiam Was Całuje wszystkie i każda z osobna. Kasiu pokochasz maleństwo napewno ja pokochałam Stefcie nie tak jak tamte kotki ale kocham ją też bardzo. Jest inaczej ale one też są już nasze. Nic nie zmienimy a te koteczki cieszą się że mają wspaniałe domy. Całuski dla Synka. Niech będzie szczęśliwy z nowym kotkiem i Ty też. Będzie lepiej Kasiu za jakiś czas. 1 października 2021 Kasiu pokochasz zobaczysz tylko daj sobie czas .My cały czas myslami i sercem jestesmy z tymi co odeszli ale te nowe zwierzaczki predzej czy pozniej zdobywaja nasze jak piszesz potrzebny jest etap przejscia całej żałoby i pogodzenie z tym co sie stało .Nic mie zmienimy a trzeba zyc dalej a mozemy dopóki tu jestesmy dawac dobro. Monika K. 8 października 2021 No i przywieźliśmy do domu małą czarną kulkę (a miała być szara - jak Kitusia), ma kawałek białego brzuszka. Fryga, skacze, szczęśliwy kotek..z czasem pokocham bo widać po niej, że skradnie serce...ale w moim i tak na 1 miejscu jest Kiki i chyba nic i nikt tego nie zmieni... Magdas 8 października 2021 Cieszę się bardzo. Pokochasz napewno. I napewno nie zastąpi Ci Koki. Ale będzie lepiej. Magdas 8 października 2021 Kiki Małgorzata 8 października 2021 W tamtym tygodniu straciłam swojego małego chłopaczka Wiem co umarł mój ukochany Brytyjczyk wizycie w klinice i stwierdzeniu, że to zapalenie płuc,dostaniu antybiotyku i uspokojeniu, że wszystko w do domu,gdzie mój ukochany kiciek zaczął się nie pomogło... Zmarł na moich pękło mi na pół :-( Monika K. 8 października 2021 Małgosiu czas, tylko czas...współczujemy Ci z całego serca. Magdas 9 października 2021 Moniko kochana ogromnie się cieszę że masz już maleństwo. Nie zastąpi Ci Kiki tak jak mi Stefcia nie zastąpi Zuzi i Tosi. Ale One też już są naszymi skarbami ja nie wyobrażam sobie już domu bez Stefuni. Jest kochana inna i też moja. I Ty też Ja bardzo pokochasz bo od tej pory będzie Ci pomagać zobaczysz. Jak będzie Ci źle to Ja będziesz przytulać. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze Wam wszystkim dziewczyny. Małgosiu współczuję Ci bardzo bo daleka droga przed Tobą aby było lepiej. Ale jesteś z Tobą prawda kobitki Sebastian wolak 9 października 2021 Ja dziś straciłem swojego kota:(bardzo mądra była potrafila sobie otworzyć drzwi wskakując na klamkę. Zawsze chodziła za mną jak gdzieś szedłem mruchac i z ogonem do góry, a jak była w domu do syczała haha. Dzisiaj niestety jak szedłem na spacer to zobaczyłem mojego kota, nie mogłem uziwrzuc że to ona, auto ja potraciło :(. JAKĄŚ GNIDA TO ZROBIŁA SPECJALNIE, BO KOT ZOSTAŁ POTRĄCONY NA CHODNIKU I ZAWSZE UWAŻAŁA NA AUTA, UCIEKAŁA OD AUT. Nie mogę się pogodzić z jej śmiercią, płakałem bardzo długo, ale mam świadomość że jest już w lepszym miejscu i to mi daje siłę Kasia Ś. 10 października 2021 Monika K., jak my wszystkie Ciebie tu rozumiemy…cieszę się, że macie futrzaną kuleczkę w domu;*, nikt nigdy nie zastąpi Tobie Kiki, tak jak mi Truskawki…musimy się pogodzić z ich odejściem, choć to cholernie trudne…nasza Bianka też totalnie różni się od Truskawki, ale to dobrze, bo tak chyba nigdy nie przestałabym płakać. Trzymam za Was kciuki i pisz tu nam co u Was słychać;* Małgorzata 11 października 2021 Nie dodano mojego całego komentarza. Straciłam swojego małego chłopaczka Monika K. 11 października 2021 Dziękuję Wam dziewczyny...i to bardzo. Mia bardzo jest podobna do Kiki, choć czarna, ale zachowaniem przypomina szarego skarba. Jest przylepą a jednocześnie brykającym koziołkiem, tak zaczynam więcej się uśmiechać... Monika K. 11 października 2021 Sebastianie bardzo Ci współczujemy...to forum wspiera jak nikt. Kasia Ś. 11 października 2021 Małgosiu naprawdę nie wiesz jak bardzo mi przykro:*, pisz tutaj i płacz…potrzebujesz czasu, dużo, dużo czasu… Kasia Ś. 11 października 2021 Aga szczere wyrazy współczucia;*, Miki na zawsze pozostanie w Twoim serduchu…naprawdę wiemy tu wszyscy przez co przechodzisz i jesteśmy z Tobą! Kasia Ś. 11 października 2021 Sebastian ogromnie mi przykro;*, jesteśmy z Tobą, płacz ile potrzebujesz, pisz tutaj, to naprawdę pomaga. Wszyscy tutaj doświadczyliśmy ogromnej straty i rozumiemy Ciebie jak nikt inny. Trzymaj się! Małgorzata R. 11 października 2021 Czemu nie jest dodawany cały mój wpis ? Sklep internetowy 12 października 2021 Pani Małgorzato, staramy się dodawać na bieżąco wszystkie komentarze (w godzinach pracy sklepu tj. od poniedziałku do piątku 7:30-15:30). Nigdy nie ingerujemy w treść komentarzy i są przez nas dodawane z pełną treścią napisaną przez Państwa. W systemie otrzymaliśmy jedynie takie komentarze, które zostały zatwierdzone powyżej. Nie otrzymaliśmy niestety żadnego innego komentarza. Pozdrawiamy serdecznie Nat@lia 12 października 2021 Od 12 godzin siedzę i płacze..nasza kotka kochana ma przerwany rdzeń, nie kontroluje potrzeb swoich, ogon spuszczony wlecze po podłodze. Weterynarz stwierdził że nie ma ratunku dla niej. Jak podjąć tę decyzję skoro tak bardzo Ją kochamy:'( Kasia Ś. 12 października 2021 Nat@lia bardzo Ci współczuję;*, nikt tutaj nie powie Tobie jak podjąć decyzję…kiedyś usłyszałam od weterynarza, że największą miłością jaką można okazać cierpiącemu i nieuleczalnie choremu zwierzakowi, to pozwolić mu odejść…nie wiem, czy ja bym potrafiła;*, moja koteczka odeszła w ciągu kilku godzin, mimo fachowej klinicznej opieki, wcześniej nic jej nie dolegało…;*na nic nie miałam wpływu;*;( Nat@lia 12 października 2021 Tak, wiem że nikt nie powie jaką decyzję mamy podjąć, ale to że rozumieją mnie ludzie którzy przez to samo przechodzili jest dla mnie bezcenne:* dziękuję Kasia Ś. 12 października 2021 Nat@lia tutaj naprawdę możesz na nas liczyć…wiemy jaki to ogromny ból i smutek…jesteśmy z Tobą! Dziękuję zawsze Mikiś zostanie w moim i w mojej córki sercu i myślach tak jak i Wasze narazie jest bardzo ciężko,bo wszędzie w domu mi go brak...Wierzę, że są w lepszym świecie Was mocno. Magdas 12 października 2021 Współczuję Wam wszystkim. Jesteśmy z Wami kochani bo wiemy jak jest ciężko po stracie zwierzaczka. Trzymajcie się. 12 października 2021 Do Moniki Super ze kotek jest juz z wami Zobaczysz będzie troche mniej smutku wiecej usmiechu i radosci. A Kiki zawsze bedziesz kochac najmocniej i na zawsze bedzie w twoich myslach i sercu. Ja tez kocham Bogusia i Boni ale nadal batdzo tesknie za Spejsonem i wiem ze takiej więzi nie będę juz miała z nikim. Dane nam było byc razem krótko ale pokochałam go tak bardzo i takiej wiezi nigdy nie miałam z żadnym zycie jest zyciem a my mozemy dac szczescie nastepnym zwierzaczka. Magdas 12 października 2021 Natalio ja nie potrafiłam uśpić mojej ukochanej Zuzi. Leżała sparaliżowana kilka miesięcy i znowu zaczęła chodzić. Jak Ona się starała jak chciała żyć. Ja nie uspilam czekałam jak sama odejdzie. Opiekowałam się Nią najlepiej jak potrafiłam i nie żałuję bo ludzi też się nie usypia. Muszą żyć do końca. I teraz też bym podjęła taką decyzję. Drugi kotek umarł mi nagle. Dostałam szoku ale musimy żyć i cierpieć. Współczuję Ci bardzo zaglądaj tu pisz i płacz bo tu każdy Cię zrozumie i pomoże dobrym słowem. Trzymaj się. Marta 12 października 2021 Dzisiaj uspalysmy z mamą naszego psa 11 letniego Czarka. Był to duży pies w typie wilczura. Do połowy sierpnia był zdrowy, żadnych oznak choroby. Po ucieczce z podwórka zaczął lekko kuleć na przednia prawa łapę. Myslalysmy że to chwilowe, żadnego obrzęku , rany. Dosłownie nic tylko nie obciążał tej łapy i nie dojadal posilkow. Ale potem zaczął ją wluczyc za sobą strasznie schudł i zaczęliśmy szukać weta ortopedy. Po tygodniu się udało i w końcu wykonano mu RTG łapy i szok. Rak kości i drugie RTG klatki piersiowej a tam trzy przerzuty do płuc. Nogi się nam ugięły. Nie ma ratunku dla psa . Eutanazja bądź leczenie paliatywne. Wybieramy leczenie. Pies dostał sterydy i leki przeciwbólowe. Po dwóch dniach to zaczął być ten sam pies co kiedyś , jadł za dwóch , biegał i skakał. To znowu nasz cudowny Czarek. Nie chciałyśmy się poddawać chociaż mówiono że już powinnyśmy go uśpić. Niestety po dokładnie 23 dniach na lekach pies zrobił się apatyczny. Wiedziałam że jest gorzej ale miałam dalej nadzieję że może jutro( niedziela) będzie jednak lepiej. Ale pies zaprzestaje jeść. Próbuje go skłonić do jedzenia , zachęcam i nic. W poniedziałek pies jeszcze wstaje i macha ogonem ale oczy są przygaszone i nie je. Podejmujemy decyzję że jeżeli do następnego dnia dalej będzie głodny to już musimy skrócić mu mękę i uśpić go bo to lepsze jak śmierć głodową i bólu. We wtorek pies nie podnosi się na nasz widok i jest smutny a mi serce pęka. Po pracy wiem że musimy jechać do weta i zakończyć mękę Czarka. Najgorszy dzień jaki mógł dziś być. Mamy urodziny a my usypiamy psa. Czas pożegnać przyjaciela a tu szok pies wstał na nasz widok ,macha ogonem i podskakuje ale dalej nie je. Obiecuję sobie w duchu że wejdę ja do weta i wyrecze mamę w tej ciężkiej chwili bo to w sumie jej pies ale w aucie się rozklejam i nie potrafię opanować łez. Wywożę psa na śmierć a on się cieszy jakby był zdrowy. Wymieklam. Do gabinetu wchodzi tylko mama a ja zapłakana zostaje w aucie. I mam wyrzuty sumienia że zabijamy przyjaciela . I niestety jakiś młody facet stojący przed gabinetem komentuje i zagłada jak się usypia psa . Zagłada na mnie i wie że ja to wszystko słyszę i widzę a on do tej swojej flądry bo był z dziewczyną śmieje się z tego że usypiamy psa i nie szczędzą oboje komentarzy że szkoda na to kasy i za czym płakać. Mama wychodzi a ja nie wytrzymuje tych psychopatów i pytam się czy to takie śmieszne jak ktoś musi pomimo walki uspic swojego schorowanego na raka psa? Pytam się tak to cię śmieszy, i nie wytrzymuje i mówię żeby sobie do tyłka zajrzał a nie śmiał się z tego że ktoś usypia kochane zwierzę. I może nie powinnam tak mówić ale na odchodne dodałam że mam nadzieję że kiedyś będziesz w podobnej sytuacji a ktoś ci będzie się śmiał w oczy . Od niechcenia powiedział przepraszam. Ale tylko dlatego że ludzie zrozumieli że pies jest wyniszczony choroba a nie zagłodzony. Wiem że zrobiłyśmy dobrze ale mam wyrzuty sumienia bo on chyba wyczuł że coś mu zrobimy i dlatego pokazał że ma jeszcze siłę wstać i być przy nas. Śpij spokojnie i bez bólu kochany piesku. Przepraszam że nie udało się nic więcej dla ciebie Czaruś zrobić Nat@lia 13 października 2021 Magdas dziękuję za te słowa. Zaraz jedziemy do innej przychodni weterynaryjnej szukać dla naszej Pusi ratunku. Cały czas mam nadzieję, że tamta Pani doktor myliła sie... trzymajcie za nas kciuki. Magdas 13 października 2021 Natalio napisałam Ci co ja zrobiłam. I też nie było nadzieji bo moja Zuzia miała kardiomiopatie i była staruszka. Ale teraz też bym postąpiła tak samo. Ale to jest indywidualna sprawa każdego. Pamiętaj niezależnie jak postąpisz nikt Cię tutaj nie ocenia. Tu każdy pomaga i wspiera. To forum jest niesamowite. 13 października 2021 Do Marty Bardzo współczuję straty Czarka wiem jak to jest jesli musimy podejmowac decyzje o uspieniu psiaka .Ja najpierw straciłam Spejsona miesiac później musiałam uspic Aleksa miał chłonniaka i juz bardzo cierpiał syerydy ani przeciwbolowe nie pierwsze dni potem bedzie lepiej wspiminaj te najlepsze chwile i płacz bo ten bol tez trzeba bedzie ci zle pisz tu wszystkie dziewczyny wiedza co przezywasz i zawsze mozna liczyc na wsparcie i dobre ktorych spotkałas ..poprostu brak słow ale karma wraca Pozdrawiam trzymaj sie. Julita 13 października 2021 Ja też uśpić mojego półrocznego brytyjczyka - miał że mną tylko i aż 4 m-ce,w tym 3 prawie codziennie u weterynarza (zastrzyki, syropy,tabletki, itd.).Zrobiłam wszystko, by był jak najdłużej że mną, ale niestety nie udało się. Każdy dzień był podporządkowany Simbie, nic nie planowałam w swoim życiu, jego zdrowie i samopoczucie było w poniedziałek jego oddech był już tak szybki i sprawiał mu kłopot, że nie mogłam patrzeć jak się męczy. I stało się....Serce pękło mi na 100 tysięcy kawałków Julita 13 października 2021 Ja też uśpić mojego półrocznego brytyjczyka - miał że mną tylko i aż 4 m-ce,w tym 3 prawie codziennie u weterynarza (zastrzyki, syropy,tabletki, itd.).Zrobiłam wszystko, by był jak najdłużej że mną, ale niestety nie udało się. Każdy dzień był podporządkowany Simbie, nic nie planowałam w swoim życiu, jego zdrowie i samopoczucie było w poniedziałek jego oddech był już tak szybki i sprawiał mu kłopot, że nie mogłam patrzeć jak się męczy. I stało się....Serce pękło mi na 100 tysięcy kawałków Magdas 13 października 2021 Moniko Ewo i Kasiu jesteście mi takie bliskie jesteście cudowne. Potraficie wesprzeć pomoc pocieszyć każdego. Mi pomagacie każdego dnia gdyby nie Wy nie wiem jakbym sobie poradziła. Czuję z Wami trzema tu szczególna więź. A jak Wasze nowe zwierzaczki pewnie są cudowne i kochane. I myślę że więcej się uśmiechacie dzięki nim. Kasiu Twój Synek jest szczęśliwy teraz prawda. Moniko kochana a Twoje maleństwo. I Ewuniu Twoje psiaczki też są cudne prawda. One nie zastąpią naszych Skarbów ale będzie nam lepiej. A kochać będziemy nasze Aniołki najbardziej. Trzymajcie się. Natalko jesteśmy z Tobą pamiętaj. Te dziewczyny które wymieniłam są niesamowite cudowne i kochane. Pisz do nas płacz Monika K. 13 października 2021 Dobrze mu powiedziałaś, debil...i tyle. Co jest z tymi ludźmi?? Zrobiłaś co mogłaś, Czarek to wiedział dlatego merdał ogonem. On chciał pocieszyć Ciebie. Trzymaj się..jesteśmy z Tobą. Nat@lia 14 października 2021 Dziewczyny bardzo dziękuję że jesteście. Sytuacja u nas wygląda następująco wczoraj byliśmy u innego weterynarza i sytuacja z naszą Pusia jest bardzo ciężka ale nie jest dać jej i sobie trochę czasu bo możliwe jest że jeżeli obrzęk zejdzie to czucie wróci i nie będzie problemu z potrzebami jej. Jedyne co to pewne jest że nawet jeżeli wróci nerw do sprawności to ogonek będzie musiała mieć amputowany bo w nim nigdy czucie nie wróci.. najważniejsze co dla mnie powiedział to że ona teraz nie cierpi, tylko nie czuję ale to nie jest cierpienie dla niej..wiem że napisałam to trochę bez ładu i składu, ale mam nadzieję że mnie rozumiecie co mam na myśli. emocje cały czas biorą górę Kasia Ś. 14 października 2021 Magdas, wiesz, że to działa w dwie strony, a właściwie w cztery;). Dziewczyny jesteście „WIELKIE”!!! Dziękuję za Was i za to forum! U nas powolutku czas płynie. Poznajemy się z Bianką, a mój Synek jest naprawdę cały szczęśliwy. Widzę jakie wypracowali sobie z Bianką rytuały;). Rano ona budzi go liżąc po nosie;), a on biegnie do kuchni po smakołyk i jej daje…bawią się razem świetnie…a ja cóż…przyglądam się, dbam o nią jak mogę, ale serce dalej płacze…brakuje mi Truskawki i ta pustka zostanie chyba już ze mną na zawsze;*;( Marta 14 października 2021 Dziękuje Wam dziewczyny za wsparcie. To był piesek mamy ale ja z nim mieszkałam wiele lat i był też moja rodzina. Tęsknię za nim chociaż wiem że już nie cierpi. Rak kości u psa jest najgorszym nowotworem u psa. Nawet amputacja zajętej łapy nic by nie dała. A objawy występują dopiero w zaawansowanym stadium. To niesprawiedliwe że zwierzęta tak cierpią. Mam sama swoje trzy pieski 13 letniego chorego na raka Drako ale póki co ma się świetnie a także 8 letniego adoptowanego Maxa i 5 letnia sunie - Niunie która ktoś wyrzucił do lasu. Drako i Czarek wychowywali się przez kilka lat razem. U Drako wet nie kazał ruszać guzów bo może mu się pogorszyć a ja się boje ze jest odwrotnie bo poszło mu na węzeł chłonny pod pachą . Wet mówił że pies żyje z rakiem kilka miesięcy a po leczeniu do roku a mój jakoś kula ponad dwa lata z tym dziadostwem . Staram się nie myśleć że być może znowu będę musiała podjąć tak trudną decyzję więc rozpiescilam ten swój mały zwierzyniec co nie miara. Chce żeby były szczęśliwe. Mieszkam blisko mamy i Czarka widziałam bardzo często. To był kochany piesek i uwielbiał pieszczoty. Nasze wszystkie psy to mieszance. Suczka która przygarnęłam ktoś wyrzucił szczenna do lasu. Miała 9 psiaków. I pamiętam jak dziś że w 3 tyg straciła mimo wszystko pokarm i pomagałem jej je wykarmić . Wszystkie przeżyły i znalazłam im domy. Jedna suczkę z tego miotu wzięła moja mama. Nie została więc bez pieska ale Czarek był jej " starszym bratem ", naszym psim synkiem. Monika K. 15 października 2021 Mia łobuzuje..taki ma czas. Ale są momenty, że się do mnie przytula, wita gdy wracam z pracy. Mniej paczę ale niema dnia bym nie myślała o Kiki. Magdas 15 października 2021 Moniko ja myślę cały czas o Zuzi i Tosi. Nie ma godziny żebym nie myślała. Dzis zmarł mój najlepszy przyjaciel Harry kot- nie to był mój towarzysz powiernik przytulas. Nie umiem sobie poradzić są momenty że nie chce mi się żyć. Wiem że niektórzy powiedzą kot nie przesadzaj A ja powiem jeden z ważniejszych członków mojej rodziny .Nigdy go nie zapomnę. Mąż mówi że muszę się z i być może kupić nowego kota -ma rację ale w sercu moim na razie jest Harry i długo go nie nie wiem gdzie jestes ale bardzo mi Ciebie brakuje twojego burczenia proszę wróć do mnie ! Harry AGA 3007 17 października 2021 W piątek zginął tragicznie mój 1,5 roczny Bąbelek. Rozpaczałam cały piątek i nie przespałem całej nocy nie mogłam dać sobie rady. W sobotę razem z mężem przygarnęliśmy szczeniaka. Jest zupełnie inny niż Bąbelek, ale teraz wiem że muszę się zająć opieką nad nim. Minął dopiero drugi dzień więc dalej rozpaczam i mam czasem myśli czy dobrze zrobiłam że zdecydowałam się na nowego małego pieska. Może powinnam odczekać ogodzić się z odejściem Bąbelka ale czasu już nie cofnę. Krzysztof 19 października 2021 Przepraszam, bo jestem mężczyzną, a tutaj piszą same Kobiety, ale nie mam gdzie podzielić się moim bólem, ogromnym bólem. Teraz odchodzi właśnie mój Przyjaciel. To jest mój kochany mądry piesek. On jest moim przyjacielem od 13 lat. On umiera. Nie mogę sobie z tym poradzić. Ja go kocham tak bardzo, bardzo. To tak bardzo boli. Krzysztof 19 października 2021 Przepraszam, bo jestem mężczyzną, a tutaj piszą same Kobiety, ale nie mam gdzie podzielić się moim bólem, ogromnym bólem. Teraz odchodzi właśnie mój Przyjaciel. To jest mój kochany mądry piesek. On jest moim przyjacielem od 13 lat. On umiera. Nie mogę sobie z tym poradzić. Ja go kocham tak bardzo, bardzo. To tak bardzo boli. Mojego Harego nic i nikt nie zwróci. Serce pęka krwawi A ja dalej zyc muszę. Płacze rodzina się o mnie martwi A biorę silne leki na uspokojenie .Bede mieć teraz dwa koty. Kocham te zwierzęta ale wolę żeby utrzymywaly że sobą bliską więż niż ze mną. Będę o nie dbała., opiekowała i zawsze będę przy nich ale z boku .Haregp nikt nie zwróci codziennie jestem na jego grobie i płacze ale to nie prxumosi ukojenie. Proszę pomóżcie przejść przez to straszne cierpienie ta niemoc ten ja już nie mam sily Magdas 19 października 2021 Kochani jak Was pocieszyć nie wiem. Ale wiem przez co przechodzicie. Mnie bardzo boli do tej pory. Jest lepiej ale niestety boli i tak już zostanie. Ja tez kocham bardzo moje koteczki moje aniołki. Płaczcie piszcie tu do nas bo my wiemy jak Wam jest ciężko. Ja już tyle razy pisałam że gdyby nie to forum to bym oszalała. Tu jest niesamowite wsparcie. Krzysztofie i Ewo potrzeba dużo dużo czasu ale kiedyś będzie lepiej. Niestety musimy żyć bez Naszych Skarbów. Ale jak wszędzie go widzę i słyszę. Ciągle mój wzrok ucieka w miejsca które zajmował. Podłoga w kuchni schody w korytarzu parapet w salonie kanapa wszędzie czuje jego obecność. Tak bardzo chce żeby wrócił.... Magdas 19 października 2021 Ja tez bym bardzo chciała żeby wróciła moja kochana Zuzi i Antosia. Niestety to niemożliwe. Musimy płakać i żyć Ewuniu. Każdej z nas jest ciężko dlatego jesteśmy tu razem żeby było choć trochę lżej. Przytulam Was mocno. Krzysztof 20 października 2021 Mój Przyjaciel, mój Piesek już umarł. Umarł wczoraj, wkrótce po moim pierwszym wpisie. Trudno mi z tym żyć, bez niego nic nie jest takie samo. Walczyliśmy o jego życie. Nie udało się. Jeszcze dwa dni temu już chory, ale przywitał mnie, gdy wszedłem do domu. A teraz …. pustka, cierpienie jego bliskich. Kocham go tak bardzo, bardzo mocno. Chciałbym go znów mieć przy sobie. To boli, to boli, to boli …. Irek 20 października 2021 Dziś straciłem swojego przyjaciela w postaci Świnki Morskiej "Kubusia" Nie mogę sobie miejsca znaleźć , nie chce mi się do domu wracać. To był mój najprawdziwszy przyjaciel. Pochowałem go z szacunkiem i ogromna pustka. Monika K. 20 października 2021 Ewo i Krzysztofie to normalne , że ich widzicie wszędzie...teraz płakać, wspominać...i nie wstydzić się, że cierpicie. To jedynie świadczy o tym jakimi jesteście ludźmi...dobrymi i wrażliwymi. Piszcie tutaj...Anioły, które tu są pomogą...wiem co piszę.. Magdas 21 października 2021 Moniko a jak Twoje kochane maleństwo. Przyzwyczajasz się już do nowej rzeczywistości. 24 października będzie rok jak przywiozlam Stefcie. I naprawdę to była dobra decyzja chociaż cały czas jest trudno. I juz tak zostanie. Mi też nie chciało się wracać do domu ale odkąd mam nowego kotka to się zmieniło. A nasze Aniołki zawsze będą z nami. Ja tęsknię i ktoś powie głupie A ja codziennie jestem na grobie Harego noszę napisane listy do niego , zabawki .... Dziękuję za okazane wsparcie .Ból jest nie do zniesienia ale muszę żyć. Mam córki i one mnie potrzebują ale kot zostanie na zawsze w moim sercu. Mój przyjaciel Harry .Trzymajcie się cieplutko kochajcie swoje zwierzaki bo mój Harry odszedł niespodziewanie ale wiem że nigdy nie zrobiłam nic aby był choć jeden dzień nieszczęśliwy. 21 października 2021 Dziewczyny mojego Bogusia pożadliły pszczoły Włozył łepek w gniazdo cały roj go obsiadł mial chyba sto ukaszen Dzisiaj ciezka noc za nami popoludniu na kolwjne kroplowki Trzymajcie kciuki za moje malenstwo. 21 października 2021 Dziewczyny mojego Bogusia pożadliły pszczoły Włozył łepek w gniazdo cały roj go obsiadł mial chyba sto ukaszen Dzisiaj ciezka noc za nami popoludniu na kolwjne kroplowki Trzymajcie kciuki za moje malenstwo. Trzymam kciuki oby wszystko skończyło się dobrze Monika K. 21 października 2021 Trzymamy...wszyscy. Magdas 21 października 2021 Ja też trzymam kciuki. Mam wielką nadzieję że będzie dobrze musi znać Ewuniu. Całuski dla Bogusia. Monika K. 21 października 2021 Mia jest słodka..rozrabia...wiadomo, ale jednocześnie się przytula i daje już miziaczki i baranki. Tak...jest lepiej, ale do Kitusi jeżdżę co tydzień. Opowiadam maleństwu o Niej , pokazuję filmiki...wiecie, że patrzy z zaciekawieniem.. Ona wie, że moje serce jest i będzie zajęte dla Kitusi, ale chyba nic sobie z tego nie robi bo nieźle dokazuje. Z czasem i Mię pokocham, ale trzeba sporo czasu. Magdas 21 października 2021 Pokochasz jak ja już pokochałam Stefcie. Ona też są naszymi Skarbami. A z czasem powstanie więź. Zuzi i Tosi nic i nikt mi nie zastąpi. Też opowiadam Stefusi o jej starszych siostrzyczkach. Wstawiam im kwiatki i palę lampeczke codziennie. Mam kącik poświęcony im i jest mi lżej. I nie wstydzę się tego. Monika K. 21 października 2021 I bardzo dobrze.. Myślałam że czas leczy moim przypadku niestety nie jest to prawda. Piątek A ja czekam jak Harry zejdzie z pokoju z góry i przytuli się do moich stóp bawiąc się moim pantofle podgryzujac moje palce u stóp. Tak bardzo mi to brakuje .Dom pusty ..... Tak tęsknię że serce pęka. Irek 22 października 2021 Dwa dni mija od śmierci mojego Kubusia a ja chyba jakiegoś świra dostaję, wszędzie go widzę , schylam się do klatki której już nie ma w tym miejscu. dzisiaj rano zacząłem robić mu śniadanko warzywne takie jak świnki dostają. Dopiero po chwili skojarzyłem że nie mam już mojego pupilka. Jakie to jest przykre, do żony powiedziałem że oddałbym samochód aby on do nas wrócił. Jestem bardzo twardym facetem ale mój pupilek rozłożył mnie na łopatki. Nie chce mi się do domu wracać. Nigdy nie sądził bym że taka więź może powstać między człowiekiem a świnką. jest bardzo ciężko. Magdas 25 października 2021 Potrzeba dużo czasu. Ja też się nie pogodziłam ze śmiercią moich Skarbów. Ewa tak czas goi rany ale blizny też bolą. Mój ból nigdy nie zmaleje. Najgorsza jest tęsknota i wspominania. Z moim kotem przeżyliśmy dużo przygód, różnych śmiesznych sytuacji i zabawnych .Czesto o nim myślę i płaczę .Tak bardzo że słów brak .Wiem że kiedyś minie ten ból ale jeszcze nie teraz ..... Ania L. 26 października 2021 21 października uśpiłam mojego kotka - Ślepusia, miał około roku. Adoptowałam go w sierpniu tego roku. Był ze mną bardzo krótko, ale nie mogę sobie poradzić z tą śmiercią. Zachorował na FIP, gdy poszłam do weterynarza było już a późno, po spuszczeniu płynu z brzuszka, przestał funkcjonować, nie miał siły się podnieść, nie panował nad ciałem, ciężko oddychał. Cały czas się zastanawiam, czy by żył gdybym poszła do weterynarza wcześniej, czy eksperymentalna metoda leczenia przyniosłaby efekty. Obwiniam się, że może jeszcze trzeba było podać mu płyny, ogrzać, że nie zrobiłam dla niego wszystkiego co mogłam. To pogorszenie stanu zdrowia było tak nagłe. Tak był apatyczny, mniej jadł, miał duży brzuch od płynu (wtedy myślałam że przytył) ale się ruszał, wchodził na łóżko, funkcjonował normalnie. A tu nagle taki "zjazd", obserwowanie tej agonii było straszne, ta bezsilność. Mam jeszcze dwa koty, to już seniorzy ale w tej chwili moje serce jest złamane, czuje się pusta, a wszystko co robię bezsensowne. Monika K. 26 października 2021 No cóż, ja płaczę jak jadę do pracy...a tam pytają co mi jest. Ci którzy wiedzą nie pytają, tylko przytulą. W nowej pracy nawet nie mówię...myślę o Kiki niemal cały czas. Rozmawiam z nią..mi czas też nie leczy ran. Mia jest kochana, ale z nią rozmawiam o Kiki... Monika K. 26 października 2021 Irku można nawiązać taką właśnie więź z każdym zwierzaczkiem...my na tym blogu to wiemy, dlatego tak bardzo cierpimy i tęsknimy za naszymi skarbami. Minął już ponad tydzień od śmierci mojego kotka .Mniej już płaczę choć czasami łza mi się zakręcić w oku. Nigdy nie myślałam że może być tak duża więż miedzy człowiekiem a zwierzątkiem. Chciałam wszystkim podziękować za okazane współczucie. Za słowa otuchy i nie zawsze rozumieją i czasem nie świadomie głoszą głupie komentarze .W takim nieszczęściu dobrze jest jest mieć takich wokół siebie co choć trochę zrozumieją ogrom nieszczęścia. Trzymajcie się wszyscy cieplutko dbajcie o swoich pupilów. Jestem z Wami duchem i sercem. Dobrze, że jesteście Magdas 27 października 2021 U mnie już tyle miesięcy a też płacze i myślę o Zuzi i Tosi ciągle i stale. I tak będzie do końca mojego życia. Więź która miałam z Zuzia była niesamowita. Cudowny kochany kotek i tyle lat razem. A Tosienka była cudownym buziakiem. Też prawie 13 lat. Więc trudno jest teraz bez nich. Ciężko. Ale nic nie poradzimy kochani. Całuski dla Wszystkich. Kasia Ś. 27 października 2021 Tak jak Monika K. i Magdas napisały, czas pomaga oswoić się z tą pustką, ale ból pozostaje…minęły 3 miesiące, a mi nadal tak bardzo brakuje Truskaweczki…płaczę, choć już nie tak często. Bianka wprowadziła do naszego domu dużo pozytywnej energii. Ewo, czasem ze zwierzaczkiem można stworzyć głębszą i bardziej prawdziwą relację niż z niejednym człowiekiem…i nie ma tu znaczenia czy to kociak, świnka, szczurek…Każde zwierzątko to część naszego życia, członek naszej rodziny…Pozdrawiam Was wszystkich gorąco:* Magdas 28 października 2021 Kasiu wiesz jak mi brakuje moich kotków Zuzi i Tosi. To moje córeczki za nimi okropnie tak jak Ty za Truskaweczka Monika za Kiki i Ewa za Spejsonkiem. Pisze o Was bo jesteście mi tutaj najbliższe. Wiem że wszyscy tęsknimy. Ale przyznajcie że jest lepiej z nowymi zwierzaczkami. One też są już nasze. Żeby tylko zdrowo nam się chowały. Ewuniu a jak Boguś daj znać. Małgorzata R. 28 października 2021 4 listopada będzie miesiąc jak nie ma ze mną mojego ❤️ Aslna miał tylko 8 miesięcy wyć mi się chcę z tego wszystkiego codziennie to mogę sobie poradzić z jego stratą a nikt z rodziny nie rozumie mojego bólu i do końca swojego życia będę siebie obwiniała tylko swoje kochane dziecko .Mam tylko nadzieję że się spotkamy po drugiej stronie. Małgosiu nie wiem czemu siebie obwiniasz, ale to rozumiem bo ja też obwiniam tylko siebie .Do dziś nie rozumiem czemu tak się musiało stać. Ale staram się sobie to tlùmaczyc .Serce boli ale nie zmienię już tego co się stało. Rodziną wspiera ale powoli też mają dość łez szlochów spacerów na grób Harego .Wiem, że trudno ale staraj się myśleć pozytywnie .Mi pomaga jak oglądam zdjęcia i śmieje się z tych fotografii. Wspominam mojego pupila i też jak ty mam nadzieję że się jeszcze spotkamy .Trzymaj się i może to Cię pocieszy A może nie ale są osoby które mają taką samą tęsknotę w sercu jak Ty Kasia Ś. 29 października 2021 Magdas dokładnie wiem, jak brakuje Tobie Twoich kocich córeczek, tak samo jak mnie i pewnie wszystkim nam tutaj:*…i masz rację, te nowe futrzaczki są już nasze, nigdy nie zastąpią Tych, które odeszły, ale działają trochę jak balsam na zbolałe serducho…i tak oby były z nami długo długo w zdrowiu i radości! Ściskam Was mocno! Monika K. 30 października 2021 Mi zaczęło być trochę lepiej kiedy Mia zaczęła się do mnie przytulać...może to jest taki moment. Edyta 31 października 2021 5 października umarła moja naukochańsza tylko 2,5 cudowna i przesliczną moją lalunią ktora nadawała sens mojemu sens a teraz zycie stalo sie bez ma mojego Sloneczka najukochanszego na swiecie,ktore chodzilo ze mna krok w poltora roku bylysmy nierozlacznie bardzo Ja kocham ze nie chce mi sie bez Niej silnych lekow nie moge sie pogodzic z Jej bezsensowną bedzie miesiac jak nie ma mojej Skarbuni kolo dziennie i oddalabym wszystko zeby moc sie przytulic do mojej Abuni kochanej,zeby pomerdala mi ogonkiem i patrzyla w moje oczy swoimi kochanymi CIE MOJA ABUNIU. 5 października umarła moja naukochańsza tylko 2,5 cudowna i przesliczną moją lalunią ktora nadawała sens mojemu sens a teraz zycie stalo sie bez ma mojego Sloneczka najukochanszego na swiecie,ktore chodzilo ze mna krok w poltora roku bylysmy nierozlacznie bardzo Ja kocham ze nie chce mi sie bez Niej silnych lekow nie moge sie pogodzic z Jej bezsensowną bedzie miesiac jak nie ma mojej Skarbuni kolo dziennie i oddalabym wszystko zeby moc sie przytulic do mojej Abuni kochanej,zeby pomerdala mi ogonkiem i patrzyla w moje oczy swoimi kochanymi CIE MOJA ABUNIU. Monika K. 4 listopada 2021 Edyto trzymaj się...teraz musisz przejść wszystkie etapy żałoby. Wiem to trudne...jesteśmy z Tobą. Małgorzata R. 4 listopada 2021 Dzisiaj mija miesiąc jak nie mam mojego małego sobie poradzić z tym bólem który z każdym dniem jest krzyczeć z tej rozpaczy!!!! Małgosiu wiem jak Ci ciężko. Mój ból nie minął do tej pory i juz nigdy nie minie. Wczoraj miałam gorszy dzień splakalam się strasznie. Tęsknie bardzo za moimi kotkami. Monika K. 5 listopada 2021 Ja też płaczę codziennie...wystarczy, że jestem chwilę sama... Dziś jest rowny miesiac jak nie ma mojej Abuleńki mojej kochanej Abci, placze codziennie od miesiaca Edytko a ja płaczę od 26 lipca 2020r i 26 września 2020r. I będę płakać do końca życia. Moja Zuziunia i Tosienka pozostawiły po sobie ogromną pustkę. Trzymaj się. My tu wszyscy Cię bardzo dobrze rozumiemy. Ewuniu co z Bogusiem. Daj znać martwię się. Ale mam nadzieję że jest ok. Małgorzata R. 13 listopada 2021 Dziękuję dziewczyny za miłe słowa są bardzo ważne dla wiem że ten ból nigdy nie minie bo ja to wszystko widziałam jak on zginął i to siedzi w mojej głowie i ciągle to widzę,Aslan to było moje najmłodsze oczko w głowie moja mała też wiem że muszę się podnieść z tego bo mam jeszcze 3 kochane psiaki Ajsze 1,5roku (siostra Aslana) Bruno (4 lata ) i Lusia ( 3 lata uratowaliśmy ją przed zabiciem)są wspaniałe i wiedzą że śmierć Aslana strasznie przeżywam,Ajsza gdy tylko usłyszy mój płacz od razu jest przy mnie tuli się i liże mnie po kochany mix owczarek niemiecki-kaukaz ale charakter ma owczarka taki duży przytulas a Lusia to mały przytulas i strasznie uparta ale również kochana .Brakuje mi tylko do tej trójki Aslana ale może przyjdzie czas na następnego psiaka to już mi serce podpowie. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuję za wsparcie . Wojtek L 14 listopada 2021 Wczoraj o godz. 15/05 pożegnaliśmy naszego prawie 15 letniego przyjaciela, synka Rudzika. Nie wiem co będzie jutro. Ogromny ból, tęsknota i poczucie winy za poddanie Go eutanazji. On tak mi ufał a ja ....... To co napiszę może będzie dla innych okrutne i tak się czuję ale uwierzcie mi nie wiem na prawdę co mnie podkusiło. Mąż mówi mi że mogło to być zbiegiem okoliczności a ja mam ogromne poczucie winy z którym nie mogę sobie poradzić,chodzę I płaczę wszędzie widzę moją kochaną kiciulke która miała może ok 5mies, przybłąkała się zabidzona a teraz jej nie ma. Zawsze dostawała swoje specjalne dla maluszków puszeczki do jedzenia,odrobaczalam ją konsultując że specjalistą a zabrakło mi rozumu do tego by zakupić specjalny płyń na pchły tylko podaliśmy z mężem jej krople przeznaczone dla psa. Była to tylko jedna mała kropelka a ja uważam że to ją zabiło. Rano gdy ją zobaczyłam wyglądała jakby dostała ataku padaczki, pojechałam do weta tam dostała kilka zastrzyków ale nic nie pomogły. Powiedział że to padzczka,chociaż zadowolona się zdarza u małych kotów. Leki nie zadziałały i musiał ją uśpić. Boże ile bym dala żeby cofnąć czas,poczucie winy mnie zjada. Wszędzie ją widzę i ogromne za nią tęsknię Monika K. 15 listopada 2021 Wojtku nie wiń się, pewnie ni było wyjścia. Monika K. 15 listopada 2021 Edyto, tego nie możesz wiedzieć, a jeżeli tak to na pewno nie świadomie. Każdy z nas popełnia błędy, nawet takie że nasze słoneczka mogą ucierpieć. Czy zaniechanie, czy brak smyczy, mój chomik bo ściółka była czymś zakażona..ważne, że dałaś mu mnóstwo miłości.. Mama Yody 16 listopada 2021 Czy ja nie mam pecha, albo już sama nie wiem 22 października tego roku szłam na tutejszy bazarek. Niemal na środku drogi zauważyłam czarną, puchatą kuleczkę. Koteczka, na oko niecałe 3miesiące. Wokół nikogo i żadnej kociej matki. Zabrałam. Czyste uszy, idealne futerko. Wet niczego nie stwiedził. Jak dla mnie była może nieco za spokojna jak na takiego kociaka, ale stwierdziłam, musi odespać. Wielką miłością od razu obdarzyła mojego sześciomiesięcznego kocurka, stali się nierozłączni. Nie szczepiłam, bo kaszlała i kichała, co było ostatnią niedzielę wieczorem zawołała dwa razy po swojemu, tylko tak jakoś ochryple. Była też niezainteresowana jedzeniem. W nocy z niedzieli na poniedziałek obudziły mnie odgłosy wymiotów. Dużo dźwięków pracującej przepony, bardzo mało wodnistych wymiotów. Rano, wczoraj 15 listopada zaczęłam szykować się do veta. Tylko kiedy chciałam zapakować ją do transporterka okazało się, że wczołgała sie pod sofę...i tam odeszła. Była jeszcze ciepła, kiedy ją stamtąd wyciągnęłam. Umarła z otwartymi oczkami. I do końca życia spojrzenie tych martwych oczu będzie mnie już prześladować. Co przeoczyłam, nie było żadnych wcześniejszych objawów. Co to było? Czy to możliwe, żeby mój kocurek, szczepiony już, przyniósł z lecznicy gdzie był kastrowany coś, co sam przeszedł bezobjawowo? Mam takie wyrzuty sumienia, może gdybym ją zostawiła tam, gdzie była to spokojnie by żyła? Nie wybaczę sobie tego. Zasadzę jej kwiatka i wrzucę zdjęcie na Ogród Wiecznej Szczęśliwości. Była taka śliczna. Jeśli to komuś pomoże to na tamtej stronie można zostawić wspomnienie i zdjęcia właśnie. Do zobaczenia, maleńka Sheilo. I wybacz, nie mam szczęścia do czarnych kotek. A A Magdas dziewczyny, z Bogusiem juz wszystko tym samym czasie gdy jeździliśmy do naszego weterynarza z Bogusiem zaczęły chorować nasze katar itd myśleliśmy że to koci katar dostały tabletki ale nic lepiej. Pakujemy jedziemy do wet okazuje się że to nie koci katar tylko wirus atakujący płuca i uķład oddechowy .Codziennie jezdzimy kroplowki zastrzyki leki do domu. Niestety trójka kotków odeszła prawie jeden po smutek bezradność ale trzeba zadbac o resztę. Nasz weterynarz mowi ze ma okres ze codziennie trafia do niego kilkanaście kotow z tym wirusem ogolnie bardzo dużo młodych kotkow przegrywa ta walkę .Reszta jest na lekach mam nadzieję że dadza rade. Ewuniu nawet nie wiesz jak mi przykro. Nie wiem co Ci napisać brak słów. Cieszę się że z Bogusiem dobrze. Pamiętaj jesteśmy z Tobą myślami. Kochana trzymaj się. Płacz jak potrzebujesz. Przytulam Cię bardzo mocno. Kasia Ś. 19 listopada 2021 Ewcia jesteśmy z Tobą! Ciężko coś napisać, gdy serce rozrywa się na kawałeczki z bólu po stracie…Zrobiłaś wszystko co mogłaś, i dalej robisz dla całej reszty;*! U nas Bianka na dobre zagościła się w naszych serduchach, choć smutek i tęsknota za Truskaweczką jest taka sama jak kilka sekund po jej odejściu;(…Tęsknię za Nią w każdej minucie i opowiadam o Niej Biance… nie wiem czy mnie rozumie, ale mruczy wtedy jak najęta…ściskam Was dziewczyny mocno;*! Kasia Ś. 19 listopada 2021 Ewcia jesteśmy z Tobą! Ciężko coś napisać, gdy serce rozrywa się na kawałeczki z bólu po stracie…Zrobiłaś wszystko co mogłaś, i dalej robisz dla całej reszty;*! U nas Bianka na dobre zagościła się w naszych serduchach, choć smutek i tęsknota za Truskaweczką jest taka sama jak kilka sekund po jej odejściu;(…Tęsknię za Nią w każdej minucie i opowiadam o Niej Biance… nie wiem czy mnie rozumie, ale mruczy wtedy jak najęta…ściskam Was dziewczyny mocno;*! Przeczytałam wpisy osób które straciły pupila, wiem że nie jestem sama w tym bólu , mój 14 letni Brytyjczyk odszedł a ja to rozstanie znoszę coraz gorzej, wiedziałam że będzie trudno ale nie sądziłam że aż tak pozdrawiam wszystkich Minął miesiąc jak nie ma Harego .Mam nowe kotki ale tego żalu i smutku nie są w stanie ukoić. Tak strasznie tęsknię Hary błagam wróć Wczoraj, tj 20 listopada o odszedł mój ukochany kocurek Benek. Miał zle badania moczu. Prawdopodobnie nerki miał chore. Leczenie nie powiodło się. Strasznie mi go brakuje. Umarł na moich rękach. Taki kochany i łagodny. Nie wiem jak poradzić sobie z jego stratą :( Mam jeszcze 5 innych kotów ale i tak strasznie za nim tęsknię. Małgorzata R. 22 listopada 2021 Myślałam,że będzie lepiej a wcale nie coraz gorzej nie mogę nawet oglądać zdjęć z Aslanem .Ostatnio zaczęłam oglądać film Komisarz Alex i nie mogłam wytrzymać musiałam wyłączyć za bardzo za nim i ból juz zawsze ze mną zostanie .To juz mój ciężar do końca życia. Tak Małgosiu ja też tak myślę. Też będę tęsknić i płakać do końca życia. Pisałam nieraz o tym. Monika K. 22 listopada 2021 Niestety macie rację, ten ból już z nami zostanie. Trzymajcie się. Moniko a jak Twoja Bianka. Założę się że jest kochana prawda. I juz nie wyobrażasz sobie domu bez Niej. Monika K. 23 listopada 2021 To prawda, już bym Jej nie oddała, choć łobuzuje za 3. To super bo masz wesoło teraz. Moja Stefcia już tak nie rozrabia ma 1,5 roku prawie więc już spoważniała. Wiesz Moniko ale tęsknie okropnie za Zuzia i Tosia tak jak Ty za Kiki. Ciężko jest ale choć trochę lepiej z nowymi kotkami prawda. Kasiu a jak Twoje maleństwo i jak Synek pewnie szczęśliwy. Całuski dziewczyny kochane. Kasia Ś. 24 listopada 2021 Magdas, u nas Synuś dokazuje z koteczką jak szalony. Widzę między nimi niesamowitą więź…choć jak tylko wracam z pracy Bianka czeka na mnie przy drzwiach jak piesek;). Jest zupełnie inna niż Truskaweczka, kocham ją, ale w zupełnie inny sposób - nawet nie potrafię tego wytłumaczyć…ciągle tak bardzo bardzo boli ten brak i świadomość, że Truskaweczki już nigdy nie zobaczę…ehhhh… Ściskam Was dziewczyny mocno;* Kasiu mam dokładnie tak samo. Moniko a Twój koteczek ma na imię Mia przepraszam Cię pomyliłam z kotkiem Ewy. Pomyliłam z kotkiem Kasi. Monika K. 26 listopada 2021 To nic Magda, zapamiętać wszystkie nasze skarby..tęsknię każdego dnia, ból nie zmalał, ale Mia się stara, kocha, mizia.. Dziewczyny jak u Was jak się trzymacie. Ja do tej pory mam ciężkie chwile. Tęsknie za moimi kotkami bardzo. Drugie święta teraz będą już bez Zuzi i Tosi. Zuzia zawsze wypijała wodę z choinki a Tosia zrzucała bombki. Smutno prawda. Ale dobrze że mamy nasze maleństwa. Pozdrawiam Was i całuje mocno. Dlaczego strona jest zmieniona. Na tamtą jak się wchodziło to było widać czy da nowe wpisy a teraz nie ma. Czy nie można zrobić tak jak było Sklep Hunter Polska 1 grudnia 2021 Pani Magdo, wygląd strony naszego sklepu internetowego został zmieniony w całości. Niestety nie mamy możliwości zmiany sekcji bloga (jest jedną z wielu kategorii). Adnotacja odnośnie dodania komentarza pojawia się na górze strony. Pozdrawiamy serdecznie Dziękuję za odpowiedź ale nie widzę dodawania komentarzy. Wtedy było czytelnie widać było czy ktoś napisał. A teraz trzeba schodzić w dół. Ale skoro nie można to trudno. Poza tym forum jest fantastyczne. Pomaga Nam wszystkim bardzo. Ja nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy tutaj nie zaglądać i nie pisać. Też serdecznie pozdrawiam. Rzeczywiście wygląda inaczej...gorzej. Sklep Hunter Polska 1 grudnia 2021 Pani Magdo, dziękujemy za miłe słowa. Jeśli chodzi o wygląd to sekcja bloga jest dodatkiem do oprogramowania sklepu internetowego Shoper i nie mamy wpływu na jego wygląd. Pozdrawiamy serdecznie i dziękujemy, że są Państwo z nami! Te święta będą dla mnie najgorsze. Nawet nie umiem ich sobie wyobrazić, bez mojego najukochańszego Baltazarka. Tęsknie bardzo za Nim i oddałabym wszystko, aby być tylko z Nim. Ula ja też oddała bym wiele żeby mieć swoje koteczki. Ale niestety takie jest życie i wszyscy umrzemy. Ciężko bardzo ale pozostało nam tylko płakać tęsknić i wspominać. Trzymaj się my tu wszyscy czujemy tak samo. Magdas przed nami pierwsze święta bez Truskaweczki:(((…zawsze pod choinką miała prezenty od Mikołaja…płakać mi się chce…ciężko będzie…zobaczymy jak Bianka zareaguje na choinkę i w ogóle jak to wszystko będzie wyglądało…trzymam za nas wszystkie kciuki i dawajcie znać Dziewczyny;* Parę dni temu straciliśmy pieska. Niestety obwiniam trochę siebie i weterynarza. Żałuję że nie zmieniłem juz weterynarza pół roku temu, bo miałem takie myśli. Weterynarz badał pieska około tydzień przed śmiercią... robił nawet usg i nic nie zobaczył, nie wiedział co jej jest. Po paru dniach podawania leków nie poprawiało się, więc pojechałem do innego. Zrobili usg i się okazało, że trzeba ją operować. Poprzedni weterynarz nic nie wykrył za co go winię teraz. Niestety nie dożyła operacji, zmarła następnej nocy. Sebastian K. 5 grudnia 2021 Krótka, ale bardzo bolesna historia o Psotku. Końcem września 2021 roku przyszedł, kręcił się obok nas zataczając spirale wciąż się zbliżając. Ignorowaliśmy go i przepędzaliśmy, nie byliśmy gotowi na zwierzaka. Nie próbowaliśmy go głaskać, aż siadł w takim miejscu, że trzeba było go przesunąć i dotknąć - zaczął głośno mruczeć (kochana kicia). Na drugi dzień to samo... W końcu daliśmy kocurkowi schronienie i jedzenie. Po jednym dniu poczuł się jak u siebie z zadartym ogonem biegał, psocił i cały czas mruczał - śmialiśmy się, że nigdy nie złapie żadnej myszy, jak będzie taki głośny. Nasze życie ze spokojnego zmieniło się w "kocie", żyliśmy życiem Psotka (ok. 5 miesięcznego zwierzaka) - zabawa, jedzenie i sen. Nigdy nie udrapał (chował pazury), gryzł delikatnie, a jak był blisko twarzy to lizał po nosie, albo po włosach mrucząc. Był tak towarzyski, że chodził jak pies przy nodze - śmialiśmy się, że to kotek-piesek. Odprowadzał mnie do pracy..., a jak się zawołało to biegł bez opamiętania - naprawdę dziwne żyjątko, ale bardzo, bardzo kochane. Nie umiał miauczeć (tylko raz słyszałem, jak przez przypadek został przydepnięty, bo zawsze leżał na przejściu), a tak wydawał dźwięki... pi, pi, pi jak myszka :-))). W sobotę roku biegał (szalał) po podwórku, gdy pracowałem obok domu. Był wszędzie, gdzie tylko mógł wejść, ale cały czas w zasięgu...(jak zawsze), gdy tylko poszedłem w inne miejsce kotek był zaraz obok i bawił się. O godz. zrobiłem ostatnią fotkę jak skakał po gałęziach drzewa, o godz. został zabity (wszedł na mało ruchliwą ulice), ślady krwi świadczyły, że uderzony przeszedł jeszcze 1,5m, położył się i umarł samotnie (zaledwie 10m ode mnie). Wiem, kto to zrobił, wiem, że jechała za szybko... i podobno zagadała się, ale nie miała odwagi powiedzieć nawet przepraszam (udawała, że nie jechała, a potem, że nie wie o czym mowa). Facet stwierdził "nic ci nie zrobią, to tylko zwierzę". Wyleczyliśmy kotka z robaków, pcheł i świerzbowca - jak już było wszystko dobrze, to został zabity - nasz kotek, szczęście - nasz kochany Psotek. Naprawdę trudno jest zrozumieć DLACZEGO...?! Psotek był z nami zaledwie 2,5 miesiąca, przeżył ok. 8 miesięcy i zginął - żyjątko oddane, kochane, beztroskie i szczęśliwe. Tęsknimy teraz bardzo, bardzo mocno... za naszym rudym Psotkiem! Bardzo, ale to bardzo mi przykro. Psotek choć tyle miał miłości. A takich ludzi nigdy nie zrozumiem, stało się, a nawet nie potrafiła się przyznać...serce krwawić będzie...ale już Wiecie ile to radości..i wybrał właśnie Was.. Tak Magda, masz rację że wszyscy umrzemy. Tylko dlaczego nasze Słoneczka ukochane odeszły tak wcześnie. Wiem, że miały u nas Wszystkich dobrze, dużo miłości, szacunku ..., a mimo to i tak boli. Tak bardzo się cieszyłam, że 11 listopada będziemy obchodzić Jego 10 urodzinki a 29 grudnia br. że będziemy świętować równe 5 lat jak jest ze mną. Dobrze, że zostały w mym sercu (w Waszych również) te wspaniałe i bezcenne wspomnienia. Mam nadzieję, że moja pamięć nie będzie szwankowała i będę wspominać Go do końca świata i jeden dzień dłużej. Współczuję Wszystkim co stracili swoje Skarby i mocno przytulam. Ulka Ula nawet nie wiesz jak mi jest źle tyle czasu już minęło od śmierci moich kotków. Ale muszę sobie to jakoś tłumaczyc żeby jakoś nie mozemy zrobić tylko płakać i wspominać nasze Aniołki. Moje kotki żyły długo szczególnie Zuzia miła 17 lat i 7 miesięcy. Zżyta byłam strasznie z Nimi. I jest mi strasznie. Mam nowego kotka ale już nic nie będzie takie samo. To prawda...Mia chyba wie jak bardzo tęsknię za Kiki, bo naprawdę szybko zaczęła się przytulać, rozśmieszać mnie. Już nie wspomnę jak bardzo się cieszy kiedy wracam z pracy...piski i ocieranko... Moniko mam to samo że Stefcia. Zachowuje się tak jakby chciała mnie pocieszać. Pieszczoch niesamowity z niej. Wita mnie też jak wracam do domu chodzi za mną jak piesek w nocy się przytula. Jest niemożliwa. Kocham Ją bardzo. Choć to nie to samo ale dużo dużo lepiej. Moniko mam to samo że Stefcia. Zachowuje się tak jakby chciała mnie pocieszać. Pieszczoch niesamowity z niej. Wita mnie też jak wracam do domu chodzi za mną jak piesek w nocy się przytula. Jest niemożliwa. Kocham Ją bardzo. Choć to nie to samo ale dużo dużo lepiej. Monika K. 10 grudnia 2021 Faktem jest, że to inna miłość...ale łapię na tym w pracy , że jak wrócę do domu to Ona znowu zrobi taniec miłości... Fakt pomaga... Kochane dziewczyny…mam tak samo…Bianka na powitanie zawsze przy drzwiach, krzyczy jak najęta i wskakuje mi od razu na ręce - jak dziecko;)…śmieszna jest…Ostatnio szukałam w szafie spódnicy i znalazłam ją razem z sierścią Truskaweczki…rozryczałam się w sekundę i oczywiście nikt nie rozumiał dlaczego;(((…tak baaaardzo bardzo za Nią tęsknię;* Dziewczyny odeszły nam dwa kolejne kotki Wirus zebrał żniwo. Mam nadzieję że to rok nie był dla mnie łaskawy. Za dużo pożegnań z małymi z was wie jak to boli ..Piszecie o swoich nowych kotkach Mi tez dają dużo radości moje małe bulwy. Bogus jest tak podobny do Spejsika a Boni jest zupełnie tyle radosci kazdego je bardzo ale nie ma wieczoru zeby łza się nie zakreciła jak pomyślę o Spejsiku. Każde rozstanie jest bolesne i zostanie juz z nami na zawsze ale dajemy dobro tym nowym zwierzaczką a one kochaja całymi małymi serduchami bezinteresownie za nic.. KrzysztofW 15 grudnia 2021 Zmarł mój jedyny i największy przyjaciel Fred :(( Byłem przy jego narodzinach, żona karmiła go butelką. Nie wiem czy mogę tak porównać ale kot był dla nas jak kolejne dziecko. Przeżył z nami 13 lat i 6 miesięcy. Ból rozrywa mi serce. Jest mi bardzo ciężko, pisząc to ciągle płaczę. Przepraszam ale myślę że mnie zrozumiecie. Tak rozumiemy Krzysztofie nawet nie wiesz jak bardzo. Dla mnie moje kotki były i są bardzo ważne i też były i są do tej pory moimi dziećmi. Do końca życia będę tęsknić wspominać i płakać. Ciężko dlatego pisz tutaj tu nikt nie ocenia tylko rozumie i współczuję. Krzysztof, rozumiem to doskonale. ja swojego Baltazarka też traktowałam jak własne dziecię, nawet mówiłam wszystkim, że to mój pierworodny synek. Ewa, Krzysztof tak bardzo mi przykro. Monika K. 15 grudnia 2021 Tu są Anioły, które wspierają... Tak Moniko bez tych Aniołów czyli Was ja bym nie dała rady. Ewcia bardzo bardzo współczuję;*, teraz już musi być u Ciebie tylko lepiej!!!Krzysztof uwierz mi, nawet nie wiesz jak doskonale wiem co przeżywasz…to jest taki ból w sercu, którego nie da się opisać żadnymi słowami…;( ja nadal płaczę, choć już nie tak często (moja Koteczka też odeszła w wieku 13 lat). Trudny czas przed Tobą…wspieram i współczuję z całego serca;* Ewuniu bardzo Ci współczuję. Mam nadzieję że to już koniec nieszczęść. Pamiętaj że my jesteśmy z Tobą myślami i sercem. Cieszę się że z Bogusiem dobrze. Oby reszta kotków była z Tobą długo Boguś Boni i cała reszta koteczkow. Nasze nowe Skarby są kochane i pomagają nam żyć. Trzymaj się Ewcia. Moniko cieszę się że masz Mie i jestes uśmiechnięta. Ja swoją Stefcie uwielbiam i nie wyobrażam sobie domu bez Niej. Chociaż jest inaczej tak jak pisałam wcześniej ale dużo lepiej. Całuski dla Was wszystkich. Ewuniu bardzo Ci współczuję. Mam nadzieję że to już koniec nieszczęść. Pamiętaj że my jesteśmy z Tobą myślami i sercem. Cieszę się że z Bogusiem dobrze. Oby reszta kotków była z Tobą długo Boguś Boni i cała reszta koteczkow. Nasze nowe Skarby są kochane i pomagają nam żyć. Trzymaj się Ewcia. Moniko cieszę się że masz Mie i jestes uśmiechnięta. Ja swoją Stefcie uwielbiam i nie wyobrażam sobie domu bez Niej. Chociaż jest inaczej tak jak pisałam wcześniej ale dużo lepiej. Całuski dla Was wszystkich. Z okazji zbliżających się Świąt życzę Wam wszystkiego co najlepsze żebyście mimo wszystko były i byli szczęśliwi. Zdrowych pogodnych i spokojnych Świąt kochane moje pomocnice Moniko Ewo i Kasiu. Dziękuję Wam że jesteście. W czerwcu odeszła moja koszatniczka, prawie wszyscy piszą tu o większych zwierzętach, a przecież te małe też można traktować jak członka rodziny. Wróciłam z zakończenia roku, a moja mała popiskiwała, była już wtedy chudziutka nie mogła prawie nic jeść, przerosły jej siekacze. Pojechałam z mamą do weta, pani ją zważyła i powiedziała, że ona cierpi i że najlepiej dla niej bedzie żeby ją uśpić. Ja wtedy nie myślałam i się zgodziłam. Pani zapytała czy chcę być przy niej jak będzie ją usypiać ale ja nie dałam rady. Wróciłam do domu z moją myszką w pudełku. Zakopaliśmy ją pod brzozą w ogrodzie. Jej dwie przyjaciółki też są pochowane pod brzozą. Pierwsza odeszła około 3 lata temu, jej następczyni żyła najkrócej zablokowała się w kołowrotku, miałam ją niecały rok. Minęło ponad pół roku odkąd odeszła, miała na bródce guzek, chciałam już wtedy ją zabrać do weta ale tata mnie przekonywał że to tylko jakieś zadrapanie i że zaraz zejdzie, nie zeszło. Wiem że pojechałam na ostatnią chwilę, gdybym pojechała wcześniej może dałoby się coś zrobić, teraz mogłam ją już tylko uśpić albo pozwolić jej dalej cierpieć. Pozbyłam się wszystkiego co do niej należało, zostawiłam tylko piłeczkę którą się bawiłyśmy jak zabierałam ją z klatki, trochę ją turlała, a trochę podgryzała. Płacze jak to pisze, strasznie za nią tęsknię. W dodatku myślałam o psie i nie wiem czy jestem na to gotowa, poza tym nie wiem nawet jak powiedzieć o tym rodzicom. Strasznie chciałabym mieć kogoś kto mógłby mi ją zastąpić, ale miałabym wrażenie że zdradzam moją najlepszą przyjaciółkę Emilia, współczuję Tobie z całego serca. Wszyscy wiemy co przeżywasz, niezależnie od tego czy zwierzątko jest malutkie czy też większe – miłość jaka Nas łączyła z naszymi Skarbami i jaka pozostanie w naszym sercu na zawsze, pokazuje jakimi jesteśmy ludźmi, wrażliwymi, tęskniącymi. Oj, jak ja bym chciała cofnąć czas. Co do zdrady, to nie myśl tak – możesz dać życie i szczęśliwy dom następnej bezbronnej istotce, która tego potrzebuje. Jestem pewna, że Twoja koszatniczka też by tego chciała. Emilio ja już pisałam wcześniej że nie ważne jest jakie to zwierzątko było nasze było najkochańszy i najpiękniejsze. A czy to kotek piesek myszka kózka itp to płaczemy i tęsknimy za nimi bo były naszymi przyjaciółmi i dziećmi członkami naszej rodziny. A tęsknota nie minie nauczymy się żyć na nowo ale to już coś innego. Ja swoje koteczki będę kochać do końca swojego życia. Mam teraz nowego koteczka i kocham ją bardzo ale moja Aniołki zostaną moimi Aniołkami na zawsze. Cieszę się bardzo że jest tyle ludzi co tak potrafią kochać zwierzęta. Monika K. 20 grudnia 2021 W pełni zgadzam się z Magdą...kochamy i nie przestaniemy.. Magdas dziękuje za życzenia Tobie również życzę spokojnych i radosnych świąt i zeby Nowy rok był dla nas szczesliwszy i łaskawy dla naszych zwierzakow. Cieszę sie ze znalazłam to forum bo uwierzyłam na nowo w ludzi Jest nas tylu kazdy z inna historia i kazdy pogrążony w swoim smutku tęsknocie Dziewczyny Kasiu Moniko zycze wam również spokojnych udanych świąt Pozdrawiam cieplutko . Zdecydowanie kochamy i kochać będziemy zawsze!!!Takiej miłości się po prostu nigdy nie zapomina! Na te nadchodzące dni wszystkim Wam tutaj życzę przede wszystkim zdrowych wesołych Świąt! Tak sobie myślę, że Nasze zwierzaczki tam za tęczowym mostem też na pewno mają Święta i nie chciałyby żebyśmy się smucili…wiem, że łatwo nie będzie, ale trzeba próbować…Magda, Monika, Ewa - Was szczególnie ściskam Świątecznie i życzę Waszym obecnym futrzaczkom dużo dużo zdrówka;)))i smakołyków pod choinką;)! Dwa dni temu umarła nasza kochana chomiczka nie miała nawet roku,nagle silne zapalenie płuc jeszcze kilka godzin wcześniej wszystko było dobrze pomimo szybkiej interwencji weterynarza nie udało się uratować małej jest nam strasznie przykro pewnie za jakiś czas zdecydujemy się na zwierzaka ale obecnie nie mamy odwagi Adrianna Bielka 28 grudnia 2021 Ja kupilam krolika a on po 2tygodniach zdechl a byl jeszcze maly bardzo cierpialam plakalam czulam sie jakby wciaz tu byl ale go nie ma ciagle sie za jego smierc obwinialam ja wciaz tego nie pojelam a teraz gdy to pisze normalnie lzy mi sie phaja do oczu bardzo go kochalam bardzo, nada widze go przed oczami czuje sie jakby tu byl ale go nie ma jest po nim tylko klatka kochalam kocham i bede kochac na zawsze o czuje jakby tu byl a wtedy jestem silniejsza bo czuje jakby muj krolik tu byl. Adrianna Bielka 28 grudnia 2021 Ja kupilam krolika a on po 2tygodniach zdechl a byl jeszcze maly bardzo cierpialam plakalam czulam sie jakby wciaz tu byl ale go nie ma ciagle sie za jego smierc obwinialam ja wciaz tego nie pojelam a teraz gdy to pisze normalnie lzy mi sie phaja do oczu bardzo go kochalam bardzo, nada widze go przed oczami czuje sie jakby tu byl ale go nie ma jest po nim tylko klatka kochalam kocham i bede kochac na zawsze o czuje jakby tu byl a wtedy jestem silniejsza bo czuje jakby muj krolik tu byl. Mój kochany Lukuś odszedł 17grudna2021r. Ból i rozpacz w sercu ogromna. 13 lat razem, mój przyjaciel najukochanszy towarzysz wspólnych spacerów. Bylt taki inteligentny, dobry, spokojny i do końca ufny. Z art na moich rękach po krótkiej chorobie. Mimo mojej reanimacji nie dało przywrócić go do życia. Core serduszko, tarczyca, po usg okazało się, że guzy na wątrobie i prostacie. Dostał leki było już lepiej. Dzień przed śmiercią nawet zaczął szczekać I zjad zmiksowane jedzonko. Miałam nadzieję, że mojemu przyjacielowi już lepiej. 17 był już słabszy nie chciał jeść pić dawałam mu strzykawką siedział cały czas na moich rękach przytulny do mnie. Serduszko było mu coraz wolniej. Mimo reanimacji nie udało nam się przywrócić do życia. Płakaliśmy z synem jak dzieci serce pękło na milion kawałków. Nie ma po co wychodzić do parku, ścieżki znajome boleśnie przypominają miejsce, które lubił Lucky. Mój przyjacielu jak żyć po twojej stracie. Za tydzień mieliśmy swuetiwac5twoje 13 urodzinki. Boże Narodzenie było trudnym czasem świętowania nie mogłam się pozbierać śpię z twoją lamą i tulę I głaszcze ją bo czuje twój zapach. Tak boli strata kochanego przyjaciela nigdy już nie będzie tak samo. Wiem, że kiedyś się spotkamy teraz pewnie soaceduhesz z moim tatą po drugiej stronie tęczy. Kocham cie i tęsknię. Mój Pimpusiu-Lukusiu. Beatko tak mi przykro i zapewne nam wszystkim. My wiemy co teraz przeżywasz. Ja też miałam jednego kotka 13 lat a jednego ponad 17. Umarły mi prawie jedna po drugiej moje dziewczynki kochane. I został smutek żal i tęsknota do końca życia. Współczuję Ci bardzo u mnie minal już ponad rok a ja nie pogodziłam się z ich strata. Ciężko bardzo ale my tutaj pomagamy sobie żeby jakoś żyć. Trzymaj się z czasem będzie trochę lżej ale ból nie minie tylko przyzwyczajamy się z nim żyć. Wczoraj umarła o 20:20 Kicia Pycia, miała tylko 6 miesięcy. Miałam dac jej szczęście, miłość i domek przywożąc ja 400 km do nowego domu. Zabrałam ja z mrozu i miejsca gdzie nikt jej nie kochał. Była ze mną tylko 2 tygodnie, ale nie mogę przeżyć że nie dostała tego co jej obiecałam. Umarła na chore serduszko, za późno się zorientowałam że ma inne choroby niż koci katar i robaki. Już nie pobiega za kuleczka i sznureczkiem, miała całe życie przed sobą. Miała przełamane czarne serduszko na główce, powinno mi to dać do myslenia..serce mi pękło na drobne kawałki... Już ja pokochałam, była takim słodkim kotkiem... Wszystko bym zrobiła teraz inaczej ale jest za późno.. Monika K. 3 stycznia 2022 Żyć trzeba...ale jak widać większość z nas nie pogodzi się do końca życia...po prostu się nie da.. Tak Moniko nie pogodzimy się do końca życia. Dobrze że sobie pomagamy bo inaczej byłoby bardzo kiepsko. Tak Moniko niektórzy sobie nie poradzą nigdy. Ta strata jest ogromna. Do końca życia będziemy płakać. Jest źle bez naszych zwierzątek. Dobrze że jest nasze forum. Monika Błażejczyk 3 stycznia 2022 jak tam u was Moniko Magdas Żyjemy oddychamy wykonujemy różne czynności. Lecz kazdego dnia tęsknimy płaczemy pamiętamy kochamy. Tak Ewuniu masz rację żyjemy robimy oddychamy. Ale to wszystko jest teraz że tak powiem bez smaku. Ja co kilka dni mam gorszy dzień i muszę się wypłakać żeby potem jakos żyć. Trzymajcie się dziewczyny moje kochane i odzywajcie bo jesteście bardzo bardzo potrzebne. Monika K. 4 stycznia 2022 Moniko nie jesteśmy w stanie przewidzieć....u mnie też objawy dawały, że to przeziębienie...a to serce..nic nie pomogło, z dnia na dzień odeszła..teraz też widzę... Ta mała kulka dostała i tak dużo...trzymaj się. 10 grudnia 2021r. rano zginął potrącony przez auto psychicznej baby, która zrobiła to specjalnie i jeszcze sie smiała..nic nie mogę z tym zrobić bo "nie mam dowodów" i tak mu życia nie przywrócę.. mój najukochańszy przyjaciel miał ponad 13 lat był ze mną przez wszystkie moje etapy życia/szkoły/pracy nie umiem bez niego żyć..przez ostatni rok bardzo poświęcałam się swojej działalności, która była najgorszym moim pomysłem zabierała mi cały mój czas gdy wracałam z biura to i tak siedziałam na laptopie i tak w kółko wychodziłam z nim tylko na chwile na krótkie spacery myślałam, że sama obecność wystarczy..jaka ja byłam głupia,,ostatnie miesiące dały mi ostro po dupie robiłam wszystko aby ratować te głupią firme wszyscy kazali mi zawiesić albo zrezygnować z biura bo to koszty itp a ja nie słuchałam bo ciągle miałam nadzieje..a teraz mi wszystko jedno nienawidze już tej firmy nienawidze togo że mogłam zrezygnować z biura i być w domu częściej nienawidze tego że nie umiem zarządzać czasem..gdy wracałam to już było ciemno bo to jesień,zima..zero spacerków tyle co sobie pochodził sam(na wsi) to był taki mądry piesek tak inteligentny..wszechświat dawał mi znaki jakieś głupie sny o pogrzebach jakieś 'przepowiednie' na tiktoku o stracie i nowym początku ja byłam załamana bo mój tata był w tym czasie w stanie krytycznym na covid i myślałam że on umrze i cały czas byłam taka nieobecna otępiała nic go nie przytulałam.. widziałam jak na mnie patrzył ale ja nie chciałam aby mnie widzial w tym stanie i sie od niego oddalałam..obiecałam sobie że następnego dnia pójdziemy na spacerek będę tylko dla niego..i wypuściłam go w nocy na pole i już nie wrócił..poszedł sam na ostatni spacer.. kupiłam mu jego ulubione przekąski i nawet ich mu nie dałam bo chciałam je zostawić na "później"tak by sie cieszył..przepraszam najmocniej..nikt w domu nie rozumie mojego bólu nikt nie zdaje sobie sprawy jaka wieź nas łączyła wszyscy moi znajomi i rodzina śmiała mi się w twarz że to tylko pies i mi przejdzie żebym sie lepiej martwiła o ojca. Ja już nie mam nikogo na tym świecie kto by mnie kochał tak bezwarunkowo..mam ogromne wyrzuty sumienia, że nie bawiłam się z nim częściej, że nie robiłam mu pysznego jedzenia że nie dbałam jak powinnam..zawsze go chroniłam przed innymi a to ja go najmocniej raniłam..moje jedyne słońce. nigdy nie zapomne jego smutnego wzroku a ja nic nie zrobiłam nic boże świety jak ja mogłam ja nie zdawałam sobie sprawy z tego co robie jak sobie przypominam moje dni..nie moge w to uwierzyć że odszedł smutny..nienawidze sie tak z nim taka szczęśliwa nie chciałam nawet myśleć że go zabraknie..jeśli bym pomyślała to spędzałabym z nim czas jakby codziennie był jego ostatni dzień..tak wiele rzeczy zrobiłam źle.. teraz to ale to ogromnie przepraszam kocham Cię! Iza, tak bardzo mi przykro i rozumiem - wszyscy tutaj to rozumieją co teraz przeżywasz. Trzymaj się mocno. Dwa lata temu wykryliśmy guza u mojej kotki, przeszła operacje, okazał się nie złośliwy i było już dobrze. Niestety po latach rak powrócił.. tym razem złośliwy z przerzutami. Tydzień temu musiałam podjąć najtrudniejsza decyzje. To działo się tak szybko.. byłam z nią do końca, tuliłam, całowałam, mówiłam do niej a ona mrugnęła do mnie spokojnie dwa razy i zasnęła Małgorzata 11 stycznia 2022 Wczoraj musiałam zdecydować się na uspanie mojego kochanego yorka Małgorzata 12 stycznia 2022 Musiałam podjeść decyzje o uspanie swojego kochanego yorka Monika K. 17 stycznia 2022 Bardzo ale to bardzo Wam współczuję.. Był to dla mnie najtrudniejszy dzień. Zapamiętał go na zawsze. 20 stycznia przed wyjściem do pracy odszedł mój ukochany shitzu- Max. Miał 12 lat i 9 miesięcy. Odszedł na moich rękach. Odczuwam ogromy żal, smutek, rozpacz. Nie umiem się pogodzić z tym, co się stało. Był energiczny, inteligentny, rozumiał mnie, a czasem śmiałam się, że umie ze mną rozmawiać. Problemy zaczęły się przed Bożym Narodzeniem. Wymioty, biegunka, podejrzenie o anginę, antybiotyki, podwyższony mocznik, kroplówki. Były dni kiedy wierzyła,że będzie moim dawnym Maxem. Wiem,że walczył, a ja razem z nim. Zastanawiam się, czy zrobiłam wszystko, aby mu pomóc. Przyjmował kroplówki, które na chwilę polepszały jego samopoczucie, przestał jeść, karmiłam go strzykawką i wierzyłam, że przeżyje. Miał siłę walki. Kryzys nastąpił po ostatniej kroplówce, osłabienie, powiększone węzły chłonne, szmer w płucach, nie potrafił wytłumaczyć pogorszenia się jego samopoczucia. Pamiętam jego ostatni oddech i oczy, które patrzyły na mnie. Nie umiem pogodzić się z jego odejściem, a jest mi zdecydowanie trudniej, bo jestem singielką. Był moim wiernym i ukochanym przyjacielem. Cały czas płaczę. Myślę,że nigdy się z tym nie pogodzę. Starałam się walczyć o niego, ale nie wiem czy zrobiłam wszystko, aby go Cię kocham Maxiu. Był to dla mnie najtrudniejszy dzień. Zapamiętał go na zawsze. 20 stycznia przed wyjściem do pracy odszedł mój ukochany shitzu- Max. Miał 12 lat i 9 miesięcy. Odszedł na moich rękach. Odczuwam ogromy żal, smutek, rozpacz. Nie umiem się pogodzić z tym, co się stało. Był energiczny, inteligentny, rozumiał mnie, a czasem śmiałam się, że umie ze mną rozmawiać. Problemy zaczęły się przed Bożym Narodzeniem. Wymioty, biegunka, podejrzenie o anginę, antybiotyki, podwyższony mocznik, kroplówki. Były dni kiedy wierzyła,że będzie moim dawnym Maxem. Wiem,że walczył, a ja razem z nim. Zastanawiam się, czy zrobiłam wszystko, aby mu pomóc. Przyjmował kroplówki, które na chwilę polepszały jego samopoczucie, przestał jeść, karmiłam go strzykawką i wierzyłam, że przeżyje. Miał siłę walki. Kryzys nastąpił po ostatniej kroplówce, osłabienie, powiększone węzły chłonne, szmer w płucach, nie potrafił wytłumaczyć pogorszenia się jego samopoczucia. Pamiętam jego ostatni oddech i oczy, które patrzyły na mnie. Nie umiem pogodzić się z jego odejściem, a jest mi zdecydowanie trudniej, bo jestem singielką. Był moim wiernym i ukochanym przyjacielem. Cały czas płaczę. Myślę,że nigdy się z tym nie pogodzę. Starałam się walczyć o niego, ale nie wiem czy zrobiłam wszystko, aby go Cię kocham Maxiu. Magda Polak 24 stycznia 2022 Do Izy z 5stycznia. Iza, współczuję Tobie jeszcze bardziej pieskowi. Ale powiedz, jak mogłaś wypuszczać psa samego na dwór? To jest proszenie się o nieszczęście, wiesz? Jak nie chora baba to samochód, trucizna, zły człowiek. Nie rozumiem ludzi. ? Monika K. 24 stycznia 2022 Sylwio jak każdy z nas potrzebujesz czasu...tak po prostu. Teraz płacz i wspominaj swoje słoneczko... Sylwia my tutaj Ciebie rozumiemy jak nikt. Ja już przeżyłam niejeden najtrudniejszy dzień. Wiem jak Ci ciężko my wszyscy wiemy i współczujemy Ci bardzo się kochana kiedyś będzie trochę lepiej. Ja do tej pory płacze po moich koteczkach. I było mi bardzo ciężko że nie miałam siły wstać z łóżka i iść do pracy i wogole. Niewyobrażalam sobie życia bez Zuzi i Tosi ale niestety musimy żyć dalej bez naszych Ci dużo siły. Monika Kasia i Ewa mi pomogły i dzięki ich pomocy daje radę. Dziewczyny kocham Was. Bardzo dziękuję za dobre słowa i Wasze kochane. Monika K. 25 stycznia 2022 Wzajemnie... Sylwuniu musi upłynąć dużo czasu żeby było lepiej. Mi pomogło to forum pisałam o tym tyle razy i moja kochana Stefcia. Tu mozesz pisać płakać tu każdy Cię wesprze i pomoże dobrym słowem uwierz mi. Bo tutaj są cudowni ludzie. Czy ten ból i poczucie winy minie? Musiałam uśpić moją kochaną puchatą piękną istotę, chomiczka, tak na niego właśnie mówiłam. To było moje włochate dziecko. Matko, jak to boli. Miał 2,3 roku. Rano, gdy mnie usłyszał, zaraz wyszedł z domku na śniadanko. I tu umarłam, gdy zobaczyłam co mu się dzieje. Miał otwarty pyszczek, jakby coś chciał wypluć, tak naprawdę walczył o każdy oddech... chwiał się na łapkach i mial strasznie wysuszoną skórę i mokry nosek. Pewnie męczył się całą noc. Poprzedniego wieczoru zachowywał się jak zwykle, nic nie zwiastowało tragedii. U weterynarza podjąć musiałam najbardziej bolesną decyzję w życiu. O uśpieniu. Był bardzo chudy, nie jadł za dużo w ostatnim czasie i dużo sikał. Weterynarz mówił, że w tym wieku prawdopodobnie ma już nowotwór i inne choroby. Słabe serce, które mogło by nie znieść badań diagnostycznych. A teraz wraca do mnie ten obraz ostatnich jego chwil, gdy dostał zastrzyk znieczulający i to go uspokoiło. Położył się w moich dłoniach. Próbowałam się z nim pożegnać. Ale jak pozwolić odejść gdy się kocha tak mocno... Nie chcę już nigdy żadnego zwierzęcia, bo kolejny raz nie dam rady tego znieść. To tylko chomik można powiedzieć, ale dla mnie był moim włochatym przyjacielem, moim lekarstwem na troski dnia. Wczoraj odszedł mój kochany kocurek, serce mi pęka i nie mogę się z tym pogodzić W piątek pożegnałam moją kochaną koteczkę Maję .Ból ,ból,pustka i poczucie winy ,że zgodziłam się na uspanie Majeczki. Wiem ,że była chora i wszystko zrobiłam żeby wyzdrowiała . 4 miesiące leczenia ale ten cholerny katar nie odpuszczł ,tylko było trochę lepiej i zaraz się jest bardzo świeża i nie chciałam kolejnego kociaka .Ale na dzień dzisiejszy już niewiem .Majeczke adoptowałam i chodzi mi po głowie żeby adoptować podobną kicię. Ale czy to jest dobry pomysł? Sama nie wiem. Czuję okrutną pustkę, smutek . Monika K. 31 stycznia 2022 Zawsze będzie boleć...jeżeli musimy podjąć i tę decyzję...On chciał się z Tobą Leno pożegnać.. Monika K. 31 stycznia 2022 Ból niestety nie minie, ale trzeba żyć. Kolejny zwierzaczek troszkę ten ból zmniejsza...warto. Moniko ja zamówiłam wczoraj kolejnego koteczka żeby Stefcia nie była sama. Też persa ale będzie dopiero za 5-6 się bardzo uważam że kolejny zwierzaczek to super bierz kotka jak czujesz taka potrzebę on Ci bardzo pomoże tak jak mi Stefcia. Bardzo się cieszę. Ja też tak myślałam...nawet wzięliśmy..ale historia ta jest jak z horroru. Chyba mogę już opowiedzieć. Tego dnia kiedy pojechaliśmy po kotka chcieliśmy szarego jak Kiki, ale zostały dwa..czarny i szary, pomyślałam że weźmiemy oba by miały towarzystwo. Nie ujechaliśmy daleko...z kilka kilometrów...wydawało nam się obojgu, że trzeba posprzątać (dwójeczkę)serio...wysiedliśmy, koszyk w rękę 1 kotka trzymał mąż, 2 ja miałam wziąć...i nie wiem jak to zrobiła..uciekła..szukaliśmy 2 godziny, aż zrobiło się ciemno..nic. To była niedziela, w poniedziałek przyjechaliśmy znowu,(130 km - w 1 stronę) była też właścicielka...nic. Odchodziłam od zmysłów, głodna, zmarznięta a do tego lisy, borsuki..w piątek mąż pojechał jeszcze raz z jedzeniem..nic. W niedzielę pojechałam jeszcze raz sama, przeszłam działki, telefon zostawiłam komu się dało i poszłam w jeszcze 1 jedno miejsce - fabryka okien. Ochroniarz długo do mnie nie wychodził, ale jak już wyszedł to okazało się że owszem była szara kulka, ale pobiegła na fabrykę, tam już są dwa koty, że może ją przygarną. Zostawiłam i telefon z nadzieją że uda się ją złapać...udało się :-) nawet nie wiecie jaka ulga. Kotka jest u swojej pani....bezpieczna. Po czasie myślę, że widocznie tak miało być...ale co przeżyłam to moje... Sama nie wiem...tak jakby los mówił, że ona nas nie chce.. Przeczytałam Moniko i rzeczywiście niesamowita historia. Ale czy dobrze zrozumiałam jednego kotka masz a drugi się odnalazł. I oczywiście masz jeszcze Nie. Ja teraz będę miała Czesie persa pointa. Śliczna dziewczyna. Mam słabość do Persów do ich płaskich noskow. Pozdrawiam Wszystkich a przede wszystkim moje dziewczyny. Mam 1 czarnulkę z białym brzuszkiem. A Zosia została na wsi...z mamą. I jeszcze Mia jest w domku. I takim sposobem Moniko masz dwa kotki teraz. A jak Mia przyjęła ja się trochę bije jak to będzie jak przywiozę maleństwo. Ale Stefcia jest bardzo grzecznym kotkiem więc mam nadzieję że będzie dobrze. I mamy wesoło teraz. Chociaż cały czas myślę o moich Anioleczkach. Tak bardzo je Moniko wiesz o czym mówię prawda Wiem, wiem. A co do Zosi, ona jest ze swoją kocią mamą, a Mia u mnie. Biłam się z myślami czy wziąć jednak Zosię do nas, ale coś mówiło, że od początku jakiś problem jest, że lepiej Jej będzie tam gdzie jest. Dwa tygodnie pźniej wpadłą do studni...ale spokojnie uratowana.. Mam 13 lat i prawie rok temu straciłam swojego konia, który zarazem był moim przyjacielem. Codziennie płaczę wychodząc na pastwisko nie widząc go...Przez 6 lat, kiedy go znałam tak bardzo się z nim związałam, że po jego śmierci nie wyobrażałam sobie dalszego życia, nadal nie wyobrażam...Jednak wiem, że on nie chciałby żebym wylewała tyle łez po nim, jednak nie umiem powstrzymywać ich... Soniu... Płacz... Rozpaczaj... Bądź dla siebie wyrozumiała. To boli. Boli mocno. Ale trzeba tą stratę przepracować, wypłakać, wyrzucić z siebie żal i gniew aby znów mogło zaświecić dla Ciebie słońce. Ściskam Cię mocno ♥️ Soniu, to prawda, że potrzeba czasu...sama widzisz że dorośli ludzie także cierpią...czas.. Cierpią i to bardzo. Moniko masz rację ja nie pogodzę się nigdy. Niby jest lepiej ale np. wczoraj miałam doła byłam w rozsypce. I tyle czasu już minęło. Soniu kiedyś kiedyś będzie lepiej trochę. Płacz kochana i pisz do nas. Trzymaj się dziewczyno. Madziu ja codziennie płaczę, nie ma godziny bym nie myślała...tęsknie, że aż boli.. Ja też myślę prawie cały czas o moich koteczkach. Dobrze że mam Stefusie bo bym oszalała. Moniko kochana czy to minie my obydwie widzę że mamy tak samo. Ciężko że aż boli tak jak napisałaś. Dobrze że możemy się tutaj wyzalic bo kto by nas tak zrozumiał. Za kotem czy psem tak tęsknić co. A jednak. Odszedł Bubu, mój najukochańszy piesek zginął w wypadku. Będę za nim tęsknić, wiem że na pewno jest w niebie. Był najszczęśliwszym pieskiem na świecie oraz potrafił w najgorszych chwilach pocieszyć, zawsze będzie o Tobie pamiętać, pomimo że to tylko były dwa lata to były najlepsze chwile w moim życiu.. Dokładnie tak..to ta wrażliwość, ja mam to szczęście, że mam kilka przyjaciół którzy rozumieją i potrafią pocieszyć, że w pracy też miałam zrozumienie i pociechę, choćby spojrzeniem. Ale też takich jak teściowie, którzy się wręcz śmiali..ze mnie, ze przeżywam..(dobrze, że są daleko)..ten blog dał wiele ukojenia..dziękuję. Mia szaleje, kocha, rozrabia i znowu szaleje i kocha.. Anna Bazela 11 lutego 2022 Kochana Milusiu byłaś z nami niecałe 10 lat. Dziękuję Ci za ten wspaniały czas. Wnioslas wiele radości do naszego życia. Trudno nam się pogodzić z tą stratą. Zaczęłaś chorować, zrobiliśmy wszystko abyś powróciła do zdrowia. Zabieg sterylizacji miał być czymś prostym , nie obudziłaś się. Kochamy Cię i czujemy okropny ból. Wybacz jeżeli coś przegapiliśmy. Odeszłaś 03 lutego i ta data to nasz koszmar. Jesteś i pozostaniesz w naszej pamięci do końca naszego życia i jeden dzień dłużej Anna Bazela 11 lutego 2022 Kochana Milusiu byłaś z nami niecałe 10 lat. Dziękuję Ci za ten wspaniały czas. Wnioslas wiele radości do naszego życia. Trudno nam się pogodzić z tą stratą. Zaczęłaś chorować, zrobiliśmy wszystko abyś powróciła do zdrowia. Zabieg sterylizacji miał być czymś prostym , nie obudziłaś się. Kochamy Cię i czujemy okropny ból. Wybacz jeżeli coś przegapiliśmy. Odeszłaś 03 lutego i ta data to nasz koszmar. Jesteś i pozostaniesz w naszej pamięci do końca naszego życia i jeden dzień dłużej Zuzek trzymaj się dziewczyno.. Monisiu ja mogę śmiało powiedzieć i napisać że pomogłaś mi bardzo właśnie Ty Ewa i Kasia. To z Wami czuje tu szczególna więź. Naprawdę gdyby nie Wy i to forum to byłoby bardzo tak jakoś żyje. No i oczywiście Stefcia. Mały kotek a tak wiele zrobił. Zuzia i Tosia to M je gwiazdeczki które będę kochać do końca swojego życia. Kochani trzymajcie się i zaglądajcie tu bo tu są Anioły wiem coś o tym. Zawiozłam dziś dwa moje kocurki do kastracji i jeden nie przeżył. Rutynowy zabieg,a jednak jeden misiek nie wybudził się z narkozy, serce stanęło. Jestem w szoku. Lekarz podejrzewa, że kotek mógł mieć ukrytą wadę serca, przyznał że dawno nie miał takiej sytuacji. Wróciłam z jednym kociakiem, siedzę i płaczę. Urwis chce się bawić, bawię się z nim zalana łzami. Chyba jeszcze nie ma świadomości, że braciszka już nie ma, że się z nim nie pobawi, nie pogryzie, nie pogania po pokoju, nie umyje go. Nawet nie wiem czy kot może odczuć brak drugiego kotka. Dziękuję za ten blog. Dam sobie popłakać:((((( Zawieźliśmy naszą Beti do kardiologa miało być lepiej..zostawiliśmy ją pani lekarz która zarzekała się że bedzie pod najlepszą opieką nawet zabierze ją do sobie do był nasz największy zmarła w cierpieniu i w samotności .Żałujemy że nie było nas w ostatnich chwilach życia naszej Betusi. Ja w przyszły piątek daję Mie na sterylizację. Ilona bardzo, ale to bardzo Ci współczujemy (szok prawdziwy).. A weterynarze różni są, nawet najlepszy nie może nic poradzić.. A ja swoich koteczek nie sterelizowalam. I tych obecnych kotków też nie będę. Bałam się i nie kociatek też nie chce chyba. Mojej znajomej też kotek nie przeżył kastracji nie wybudził się. Pamiętam jak płakała i zazdrościła mi mojej Zuziuni bo razem kupiliśmy kotki. On żył roczek a moja Zuzia 17 lat i 7 miesięcy. Na persa to sporo. Żałoba po ukochanym zwierzaku jest bardzo często większa niż po jakimś członku rodziny dalekim sama się przekonałam cierpię po śmierci mojego ukochanego kota Kuby już drugi rok był że mną ponad 15lat dzień w dzień noc w noc to kawał mojego życia cudowny kawałek dzięki niemu Ja obawiam się rui..mam nadzieję, że przetrwa. Wiem ale ja dawałam radę. Nie było w sumie najgorzej chociaż nieraz nieźle się darły te moje dziewczyny. Stefci ani Czesi też niepoddam sterylizacji. Zresztą nie wiem czy nie skusze się na maluchy. Ładne te moje kotki a Czesia jest z rodowodem więc nie wiem czy jej nie dopuszczę. Niedługo jadę po moje maleństwo za 1,5 tygodnia. Mam nadzieję że Stefcia ja dobrze wszystkich. Moniko ja cały czas myślę i tęsknię za Zuzia i Tosia. Ty też tak masz i tęsknisz na Kiki prawda. Mimo tego że jest lepiej dzięki Wam i mojemu kotkowi to ból mam w sobie ogromy i myślę że zostanie ze mną do końca. Prawda....codzienie płaczę. Mia się stara, ale wiadomo że nie da rady...ale fakt kocham :-) Moja Stefcia też się stara i to bardzo. Jest kochana i też Ja bardzo kocham to fakt. W sobotę przywiozłam maleństwo. Jest cudna niestety Stefcia jej nie przyjęła. Co robić? Poczekaj chwilkę...spróbuj je pomału zapoznawać.. Dzisiaj odszedł nasz pies. Miał na imię Slipi. Moja córka Julka kiedy zobaczyła Go pierwszy raz poprosiła , żeby został. Tak się stało i Slipi był z nami ponad 8 lat. Dał nam tak wiele radości. Był wspaniałym, pogodnym psem. Żegnaj przyjacielu. Pozostaniesz w naszych sercach na zawsze. Magdas daj dziewczynom trochę czasu. Dla Stefci to na pewno stresująca sytuacja ale cierpliwość czyni cuda. Dziewczyny za parę dni na pewno się zaprzyjaźnia. Trzymam mocno kciuki. Dziękuję Wam mam nadzieję że macie rację. Pozdrawiam. Hej Magdas jak twoje dziewczyny? Mam nadzieję że się polubiły. Ewuniu niestety nie. Mam nadzieję że tak się stanie bo narazie jest nie ciekawie. A u Ciebie jak Ewa. Magdas, większa szansa, że niewykastrowana kotka umrze w cierpieniu z powodu ropomacicza niż umrze podczas narkozy. Z tym że ZAWSZE, przed każdą narkozą trzeba wykonać echo serca i badania krwi. Wielu lekarzy tego nie proponuje, bo śmierć podczas narkozy to naprawdę jakiś promil przypadków, ale dla własnego spokoju należy je wykonać. A jeśli lekarz mówi, że nie trzeba - zmienić lekarza. A co do rozmnażania swoich kotów, to odradzam. Mamy zarówno w Polsce, jak i niestety na całym świecie ogromny problem z bezdomnością kotów, dokładanie się do tego "bo mam ładnego kotka i fajnie, jakby miał małe" jest działaniem wysoce nieetycznym. Masa ludzi wyłapuje dzikie koty i je sterylizuje, żeby ten problem ograniczyć, a w dłuższej perspektywie wręcz zażegnać, ale ich działania niweczą ludzie, którzy bezrefleksyjnie rozmnażają swoje zwierzęta. Te koty potem albo lądują na ulicy/w schronisku, albo zabierają dom już tym, które się urodziły, a tych jest o wiele więcej niż domów mogących ich przyjąć. Ja też wielokrotnie myślałam sobie, że mam ładne i inteligentne koty i szkoda, żeby się nie rozmnożyły, ale nie możemy poddawać się takim podszeptom naszego ludzkiego egoizmu. Zbyt wiele już jest na świecie cierpiących kotów, których nikt nie chce. Witam Was wszystkich. Gdybym nie trafiła na blog to nie pomyślałabym, że inni mogą mieć takie same odczucia jak ja. Bliskich nie chcę już męczyć, na szczęście jest ten blog gdzie mogę się wygadać i że mnie rozumiecie. 2,5 miesiące temu odszedł mój najlepszy przyjaciel pies. Nie lubił nikogo tylko mnie, męża i kilka wybranych osób. Wiem, że za nami wskoczylby w ogień. Mam ogromne wyrzuty sumienia, które nie mogą zelżeć. Moglam szybciej udac sie z nim do weterynarza. Czuje się fatalnie od tamtego czasu. Nic mnie juz nie cieszy, bo jakby miało mnie cokolwiek cieszyć bez niego i być może z mojej winy. Może nie doszłoby do tego. Jakiś czas wcześniej przestał jeść swoje ulubione jedzenie, gotowałam mu od roku mięsko z ryżem i warzywami. Myślałam że może mu się znudziło. Jadł inna karmę ale też nie za chętnie, najbardziej lubił gotowane danie. Później posmutnial, osowiał, tylne łapki odmawiały mu posłuszeństwa, gdy wstawał. Pojechaliśmy do lekarza, z badań wynikła anemia. Potem usg które wykazało guza na śledzionie który pękł. Mój piesek się wykrwawial. Od razu na miejscu operacja, 50 procent szans. Wzbudził się. Telefon od lekarza że guz się rozsiał i nie był w stanie usunąć wszystkich. Mial miec naswietlania. 4 dni leżał w szpitalu. Gdy go odebralismy byłam najszczesliwszym czlowiekiem na świecie. Lekarz powiedział że teraz największy problem to jego łapki, bo nie mógł chodzić, tylko na chwilę przed dom załatwić swoje potrzeby. To miały być 2 ostatnie kroplowki. Rano o 5 zauważyłam wybrzuszenie w miejscu szwów. Od razu pojechaliśmy do weta. Ten nie wiedział dokładnie co to jest i zostawił go do konsultacji z inną doktor która miała być za 2 godz. Miał zostać od razu na ostatniej kroplowce i do domu. 2 godziny i 20 min później dzwoni lekarz, że mój piesek odszedł podczas podawania płynów. Niedowierzanie, nawet nie płakałam, nic. Nie wierze jak moglam go zostawic samego. Czy pies moze umrzec z żalu lub stresu? Nie rozstawaliśmy sie z nim przez 11 i pol roku, tyle zyl i zawsze razem bylismy, a tu nagle 4 dni sam w szpitalu to byla dla niego ogromna trauma. Z ekspertyzy okazało się że to byl bardzo złośliwy rak ktory szybko rosnie i daje szybkie przerzuty. Po półtora miesiąca pojechaliśmy do tego lekarza który go operował zapytać co mogło być przyczyną i podobno dostał zakrzepicy. Nie wiadomo Tak naprawdę, trzeba by było zrobić sekcję. Zostawiłam go tam na kremacje, ziemia była zamarznięta, początek stycznia. Zrobię symboliczny pochówek zdjęcie, szelki, ulubione zabawki. Nie wiem od tamtej pory jak funkcjonować, to był nasz synek. Znajomy powiedział że to tylko pies, gdy widział jak przeżywamy jego operacje. Jesli to mialo byc pocieszenie to mu nie wyszlo. Odpowiedziałam mu że to nasza rodzina. Nie potrafie zyc od tamtego czasu, strasznie się obwiniam i już tak zostanie. Mysle o nim w kazdej sekundzie. Czy zawsze trzeba sie obwiniac po stracie zwierzaka...? Miałam kiedyś kotkę i było ze mna to samo. Moze gdybym szybciej zareagowała kiedy guz jeszcze nie pękł, może by żył. Kocham Cię na zawsze R chyba błędnie mnie tu opisano. Przeczytaj moje wpisy od początku. A moje niesterylizowane kotki żyły długie lata i to w dobrym zdrowiu. A nigdy nie miały dzieci więc nie jestem egoistką i nieodemnie pochodzę bezdomne kotki. A takie raz dokarmialam. Więc nieoceniaj jak nie znasz A takie nieraz dokarmialam miało być. Magdas nie denerwuj się...niepotrzebnie..sterylizować trzeba przede wszystkim te, które żyją na zewnątrz by się nadmiernie nie rozmnażały, bo nie damy rady ich wykarmić. Twoje żyją w domu i to Ty decydujesz..i już. Mam nadzieję, że Twoja Stefcia w końcu polubi koteczkę, oglądałaś Kot z piekła rodem? Jakson dokładnie mówi co trzeba zrobić... Dziękuję Moniko Ty zawsze mi pomożesz. Ktoś mnie skrytykował że napisałam że zastanawiam się czy nie mieć małych kotków. Moje zwierzęta nigdy nie miały młodych ani koty ani psy nie zarabiałam na nich. A już napewno nie jestem egoistką. Więc miałam prawo się zdenerwować. Kocham zwierzęta i dbam o nie bardzo a nie są dla mnie źródłem dochodu. Właśnie...szkoda ,że R napisał/napisała to w takiej tonacji. Ludzie piszą i nie pomyślą.. Marek Michalski 24 marca 2022 Wczoraj odszedł nasz Miso sznaucer miał 20 lat niemoge sobie z tym poradzić W dniu wczorajszym odszedł nasz Kochany Kot Franuś, już bardzo cierpiał :-( To Miłość naszego Życia, najwierniejszy przyjaciel i nasz kompan. Baw się Franuś na Tęczowym Moście z radością i miłością w zdrowiu. Jest mi bardzo trudno, jak to przeżyć... Moje serce rozpadło się na miliony kawałków Prawie 3 miesiące minęły, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Tęsknię i płacze codziennie. Moje serce jest w najmniejszych kawałkach. Nic dziwnego, moje krwawi o maja... Kochani musicie przepracować ta ogromna stratę jaka jest śmierć ukochanego zwierzaczka. Czas czas i jeszcze raz czas. Będzie trochę lepiej. U mnie minęło już sporo czasu a ja płaczę za moimi kotkami. Kocham je bardzo i tęsknię ale trzeba żyć dalej. Mam teraz nowe kotki to nie to samo ale jest lżej i weselnej. Dziś chciałam podziękować wszystkim którzy mi tutaj forum jest niesamowite. Żegnam się z Wami narazie i mam nadzieję że ja też pomagałam Wam. Życzę dużo siły. Kiedyś będzie ok. a u mnie dzisiaj mija 9 miesięcy jak nie ma ze mną mojego ukochanego Baltazarka. Nadal jest mi ciężko. Mój tygrysku nigdy o Tobie nie zapomnę i kiedyś mam nadzieję, że się spotkamy. Przeczytałam wszystkie wpisy i trochę mi lżej że nie jestem z tym jednak sama. Dziękuję za to forum. Póki co wszystko dla mnie jest bez sensu, może kiedyś jeszcze będę mogła spojrzec na to z dystansem z biegiem czasu, nie wiem. Czuje jakby serce mi pękło. Kocham mojego pięknego, kochanego pieska i dziękuję ze był ze mną cale swoje psie życie. Mam jeszcze kotkę znajde i ona mnie potrzebuje, a ja jej. Przepraszam Cię piesku, tęsknię w każdej sekundzie. Nie wyobrażam sobie jak dalej żyć. Wszystko razem robiliśmy, jeździliśmy na wycieczki, pod namioty, kąpalismy się w jeziorze. Nie było ani jednego dnia rozłąki, a teraz już go nie zobaczę, nie obudzi mnie rano, nie pocałuje go w pyszczek, nie pogłaskam... Kochani;( 3 dni temu pożegnałam swoją letnią kicie ;( przegrała z panleukopenią! nie mogę się po tym pozbierać. Wirus zaatakował tak nagle w momencie obniżonej odporności po zabiegu usuwania z żołądka tego co jedzeniem nie było. Złapała wirusa najprawdopodobniej w lecznicy w której ją leczyłam. Była taka młoda... Starałam się do końca.. W sobotę o 4 nad ranem usłyszałam, że mnie woła. Poszłam do niej, zagotowałam wodę i wlałam do butelki aby ją ogrzać. Leżałam obok niej dogrzewając ją dodatkowo swoim ciałem, tuliłyśmy się mimo, że ją bolało. Widziałam, że sama tego chce bo kladła swój pyszczek na moje ramie. 20 minut po moim wyjściu odeszła. Wtedy zrozumiałam, że wołała mnie na pożegnanie. Nie potrafię się z tym pogodzić. Obwiniam się o wszystko. ;( moja mała kochana Lusia ;( Karolino, nie obwiniaj się bo zrobiłaś wszystko jak należy. Wiem, że piszę tak a sama się zadręczam. Z tego co widzę poczucie winy to bardzo częste zjawisko jeśli chodzi o nasze zwierzątka. Mój świat również się rozpadł, wszystko jest szare. Twoja kotka zachorowała tak samo jak mój piesek, w obliczu chorób jesteśmy bezradni mimo że zrobilibysmy dla nich wszystko. Najgorsze, że właśnie na tego samego wirusa choruje moje drugie kocie dziecko ;( jej rokowania są mocniejsze w porównaniu do Lusi bo Nela zachorowała jako zdrowy kot więc są duże szanse, że wyzdrowieje ale ten stres, że po kilku dniach od śmierci jednego mojego serduszka, mogłabym stracić drugie i trzecie... To mnie paraliżuje;( ten wirus jest tak okrutny.. Proszę, trzymajcie kciuki by moja druga kotka dała sobie rade. Oby wszystko było dobrze. Trzymam mocno kciuki. Rokowania są ostrożne. Udało się zdobyć surowice z przeciwciałami. Kolejne dni będą decydujące.. Liczę, że bedzie dobrze:( dziękuję, że jesteście na tym forum. Monika K. 6 kwietnia 2022 Będzie.. Dziewczyny, szczególnie Magdas i Monika K., dawno mnie tu nie było…(mieliśmy poważne problemy ze zdrowiem synka, ale wszystko powoli się stabilizuje…). U nas powolutku Bianka wkupiła się w serducha, choć szczerze ogrom tęsknoty za Truskaweczką nadal jest ogromny. Bianka jest po sterylizacji, którą zniosła nadzwyczaj dobrze, z czego się cieszę. Sporo się tu dzieje;), Magdas masz drugiego koteczka???? Suuuper;)! I jak chcesz mieć kocie maluszki, to nie słuchaj nikogo! Ty akurat jesteś ostatnią osobą, której można byłoby tego odradzać. Ściskam Was dziewczyny cieplutko;)! Mój kot odszedł miesiąc temu. Nie mogę wybaczyć sobie tego że nie mogłam z nim być do samego końca. Miał dwie wady serca - powiększenie lewej komory i zwężenie aorty. Oczywiście nie miałam o tych wadach pojęcia do czasu jak było już po prostu za późno. Zupełnie normalnie się zachowywał , może zawsze był bardziej leniwy niż inne koty ale nigdy się tym nie przejmowałam. Nagle z rana zaczął bardzo ciężko oddychać , przeraziłam się i od razu pojechałam do weterynarza który powiedział mi że to może być płyn w płucach i wysłał mnie do innej kliniki że stan jest krytyczny. Byłam kompletnie załamana całą drogę przepłakałam, widziałam jak się męczy w transporterze , jaki jest przestraszony. Zostawiłam go w tej klinice na dalsze badanie i miał zostać poddany tlenoterapii. Po czterech długich godzinach powiedzieli że to nie jest płyn w płucach ale prawdopodobnie coś z sercem i że rokowanie nie jest dobre. W godzinach nocnych kazali mi przyjechać po niego i zawieźć do kliniki całodobowej. Tam też powiedzieli mi że nie zostało mu zbyt wiele czasu i że maksymalnie jest w stanie przeżyć parę tygodni i powiedzieli żebym zdecydowała się go uśpić. Ja nie brałam takiej opcji nawet pod uwagę i nie chciałam tego , chciałam o niego walczyć po prostu w to nie wierzyłam. Pamiętam jak był w tym transporterze i weterynarz na chwilę wyszedł podeszłam do niego i zaczął mruczeć i pomimo tego że był pod silnymi lekami chciał do mnie podejść , chwiał się na nogach , upadał. Ten obraz jest po dzisiejszy dzień dalej w mojej głowie. Jak go zawoziłam do kliniki całodobowej nie mogłam powstrzymać łez , widząc dalej ze oddychanie sprawia mu taka trudność i ta łapkę owinięta bandażem , spuchnięta, wygolone boki. Ale on się tak cieszył że mnie widzi , a ja go niosłam po prostu na śmierć. Nawet się z nim nie pozegnalam tak jak bym chciała bo miałam go odebrać następnego dnia. Ale następnego dnia zadzwoniła do mnie pani weterynarz mówiąc że było wszystko dobrze , miała już po mnie dzwonić żebym po niego przyjeżdżała ale jego stan się nagle pogorszył i jest krytyczny. Zaledwie po 15 minutach zmarł. Do dzisiaj wzbudza to we mnie tak ogromne emocje , czysta rozpacz , kotek miał tylko rok , tyle jeszcze było przed nim , tak bardzo się do niego przyzwyczaiłam i go Kochałam. Nie wiem ile czasu musi jeszcze minąć żebym przestała tak o nim myśleć. Podnosi mnie jednak na duchu teraz to że wiele osób musiało pożegnać swoje zwierzę , tak samo jak ja. Tak więc bardzo wam wszystkim dziękuję , wypłakałam się i czuję się choć trochę teraz lepiej. W piątek rano ( ktoś samochodem zabił mojego ukochanego psa. Miał tylko prawie 4 lata. Zawsze chodził poboczem a kiedy jechał samochód to się nawet odsuwał od drogi. Nie wiem czy nie słyszał samochodu bo wiał straszny wiatr czy nagle skręcił bo coś zobaczył. Przyjechał sąsiad powiedzieć że nasz pies leży u niego i że ktoś go musiał potrącić samochodem. Mąż dzwonił po weterynarza tłumaczył gdzie ma przyjechać a po chwili znowu przyjechał sąsiad i powiedział że już nie żyje. Wszystko się działo w przeciągu pół godziny. Ja byłam na zakupach i zadzwonił do mnie mąż że mam wracać. Nie chciał mi powiedzieć przez telefon o co chodzi ale w głębi duszy wiedziałam że coś z psami. Wpadłam do domu a on powiedział że Taro potrącił samochód. Zapytałam gdzie jest. Powiedział że w samochodzie. Już wiedziałam zapytałam czy nie żyje. Potwierdził. Pobiegłam do samochodu i siedziałam z nim w bagażniku i ryczalam. mieliśmy jechać z psami do moich rodziców na święta (były 2 psy).moi rodzice nawet dla nich budę przygotowali. Teraz mój ukochany pies nie żyje. Wszyscy we wsi go lubili i dziwiło się jak to się stało bo one zawsze tak ładnie po drodze chodziły. Sąsiedzi nawet składają nam kondolencje. Nie powiedzieliśmy jeszcze naszej córce że nie ma już Taro że jest tylko Kofi. Córka ma prawie 4 lata. Ja chciałam jej wytłumaczyć że zdarzył się wypadek ale reszta rodziny mówi że jest za mała, że nie zrozumie i będzie miała koszmary. Jest niedziela a ja mogę tylko płakać po kątach. Za każdym razem o nim myślę kiedy idę zanieść drugiemu psu jeść, zabrać na spacer. Najgorsze jest to że Kofi nie darze takim uczuciem jak Taro i że myślę że lepiej żeby to ja spotkało. Wiem że to okropne, ja się z tym czuje okropnie. Jego kochałam a ja tylko lubię. Teraz mam wrażenie że przestaje ja lubić, że się od niej odsuwam. Jestem na etapie że wogole nie chce mieć żadnego psa a ona patrzy na mnie i się cieszy że mnie widzi. Ona zachowuje się tak jakby nie zauważyła że Taro nie ma. Może widziała jak leży przy drodze. Może się z nim pożegnała tak po psiemu. Najgorsze jest to że nie wiem co teraz zrobić, bo ona prawdopodobnie jest w ciąży a ojcem szczeniąt jest mój kochany Taro. Nie wiem czy zostawić sobie jednego najbardziej podobnego do Taro czy nie. Wtedy jakaś cząstka jego byłaby ze mną nadal. Ale z drugiej strony z jednym psem secie jest łatwiejsze i moglibyśmy ja ze sobą zabierać wszędzie tak jak Taro kiedy Kofi jeszcze nie było u nas. Z jednej strony chciałabym się odciąć od niego, a druga część mnie chciałaby zatrzymać coś po nim. Mam 3 miesiące na decyzję co zrobić. Boje się że jak zostawię szczeniaka to ból nigdy nie minie. Albo może być i odwrotnie W piątek rano ( ktoś samochodem zabił mojego ukochanego psa. Miał tylko prawie 6 lat. Zawsze chodził poboczem a kiedy jechał samochód to się nawet odsuwał od drogi. Nie wiem czy nie słyszał samochodu bo wiał straszny wiatr czy nagle skręcił bo coś zobaczył. Przyjechał sąsiad powiedzieć że nasz pies leży u niego i że ktoś go musiał potrącić samochodem. Mąż dzwonił po weterynarza tłumaczył gdzie ma przyjechać a po chwili znowu przyjechał sąsiad i powiedział że już nie żyje. Wszystko się działo w przeciągu pół godziny. Ja byłam na zakupach i zadzwonił do mnie mąż że mam wracać. Nie chciał mi powiedzieć przez telefon o co chodzi ale w głębi duszy wiedziałam że coś z psami. Wpadłam do domu a on powiedział że Taro potrącił samochód. Zapytałam gdzie jest. Powiedział że w samochodzie. Już wiedziałam zapytałam czy nie żyje. Potwierdził. Pobiegłam do samochodu i siedziałam z nim w bagażniku i ryczalam. mieliśmy jechać z psami do moich rodziców na święta (były 2 psy).moi rodzice nawet dla nich budę przygotowali. Teraz mój ukochany pies nie żyje. Wszyscy we wsi go lubili i dziwiło się jak to się stało bo one zawsze tak ładnie po drodze chodziły. Sąsiedzi nawet składają nam kondolencje. Nie powiedzieliśmy jeszcze naszej córce że nie ma już Taro że jest tylko Kofi. Córka ma prawie 4 lata. Ja chciałam jej wytłumaczyć że zdarzył się wypadek ale reszta rodziny mówi że jest za mała, że nie zrozumie i będzie miała koszmary. Jest niedziela a ja mogę tylko płakać po kątach. Za każdym razem o nim myślę kiedy idę zanieść drugiemu psu jeść, zabrać na spacer. Najgorsze jest to że Kofi nie darze takim uczuciem jak Taro i że myślę że lepiej żeby to ja spotkało. Wiem że to okropne, ja się z tym czuje okropnie. Jego kochałam a ja tylko lubię. Teraz mam wrażenie że przestaje ja lubić, że się od niej odsuwam. Jestem na etapie że wogole nie chce mieć żadnego psa a ona patrzy na mnie i się cieszy że mnie widzi. Ona zachowuje się tak jakby nie zauważyła że Taro nie ma. Może widziała jak leży przy drodze. Może się z nim pożegnała tak po psiemu. Najgorsze jest to że nie wiem co teraz zrobić, bo ona prawdopodobnie jest w ciąży a ojcem szczeniąt jest mój kochany Taro. Nie wiem czy zostawić sobie jednego najbardziej podobnego do Taro czy nie. Wtedy jakaś cząstka jego byłaby ze mną nadal. Ale z drugiej strony z jednym psem secie jest łatwiejsze i moglibyśmy ja ze sobą zabierać wszędzie tak jak Taro kiedy Kofi jeszcze nie było u nas. Z jednej strony chciałabym się odciąć od niego, a druga część mnie chciałaby zatrzymać coś po nim. Mam 3 miesiące na decyzję co zrobić. Boje się że jak zostawię szczeniaka to ból nigdy nie minie. Albo może być i odwrotnie Charlotte 11 kwietnia 2022 Znam ten ból kiedy ukochane zwierzę odchodzi. Ja nie mogę się pozbierać od tamtego czasu. Poczucie winy mnie zżera. Czasem patrzę na ogloszenia psow ale nie jestem gotowa na chwilę obecną i nie wiem czy kiedykolwiek będę. On mi się śni prawie codziennie, ostatnio rano go szukałam na łóżku, aż w końcu dotarło do mnie że go nie ma. Wszystko straciło dla mnie sens. Może się kiedyś pozbieram, narazie nic na to nie wskazuje. Agnieszka 12 kwietnia 2022 Dziś rano odeszła moja ukochana sunia. Mój największy skarb. Moja opoka i przyjaciółka. Jestem w totalnej rozsypce. Byłam z nią do końca i nie mogę sobie poradzić z jej widokiem jak walczyła. Nie chciała mnie zostawić. Walczyła o każdy oddech. Wstała resztkami sił i zamerdała ogonem. To był najmądrzejszy pies jakiego znałam. Kochałam ją tak bardzo, ze nie mogłam tego wyrazić. Nadal kocham i będę kochać na zawsze. Boje się, ze już nie pokocham tak żadnego psa, ze żaden jej nie dorówna i nie da mi tyle miłości. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Tylko leżę i płacze. Myśle tylko o niej. Nie wiem czy się pozbieram kiedykolwiek. Charlotte 13 kwietnia 2022 Bardzo Ci współczuję. Kiedyś ten ból rozrywajacy serce minie, ale potrzeba na to dużo czasu. Kasiu miałam już się narazie nie odzywać ale gdy zobaczyłam że pisałaś to muszę. Przykro mi z powodu synka ale jak już jest dobrze to bardzo się cieszę. Cieszę się że Bianka dobrze i że dzięki Niej jest Ci lepiej. U mnie też lepiej bo mam nowe kotki. Wiadomo to już nie to samo sama wiesz ale dzięki nim chce mi się wracać do domu. Dziękuję za pomoc która mi dałaś Kasiu. Dzięki Tobie Monice i Ewie jakoś jest. Wy jesteście mi tak bliskie a Wasze wsparcie jest bezcenne. Kasieńko trzymajcie się zdrowo żeby z synkiem już było ok. Całuje Was mocno. Pa. Karolina* 14 kwietnia 2022 Pisałam już wcześniej..26 marca odeszła moja 3 letnia kotka a druga walczyła o życie. Tu jednak mam dobre wiadomości - druga kicia wygrała z panleukopenią bo udało się znaleźć tak trudno dostępna surowice! Podana na czas postawiła mi kota na nogi... Drugiej śmierci bym nie zniosła. Do Karoliny powyżej - współczuję straty.. Sama pożegnałam 3 letnią kotkę, była taka młoda. Ściskam mocno i życzę dużo siły w tym ciężkim czasie! Nie zamykaj serca dla innych kocich istot. Jeszcze będzie pięknie. Do Ani.. Kochana,Tobie również życzę dużo siły. Wiem, że to było bardzo bolesne. Nie zamykaj się na inne psie serca i absolutnie nie myśl w ten sposób, że lepiej by było gdyby to drugi pies był na miejscu Taro. To także Twoje psie dziecko i członek rodziny. Więzi mogą być słabsze ale to dalej pies który Cię kocha, ufa, jest przy Tobie. Odpowiedzieć na pytanie jednak musisz sobie sama. To Ty musisz być gotowa na kolejnego psa tym bardziej jeżeli byłby to pies z genami Taro. Musisz brać wtedy pod uwagę,ze choć wyglądem może go przypominać to niestety nim nie będzie a doszukiwanie się w nim swojego przyjaciela może doprowadzić do frustracji i odwrotnego skutku niż miłość. Każdy zwierzak ma swój unikalny charakter i choć mogą być one podobne to takie same nie sobie czas, to jeszcze 3 miesiące. Ta sprawa jest na tyle świeża, że nie myślimy do końca racjonalnie. Myślę, że to przyjdzie samo gdy tylko zobaczysz szczeniaki. Jeżeli będziesz gotowa to Twoje serce samo wybierze szczeniaka który będzie Ci bliski. Nic na siłę, pamiętaj. Tulę mocno! Pamięci Feromona, który odszedł wczoraj w Wielki Piątek w wieku 18lat...mimo to za wcześnie ... Pan Jezus będzie potrzebował tak mądrego i pięknego kota a ja? Zostawiłam go w szpitalu,mając nadzieję,że uda się mu pokonać niewydolność nerek, zużycie organizmu jak określali lekarze... Nie mogłabym go uśpić, więc dziękuję Bogu,że nie stanęłam przed taką decyzją i nikt na mnie naciskał... Może dlatego, że od razy wyraziłam swoje zdanie na ten temat?! Po usg odetchnęłam z ulgą, że to nie rak i z ogromną nadzieją oczekiwałam cudu... Nie zdarzył się... Wypłakałam już wszystkie łzy... Ponad godzinę tuliłam martwe ciałko w ramionach i dziękuję Bogu, że zdążyłam poprzedniej nocy prosić go o wybaczenie, że nie udało mi uchronić go przed bólem i chorobą, że pewnie przeoczyłam wcześniejsze objawy, nie dopilnowałam wszystkiego tak jak powinnam, że czasami traciłam cierpliwość,wstając rano i widząc kilkukrotnie załatwianie się poza kuwetą, co przy biegunce stwarzało problem...teraz mam poczucie winyi wielką pustkę w sercu...Pół roku temu straciłam najbliższą mi osobę i Umarła połowa mojego serca... Dziś druga. Dziś rano pożegnałam mojego ukochanego królika. Miał 10 lat, jednak nie była to starcza śmierć. W środę poszedł do weta na obcięcie pazurków. Dodatkowo zostało zaproponowane obcięcie sfilcowanego futra przy ogonku (z czasem futro filcowało się bardziej przez jego sikanie, więc uznaliśmy to za dobry pomysł). Weterynarz jednak zamiast nożyczek użył maszynki. Po wizycie królik oszalał - najpierw biegał niespokojnie w kółko, oślepł, finalnie nic nie jadł i nie pił. Dziś rano został uśpiony. Nie potrafię się z tym pogodzić, czuje ciągłe poczucie winy, że mogłam pójść do innego weta, zrobić coś inaczej. Dodatkowo poza moją mamą i siostrą nikt kompletnie tego nie rozumie, ojciec wręcz wrzeszczy, że psujemy mu święta tym płaczem, na siłę go tłumimy. Nie wiem co robić, mam masę pracy w związku ze studiami, a tylko nachodzą mnie kompulsywne myśli, analizy sytuacji, nie umiem temu zaprzestać... Wczoraj, 16 kwietnia pożegnałam moją najukochańszą przyjaciółkę Fifkę. Była ze mną prawie 15 lat. Dom jest tak koszmarnie pusty, ta nieznośna cisza, brak jej pomruków, to jest nie do zniesienia. Rok temu okazało się, że Fifka ma nowotwór w buzi. Weterynarze dawali jej max 6 miesięcy życia. Żyła rok. Walczyłyśmy obie. Mnóstwo miłości, zastrzyki przeciwbólowe 3 razy dziennie, raz na 2 tygodnie zastrzyk z antybiotyku. Witaminy, olejki CBD. Ale choroba postępowała. Cała jedna strona jej buzi była wręcz zjedzona przez nowotwór. Dopóki jadła i się załatwiała w miarę normalnie (bo siku robiła już tylko na podkłady praktycznie ale się tym starałam nie przejmować) było okej. Od 2-3 dni nie mogła już jeść, guz był ogromny, była bardzo wątła i ledwo chodziła. Myślałam, że rok choroby jakoś mnie przygotuje na ten moment, ale nie przygotował. Nie da się na to przygotować. Ta tęsknota jest porażająca. Nie wiem czy dobrze zrobiłam ale dałam ją na kremację indywidualną, będę mieć urnę w domu - obiecałam jej, że zawsze będziemy razem. Ale czy kremacja jest okej? Bije się z myślami, czy jakbym ją gdzieś zakopała to nie byłoby lepiej - miałaby swoje ciało, które po prostu zasnęli na chwile? Może mówię od rzeczy, nie wiem, ale chciałam ją mieć na zawsze. Kiedyś jak mnie zabraknie to nas razem pochowają. Moja miłość życia. Moja przyjaciółka na dobre i na złe. Moja radość i moja mądra Kluseczka. Pancia tęskni Fifusiu :( Aniu, Natalio, bardzo Wam i sobie współczuję :( To były ciężkie święta. Monika K. 21 kwietnia 2022 Wszyscy potrzebujemy czasu..u mnie prawie rok. Dobrze, że mam Mię - pomaga. Miłość, ale inna..czas leczy rany, ból mija ale nigdy do końca. Dziękuję wszystkim za wsparcie...dzięki Wam przetrwałam... Kasia Ś. 24 kwietnia 2022 Monika K. co prawda, to prawda…U nas też niedługo minie rok od odejścia Truskaweczki, a nadal mam wrażenie jakby to było wczoraj;(. Brakuje nam jej bardzo, mnie chyba najbardziej. Jest teraz Bianka, którą kochamy, ale na pewno inaczej. Nadal nie jestem w stanie oglądać zdjęć z Truskawką. Czas płynie, ból może mniejszy niż rok temu, ale blizna zostanie ze mną na zawsze. Przytulam Was wszystkich w tych trudnych chwilach… Dziś nad ranem zmarł mój ukochany piesek Piorunek miał 14 lat. To był najwspanialszy, najukochańszy, najmądrzejszy i najbardziej przyjazny piesek na świecie. Nauczył mnie miłości, w moim życiu kochałem tylko Piorunka. Serce pękło mi na milion kawałków, już się nigdy nie pozbieram. Umarł mój Piorunek - moje szczęście, mój promyczek radości. Piorunku, wiem, że czekasz na mnie w Raju, aż się ponownie spotkamy i będziemy wiecznie biegać po lasach w Niebie. Kocham Cię Piorunku !!! Do Karoliny *: Dziękuję bardzo za dobre słowo. Minęły ponad 2 tygodnie i jest powoli lepiej. Kofi po odejściu Taro wogole przestała się słuchać nie tylko mnie ale i męża. Niestety spacery tylko na smyczy nawet w terenie z dala od domow. Cały czas pracuje nad nią i powoli są efekty. Albo to raczej efekt przysmaków. Żeby nie było jej smutno w nocy śpi w domu a nie w kojcu. Zwykle taki przywilej miały tylko w domu. Powoli uczy się przytulania i jest mniej rozemocjonowana. Chciałabym przytulić mocno wszystkich którzy stracili swoich najwierniejszych przyjaciół. Mnie bardzo pomogło napisanie tego co czuje, choć nadaj leca mi łzy. Monika K. 25 kwietnia 2022 Mateusz bardzo, ale to bardzo Ci współczujemy. Agnieszka kocha Żabkę 27 kwietnia 2022 dziś cierpię razem z Wami...ból rozrywa mi serce Karolina* 29 kwietnia 2022 Aniu, Twój drugi piesek bardzo odczuwa brak Taro. Niestety zwierzęta również odczuwają brak towarzysza. Moje koty choć żyją w grupie również potrafiły dostrzec, że brakuje naszej Lusi. Ich zachowanie jest troszkę inne niż zwykle. A ja dalej mam wielki ból w sobie po stracie koteczki. Ostatnio przyszła do mnie we śnie na spotkanie.. Była przepiękna. W najlepszej możliwej postaci.. Sen inny niż zwykle - zachowana świadomość i tylko ja i ona. Dosłownie były to jej odwiedziny bo po przytuleniu się, wycałowaniu i rozmowie po prostu się trochę uspokoiło moje myśli.. Wiem, że jest tu obok mnie dalej i już kilka razy mi to udowodniła chociaż wiele osób powiedziałoby,że zmyślam no ale co wiem ja, to wiem ja:) wszędzie rozpoznam Lusie:) Karolina...ja Ci wierzę, bo sama wręcz "czułam" moją Kiki. Kiedy kładłam się spać prosiłam by się do mnie przytulała i płacząc zasypiałam obejmując mojego skarba..tak przetrwałam. MIeczysław Wójcik 11 maja 2022 4 maja 2022 byłem zmuszony do uspania swojego psa miał na imię Daron . Ten kochany YORK uratował mi życie bardzo mi brakuje jego i jego pięknych wesołych oczek tak go kocham do tej pory że życie bym za niego oddał Nie wiem co mam zrobić jak nie dostanę zawału lub wylewu albo udaru to będzie cud. źle go weterynarz go leczył łysienie rany na skórze to miały być tzwane pory. Oazało się że jest to horoba Cushinga . NIe mogę sobie dać rady do tego stopnia że proszę Boga że by mnie zabrał abym mógł się spotkać i być z moim Daronkiem kochanym ogonkiem Mieciu...jak ja Cię rozumiem...u mnie za chwilę będzie rok, a ja nie pogodziłam się z odejściem mojej koteczki...trzymaj się, tylko czas zaleczy rany, choć wiem, że nie całkiem... niedaleko mojego domu, na pobliskiej ulicy został przejechany mój kotek - Lily Tydzień temu, cztery miesiące po śmierci mojego ukochanego psa, wzięliśmy pieska. Jest bardzo absorbujacy, odciąga mnie od myśli, choć dalej jestem oszołomiona tym co się stało. Mimo że już nie szlocham godzinami, to mogę się rozpłakać na zawołanie gdziekolwiek jestem. Nigdy go nie zapomnę, będzie w moim sercu do końca. Kotka Bibi odeszla... wypadek, lisy lub auto. Miala 12,5 roku. Byla moim dzieckiem... Kocham Cie Binusiu Mój kocurek, Felix, 4 lata i 9 miesięcy, w sobotę 14 maja został potrącony przez pędzący samochód. Pod wpływem adrenaliny uciekł na sąsiednią, niezamieszkała działkę. Biedny był tam całą dobę. Na drugi dzień, dokładnie dobę po zdarzeniu, wrócił do domu. Jego cała lewa tylna łapa była oskalpowana. Prawa oskalpowana do połowy. Mięsień był już twardy, martwy. Musiał bardzo cierpieć i z tym najbardziej nie mogę się pogodzić. Wróciliśmy w sobotę wieczorem bardzo zmęczeni i poszliśmy spać. Kot wychodził na noc z domu, więc jakoś nie pokojarzyliśmy, że coś mogło się stać. Rano pytaliśmy sąsiadów, czy nie widzieli naszego kota. Aż wrócił o własnych siłach. Niesamowity fighter. Dopiero po prześledzeniu minuta po minucie nagrania widzieliśmy co się stało. Był świadek zdarzenia, który nie powiadomił nikogo. Nie zadzwonił domofonem, nie zrobił nic. A w zasadzie nie zrobiła, bo to była kobieta. Stała w odległości ok 1,5 m z psem, który ujadał na naszego kota. Ten ze strachu nie mając innej drogi ucieczki chciał przebiec przez ulicę do swojego domu. Niestety zaczepił go samochód. Kierowca też nic nie zrobił. Nikogo nie zawiadomił, nie zatrzymał się. Wystarczył domofon (u nas byli rodzice). Być może udałoby się naszego Feliksa uratować. Na pewno nie cierpiałby przez całą dobę obok swojego domu, sam... Robiliśmy wszystko, aby mu pomóc. Niestety dzisiaj po konsultacji z lekarzem, podjęliśmy decyzję o eutanazji. Odszedł na rękach mojego syna. Tulony, głaskany, spokojny... Nie mogę sobie poradzić, ciągle płaczę, jest mi cholernie ciężko.... Mieczysław Wójcik 19 maja 2022 Jak wcześniej pisałem 4 mają byłem zmuszony uśpić swojego kochanego Yorka Darona który uratował mi życie. Nie wiem czy brać drugiego psa czy nie czy odczekać jak odczekać to ile czasu. Właśnie pożegnałam moja kotkę Pikselka, znaleziona kiedyś wyrzucona jak śmieć do rowu. Serce mi pęka, wybacz kochanie, że nie ocaliłam Cie po raz drugi. Dałabym wszystko, aby Cię jeszcze raz zobaczyć...Promyczek, kóry był wszędzie, pełna radości..Nie mogę sobie poradzić z Twoją stratą, wszędzie Ciebie szukam..Dziś w nocy miałam sen, w którym byli jacyś ludzie i jakby telebim. Powiedzieli, że to jest pętla czasowa, ale na moment otwarta. I przyszła Pikselek, tuliła się do mnie, położyła się na kolanach. Potem powiedzieli, że już czas...Tak bardzo tęsknię :(((( Mieczysław Wójcik 21 maja 2022 Czy może mi ktoś doradzić czy po utracie kochanego pieska brać drugiego czy odczekać Trzy dni temu zmarł nagle w wieku 7,5 lat nasz perski kocurek Gucio. Nasz synuś, nasz promyczek słońca. Gucio zmarł na moich oczach u swojego fryzjera, prawdopodobnie przez obrzęk płuc. To się działo błyskawicznie. Pomimo reanimacji i szybkiego przyjazdu weterynarza nie udało nam się go uratować. Nie mogę się z tym pogodzić. Ciągle analizuję, co mogliśmy jeszcze zrobić lub co zrobiliśmy źle. Obwiniam siebie, mam ciągłe wyrzuty sumienia. Serce mi pęka i strasznie za nim tęsknię. W domu wszystko mi go przypomina. Nie wiem jak sobie z tym radzić. Mam wrażenie, że reszta rodziny radzi sobie lepiej. Wiem, że nasz kocurek miał piękne życie, że otrzymał od nas tyle miłości i ciepła, a mimo to jest to marne pocieszenie. Dzięki Waszym komentarzom jest mi trochę lżej i wiem, że nie jestem sama. Czytam i łzy lecą po policzkach. Dziękuję, za tak cudownego przyjaciela, jakim był Gucio. Był wyjątkowy, moja bratnia dusza. Kocham Cię Gucio. Na zawsze w naszych sercach. Mieczysław. Nowy zwierzak potrafi odwrócić uwagę od przykrych myśli. Zwłaszcza szczeniak jest bardzo absorbujący. Kiedyś miałam świnkę morską (Fredziu miał już 7lat) i jak umarła to moja siostra już następnego dnia chciała nowego zwierzaka- świnkę. Ja nie byłam w stanie u po 3 miesiącach zdecydowałam się na nowego zwierzaka ale był to już królik miniaturka. 8 kwietnia straciłam mojego Taro. Jestem trochę w innej sytuacji bo mam drugiego psa. Codziennie powtarzam sobie że jego już nie ma i udało mi się oswoić z tą myślą. Jednak pisząc te słowa nadal płyną mi łzy. Mimo że samq spodziewam się szczeniąt (konkretnie mój drugi pies) to zaczęłam przeglądać ogłoszenia i się zastanawiac jakiego psa bym wzięła gdybym nie miała żadnezwie W moim przypadku decyzję o nowym zwierzaka podjęłabym i tak za kilka miesięcy. Nie potrafię doradzić konkretnie czy to były by 4 miesiące czy 6. Jeśli spotkałbym zwierzaka który skradlby moje serce to bym się długo nie wahała. Decyzję i tak musisz podjąć sam. Zrób to co czujesz. Mietku ja wzięłam kotka miesiąc po śmierci mojego drugiego Skarba Tosiuni. Zuziunia umarła pierwsza a dwa miesiące po Zuzi Tosia. Doznałam szoku straciłam moje kotki w tak krótkim czasie Kupiłam koteczku perska i to była najlepsza decyzja. Stefusia mi pomogła bardzo wniosła radość do domu. Tamte koteczki są zawsze ze mną kocham je i tęsknię i tak będzie do końca mojego dwa miesiące temu kupiłam Czesiunie i jest super. Tak że bierz pieska i będzie lepiej uwierzi. Mój kotek odszedł z domu 8 dni temu. Miał 14 lat. Czy ktoś słyszał, że koty odchodzą z domu jak czują śmierć? Szukaliśmy go wszędzie, nie ma go nigdzie. Tutaj nawet nie miałby gdzie iść. Bardzo przeżywam, nie przespałam ani jednej nocy, jest mi tak źle jakby umarł ktoś z bliskiej rodziny. On był jak człowiek lub piesek , siedział na krześle, każdego witał, ślinił się jak go głaskałam, oj mogłabym dużo pisać.... Jestem załamana i zdruzgotana. Jak to przeżyć? Świat się zawalił. Adoptować nowego? Czy już nigdy nic nie mieć skoro tak boli ? Mój kotek odszedł z domu 8 dni temu. Miał 14 lat. Czy ktoś słyszał, że koty odchodzą z domu jak czują śmierć? Szukaliśmy go wszędzie, nie ma go nigdzie. Tutaj nawet nie miałby gdzie iść. Bardzo przeżywam, nie przespałam ani jednej nocy, jest mi tak źle jakby umarł ktoś z bliskiej rodziny. On był jak człowiek lub piesek , siedział na krześle, każdego witał, ślinił się jak go głaskałam, oj mogłabym dużo pisać.... Jestem załamana i zdruzgotana. Jak to przeżyć? Świat się zawalił. Adoptować nowego? Czy już nigdy nic nie mieć skoro tak boli ? Ja dziś byłem zmuszony pożegnać się z moją kocią księżniczką i ją uśpić. Od miesiąca walczyliśmy o nią, niestety niewydolnosc nerek wygrała tą batalię. Ostatnia noc była najgorsza i w pełni nieprzespana. Kotka była już wycienczona przez chorobę, nie potrafiła chodzić, potykała się i przewracała. Jak podeszła pod swoją miseczkę z wodą to potknęła się i przewróciła na swoje jedzenie, którego z resztą nie jadła od 5 dni. Była cała zimna, jak się okazało miała tylko 36 stopni. O godz 6 pojechaliśmy do weterynarza aby skrócić jej cierpienie. Gdy usnęła na wieki to serce mi pękło. Cały czas myślę czy można było zrobić coś więcej. Stary facet stał przed malutkim i wyniszczonym przez chorobę ciałkiem i płakał. Ciężko będzie się pozbierać. To było oczko w głowie, koci skarbuś. Kocham cię Lulcia. Nigdy o tobie nie zapomnę. W sobotę w nocy powitałam na świecie szczeniaki. Są słodkie. Mam teraz tyle miłości do przytulania. Jedyny który jest podobny do Taro to dziewczynka. Za każdym razem kiedy do nich zaglądam powtarzam sobie że to cząstka Taro. Szczeniak zdecydowanie jest lekarstwem na ból. Koty często się chowają przed śmiercią.. Mietku bierz, widocznie potrzebujesz kogoś kochać..i żeby ono kochało Ciebie. Dziś uśpiłam moją 16-letnią kicię Viki. Od wielu miesięcy miała niewydolne nerki, była na sterydach, ale ostatnie dni już nic nie jadła, ważyła ledwo 2,3 kg i wet powiedział, że jest już bardzo źle. Nie miałam serca już jej więcej męczyć - ledwo chodziła, miała przykurcze szyi, widać było, że cierpi, wymiotowała białą pianą. Nie chciałam żeby umierała w mękach śmiercią głodową. Dziękuję Ci Viki za wszystkie cudowne chwile razem. Kocham. Przytulam wszystkich, którzy stanęli w obliczu tej trudnej decyzji. Nasze zwierzaki są już spokojne i nic ich nie boli. Patrzą na nas zza tęczowego mostu. Mi sie swiat zatrzymall, moj skarb po 15 latach musial zostac uspany. I to jeszcze tak nagle wszystko…Nie wiem, jak i co bedzie dalej… Wczoraj na moich rękach odeszła Koka 9-letnia rozbójniczka i wojowniczka w jednym. Trafiła do mnie przypadkiem niejako mnie wybierając. Nieufna wobec innych, mnie pozwalała na wszystko, a uwielbiała wręcz, kiedy się kładłem na łóżku. Od razu jak królowa rozsiadała się wówczas na moim brzuchu lub boku w zależnosci jak się ułożyłem, a gdy odpowiadałem głaskaniem za uszami rozanielona zasypiala bądz wpatrywała się we mnie swoimi wyjątkowymi ślepiami. Walczyła dzielnie od roku ze swoją chorobą kardiomiopatia restrykcyjną, przedwczoraj zaczeła jednak przegrywać, a wczoraj juz ewidentnie przegrała i mimo leków zaczeła się męczyć. Nie pozostało mi nic innego, jak pozwolić jej godnie odejść jak przystało kociej gladiatorce jak Ją nazywali w klinice. Teraz po mieszkaniu szukam ją wszędzie oczami choć wiem, że już do mnie nie przyleci machając ogonem i miaucząc bądź mrucząc zadowolona że mnie widzi i słyszy. W duszy jest wilcze wycie z bolu, a ile łez mi poleciało sam nie wiem, a mam skrytą naturę introwertyka i łzy mi nawet teraz spływają z oczu jak przysłowiowej babie. Za wcześnie odeszłaś moja czarnoskóra kocico ze swoimi białymi skarpetkami na łapach i i białej "obroży" na szyi....... Dziś jadę odebrać jej ciało, by ostatecznie Ją żegnając je skremować....... Powinnismy stworzyc jakas grupe wsparcia, bo jednym komentarzem sie bolu i rozpaczy wielu z nas nie pozbedzie Monika K. 15 czerwca 2022 Fakt.. Moja Lucynka odeszła wczoraj. Miała 16 lat i była ze mną 14. Zabrałam ją ze schroniska kiedy miała 2 latka, ktoś ją oddał z powodu alergii, piękna trikolorka. Była wyjątkowa. Na początku trudna i bywało że ugryzła, ale po latach to była już czysta miłość na czterech łapkach. Miała niewydolność nerek i nadczynność tarczycy. Pod koniec bardzo schudła i widać było, że kotek gaśnie. W sobotę zawiozłam ją do weta bo dostała niedowładu łapek. Wyniki były w poniedziałek i nie pozostawiały nadziei a pani wet stwierdziła że stan już jest krytyczny i kotek może w każdej chwili odejść zgodziłam się że najlepszym wyjściem będzie eutanazja, bo śmierć mogła się wiązać z jeszcze większym cierpieniem. Nie chciałam jej wieźć do kliniki bo tam zawsze wariowała i trzeba było ją w dwie osoby trzymać żeby cokolwiek z nią zrobić. Nie chciałam żeby odchodziła w strachu i szarpiąc się i pani wet zgodziła się na domową wizytę. Miałyśmy dla siebie jeszcze całą dobę, chociaż już w sobotę wiedziałam...czułam że to jej czas. W poniedziałek zostałam w domu. Cieszyłam się każdą chwilką i to był tylko jej czas, ona też prawie mnie nie odstępowała, żegnałyśmy się pięknie w słońcu, leżała na moich kolanach medytując ze mną na poduszce. Odeszła w moich ramionach, cichutko, do końca całowana w główkę tak jak kochała w swoim ukochanym domku. I wizytę domową doradziłabym każdemu...zapłaciłam 300 zł ale do końca kicia czuła się bezpiecznie. Jeśli tylko was stać i jest to możliwe dajcie to swoim zwierzakom. Moje serce pękło na kawałki a dziś jest pierwszy dzień bez niej. Tak bardzo mi ciężko. Mam wsparcie ale ból trzeba wypłakać. Trzymajcie się Kochani. Wczoraj musiałam podjąć decyzję, aby uśpić naszego kochanego Niuniusia. Miał 16 lat, od samego małego był u nas, przygarnęłam Go jak jeszcze był ślepy, wychowywał się razem z moim synem, taka maleńka kuleczka. Od roku chorował na nadczynność tarczycy, leczyliśmy Go, robiliśmy badania , z których nic grożnego nie wynikało, tylko ta tarczyca. Od miesiąca czuł się coraz gorzej, ciężko mu się oddychało, aż w końcu weterynarz kazał nam zrobić prześwietlenie i się okazało, że ma nowotwór na płucach. Nikł w oczach z dnia na dzień. Jak go zawoziłam wczoraj, do samego końca był wtulony to we mnie, to w mojego syna. Język już miał sino- fioletowy, już nie potrafił swobodnie oddychać ,męczył się strasznie. Tak szybko nowotwór wyniszczył mojego kiciusia. Byliśmy przy Nim do końca, do ostatniego oddechu. Mam nadzieje, że mi to wybaczy, ale przynajmniej już się nie męczy. A ja nie umiem się pozbierać. Dzisiaj u mnie mija rok jak pożegnałam mojego kochanego Baltazarka. Niestety, ten rok okazał się ciężki, przepełniony łzami i ogromnym bólem w sercu. Nie ma dnia abym o nim nie myślała, tak bardzo za moim tygryskiem tęsknię. Współczuję Wszystkim, którzy to samo przechodzą. Mareczku.. potrąciło Cię wczoraj auto, a miałeś zaledwie rok.. zostawiłeś nam wszystkie swoje zabawki, karteczki, taa.. lubiłeś biegać po karteczki.. Byłeś dziwnym kotem, trochę wrednym, trochę strachliwy, ale wszędzie za mną chodziłeś.. zaczepiałes, gdy chciałeś się bawić.. może dzięki Tobie postawią próg zwalniający, a powinien on być już dawno.. może wtedy byś przeżył.. smutno i cicho jest bez Ciebie, nie przylecisz, gdy usłyszysz szelest, lubiłeś słowo karteczka i biegałeś za nią, fikołki robiłeś, taa.. Dziękuję za miło spędzone chwile, nauczyłeś mnie czegoś Mareczku.. nie odkładać na później.. chciałeś się bawić, a ja nie miałem czasu.. przepraszam, pękłem.. Borysek urodził się z wadą genetyczną. Jego prawa nerka nigdy nie rozwinęła się. Na przekór temu wyrósł bardzo na pięknego kota. Mieszkał kiedyś w domu bo na to wskazywała jego trauma- strach przed łóżkiem w sypialni. Ten dom go odrzucił i został sam jak palec. Musiał walczyć o każdy dzień. Szukał swojego przeznaczenia i swoich ludzi. Walczył z kotami i zwalczał koty i tak trafił do więzienia- do kojca przy domu jednego z kotów. Tam spędził rok i 3 miesiące płacząc i tęskniąc za domem. Borys trafił do nas, do domu. większość dnia spędzał śpiąc na mnie, na kolanach a właściwie brzuchu. przytulał się bardzo mocno a potem kładł na plecach przybierając najsłodsze pozy w których przestawał być kotem. Uwielbiał głaskanie, najbardziej po brzuchu. Szukał ciepła, spokoju i akceptacji. Dostał wszystko i więcej, oddał z nawiązką- bezgraniczną i bezwarunkową miłość. Borys Gustavson zwany wcześniej Bandziorem okazał się najsłodszą istotą pod słońcem. Nie miał fochów i nigdy nie postąpił złośliwie. Morfologia wskazywała problem z funkcjonowaniem nerek. Pierwszy lek nie zadziałał drugi już tak. Wskazania: badania w kierunku nerek co 3 miesiące. Ostatni raz w wyniku z 4 kwietnia badanie potwierdzało skuteczność zastosowanego środka. 20 maja Borys zwymiotował, nie zjadł też śniadania. O bz., u lekarza elektrolity+ antybiotyk+ steryd. Jakby lepiej- trochę zjadł przyszedł do mnie i zasnął. W nocy spał jak zwykle w łóżku. 21 maj przed 6 obudziło mnie dziwne wzdychanie Piotra. Borys wymiotował już 4- ty raz. sms do lekarza. tel do lekarza. lekarz odbiera tel i kieruje na rezonans z kontrastem. Trafiam do kliniki. Lekarz robi dokładny wywiad o historii Borysa od pochodzenia przez jakości sikania po wyczesywanie. Zaczynamy od morfologi, potem usg- jedna nerka niewykształcona druga mocno zniszczona. Badanie RTG- nic nie wykazuje. Przychodzą wyniki krwi M O C Z N I K N I E M I E R Z A L N Y!!!. Lekarz mówi, że rokowania są od umiarkowanych po dobre bo była opieka i natychmiastowa reakcja. 3 dni pod kroplówką- oczyszczanie, nawadnianie, odżywianie i antybiotykoterapia. Pierwszy dzień jest gorszy. Kotuś wycofany, nie je, przestraszony, że znowu poza domem i beze mnie. Drugiego utrzymujący się brak apetytu. Dostaje renal płyn dla skrajnie wycieńczonych kotów. Przyjeżdżam po południu i robię to samo. 3 doba nakarmiłam go płynem i saszetką renala ze strzykawki. Załapał, zjadł. Po południu zjadł sam. Wieczorem już nie chciał jeść. Znowu strzykawka. rano badania krwi i wyniki: M O C Z N I K N I E M I E R Z A L N Y !!! K R E A T Y N I N A N I E M I E R Z A L N A !!! F O S F O R N I E M I E R Z A L N Y !!! W Y R O K. Nerka nie podjęła pracy. Więc dializa nic nie da a przeszczep to morderstwo- lekarz wycina nerkę zdrowemu kotu- chory świat. Borys miał 6 lat a może 8 albo 9. To wie tylko ten bandyta który wyrzucił go z domu- niech będzie przeklęty. Borys spędził u nas prawie 2 lata. Tylko 2 lata. Czy żałuję że nie wzięłam go do domu od razu. Tak to mój największy błąd w życiu. Borys kochał bezgranicznie i bezwarunkowo i był szczęśliwy i dawał szczęście i samą słodycz. Borys odszedł 24 maja. Nie cierpiał, tego bym sobie nie wybaczyła. Eutanazja w moich objęciach pocałunkach i łzach, w wyznaniu wiecznej miłości. 2 dni przed Dniem Matki. Byłam matką niecałe 2 lata. Dziękuję, Chcę więcej. chcę umrzeć. Kilka godzin temu odeszła moja Kajunia, labradorka przygarnięta ze schroniska, schorowana staruszka, najwierniejsza i najukochańsza. Opieka nad Tobą, Kajunia, to najlepsze, co mogłam dostać od losu. Dziękuję, że byłaś ze mną. Nigdy nie przestanę Cię kochać, mój mały słodziutki żarłoczku 11 tygodni temu odeszła moja ukochana kicia Felicja. Jej odejście to dla mnie ogromny cios i mimo upływu wielu tygodni wciąż nie potrafię się pogodzić z tą stratą. To stało się tak nagle. W niedzielę świętowaliśmy jej 10 urodziny. We wtorek rano, wychodząc z domu do pracy, podeszłam do okna kuchni, w której leżała Felka w swoim legowisku i jej pomachałam. Tego dnia nocowałam poza domem. Gdy następnego dnia wróciłam do domu po pracy, rodzice i brat powiedzieli mi o jej nagłym odejściu. Brat mówił, że poprzedniego dnia bawiła się z nim i skakała jak nigdy wcześniej.. A w środę rano on i tata znaleźli ją martwą.. Nie mogłam i wciąż nie mogę uwierzyć w to co się stało. Wypłakałam wiele łez i wciąż łzy napływają do oczu, gdy tylko o niej pomyślę. A nie da się nie myśleć... Gdy jestem na dworze rozglądam się wokół, mając nadzieję, że Fela wyskoczy nagle z kwiatów i przykica do mnie z podniesionym wysoko ogonem.. Bardzo mi jej brakuje. Była wyjątkowa. Moja Felcia, Felunia, Feluśka, Felicz. Piła wodę ze szklanki, robiła fikołki, chrapała podczas snu, głośno mruczała podczas zabaw. Nie odstępowała domowników na krok. Była bardzo związana z nami, a my z nią... Nasz kochany pluszak. W domu jest teraz bez niej smutno i pusto. Ja mam o wiele gorsza sytuacja ....zabralqm swoja koteczke na spacer , nie bardzo je lubila i w lesie zaczela sie szarpac uciekla ze smycza i jej nie ma juz 8 dzien .Jak mam zyc , zafundowalam jej taki los Zosia, idź do lasu i szukaj kotka. Jeżeli tego nie zrobisz to kotek może bardzo cierpieć. Zosia, zrób wszystko aby odszukać kicię. Trzymam kciuki Dawno się nie odzywałam. Monisiu, Ewuniu i Kasiu co tam u Was jak sobie radzicie? U mnie jest ok moja Stefcia pogodziła się że ma siostrę Czesia i w końcu ja zaakceptowała. Tak że bardzo się cieszę. Moje dziewczynki są cudowne. Teraz w lipcu będzie dwa lata od śmierci mojej kochanej Zuziuni a we wrześniu Antosi. Kiedy to minęło. Może to dziwne może śmieszne ale myślę o Nich ciągle i tęsknię bardzo ale to bardzo za nimi. Chociaż moje koteczki są przekochane dobrze że je mam. A Wasze Skarby jak tam? Wracam wspomnieniami do moich Aniołków. Ale dzięki Wam dziewczyny się pozbierałam i dzięki moim koteczka. Dziękuję Wam za wszystko. Cudownie że jest to trzymajcie się trzeba na wszystko dużo czasu. Ból po stracie nie mija ale uczymy się z nim żyć. Niestety życie jest trudne ale i piękne. Tule Was wszystkich. Moniko Ewo Kasiu Was szczególnie. Napiszcie jak Wasze Skarby te nowe. Wczoraj minęło dwa lata od śmierci mojej ukochanej Zuzi. Smutek żal tęsknota. I tak do końca życia.
Ból po stracie psa Zaloguj od tamtej pory mama sie do mnje nie odzywa. Nie moge sie pogodzic z tym ze facet który ani chwili mojemi psu nie poświęcił byl przy nim a mnie nawet nis raczyli
Tak uratujesz swojego psa. Obejrzyj ten film Data utworzenia: 15 lipca 2015, 18:00. Znajomość tych kilku ruchów pozwoli uniknąć tragedii. Jeśli masz psa lub przebywasz często w obecności zwierząt, ta wiedza może Ci się bardzo przydać. Szczególnie, że lato w pełni. Upały nie są łaskawe dla naszych ulubieńców. To może uratować Twojego psa! Foto: Pet CPR / BRAK Może tak się zdarzyć, że nasz ukochany czworonóg zasłabnie i zanim dotrzemy z nim do gabinetu weterynaryjnego, będziemy musieli udzielić mu pierwszej pomocy. To nie jest takie trudne. Oto, jak prawidłowo przeprowadzić resuscytację krążeniowo-oddechową. 1. Przygotowanie Połóż psa na jego prawym boku. Pociągnij lekko lewą, przednią łapę do tyłu, w stronę ogona tak, by łokieć dotknął piersi. Tam jest serce. 2. Sprawdzanie tętna Zobacz także Najłatwiej sprawdzić puls właśnie w miejscu, gdzie znajduje się serce. Szczególnie w przypadku psów dużych i z nadwagą. Inne miejsca to „nadgarstek” (tuż poniżej opuszek każdej łapy) i tętnica udowa (wewnętrzna strona tylnych łap, w okolicy kolana). 3. Reanimacja Jeśli nie wyczułeś tętna i zwierzę nie oddycha, przejdź do reanimacji. Zadbaj o to, by ciało psa leżało prosto. Ponownie zlokalizuj serce. Złącz dłonie, zablokuj łokcie i wykonaj 15 uciśnięć klatki piersiowej w ciągu 10 sekund. Odchyl nieco jego głowę, by udrożniły się drogi oddechowe. Obejmij dłonią pysk. Powinien być cały czas zamknięty. Przyłóż usta do nosa psa i zrób cztery, krótkie wydechy. Obserwuj, czy porusza się jego klatka piersiowa. Następnie włóż lewą dłoń pod tułów psa tam, gdzie zaczynają się jego tylne łapy. Drugą ręką naciśnij od góry. To pomoże krwi dotrzeć do serca. Jeśli masz kogoś do pomocy, możecie podzielić zadania. Jedna robi masaż serca i wydechy, a druga uciśnięcie tułowia. Zobacz, filmik instruktażowy: aaaa /2 Sztuczne oddychanie dla psa Pet CPR / BRAK 15 uciśnięć klatki, 4 wydechy i jedno naciśnięcie tylnej części tułowia /2 Jak znaleźć serce Pet CPR / BRAK By zlokalizować serce, odciągnij przednią łapę lekko do tyłu Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Nigdy nie odwracajmy się tyłem do atakującego zwierzęcia, ale też nie stójmy z nim oko w oko. Jeśli padniemy ofiarą ataku psa, należy bezzwłocznie udać się do lekarza. Nie chodzi jedynie o doznane obrażenia. W przypadku obcych psów konieczne będzie przyjęcie szczepienia przeciw wściekliźnie i tężcowi. O ataku należy
[quote name='waldi481']Na I stronie tego wątku ktoś napisał,,że to mija,,w odniesieniu do bólu..Ja twierdzę,że nie mija..Ból,który odczuwam wszystko zmienił choć wydaje się co niektórym,że jest już Gucia wszystko zmieniło-jego śmierć zabiła mnie choć żyję..Ja mam tylko sporo wątpliwości,że ja żyję,choć oddycham,jem,śpię itd...Bo jak pisał poeta,,można umrzeć za życia i nie czuć kompletnie nic,,...Tamtego przeklętego dnia wszystko się zmieniło,wszystko przewartościowało...Mnie nie ma choć jestem.. Elżbieta[/QUOTE] :shake:ból po stracie przyjaciela nigdy nie mija, ja po mojej psince nie mogę jakoś schować budki z pokoju ,ani miseczki z której jadła .Żal pozostanie na zawsze:placz::placz::placz:. Quote
Pamiętaj, że troszcząc się o psa liczy się nie tylko wspólnie spędzony czas i pieszczoty, ale również odpowiedzialność. Przede wszystkim powinieneś pamiętać o regularnych wizytach u weterynarza. Nawet jeśli Twoje zwierzę nie choruje to zadbaj o to, by sprawdzać, czy coś mu nie dolega.
Po stracie Sary zadaję sobie czasami pytanie-jak zniosę odejście Milki? nie umiem nawet o tym myśleć. nie ma dnia żebym nie wracała myślami do choroby i śmierci Sary,dziesiątki pytań i wyrzutów sumienia-czy zrobiłam wszystko żeby ją uratować; diagnoza chłoniak.Rozpacz po jej stracie zatrzymała się na tyle, że już normalnie
1. Emocjonalne skutki płaczu z powodu psa. Llorar por la pérdida psa puede tener una serie de efectos emocionales en las personas afectadas. Estos efectos varían osoby a otra, pero es común experimentar una sensación abrumadora de tristeza y dolor. El llanto por un perro amado puede desencadenar sentimientos de vacío y soledad, junto con
pomoc można uzyskać w Poradni zdrowia Psychicznego lub w placówkach interwencji kryzysowej. Strata ukochanego przyjaciela "psa" porównywalna jest do straty bliskiej osoby, więź emocjonalna, odczuwanie smutku pogrąża osobę po stracie w żałobie, rok potrzeba na pogodzenie się zaistniałą sytuacją. Wskazane jest wsparcie specjalistyczne.
Isabelle 30, podpisuję się pod Twoim postem obiema rękami, masz 100 racji. Uważam dokładnie tak jak TY. Na poczatku gdy żal i ból jest bardzo mocny to nie wyobrażamy sobie innego pupila. Ale gdy upłynie więcej czasu i adoptujemy następnego wtedy mamy..
uncVYY. v7x0o2w6ub.pages.dev/29v7x0o2w6ub.pages.dev/27v7x0o2w6ub.pages.dev/30v7x0o2w6ub.pages.dev/59v7x0o2w6ub.pages.dev/39v7x0o2w6ub.pages.dev/25v7x0o2w6ub.pages.dev/73v7x0o2w6ub.pages.dev/13
nie moge sie pozbierac po stracie psa